Kabaret Starszych Panów dawno temu śpiewał, że piosenka jest dobra na wszystko, a według naszych ligowców derby są wytłumaczeniem wszystkiego. Co złego, to derby, wiadomo. Bezapelacyjnie i niezmiennie. W poniedziałek lepiej w tych jakże niewdzięcznych okolicznościach lokalnej rywalizacji poradziło sobie Zagłębie Lubin, dzięki czemu odskoczyło od strefy spadkowej na cztery punkty.
Derby Zagłębia Miedziowego – tak zapowiadano mecz Zagłębia z Miedzią Legnica i to w zasadzie paliło zawody na starcie. Zawodnicy już nic nie musieli, bo wszystko mogli wyjaśnić jednym słowem. Derby.
Zagłębie Lubin – Miedź Legnica 2:1. Derby i koniec
Mało składnej gry? Derby.
Niewiele strzałów? No derby.
Mnóstwo fauli? Przecież derby.
Podania w aut? Cholera jasna, derby.
Pewnie w ten sposób dałoby się też wytłumaczyć awarię prądu w bloku, złapanie gumy na parkingu, przypieprzenie głową w skrzynkę pocztową czy wdepnięcie w końcowy produkt trawienia na osiedlowym trawniku, byle tylko wydarzyło się w dzień potyczki z lokalnym przeciwnikiem. Derby i już. Wszystko jasne.
To nie tak, że w Lubinie nic się nie działo, oj nie. Ale tak wyszło, że po niezłym pierwszym kwadransie reszta pierwszej połowy nadawała się do kosza. Bywa. I kiedy w trakcie rozmowy między pierwszą a drugą częścią spotkania na antenie stacji Canal+ zapytano o to Mateusza Grzybka z ekipy gospodarzy, odpowiedział, że oczywiście to derby. Tak to już jest. Nie, że Zagłębie w poprzednich pięciu meczach na swoim stadionie dostało wciry od Piasta, Legii, Rakowa, Cracovii oraz Lechii. Nie, nie. To nie ma znaczenia. Tym razem chodziło o derby.
Oczywiście ludzkość od dawien dawna wierzy w magiczność słów, ale, cholera, dajmy spokój tym derbom. Jasne, czasem to inny ciężar gatunkowy niż zwykłe potyczki, choćby w Łodzi to faktycznie rywalizacja niemal na śmierć i życie, ale Zagłębie z Miedzią na nawet nie w połowie wypełnionym stadionie? No raczej w tym wypadku atmosfera nie pętała nikomu nóg. Naprawdę, panowie piłkarze, to nie tak, że jak mierzycie się z kimś, kto mieszka w okolicy, to nagle za sprawą nadprzyrodzonych sił tracicie umiejętności. Odpuśćcie już te derby i ich rzekome prawa.
Ale jeszcze na momencik zostańmy przy derbach – w Lubinie mogą żałować, że nie muszą kopać z lokalnymi przeciwnikami co tydzień, bo wówczas klękajcie narody! W tym sezonie bilans Zagłębia z Miedzią oraz Śląskiem Wrocław to 10 zdobytych punktów na 12 możliwych. Kapitalna skuteczność i jeśli już doszukiwać się jakichś reguł, to na Dolnym Śląsku w regionalnych bitwach Miedziowy pozostają niepokonani.
Zagłębie znalazło napastnika?
Miejscowi szczególnie po przerwie sprawnie zrzucili z siebie derbowe łańcuchy i popisali się kilkoma składnymi akcjami. Fajne prostopadłe podania posyłał Łukasz Łakomy, po skrzydłach hasali Damjan Bohar z Kacprem Chodyną (przy czym akurat Słoweniec partolił, co miał w polu karnym), ale przede wszystkim warto pochwalić Dawida Kurminowskiego.
To nie tak, że 24-latek zaprezentował się jakoś wybitnie, natomiast wreszcie w ataku Miedziowych biega ktoś, kogo związek z pozycją napastnik nie ogranicza się do rubryki w Skarbie Kibica, z czym był problem od transferu Bartosza Białka do VfL Wolfsburg. Rok Sirk, Samuel Mraz, Martin Dolezal, Karol Podliński, Tomas Zajic, Szymon Kobusiński – tych zawodników sprowadzano do Lubina z zadaniem zdobywania bramek i żaden się nie wywiązał. Do tego próbowano wychowanków akademii, jak Rafał Adamski czy Olaf Nowak, ale też szału nie było.
Jesienią wydawało się, że tak samo będzie z Kurminowskim. Niedawny król strzelców słowackiej ekstraklasy w barwach MSK Żilina odbił się od ligi duńskiej, miał się odbudować w Zagłębiu, a całą jesień stracił na leczenie kontuzji. Jakby fatum zawisło nad lubińskimi „dziewiątkami”. Ale ostatnie dwa występy poznaniaka dają nadzieję, że jednak wyłamie się z trendu.
W poprzedniej kolejce strzelił gola Lechowi, w poniedziałek błysnął dwukrotnie. Raz, kiedy w sumie ze średniego podania w pole karne zdołał wywalczyć jedenastkę, dzięki dobremu przyjęciu (i gapiostwu Andrzeja Niewulisa). Dwa, gdy nagle posłał świecę przewrotką (tak, przewrotką), po której piłka otarła się o spojenie słupka z poprzeczką. Słowem, zrobił coś z niczego. Do tego angażował się w rozegranie, starał się przetrzymywać futbolówkę. Zasłużył na plusa.
Tak, tak, to jeszcze za wcześnie, by ogłaszać odrodzenie Kurminowskiego, ale wreszcie widać, że ten chłopak ma potencjał i nieprzypadkowo walił bramkę za bramką na Słowacji. W Zagłębiu mogą mieć z niego pociechę.
A Miedź? Cóż, słabizna. Goście oddali jeden celny strzał i na ich szczęście Luciano Narsingh nie pomylił się z bliska, co podgrzało temperaturę meczu w ostatnich minutach. Co więcej, pewnie gdyby spotkanie potrwało dłużej, może daliby radę wyrównać, bo gospodarzy opanowała panika, ale nie potrwało. Drużyna z Legnicy bez punktów i ciągle ostatnia.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Kim my jesteśmy, by szydzić z Ligi Konferencji?
- Dziesięć scen z odrodzenia Widzewa. Tak zmartwychwstał RTS
- Ukraina? Kibice Śląska toczą swoją wojnę. Z rozumem
foto. Newspix