Reklama

Rozmowy kontrolowane. Inter przed meczem z Porto

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

22 lutego 2023, 12:23 • 6 min czytania 9 komentarzy

Zarząd z Simone Inzaghim. Romelu Lukaku z Nicolo Barellą na boisku. Władze z szefostwem Chelsea. Milan Skriniar z kolegami z zespołu i ultrasami z Curva Nord. Rozmowy, rozmowy, rozmowy. W tygodniach poprzedzających mecz z FC Porto w Interze Mediolan języki latały jak łopaty.

Rozmowy kontrolowane. Inter przed meczem z Porto

Bo i było o czym gadać, ponieważ choć kryzys sportowy z początku sezonu udało się zażegnać, w Nerazzurrich wciąż spokój jest czymś równie deficytowym, co pieniądze.

Musi być TOP 4

Bezbramkowy remis z Sampdorią – w połączeniu z niedawną porażką z Empoli tego było za wiele. Właściciel Interu Steve Zhang uznał, że musi zareagować, dlatego w poprzednim tygodniu zwołał spotkanie zarządu z Inzaghim. Żeby nie było wątpliwości, czego władze klubu oczekują od szkoleniowca.

Po pierwsze, drugie i trzecie – Nerazzurri muszą utrzymać miejsce w TOP 4, a najlepiej już zostać na drugim. Nikt z szefostwa nie zwariował i nie żąda niemożliwego, czyli pogoni za Napoli. 15 punktów straty na 15 kolejek – równie dobrze można by próbować zawrócić bieg Padu. Ale zachowanie pozycji gwarantującej występ w kolejnej edycji Ligi Mistrzów to priorytet. Dawka tlenu niezbędna do spokojnej egzystencji. Bez pieniędzy z Champions League Interowi grozi katastrofa ekonomiczna i wszyscy są tego świadomi.

Na wypłacalność Zhanga nie ma co liczyć. Wierzyciele chińskiego biznesmena pozwali go we Włoszech, Stanach Zjednoczonych oraz Hong Kongu. Według Calcio e Finanza za 300 milionów euro długu tylko wobec China Construction Bank (Asia) Corporation (CCBA) 31-letni biznesmen może w najbliższym czasie trafić za kratki na trzy miesiące.

Reklama

Nie będzie też pieniędzy od DigitalBits, firmy kryptowalutowej, której logo niezmiennie znajduje się na przedzie koszulek, choć ta nie płaci od początku rozgrywek. Kibice Nerazzurrich zastanawiali się, jakim cudem przedsiębiorstwo wywiązuje się z zobowiązań wobec Romy, a względem ich drużyny już nie, ale jak nie wiadomo, o co chodzi, to zawsze chodzi o pieniądze. Po prostu Giallorossi dostaną sześć milionów euro za sezon, a ekipa z Mediolanu miała otrzymać 23 bańki. W związku z kryzysem w branży DigitalBits nie było w stanie udźwignąć tego zobowiązania. Poszukiwania zastępstwa trwają od miesięcy, jak dotąd są nieskuteczne.

Wierzą w awans

Ale sytuacja finansowa klubu ze stolicy Lombardii i tak nie jest tak zła, jak prognozowano, bo w budżecie zakładano, że zespół zajmie trzecie miejsce w grupie Ligi Mistrzów – za Bayernem Monachium oraz Barceloną, a w związku z tym trafi do Ligi Europy. Nieoczekiwany sukces to nieoczekiwana kasa, a apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Dlatego po czwarte – Inter powinien wyeliminować Porto. Zhang zakomunikował to Inzaghiemu i właściciel uważa, że tę drużynę na to stać i jej miejsce jest w czołowej ósemce rywalizacji. Awans do ćwierćfinału to dodatkowe 20 milionów euro (środki od UEFA oraz sponsorów), które zapewniłyby więcej spokoju latem. Zgodnie z informacjami włoskiej prasy zarząd chce na koniec rozgrywek wygenerować 60 baniek zysku i przede wszystkim nastawiał się na sprzedaż zawodników (Denzel Dumfries stoi pierwszy w kolejce), ale bonusowe pieniądze z Champions League mogłyby ograniczyć straty.

Inzaghi ma prawo przeżywać deja vu. Jesienią jego przyszłość rozstrzygała się w ciągu dziewięciu dni – od spotkania z Barceloną na San Siro przez potyczkę z Sassuolo na Mapei Stadiu po rewanż z Dumą Katalonii na Camp Nou. Dwa zwycięstwa i remis wystarczyły do utrzymania posady. Teraz jego przyszłość rozstrzygnie się w trakcie trzech tygodni – od dzisiejszego starcia z Porto na San Siro po rewanż na Estadio do Dragao. Tyle że tym razem klęska nie tyle pozbawi trenera pracy, co znacząco ją utrudni. Bez milionów z Ligi Mistrzów Nerazzurri podczas letniego mercato będą sprzedawać i zgarniać wolnych piłkarzy (już mówi się o 33-letnim Chrisie Smallingu), więc trudno spodziewać się, by w ten sposób stali się mocniejsi.

Basta!

Mocny miał być Lukaku, ale na razie jest tylko w gębie. W trakcie meczu z Sampdorią Belg miał dosyć machania łapami Barelli i zwyzywał kompana.

Reklama

Przestań, wystarczy tych rąk! Nie rób tak, to nie jest dobre! To obraźliwe! Dosyć! Dosyć! Pierdol się! Skurwysynu! – powiedział napastnik, jednocześnie machając wyprostowanym palcem, jakby strofował niesfornego brzdąca.

Rzecz jasna w XXI wieku wszystko wyłapały kamery i bez problemu dało się odczytać przekaz z ruchu warg.

Barella jest całkowicie oddany drużynie, ma wielką motywację i zawsze chce wygrywać. Ta żądzą zwycięstw czasem może się „przelać”, ale wszyscy wiemy, jakim jest człowiekiem. Wierzę w niego i reszta drużyny również – zarzekał się Inzaghi.

Władze Interu przyjrzały się sytuacji, wysłuchały obu stron i ostatecznie zdecydowały, że nikogo nie trzeba karać. Każdy wie, że coś takiego nie może się powtórzyć i tyle.

Najlepiej dla Nerazzurrich byłoby, gdyby Lukaku nie przydarzały się również tak słabe występy, jak choćby ten z Sampdorią. Z Chelsea wrócił wrak. 12 spotkań opuścił z powodu urazów (uda, zginacza oraz kolana), a kiedy już wyzdrowiał, prezentuje się jak w mistrzostwach świata w potyczce z Chorwacją. W sumie w całym sezonie w 11 meczach w Serie A strzelił dwa gole, z czego drugiego wbił w ostatni weekend Udinese. Premierowe ligowe trafienie od sierpnia było cholernie szczęśliwe, bo napastnik wykorzystał rzut karny dopiero za drugim podejściem (według sędziego Marco Silvestri nie stał na linii w momencie strzału).

Choć najwyraźniej dla Zhanga nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Szefostwo klubu stara się wykorzystać słabą formę Lukaku w negocjacjach z Chelsea i samym zawodnikiem. Sprawa jest prosta – Nerazzurri chętnie ponownie wypożyczyliby Belga (teoretycznie po zakończeniu sezonu wraca do Londynu), tyle że nie za taką kasę, jak ostatnio. I The Blues muszą obniżyć oczekiwania, i sam piłkarz. W takich okolicznościach porozumienie będzie jak najbardziej możliwe. Rozmowy trwają.

Ostatnia runda Skriniara

Za to już nie będzie rozmów ze Skriniarem – ani w sprawie nowego kontraktu, ani dlaczego chce odejść. Od dobrych kilku miesięcy trwało przeciąganie liny. Raz Słowakowi było bliżej Paris Saint-Germain, raz do przedłużenia umowy. W końcu sprawa stała się jasna w styczniu – koniec sezonu równa się końcowi stopera w Nerazzurrich. Kapitan zawija z pokładu.

Naturalnie nie tylko nie ma mowy o odstawieniu od składu, lecz także o jakiejkolwiek zorganizowanej zawiści wobec Skriniara. Obrońca spotkał się z Curva Nord, grupą najbardziej zagorzałych ultrasów zespołu, i wyjaśnił swoje powody. Fani wyrazili zrozumienie i oficjalnie zapowiedzieli, że nie ma mowy o jakichkolwiek wyzwiskach.

Zachęcamy kibiców Interu do uszanowania piłkarza, który poza wyborami zawodowymi nadal jest graczem klubu, który potrzebuje naszego wsparcia, aby prezentować się jak najlepiej – napisano w oświadczeniu.

Wcześniej defensor w ośrodku treningowym w Appiano Gentile tłumaczył się przed kolegami z drużynami. Według La Gazzetta dello Sport kumple Słowaka zaakceptowali jego argumenty i nie wątpią, że do końca rozgrywek będzie zaangażowany w 100 procentach.

Jedyna konsekwencja – utrata opaski kapitana. Inzaghi uznał, że Skriniar już się do tego nie nadaje i w ostatnich kolejkach tę funkcję pełnił Lautaro Martinez, w 2023 roku zdecydowanie najlepszy piłkarz ekipy z Mediolanu. Mistrz świata w ośmiu występach zdobył 11 bramek i w szeregach Porto to właśnie 25-letniego napastnika powinni obawiać się najbardziej.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
1
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Liga Mistrzów

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
1
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

9 komentarzy

Loading...