Reklama

Derby – słowo, którego nie wolno wymawiać

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

27 lutego 2023, 22:06 • 4 min czytania 55 komentarzy

Kabaret Starszych Panów dawno temu śpiewał, że piosenka jest dobra na wszystko, a według naszych ligowców derby są wytłumaczeniem wszystkiego. Co złego, to derby, wiadomo. Bezapelacyjnie i niezmiennie. W poniedziałek lepiej w tych jakże niewdzięcznych okolicznościach lokalnej rywalizacji poradziło sobie Zagłębie Lubin, dzięki czemu odskoczyło od strefy spadkowej na cztery punkty.

Derby – słowo, którego nie wolno wymawiać

Derby Zagłębia Miedziowego – tak zapowiadano mecz Zagłębia z Miedzią Legnica i to w zasadzie paliło zawody na starcie. Zawodnicy już nic nie musieli, bo wszystko mogli wyjaśnić jednym słowem. Derby.

Zagłębie Lubin – Miedź Legnica 2:1. Derby i koniec

Mało składnej gry? Derby.

Niewiele strzałów? No derby.

Mnóstwo fauli? Przecież derby.

Reklama

Podania w aut? Cholera jasna, derby.

Pewnie w ten sposób dałoby się też wytłumaczyć awarię prądu w bloku, złapanie gumy na parkingu, przypieprzenie głową w skrzynkę pocztową czy wdepnięcie w końcowy produkt trawienia na osiedlowym trawniku, byle tylko wydarzyło się w dzień potyczki z lokalnym przeciwnikiem. Derby i już. Wszystko jasne.

To nie tak, że w Lubinie nic się nie działo, oj nie. Ale tak wyszło, że po niezłym pierwszym kwadransie reszta pierwszej połowy nadawała się do kosza. Bywa. I kiedy w trakcie rozmowy między pierwszą a drugą częścią spotkania na antenie stacji Canal+ zapytano o to Mateusza Grzybka z ekipy gospodarzy, odpowiedział, że oczywiście to derby. Tak to już jest. Nie, że Zagłębie w poprzednich pięciu meczach na swoim stadionie dostało wciry od Piasta, Legii, Rakowa, Cracovii oraz Lechii. Nie, nie. To nie ma znaczenia. Tym razem chodziło o derby.

Oczywiście ludzkość od dawien dawna wierzy w magiczność słów, ale, cholera, dajmy spokój tym derbom. Jasne, czasem to inny ciężar gatunkowy niż zwykłe potyczki, choćby w Łodzi to faktycznie rywalizacja niemal na śmierć i życie, ale Zagłębie z Miedzią na nawet nie w połowie wypełnionym stadionie? No raczej w tym wypadku atmosfera nie pętała nikomu nóg. Naprawdę, panowie piłkarze, to nie tak, że jak mierzycie się z kimś, kto mieszka w okolicy, to nagle za sprawą nadprzyrodzonych sił tracicie umiejętności. Odpuśćcie już te derby i ich rzekome prawa.

Ale jeszcze na momencik zostańmy przy derbach – w Lubinie mogą żałować, że nie muszą kopać z lokalnymi przeciwnikami co tydzień, bo wówczas klękajcie narody! W tym sezonie bilans Zagłębia z Miedzią oraz Śląskiem Wrocław to 10 zdobytych punktów na 12 możliwych. Kapitalna skuteczność i jeśli już doszukiwać się jakichś reguł, to na Dolnym Śląsku w regionalnych bitwach Miedziowy pozostają niepokonani.

Reklama

Zagłębie znalazło napastnika?

Miejscowi szczególnie po przerwie sprawnie zrzucili z siebie derbowe łańcuchy i popisali się kilkoma składnymi akcjami. Fajne prostopadłe podania posyłał Łukasz Łakomy, po skrzydłach hasali Damjan Bohar z Kacprem Chodyną (przy czym akurat Słoweniec partolił, co miał w polu karnym), ale przede wszystkim warto pochwalić Dawida Kurminowskiego.

To nie tak, że 24-latek zaprezentował się jakoś wybitnie, natomiast wreszcie w ataku Miedziowych biega ktoś, kogo związek z pozycją napastnik nie ogranicza się do rubryki w Skarbie Kibica, z czym był problem od transferu Bartosza Białka do VfL Wolfsburg. Rok Sirk, Samuel Mraz, Martin Dolezal, Karol Podliński, Tomas Zajic, Szymon Kobusiński – tych zawodników sprowadzano do Lubina z zadaniem zdobywania bramek i żaden się nie wywiązał. Do tego próbowano wychowanków akademii, jak Rafał Adamski czy Olaf Nowak, ale też szału nie było.

Jesienią wydawało się, że tak samo będzie z Kurminowskim. Niedawny król strzelców słowackiej ekstraklasy w barwach MSK Żilina odbił się od ligi duńskiej, miał się odbudować w Zagłębiu, a całą jesień stracił na leczenie kontuzji. Jakby fatum zawisło nad lubińskimi „dziewiątkami”. Ale ostatnie dwa występy poznaniaka dają nadzieję, że jednak wyłamie się z trendu.

W poprzedniej kolejce strzelił gola Lechowi, w poniedziałek błysnął dwukrotnie. Raz, kiedy w sumie ze średniego podania w pole karne zdołał wywalczyć jedenastkę, dzięki dobremu przyjęciu (i gapiostwu Andrzeja Niewulisa). Dwa, gdy nagle posłał świecę przewrotką (tak, przewrotką), po której piłka otarła się o spojenie słupka z poprzeczką. Słowem, zrobił coś z niczego. Do tego angażował się w rozegranie, starał się przetrzymywać futbolówkę. Zasłużył na plusa.

Tak, tak, to jeszcze za wcześnie, by ogłaszać odrodzenie Kurminowskiego, ale wreszcie widać, że ten chłopak ma potencjał i nieprzypadkowo walił bramkę za bramką na Słowacji. W Zagłębiu mogą mieć z niego pociechę.

A Miedź? Cóż, słabizna. Goście oddali jeden celny strzał i na ich szczęście Luciano Narsingh nie pomylił się z bliska, co podgrzało temperaturę meczu w ostatnich minutach. Co więcej, pewnie gdyby spotkanie potrwało dłużej, może daliby radę wyrównać, bo gospodarzy opanowała panika, ale nie potrwało. Drużyna z Legnicy bez punktów i ciągle ostatnia.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

foto. Newspix

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

55 komentarzy

Loading...