Reklama

Demolka! Iga Świątek w finale turnieju w Dosze po doskonałym meczu

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

17 lutego 2023, 19:04 • 5 min czytania 3 komentarze

Wróciła Iga Świątek jak z zeszłego sezonu? Całkiem prawdopodobne. Polka w dwóch dotychczas rozegranych meczach w turnieju WTA 500 w Dosze przegrała… dwa gemy. Dziś bez trudu odprawiła Weronikę Kudiermietową i weszła do finału. W meczu o tytuł czeka na nią Jessica Pegula, której Polka będzie mogła zrewanżować się za porażkę w United Cup. 

Demolka! Iga Świątek w finale turnieju w Dosze po doskonałym meczu

Można było odpocząć

Iga Świątek nie wystąpiła w żadnej imprezie od Australian Open, gdzie w czwartej rundzie pokonała ją Jelena Rybakina, późniejsza finalistka. Polka przez ponad trzy tygodnie odpoczywała i przygotowywała się do startu w następnym turnieju, czyli właśnie imprezie w Dosze. Zresztą to miejsce, gdzie w zeszłym roku triumfowała, choć… na nieco innych zasadach. Wtedy był to turniej WTA 1000, w tym roku z kolei organizowany jest jako WTA 500, w dodatku rozgrywany nieco wcześniej.

Skąd ta różnica?

Ano stąd, że na Bliskim Wschodzie rozgrywane są w tym okresie dwa turnieje: w Dosze i Dubaju. Co roku zamieniają się one miejscem w kalendarzu i punktami. Rok temu Iga zaczęła więc swoją przygodę z tamtym regionem od drugiego z tych turniejów – wtedy rangi WTA 500. Szybko ją zresztą zakończyła, bo ograła ją Jelena Ostapenko. W Dosze z kolei, wówczas WTA 1000, sięgnęła po tytuł i rozpoczęła swoją serię 37 zwycięstw z rzędu, trwającą aż do Wimbledonu. Żeby jednak obronić punkty za tamten triumf, będzie musiała wygrać w Dubaju.

Reklama

Ale za to w Katarze już dochodząc do półfinału nadrobiła ich sporo w stosunku do zeszłorocznego występu w Emiratach. Skomplikowane? Może trochę. Na pewno bardziej, niż droga Igi do starcia z Weroniką Kudiermietową. Polka najpierw ograła bowiem 6:0, 6:1 Danielle Collins w takim stylu, że Amerykance można było wręcz współczuć. A potem… w ogóle nie musiała wyjść na kort. Belinda Bencić oddała bowiem ćwierćfinałowy mecz walkowerem. Iga zyskała więc dodatkowy dzień odpoczynku – a na to nigdy nie można narzekać.

Przeszłam się wczoraj nieco dalej od hotelu. Każdego dnia spaceruję zresztą w pobliskim parku. Jest naprawdę miło. Podoba mi się tu – mówiła już po dzisiejszym meczu, w wywiadzie przeprowadzanym na korcie. Odpowiadała w nim raczej krótko, od razu przechodząc do konkretów. Zupełnie jak na korcie.

Weronika bez szans

Bo gdy zaczął się dzisiejszy mecz, zobaczyliśmy dokładnie tę Igę Świątek, która rok temu ogrywała rywalki bez litości. O ile po meczu z Collins można było pisać, że rywalka od dłuższego czasu jest bez formy, o tyle Kudiermietowa wręcz przeciwnie. Rosjanka – grająca bez flagi – pod koniec zeszłego sezonu awansowała na 9., najwyższe w karierze, miejsce w rankingu WTA. Obecnie jest 11. i gra solidny tenis, którym jest w stanie zagrozić każdej rywalce – o czym przekonała się choćby Coco Gauff, odprawiona przez nią w 1/4 turnieju w Dosze.

Na Igę Świątek w formie to jednak za mało.

Już pierwsze gemy pokazały nam, kto będzie rozdawać karty na korcie. Zmiany kierunku, rytmu wymian, szybkie przechodzenie z defensywy do ataku. Wszystko grało. Iga doskonale wykorzystywała geometrię kortu, bez trudu rozrzucała rywalkę i przejmowała inicjatywę w akcjach. Weronika właściwie nie popełniała dużo niewymuszonych błędów, ale nie musiała tego robić, żeby Polka zdobywała punkty. Świątek sama je zgarniała, nawet przy całkiem niezłej grze rywalki, która nie znajdywała jednak odpowiedzi na doskonałe momentami zagrania Świątek.

Reklama

https://twitter.com/WTA/status/1626624211644194816

Pierwszy set? 25 minut gry, 6:0 dla Polki. W drugim poziom gry Igi nie spadł. Owszem, Weronika zdołała ugrać gema na samym początku, ale… to tyle. W następnym gemie serwisowym została przełamana, ponownie stało się to w szóstym gemie partii. Im dalej w mecz, tym bardziej Kudiermietowa gubiła się na korcie, możliwe, że szukając rozwiązań, które pozwoliłyby jej nawiązać walkę z liderką rankingu. Żadnego jednak nie znalazła. I choć zdołała obronić dwie piłki meczowe, to całe spotkanie i tak zakończyło się szybko.

Iga wygrała jak z Collins – 6:0, 6:1. Zajęło jej to 56 minut. Wygrała w tym czasie 50 z 67 rozegranych w meczu punktów. Niemal 75 procent wszystkich wymian. To był popis jednej zawodniczki. Zresztą cały turniej na razie tak wygląda – Polka do finału doszła tak naprawdę w… 109 minut. Nawet z walkowerem od Bencić, to wynik imponujący.

Czy Jessie znów zawoła o pomoc?

Gdy w zeszłym sezonie Iga wygrała trzy turnieje z rzędu, a dopiero miała przejść na mączkę – swoją ulubioną nawierzchnię – Jessica Pegula zaapelowała do świata, pisząc na Twitterze: “help us all”. Późniejsza historia nauczyła nas jednak, że nikt innym zawodniczkom z WTA nie pomógł. Przez sezon gry na kortach ziemnych – aż do trawiastego Wimbledonu – Iga też przeszła bez żadnych błędów. W tym okresie dwukrotnie ograła Jessie, a potem kolejne dwie wygrane dołożyła na jesień – w US Open i San Diego.

Dopiero na początku tego sezonu Pegula się odgryzła – w półfinale United Cup, drużynowych rozgrywek reprezentacyjnych, ograła Igę 6:2, 6:2. To był pokaz siły i możliwości Amerykanki, rozstawionej w turnieju z “2”, która notuje naprawdę udany początek sezonu.

W United Cup Amerykanie ostatecznie triumfowali (Jessica ograła jeszcze Martinę Trevisan). W Australian Open była w ćwierćfinale, gdzie uległa Wiktorii Azarence. A teraz w Dosze pokonała już Jelenę Ostapenko, Beatriz Haddad Maię i Marię Sakkari. Pokazała tym samym, że nie będzie dla Igi łatwą rywalką… przynajmniej w teorii. Bo znając Świątek, może okazać się, że jutro znów wyjdzie na kort i dołoży coś do swojej piekarni – dziś przecież z pieca wyjęła bajgla (set do zera) i breadsticka (set do jednego).

A jak będzie jutro? Sama Iga mówi, że trudno to przewidzieć.

– Zawsze potrzeba dużo, żeby wygrać z Jessie. To znakomita zawodniczka, bardzo solidna. Nie wiem, co stanie się jutro. Niczego nie przewiduję, po prostu zagram swój najlepszy tenis.

Jeśli jednak zagrać ten najlepszy tenis faktycznie jej się uda, powinna wygrać. Bo Świątek w najlepszym wydaniu jest właściwie nie do pokonania. Całe WTA przekonywało się o tym roku temu, po raz pierwszy właśnie w Dosze. Kto wie, może to znów w Katarze zacznie się kolejna wielka seria Igi?

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

3 komentarze

Loading...