Real Madryt bez większych problemów pokonał u siebie Valencię 2:0, chociaż wynik mógł być zdecydowanie większy. Goście tego wieczora byli jedynie tłem dla Królewskich, którzy za wszelką cenę starają dogonić się liderującą w tabeli Barcelonę.
Dzisiejsze spotkanie Realu z Valencią było raczej bez historii. Gospodarze zaprezentowali się naprawdę solidnie, chociaż pierwsza połowa była w ich wykonaniu niemrawa. Do przerwy gra obu drużyn wyglądała mniej więcej tak, jak mogliśmy się tego spodziewać. Real od początku starał się dominować na boisku, co niespecjalnie przekładało się na sytuacje bramkowe. Jedyne co warto odnotować z pierwszych 45 minut to zblokowany strzał Daniego Ceballosa i świetna parada golkipera Valencii po uderzeniu Marco Asensio.
Na fajerwerki trzeba było poczekać do drugiej połowy, a właściwie do jej początku. Kilka minut po przerwie o swoim świetnym strzale z dystansu przypomniał nam Asensio, który rewelacyjnym uderzeniem zza pola karnego posłał piłkę do siatki rywali. Chwilę po pierwszym ciosie nadszedł drugi, w postaci szybkiego ataku Viniciusa. Po piorunującym sprincie Vini bez większych problemów w sytuacji sam na sam zdobył bramkę na 2:0, czym ustalił wynik meczu.
Od tej chwili Valencii na boisku praktycznie nie było, z jednym wyjątkiem. Bardzo dobrze dysponowany tego dnia Vinicius swoimi zwodami regularnie ośmieszał defensorów rywali tak bardzo, że jeden z nich postanowił wyładować swoją frustrację na nogach Brazylijczyka. Za idiotyczny faul Gabriel Paulista otrzymał bezpośrednią czerwoną kartkę, ale pewnie od grania odpocznie sobie dobrych kilka kolejek.
I w sumie to by było na tyle, jeśli chodzi o sam przebieg meczu. Jakie wnioski nasuwają się już po ostatnim gwizdku? Pierwszy z nich jest taki, że Valencia w tym sezonie naprawdę nie zasługuje na nic więcej, niż 14. miejsce w tabeli. Drużyna Nietoperzy naprawdę powinna być szczęśliwa, że na półmetku rozgrywek nie szoruje po dnie strefy spadkowej, chociaż degradacja w ich przypadku nie jest wcale tak nierealnym scenariuszem. Od osiemnastego Kadyksu dzieli ich jedynie punkt, a do końca sezonu przecież jeszcze masa spotkań. Jeśli w ekipie z Estadio Mestalla nie zostaną zreperowane wszystkie niedziałające trybiki, to spadek do Segunda Division będzie niemal pewny.
Drugi z wniosków, do jakich mogliśmy dojść po spotkaniu na Bernabeu jest taki, że Real ma się dobrze. I to nawet wtedy, gdy z powodu kontuzji boisko opuścili Militao i Benzema. Obydwa urazy najpewniej są o podłożu mięśniowym, więc całkiem możliwe, że Carlo Ancelotti będzie musiał przez najbliższe tygodnie radzić sobie bez swoich dwóch kluczowych graczy. Ale to nie znaczy, że Królewscy mocno stracą na jakości. Po ostatnim meczu w Pucharze Króla z dobrej strony pokazał się Rodrygo, który z piłkarzy Atletico zrobił tyczki slalomowe. W topowej formie jest Vinicius, zresztą brazylijski skrzydłowy został uznany dziś najlepszym zawodnikiem meczu. Powoli do siebie dochodzi Fede Valverde, o tym, że umie grać w piłkę przypomniał sobie Dani Ceballos, Dani Carvajal po zmienieniu Militao również spisał się bardzo przyzwoicie, tak więc nie ma powodu, by bić na alarm.
Jednak najważniejszym przekazem Realu po zwycięstwie w dzisiejszym meczu jest to, że wciąż liczą się w walce o tytuł. Może to brzmieć groteskowo, bo do rozegrania zostało jeszcze 19 spotkań, ale co niektórzy już przyznają tytuł mistrzowski Barcelonie. Mimo 50 punktów Barcy już w połowie sezonu Real prezentuje się równie dobrze, do odwiecznego rywala traci jedynie pięć oczek. Wystarczy tylko, że drużyna Xaviego potknie się dwa razy, a sytuacja w tabeli ulegnie diametralnej zmianie. Tak więc Królewscy, jak już zdążyli nas przyzwyczaić, cierpliwie i powoli zmierzają do celu bez przesadnego hurraoptymizmu, ale i bez upadania na duchu. A to z pewnością przyniesie jeszcze wiele emocji w wyścigu o mistrzostwo Hiszpanii.
Real Madryt 2:0 Valencia CF
Bramki: M. Asensio 52′, Vinicius Jr. 54′
Więcej o La Liga:
FOT. NEWSPIX.PL