ORLEN Cup, czyli pierwszy tak duży mityng w Polsce w tym sezonie halowym. W stawce z Polaków między innymi Pia Skrzyszowska, Piotr Lisek, Ewa Swoboda, Damian Czykier czy Norbert Kobielski. Wszyscy z nich zaprezentowali się zresztą całkiem nieźle, ale najjaśniej zabłysła gwiazda Skrzyszowskiej – ona omal nie pobiła rekordu Polski. A w rozmowach po biegu twierdziła, że powinna to zrobić w najbliższym czasie. Czyli na przykład za cztery dni, w Toruniu.
Mocna obsada
ORLEN Cup na lekkoatletycznej mapie tego sezonu miał być pierwszym z czterech najważniejszych dla Polaków przystanków. Najpierw on, potem Copernicus Cup, halowe mistrzostwa Polski, a wreszcie – halowe mistrzostwa Europy, rozgrywane w tym roku w Stambule. Jasne, sporo jest jest też w tym czasie innych mityngów, ale wiadomo, że starty przed własną publicznością oraz te, w których rywalizuje się o medale, muszą mieć wyższy status. A dziś w dodatku pojawiło się na hali sporo uznanych nazwisk.
– W każdej konkurencji kibice będą mogli śledzić pojedynki naszych rodzimych gwiazd z bohaterami ze świata. Można długo wymieniać nazwiska wielkich mistrzów lekkoatletyki, których zaprosiliśmy do startu w Łodzi, chociaż chyba największą gwiazdą jest włoski mistrz olimpijski w sprincie Marcell Jacobs. Na bieżni będzie oczywiście więcej znanych postaci, warto wymienić chociażby naszą młodziutką Pię Skrzyszowską oraz Ewę Swobodę, która rok temu biła tutaj rekord Polski. Zobaczymy też Kubę Szymańskiego, który ostatnio triumfował w dobrze obsadzonych zawodach w Niemczech – mówił Sebastian Chmara kilka dni przed łódzkim mityngiem.
Oczywistym było, że Polscy kibice powinni zwrócić baczną uwagę właśnie na dwie wymienione przez niego Polki. Pia Skrzyszowska zdobyła przecież złoto na stadionie w biegu na 100 metrów przez płotki, a do tego – zresztą wspólnie z Ewą Swobodą – srebro w sztafecie 4×100 metrów. Swoboda z kolei w zeszłym sezonie na hali zeszła poniżej siedmiu sekund w biegu na 60 metrów. A to wynik doskonały. Ale nie tylko one miały sprawiać radość polskim fanom. Oprócz nich mieli dziś pojawić się na hali też wspomniany Szymański, Piotr Lisek, nasi kulomioci (Michał Haratyk i Konrad Bukowiecki), Norbert Kobielski czy Damian Czykier.
Innymi słowy: były mocne powody, by obejrzeć rywalizację w Atlas Arenie.
Pia o setną sekundy od rekordu
Najważniejsze, co wydarzyło się dziś w Łodzi? Zdecydowanie finał biegu na 60 metrów przez płotki kobiet. To w nim bowiem Pia Skrzyszowska przez moment mogła czuć się nową rekordzistką Polski. A zapowiadała, że właśnie rekord jest jej celem.
– Spodziewałam się progresu – mówiła niedawno w RMF24, gdy pobiła swój własny rekord życiowy (wtedy 7.86). – Cały sezon przygotowawczy przepracowałam w zdrowiu. Były życiówki, były nowe bodźce, więc wszystko wskazywało, że powinno być dobrze w tym sezonie halowym. Tym bardziej, że rok temu nie startowałam na płotkach, więc też miałam to szczęście, że miałam życiówkę sprzed dwóch lat. W pewien sposób może nawet łatwiej ją pobić, jeśli się nie biegało jednego sezonu. Wszystko zagrało tak, jak powinno być. Chciałabym być w końcu TOP 1 w Polsce! Nie brakuje dużo. Wydaje mi się, że jestem w stanie osiągnąć ten cel w sezonie halowym. Otwarcie mówię o rekordzie. Czuję się dobrze przygotowana. Jestem mocna. Rezultat 7.77 pani Zofii Bielczyk jest do poprawienia
Dziś pokazała, że faktycznie. W eliminacjach jeszcze się oszczędzała. Ale w finale swojej konkurencji odsadziła resztę stawki i to w niesamowitym wręcz stylu. Pobiegła tak znakomicie, że przez chwilę na tablicy wyświetliło się nawet 7.76 s. Ale czekaliśmy spokojnie, wiedząc, że zdarzają się korekty. Zresztą Pia też mówiła nam, że zachowała spokój. – Już nawet w tym sezonie ucinali mi z wyniku. Miałam poczucie, że będzie wolniej niż rekord. Cieszę się, bo przynajmniej mam motywację na kolejne starty. I potwierdziłam swoje słowa, że stać mnie na najlepszy wynik w historii. Mogę to zrobić – opowiadała.
Ostatecznie okazało się, że pobiegła w czasie 7.78 s. Od razu pytana była też przez dziennikarzy o kolejne starty. W Toruniu już za kilka dni czeka nas w końcu świetnie obsadzony Copernicus Cup, a Pia stwierdziła, że bardzo jej to pasuje. Bo mocna stawka powinna pomóc w osiąganiu lepszych rezultatów. – Może to da mi kopa, żeby spiąć się na starcie, bo dziś przegrałam start, a powinnam go wygrać, to mój atut. Jest z czego ucinać. Muszę ruszyć szybciej i pobiec odważniej technicznie. Jeszcze nie było tak, jak biegałam latem. Jest trochę do poprawy – mówiła.
Forma już teraz jednak jest znakomita. Polka w tej chwili to oficjalna liderka list światowych. Oficjalna, bo szybciej w uniwersyteckich zawodach w USA pobiegła Masai Russell (7.75), ale World Athletics tego wyniku nie uznaje. Pii brakuje jednak do niej ledwie trzech setnych sekundy, a i… do rekordu świata nie jest daleko, co przyznała sama Polka. Do wyniku Susanny Kallur z 2008 roku ma już tylko jedną dziesiątą sekundy.
Kto wie, co może wydarzyć się przy idealnym biegu?
Reszta Polaków? Też nieźle
Kibice w Łodzi mieli dziś całkiem sporo powodów do radości. W skoku o tyczce nieźle pokazał się Piotr Lisek, który wynikiem 5.70 m co prawda nie wypełnił minimum na halowe mistrzostwa Europy, ale zaliczył rekord sezonu, a biorąc pod uwagę, jak zwykle się prezentował – powinien rozkręcać się wraz z kolejnymi zawodami. Z kolei skaczący na nieco niższych wysokościach Norbert Kobielski wygrał rywalizację w skoku wzwyż, choć wynik 2.23 – mimo że najlepszy w sezonie, a i 2.26 było blisko – w pełni go zapewne nie satysfakcjonuje. Inna sprawa, że on sam twierdzi, że w kolejnych zawodach powinno być lepiej.
– Było dobrze. Konkurs na plus. Liczyło się tu zwycięstwo, bo ważniejszy start za kilka dni na Copernicusie. Trzeba walczyć o punkty do rankingu, cały czas trwa wyścig do mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich. Tam jest skierowana moja uwaga. Halowe mistrzostwa Europy to z kolei moja docelowa impreza, tam szykuję formę. Jeszcze nie zszedłem z ciężkich treningów, forma idzie do przodu, spada waga. Z dnia na dzień czuję się lepiej. Mam nadzieję, że ze Stambułu nie wrócę bez medalu. Taki jest cel, trzeba mierzyć wysoko. Myślę, że 2.30 to powinien być skok na medal. Cel na halę to skoki powyżej właśnie 2.30 m – mówił. Dodać tu wypada, że skok na 2.30 byłby nowym rekordem życiowym Polaka.
Z dobrej strony pokazali się też nasi płotkarze. Biegu co prawda żaden z nich nie wygrał, ale 7.59 s Jakuba Szymańskiego czy 7.62 s Krzysztofa Kiljana to bardzo dobre rezultaty. O pięć setnych sekundy od drugiego z nich wolniejszy był za to najbardziej doświadczony z naszych płotkarzy – Damian Czykier, czwarty zawodnik mistrzostw świata na stadionie z ubiegłego roku.
– Doświadczenie? Tak, czuję się duchowym przewodnikiem dla innych (śmiech). Ale nie brakuje mi młodzieńczej werwy, chęci do zdobywania kolejnych tytułów. Celem są imprezy letnie, nie halowe, ale nie mam zamiaru na HME dać się młodszym. Teraz wracam po chorobie, w tym tygodniu miałem pierwszy trening, który był dobry. Do Stambułu chcę polecieć oczywiście po medal. Myślę, że nawet złoty jest w zasięgu. Nie ma jednego lidera, który byłby nad resztą stawki, będzie wszystko zależeć od tego, kto trafi z formą – mówił Czykier.
Ozdobą wieczoru były jednak nie starty płotkarzy, a płaskie 60 metrów – tam startowała bowiem Ewa Swoboda, która rok temu w Łodzi osiągnęła równe siedem sekund, a kilka dni później zbiła ten wynik o jedną setną sekundy. Ale w tym roku na razie nie biega na takim poziomie. Choć wygrała już kolejny mityng w ostatnich tygodniach, to jednak ze średnim rezultatem, przynajmniej z jej perspektywy patrząc – 7.14 s. Włoszkę Dosso pokonała o tysięczne części sekundy.
– Chyba musimy się przyzwyczaić do tego, że będę w tym sezonie wygrywać co najwyżej tysięcznymi, bo to już drugi raz – mówiła na antenie TVP Sport. – Czegoś mi brakuje. Sama nie wiem czego. Może luzu, może spokoju. Dziś dość słaby był start. Na końcu dystansu się nieco zebrałam, bo gdyby nie to, to bym z Włoszką przegrała. Wydaje mi się, że może nieco brak takiego pobudzenia przed startem. Próbuję się pobudzić, wyciszyć. Brak jakiejś małej szpileczki, igiełki, żeby to wszystko zagrało. Sezon przygotowawczy był dobry. Mamy jeszcze czas, muszę się uspokoić. Będzie dobrze.
Cóż, trzymamy kciuki, by miała rację. W zeszłym sezonie halowym biegała w końcu fenomenalnie, a na docelowej imprezie skończyła bez medalu. Oby w tym roku było zupełnie odwrotnie.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o lekkoatletyce: