Reklama

Czas przełamać wiosenną niemoc. Lechu Poznań, niech ta przygoda dalej trwa!

redakcja

Autor:redakcja

23 lutego 2023, 09:57 • 5 min czytania 79 komentarzy

W dzisiejszym starciu z Bodo/Glimt zawodnicy Lecha Poznań zagrają nie tylko o awans do kolejnej rundy Ligi Konferencji UEFA. Stawka jest, wbrew pozorom, znacznie wyższa. Po pierwsze, ekipa “Kolejorza” staje przed ostatnią szansą na uratowanie sezonu – obrona tytułu mistrzowskiego jest już w zasadzie poza zasięgiem, Puchar Polski to temat dawno zamknięty, zatem tylko na europejskiej arenie poznaniacy mogą jeszcze napisać naprawdę piękną historię, która zostanie na długo zapamiętana. Druga kwestia to możliwość dokonania tego, co przerastało wszystkich polskich pucharowiczów od marca 1991 roku, kiedy to nastoletni Wojtek Kowalczyk zapakował dwie sztuki Sampdorii w Pucharze Zdobywców Pucharów – wygrania wiosennego dwumeczu w Europie.

Czas przełamać wiosenną niemoc. Lechu Poznań, niech ta przygoda dalej trwa!

Serio, Lechu Poznań, apelujemy do ciebie z tego miejsca – przełam tę żałosną passę.

No ileż można czekać, do ciężkiej cholery?

Lech Poznań – Bodo/Glimt. Nieszczęsna pucharowa wiosna

Kto był wcześniej blisko przełamania niemocy?

Wyrzut sumienia polskiej piłki: gdy ostatni raz wygrywaliśmy na wiosnę, istniała jeszcze Czechosłowacja

Reklama

Nie tak znowu wiele zespołów, biorąc pod uwagę to, o jak długim okresie mówimy. Ale trochę się ich jednak przez te długie dekady nazbierało. Scenariusz był na ogół podobny – pierwszy mecz dający nadzieję, pozostawiający nawet pewien niedosyt, poczucie zmarnowanej szansy, a potem – gorzkie rozczarowanie w rewanżu i naiwna wiara w to, że następnym razem to już na pewno się uda.

Prześledźmy sobie szybciutko XXI wiek. Rok 2003, 1/8 finału Pucharu UEFA. Wisła Kraków najpierw po efektownym widowisku remisuje 3:3 na wyjeździe z rzymskim Lazio, by u siebie przegrać 1:2 i w aurze wielkiego rozgoryczenia zakończyć swoją spektakularną pucharową przygodę. W kolejnej odsłonie rozgrywek, tym razem na etapie 1/16 finału, Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski dość sromotnie poległ w marcowej konfrontacji z Girondins Bordeaux. Sezon 2008/09 – dowodzony przez Franciszka Smudę Lech Poznań remisuje u siebie 2:2 z Udinese, w rewanżu wychodzi na prowadzenie, ale finalnie przegrywa i żegna się z pucharami. Z kolei w sezonie 2010/11 ekipa “Kolejorza” nie poradziła sobie ze Sportingiem Braga, mimo zwycięstwa 1:0 w pierwszym spotkaniu. Jose Mari Bakero okropnie wówczas narozrabiał na płaszczyźnie taktycznej.

Dalej mamy natomiast pamiętny sezon 2011/12 i dwa wyrównane dwumecze – Legii Warszawa ze Sportingiem Lizbona oraz Wisły Kraków ze Standardem Liege. Oba, a jakże, zakończone niepowodzeniami przedstawicieli Ekstraklasy. W lutym 2015 roku “Wojskowi” na etapie 1/16 finału Ligi Europy zebrali zaś manto od Ajaksu Amsterdam. Dwa lata później – już jako spadochroniarze po występach w Champions League – zmierzyli się zresztą z holenderskim zespołem raz jeszcze. Tym razem rywalizacja była znacznie bardziej zacięta, ale efekt koniec końców dokładnie taki sam – odpadnięcie z pucharów. Jak zwykle.

I to by było na tyle. Przełom lutego i marca od kilkudziesięciu lat stanowi ten punkt w piłkarskim kalendarzu, gdy dla polskiego kibica definitywnie kończą się sny o europejskich podbojach. Samo doczłapanie się do tego momentu przyjęło się u nas traktować w kategoriach sporego wyczynu. Ale umówmy się – play-offy Ligi Konferencji, będące de facto jedynie przedsionkiem fazy pucharowej tych rozgrywek, to jeszcze nie jest wielkie europejskie granie.

Lech ma wciąż coś do zrobienia.

Kilka rozdziałów tej opowieści trzeba jeszcze dopisać, żeby naprawdę wyszedł z niej bestseller.

Reklama

Lech Poznań – Bodo/Glimt. Sezon wciąż trwa

Naturalnie “Kolejorz” trochę dobrej piłki na europejskiej arenie już w tym sezonie pokazał. Mamy na myśli przede wszystkim dwumecz z Villarrealem w fazie grupowej Ligi Konferencji, a zwłaszcza triumf 3:0 w rewanżowej konfrontacji z hiszpańskim zespołem. Abstrahując od wszystkich okoliczności, nie sposób nie docenić takiego występu. I takiego rezultatu. Jeśli jednak chodzi o pierwszy mecz z Bodo/Glimt, to aż tak efektownie nie było. Ba, ten mecz był czystym zaprzeczeniem efektowności. Co tu kryć, chwilami zgrzytały zęby. Ale summa summarum Lech przywiózł z Norwegii wynik, który sprawia, że kwestia awansu pozostaje otwarta. A trzeba pamiętać, że znacznie silniejsze drużyny od “Kolejorza” z wyjazdowych potyczek z Bodo/Glimt wracały potężnie poobtłukiwane.

Punkt wyjścia jest więc przyzwoity.

Jednak najtrudniejsze wciąż przed ekipą Johan van den Broma. Przed samym holenderskim szkoleniowcem najpoważniejszy egzamin, od kiedy pracuje on w stolicy Wielkopolski. Rewanż z Bodo określi bowiem dynamikę jego kadencji. Jeżeli Lech wyleci z pucharów i ostatnie miesiące sezonu upłyną mu na pilnowaniu pozycji w ligowym TOP3, atmosfera wokół trenera niewątpliwie zgęstnieje. Z drugiej strony, historyczny awans definitywnie van den Broma uwiarygodni.

Będzie dziś Lech potrzebował mądrych decyzji trenera, ale i najwyżej dyspozycji swoich liderów. Bartosza Salamona i Antonio Milicia w formacji obronnej. Mikaela Ishaka, który to przecież tak wiele razy błyszczał w kluczowych dla “Kolejorza” momentach w Europie. Michała Skórasia, który w ostatnich tygodniach jak gdyby nieco przygasł i przestał zapewniać konkrety. Filipa Bednarka, który w pucharach umie zrobić różnicę. Choć w tym momencie Orest Lenczyk przypomniałby z pewnością, że poziom zespołu określa jego najsłabszy zawodnik. Poznaniacy na posiadanie słabych punktów dziś pozwolić sobie absolutnie nie mogą. Nie mogą sobie pozwolić na kolejne pudła z czystych pozycji na pięć metrów przez bramką. Wiecie dobrze, do kogo w tej chwili nawiązujemy.

Kurczę, lubimy takie spotkania. Klasowy rywal, duże oczekiwania, ogromna stawka, tysiąc mniejszych i większych kontekstów. Wóz albo przewóz.

Oby wreszcie z wiosennym happy endem dla polskiego klubu.

CZYTAJ WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ:

fot. FotoPyk

Najnowsze

Liga Konferencji

Komentarze

79 komentarzy

Loading...