Reklama

Piotr Johansson z Djurgarden: – Mecze z Lechem są najważniejsze w mojej karierze [WYWIAD]

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

08 marca 2023, 12:16 • 9 min czytania 13 komentarzy

W Djurgardens IF, z którym Lech Poznań powalczy o ćwierćfinał Ligi Konferencji, mamy polski akcent. 28-letni prawy obrońca wicemistrzów Szwecji Piotr Johansson urodził się w Polsce, ma polskich rodziców i w naszym języku mówi całkiem przyzwoicie, choć w trakcie wywiadu wolał przechodzić na angielski. Porozmawialiśmy z nim przed tym pierwszym starciem z „Kolejorzem”.

Piotr Johansson z Djurgarden: – Mecze z Lechem są najważniejsze w mojej karierze [WYWIAD]

Czy ma wspomnienia z Polski? Czy kiedykolwiek był realny temat gry dla biało-czerwonych? O co jego rodzina miała do niego żal? Czy marzy jeszcze o reprezentacji Szwecji i transferze zagranicznym? Czy faktycznie Lech kilka lat temu się nim interesował? Dlaczego uważa „Kolejorza” za nieznacznego faworyta? Czy zobaczymy nowe Djurgarden względem poprzedniego sezonu? Zapraszamy. 

*

Życzyłeś sobie wylosowania Lecha?

Nie. Ani nie było to moje życzenie, ani moja obawa. Skupiamy się na samym fakcie, że jesteśmy w 1/8 finału i walczymy o ćwierćfinał. Każdy zespół, który zaszedł do tego etapu prezentuje topowy poziom. Oczywiście dla mnie ta rywalizacja na swój sposób będzie wyjątkowa. Urodziłem się w Gorlicach, moi rodzice są Polakami, nadal mam tam część swojej rodziny i przyjaciół. Nie znaczy to jednak, że chciałem wylosować Lecha bardziej niż inne kluby.

Reklama

Jakie uczucia towarzyszą ci przed tymi meczami?

Z punktu widzenia piłkarskiego – żadne wyjątkowe. Już bez dodatkowych kontekstów czujemy, że czekają nas dwa wielkie mecze. Ale osobiście czuję, że to będzie coś specjalnego. Po raz pierwszy zagram przeciwko polskiej drużynie i w Polsce. Na trybunach pojawią się członkowie rodziny i znajomi. Będę miał sporo kibiców.

Masz jakieś wspomnienia z Polski z najwcześniejszego okresu?

Nie, ponieważ wyjechałem z mamą, gdy miałem rok. Mój biologiczny ojciec został w kraju. Całe dzieciństwo jest już związane ze Szwecją, ale jak mówiłem, w Polsce nadal żyje duża część mojej rodziny: siostry mamy, babcia, kuzynostwo, ciocia i wujek. Przyjeżdżałem w odwiedziny podczas każdych wakacji czy ferii zimowych i to często na miesiąc lub dwa. Gdy kariera piłkarska nabrała rozpędu, takie wizyty stały się znacznie trudniejsze, zwłaszcza że gramy systemem wiosna-jesień. Brakowało czasu. Zawsze jednak utrzymywaliśmy kontakt przez social media. U rodziny ostatni raz gościłem półtora roku temu latem, za to teraz w styczniu wyskoczyliśmy z dziewczyną na weekend do Gdańska. Dla niej była to pierwsza wizyta w Polsce. Fajnie wyszło.

Tylko nie próbuj iść do Lechii, tam od dłuższego czasu ciągle jakieś problemy.

Spokojnie, to była wizyta wyłącznie turystyczna!

Reklama

Jak oceniasz swój polski?

Jest okej. Rozumiem wszystko. Jak słyszałeś na początku, bez problemu się dogadam, ale gdy przechodzimy do tematów piłkarskich, łatwiej mówić mi po angielsku. To samo dotyczy opisywania emocji i uczuć czy zagłębiania się w szczegóły. Po polsku trudno mi wyjść poza krótkie odpowiedzi, dlatego jeśli chciałeś ciekawszej rozmowy, musieliśmy przejść na angielski (śmiech).

W twoim domu mówiono po polsku?

Na początku tak, mama nie umiała jeszcze szwedzkiego. Z czasem robiła postępy, a jej życiowym partnerem został Szwed. Ja w przedszkolu i szkole rozwijałem swój szwedzki i od pewnego momentu to był nasz pierwszy język, choć do dziś czasami przechodzimy z mamą na polski, gdy rozmawiamy między sobą.

Jedyny materiał z twoim udziałem w polskich mediach to krótki tekst w „Przeglądzie Sportowym” sprzed dziesięciu lat. Mówiłeś wtedy, że krewni w Polsce byli na ciebie źli, że wolałeś dalej grać w szwedzkich młodzieżówkach. Po latach zmienili swoje spojrzenie?

Tak. Rozumiałem ich podejście w tamtym okresie, skoro urodziłem się w Polsce i mam polskich rodziców. Z czasem jednak pogodzili się z faktami i dziś już nie mają pretensji, nie robią mi wyrzutów. Są moimi kibicami, trzymają kciuki, cieszą się z rozwoju mojej kariery, z tego, że przeszedłem do dużego klubu i teraz mogę walczyć o ćwierćfinał Ligi Konferencji.

Był kiedykolwiek poważniejszy temat związany z grą dla biało-czerwonych? We wspomnianym wywiadzie mówiłeś o kontakcie z Maciejem Chorążykiem.

Odbyłem rozmowy z przedstawicielami PZPN-u, ale grałem wtedy w szwedzkich młodzieżówkach. W Szwecji dorastałem, tam nauczyłem się grać w piłkę i skoro zacząłem być powoływany do juniorskich kadr, nie widziałem żadnego powodu, dla którego miałbym coś zmieniać. Odpowiadało mi to, co jest. Wciąż jednak mogę zmienić reprezentację, więc gdyby jeszcze kiedyś pojawiła się możliwość wyboru i ktoś uzna, że jestem wystarczająco dobry, musiałbym wszystko na spokojnie przemyśleć i zdecydować.

Masz 28 lat i grę dla Szwecji zakończyłeś na drużynie U-17. Marzysz jeszcze o występach w reprezentacji?

Jasne, że gdzieś takie marzenie w głowie jest. Moja kariera rozwijała się dość powoli. Z Molde i Ostersunds zdobywałem trofea, ale nie grałem tam regularnie, dlatego musiałem zejść niżej. Dwa lata spędziłem w drugoligowym Gefle IF, a potem trzy w ekstraklasowym Kalmar FF. To jednak był dość mały klub, a w Szwecji nie powołuje się zawodników z ligowych średniaków lub słabeuszy. Dwukrotnie walczyliśmy w barażach o utrzymanie i dopiero w sezonie 2021 poszło nam znacznie lepiej, skończyliśmy na szóstym miejscu.

Grałem praktycznie wszystko i zauważyło mnie Djurgarden, w którym jestem od roku. Od razu przebiłem się do składu i tak naprawdę dopiero od tego momentu mogę w ogóle myśleć o powołaniu. Zacząłem walczyć o najwyższe cele i występować w pucharach, a wtedy wszystkie oczy są na ciebie zwrócone. Mam poczucie, że jeśli nie zejdę z dotychczasowej drogi, są szanse, żeby znaleźć się w szwedzkiej kadrze. To już oczywiście nie moja decyzja, pozostaje mi prezentować się jak najlepiej na boisku.

W pierwszym sezonie w Djurgarden zdobyłeś wicemistrzostwo. Odbieraliście ten wynik jako rozczarowanie?

Trochę tak. Generalnie tamten rok był dla nas fantastyczny, bo utrzymywaliśmy się w ligowej czołówce, a w pucharach szło nam świetnie. Aby dostać się do grupy Ligi Konferencji musieliśmy wyeliminować HNK Rijeka, Sepsi i APOEL Nikozja – zrobiliśmy to. W grupie z Gentem, Molde i Shamrock Rovers straciliśmy tylko dwa punkty. Ceną za to było jednak kilka kontuzji kluczowych piłkarzy i na ligowym finiszu zwolniliśmy tempo.

Nie udało się do końca godzić rywalizacji na dwóch frontach. Jeszcze na początku października prowadziliśmy w tabeli, ale potem doznaliśmy trzech z rzędu porażek – w tym z późniejszym mistrzem BK Hacken, który świetnie finiszował i już go nie dogoniliśmy. Skoro byłeś bliski osiągnięcia najwyższego celu, niedosyt był odczuwalny. Mimo to całościowo wicemistrzostwo i wejście do 1/8 finału LK uważam za bardzo dobry wynik.

Czyli zmierzyliście się z typową bolączką polskich drużyn, które najczęściej też mają problem, żeby pogodzić puchary z ligą. W ostatnich latach udawało się to głównie Legii Warszawa, Lech dopiero w tym sezonie mniej więcej godzi jedno z drugim. 

Szwedzkie zespoły też często się z tym zmagają. Malmoe w ostatnich latach cztery razy zdobywało mistrzostwo kraju, ale jeśli się nie mylę, tylko raz jednocześnie dalej dochodziło do pucharów i potrafiło zająć pierwsze miejsce w lidze. To jest naprawdę trudne, zwłaszcza gdy nie dysponujesz bardzo szeroką i wyrównaną kadrą.

Jako że dla was rywalizacja w szwedzkiej ekstraklasie zakończyła się w listopadzie, a zaczyna dopiero w kwietniu, w międzyczasie doszło do sporych zmian kadrowych. To już będzie nowe Djurgarden?

Nie, bez przesady. Patrząc na nasz skład z ostatniego meczu w grupie Ligi Konferencji, straciliśmy tylko jednego podstawowego piłkarza – Hjalmara Ekdala, którego sprzedano do Burnley. Latem do Verony odszedł Isak Hien, z którym weszliśmy do fazy grupowej, ale w niej radziliśmy już sobie bez niego. Jeśli wyróżniasz się w takim zespole jak Djurgarden, zwrócą na ciebie uwagę większe kluby. To normalne. Tej zimy przyszło kilku utalentowanych zawodników i kilku starszych, bardziej doświadczonych, nie jest to jednak rewolucja kadrowa. Z Lechem zobaczymy w dużej mierze tę samą drużynę co jesienią.

Jednym z nowych piłkarzy jest Carlos Moros Gracia, który niedawno grał w ŁKS-ie. Opowiadał coś o Polsce i Lechu?

Pytałem go po losowaniu, czy mierzył się z Lechem i jaka atmosfera jest na stadionie w Poznaniu, ale nie mógł zbyt wiele powiedzieć. Przychodził do Łodzi wiosną, gdy oba mecze z Lechem zostały już rozegrane.

No dobrze, to kto twoim zdaniem jest faworytem tego dwumeczu? Tylko nie mówi mi 50 na 50.

Z mojej perspektywy Lech może być nieznacznym faworytem. Jest w trakcie sezonu, w rytmie meczowym, a jego zawodnicy mają większe pucharowe doświadczenie. My musieliśmy przygotowywać się w sparingach i zdążyliśmy rozegrać jedno spotkanie w Pucharze Szwecji. Z drugiej strony, dwumecz kończymy u siebie, co może być bardzo istotne i przeważnie jest korzystniejsze. Jesteśmy przygotowani na szaloną atmosferę w Poznaniu. Wiem od rodziny i znajomych, że polscy kibice mają w sobie wiele pasji. Ale i u nas potrafi być głośno, na domowych spotkaniach często mamy około 20 tys. fanów, a nawet więcej.

Wiemy, że mecz w Polsce jeszcze niczego nie przesądzi. Możemy do niego podejść zadaniowo, bez nastawienia, że musimy od razu iść na całość i szukać wysokiego zwycięstwa. Najważniejsze, żeby do Sztokholmu przywieźć wynik, który da nam realne szanse na awans przed rewanżem.

To mogą być najważniejsze mecze w twojej dotychczasowej karierze?

Zdecydowanie. Szwedzcy dziennikarze od tygodnia powtarzają to pytanie i zawsze odpowiadam tak samo: to bez wątpienia najważniejsze mecze w mojej karierze. Grałem o wielką stawkę w Allsvenskan, walczyłem o fazę grupową, a później o wyjście z niej, ale teraz to coś zupełnie innego. Mamy dwa kroki do wykonania, żeby znaleźć się w ćwierćfinale europejskiego pucharu.

Wielu piłkarzy Lecha ma pewnie podobną perspektywę. Polskiego klubu w ćwierćfinale w Europie nie było od 1996 roku. 

Nie wiem, czy Szwecja też nie czeka podobnie długo. Malmoe w ostatnich latach regularnie grało w grupach Ligi Mistrzów i Ligi Europy, ale dalej nie dochodziło. Ten dwumecz to duże wydarzenie również dla całej ligi i całej szwedzkiej piłki.

Latem 2019 roku łączono cię z przejściem do Lecha. To był poważny temat?

Czekałem na to pytanie (śmiech). Słyszałem, że pojawiło się zainteresowanie i kluby rozmawiały, ale wszystko działo się ponad mną. Nigdy nie doszło do takiego etapu, żebym zaczął rozmawiać z Lechem o kontrakcie i tak dalej. Ze mną nikt się nie kontaktował. Wiadomo, jak to jest w piłce: wiele rzeczy musi się ze sobą zgrać, żeby doszło do transferu.

Perspektywa przejścia do Lecha była dla ciebie interesująca?

Na pewno się nad tym zastanawiałem. Dopiero zaczynałem grać w Kalmar i pracowałem na swoje nazwisko, jednak na nic z góry się nie nastawiałem. Dopóki nie ma oferty na stole, tak naprawdę nie ma tematu. Ja nic na stole nie miałem.

Masz jeszcze ambicje, żeby spróbować sił w lidze zagranicznej?

Pewnie. Kiedy dorastasz, zawsze marzysz o grze w najlepszych ligach z najlepszymi piłkarzami. Dziś będąc starszym patrzę na to spokojniej, ale marzeń nie porzuciłem. Znajduję się w najlepszym okresie w swojej karierze, 27-28 lat to optymalny wiek dla piłkarza. Mogę odnieść sukces w Europie, moje ciało jest w świetnej kondycji, czuję pewność siebie. Podobnie jak w przypadku powołania do reprezentacji: jeśli nie spuszczę z tonu, wszystko jeszcze możliwe.

Na razie cieszę się tym, co jest. Czekam na mecze z Lechem i nowy sezon w lidze, w którym znów zamierzamy bić się o najwyższe lokaty. Łatwo nie będzie, oczekiwania po ostatnim sezonie wzrosły, ale jesteśmy gotowi na to wyzwanie. No i latem chcemy ponownie zdziałać coś fajnego w pucharach.

Krótko mówiąc, najlepsze dopiero przed tobą?

Mam taką nadzieję!

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

CZYTAJ WIĘCEJ O DWUMECZU LECHA Z DJURGARDEN:

Fot. Newspix/DIF Play (YouTube)

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Liga Konferencji

Komentarze

13 komentarzy

Loading...