Reklama

Lewandowski wrócił, strzelił i od razu Barca wygrała w inny sposób niż 1:0

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

01 lutego 2023, 23:31 • 4 min czytania 28 komentarzy

Robert Lewandowski powrócił, FC Barcelona znowu zaczęła tworzyć sobie więcej okazji bramkowych. Przełamała również passę trzech zwycięskich meczów po 1:0 i tym razem wbiła Realowi Betis dwa gole. Mimo to do końca spotkanie trzymało w napięciu ze względu na samobójcze trafienie Julesa Kounde. 

Lewandowski wrócił, strzelił i od razu Barca wygrała w inny sposób niż 1:0

Pod nieobecność Roberta Lewandowskiego, spowodowaną zawieszeniem przez hiszpański sąd sportowy, FC Barcelona postawiła na zwycięski minimalizm. Wszystkie trzy ligowe spotkania wygrała 1:0. Z tego powodu, nawet mimo powiększenia przewagi nad Realem Madryt, spadła na nią krytyka. – Brzydka na boisku, piękna zaś w tabeli – moglibyśmy rzec, parafrazując shrekowską przepowiednię Fiony. Powrót polskiego napastnika miał sprawić, że Blaugrana odzyska swoją urodę również na murawie.

Real Betis – FC Barcelona 1:2: powrót Lewandowskiego

Co prawda przeciwko Realowi Betis Barcelona nie założyła najpiękniejszej sukni balowej, a i sam snajper popełnił wiele błędów, to nic nie może umniejszać temu, że powrót Lewandowskiego zakończył serię meczów wygranych 1:0. Duma Katalonii była dużo bardziej przekonująca. Składne akcje zazębiały się z większym oporem niż jeszcze w poprzednim roku, ale jednak się tworzyły. W poprzednich trzech spotkaniach było ich jak na lekarstwo, co odzwierciedla statystyka goli spodziewanych.

  • Atletico Madryt: 0,66, przy 1,84 rywali
  • Getafe: 0,73, przy 1.08 rywali
  • Girona: 1,10, przy 1.06 rywali

Teraz wyglądało to o niebo lepiej, lecz do perfekcji i tak wiele brakowało. Największym pechowcem można uznać Pedriego, który pod nieobecność Polaka strzelił dwa gole. Hiszpański pomocnik nabrał wyraźnej ochoty na regularne poprawianie swojego dorobku bramkowego. Choć z łatwością dochodził do okazji na gola, to stale je marnował. Po fantastycznym podaniu Raphini i dryblingu, po którym zupełnie zdezorientowani obrońcy Betisu  zderzyli się ze sobą i padli na murawę, zgubił piłkę i finalnie nie oddał nawet uderzenia. W dwóch pozostałych bardzo dobrych okazjach jego strzały świetnie bronił Rui Silva. Na szczęście dla niego na boisku znajdował się Lewandowski.

I choć Polak był niedokładny, aż osiem razy stracił piłkę, dał się złapać na spalonym, z bezsilności popełnił dwa przewinienia bowiem obrońcy Betisu świetnie grali z nim na wyprzedzenie, w porę wytrącali go z równowagi, grali twardo, lecz czysto, to w kluczowym momencie górą był kapitan naszej kadry. Niespełna metr wolnego dał German Pezzella Lewandowskiemu w polu karnym przed rzutem rożnym, ale i tak to wystarczyło. Snajper urwał się obrońcy, przejął piłkę zbitą przez Ronalda Araujo i wbił ją do siatki. Tym samym przerwał serię bez gola w LaLiga, która trwała od końca października.

Reklama

Odbudowa Raphinhy

Bramką przypieczętował zwycięstwo Barcelony, lecz zanim do niej doszło, nad piłkarzami Barcelony unosiło się fatum nieskuteczności. O marnowanych okazjach Pedriego już było, ale podobna indolencja dopadła również Gaviego i krytykowanego w ostatnim czasie za swoją formę i słowa o grze na nielubianej pozycji Raphinhę. Trzeba jednak oddać, że Brazylijczyk w dużo większym stopniu starał się zapracować na poprawę swojego wizerunku. Gdy dwa razy doskonale urwał się obrońcom spod opieki, minimalnie znajdował się na spalonym. Gdy świetnie odnajdywał kolegów na wolnych pozycjach, ci marnowali okazje. W końcu za ciężką pracę odpłacił mu się Alejandro Balde. Młody lewy obrońca przedarł się skrzydłem i płaskim dośrodkowaniem wyłożył Raphinhi piłkę przed pustą bramką. I choć był to pewnie jeden z prostszych goli w karierze 26-latka, to mocno może go podbudować.

Brazylijczyk pod nieobecność spowodowaną kontuzją Ousmane Dembele może wreszcie pokazać pełnię możliwości na swojej ulubionej pozycji. Zdobył dwie bramki w pucharze, teraz dołożył również pierwsze trafienie w lidze od początku listopada. Widać po nim chęć zdobywania kolejnych bramek, co równie dobrze można odnieść do wszystkich piłkarzy Dumy Katalonii. Najlepszym odzwierciedleniem tego jest przywoływana już statystyka goli spodziewanych, która wyniosła 2,23 w starciu z Betisem, czyli tylko nieznacznie mniej niż w trzech poprzednich ligowych meczach. Niemniej jednak jeden z zawodników Barcy – Jules Kounde za bardzo wziął ideę zdobywania bramek do serca. Skierował bowiem piłkę do własnej siatki, fundując drużynie nerwową końcówkę na Benito Villamarin. Strzelił samobójczego gola klatką piersiową na pięć minut przed końcem spotkania.

Betis po tym trafieniu nabrał ochoty na kolejne ataki, ale brakowało w nich składu i Marc-Andre Ter Stegen nie został pokonany po raz drugi środowego wieczoru. Niemiecki bramkarz i tak może być niepocieszony. Gdyby nie samobójcze trafienie Kounde, dopisałby piętnaste czyste konto w tym sezonie ligowym. Zbliżyłby się tym samym do rekordu Francisco Liano, który w sezonie 1993/94 dla Deportivo la Coruna zagrał na zero z tyłu aż 26 razy. Ter Stegen ma jednak przed sobą drugą połowę sezonu, by jeszcze się poprawić.

Barcelona może natomiast cieszyć się z wyraźnego prowadzenia na półmetku sezonu. W dziewiętnastu meczach zdobyła 50 punktów i pewnie zmierza po mistrzostwo Hiszpanii. Jej przewaga nad drugim Realem Madryt, który mierzy się w czwartek w zaległym spotkaniu z Valencią, wynosi obecnie osiem punktów. Dla Realu Betis przegrana z Dumą Katalonii oznacza, że będzie musiał się jeszcze obejść smakiem przed dogonieniem drużyn znajdujących się na miejscach premiowanych grą w Lidze Mistrzów.

Reklama

Real Betis – FC Barcelona 1:2 (1:2)

Bramki: Kounde 85′ (sam) – Raphinha 65′, Lewandowski 80′

WIĘCEJ O HISZPAŃSKIM FUTBOLU:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Oyedele: Gdy dowiedziałem się o powołaniu, zacząłem krzyczeć. Byłem wtedy w galerii

Arek Dobruchowski
1
Oyedele: Gdy dowiedziałem się o powołaniu, zacząłem krzyczeć. Byłem wtedy w galerii
Liga Konferencji

Białoruscy kibice zaprotestują w Warszawie. Łukaszenka się ich boi, zakazał transmisji meczu

Szymon Janczyk
9
Białoruscy kibice zaprotestują w Warszawie. Łukaszenka się ich boi, zakazał transmisji meczu

Hiszpania

Ekstraklasa

Oyedele: Gdy dowiedziałem się o powołaniu, zacząłem krzyczeć. Byłem wtedy w galerii

Arek Dobruchowski
1
Oyedele: Gdy dowiedziałem się o powołaniu, zacząłem krzyczeć. Byłem wtedy w galerii
Liga Konferencji

Białoruscy kibice zaprotestują w Warszawie. Łukaszenka się ich boi, zakazał transmisji meczu

Szymon Janczyk
9
Białoruscy kibice zaprotestują w Warszawie. Łukaszenka się ich boi, zakazał transmisji meczu

Komentarze

28 komentarzy

Loading...