Tak blisko mistrzostwa Anglii, jak dziś, Arsenal nie był od kilkunastu lat. Na Emirates Stadium stworzono potwora, który wydaje się zmierzać po to, co ostatni raz udało się słynnym The Invincibles. Nie ma Arsene’a Wengera? Nie szkodzi. Jest Mikel Arteta. Nie ma Patricka Vieiry? Nie szkodzi. Jest Granit Xhaka. W końcu – nie ma Thierry’ego Henry’ego? Nie szkodzi. Jest… no właśnie. W tym miejscu miał być Gabriel Jesus, ale Brazylijczyk został przyćmiony przez kogoś innego – Eddiego Nketiaha.
Wszystko, czego dotknie się Mikel Arteta, zamienia się w złoto.
Hiszpański geniusz
Hiszpański szkoleniowiec zdołał już pokryć złotem co najmniej kilku zawodników – Aarona Ramsdale’a, Williama Salibę, Gabriela Martinellego. Tak można by było wymieniać w zasadzie wszystkich piłkarzy, jacy są w składzie lidera Premier League. Arsenal zdaje się nie mieć w tym sezonie wad, ale to potwierdzi dopiero tytuł mistrzowski.
Tytuł mistrzowski, który jest już naprawdę blisko.
Przed sezonem mało kto, poza kibicami Arsenalu, przypuszczał, że drużyna Artety może się włączyć do walki o mistrzostwo. Jeżeli ktoś miał rozbić duopol Manchesteru City i Liverpoolu, to wskazywano raczej inne zespoły, choć ta narracja nieco się zmieniła po transferach Ołeksandra Zinczenki i Gabriela Jesusa. Mówiono, że dotychczasowi zawodnicy The Citizens mogą wnieść coś bardzo ważnego do szatni Kanonierów – mianowicie doświadczenie w zdobywaniu trofeów. Tego w północnym Londynie nie było, bo tam dominuje raczej młodzieńcza fantazja.
Liczono szczególnie na tego drugiego, który miał wskoczyć w buty największych napastników, którzy grali dla Arsenalu. Wiadomo było, że ma ogromne możliwości, ale u Pepa Guardioli nie potrafił rozwinąć skrzydeł. Transfer Erlinga Haalanda te skrzydła tylko podciął, bo wiadomo było, że w rywalizacji z Norwegiem nie ma najmniejszych szans.
W Arsenalu miał nie mieć konkurencji, ale… no nie wyszło.
Kaoru Mitoma, czyli magister dryblingu
Arteta kontra Bielsa
Na horyzoncie pojawił się bowiem ktoś taki jak Eddie Nketiah. Młodszy, znacznie bardziej przebojowy, lepiej zbudowany i przede wszystkim nie aż tak szklany. W końcu Jesus kolejny raz musi się mierzyć ze swoimi demonami i znów to on pomaga konkurencji w pokonaniu samego siebie. Uraz, którego Brazylijczyk doznał na mundialu w Katarze, wykluczył go z gry na kilka miesięcy, ale na dłużej może go wykluczyć z pierwszego składu.
Arteta doskonale zdawał sobie sprawę z kim ma do czynienia od pierwszego dnia, kiedy pojawił się w Arsenalu jako trener. Jedną z jego pierwszych decyzji po zastąpieniu Unaia Emery’ego było właśnie skrócenie wypożyczenia Nketiaha do Leeds United. Hiszpan rozwścieczył tym Marcelo Bielsę, który też wiedział, jaki potencjał drzemie w młodym napastniku i liczył, że ten pomoże mu w wywalczeniu awansu do Premier League. Szczególnie że Pawie musiały wyłożyć trochę szmalu za jego wypożyczenie.
Dla Artety nie miało to znaczenia. Chciał go tu i teraz. Cenił go sobie wyżej niż Alexandre’a Lacazette’a, do którego od samego początku nie pałał zbytnią sympatią. Tak się rozpoczął koniec przygody Francuza z Arsenalem i jego konflikt z trenerem, który jeszcze trochę trwał. Nketiah w tym czasie robił swoje, ale przez dłuższy czas nie potrafił dać z siebie wszystkiego. Nie wygryzł więc swojego rywala na stałe, pomimo tego, że ten nie miał po drodze z trenerem.
Arteta wiedział, jaki drzemie w nim potencjał, ale widział przede wszystkim braki w fizyczności zawodnika. Zwyczajnie często brakowały mu siły w pojedynkach z obrońcami, przez co miał problemy z wywalczeniem sobie pozycji.
Nketiah też zdawał sobie z tego sprawę i jeszcze w 2019 roku rozpoczął pracę nad rozbudową sylwetki. Na przełom trzeba było jednak poczekać.
Casemiro, Eriksen i Fred. Trio, które odmieniło United
Atleta
W zeszłym roku w mediach społecznościowych pojawiły się zdjęcia pokazujące, jak ogromny progres zrobił Eddie Nketiah przy współpracy z Chrisem Varnavsem. Efekt rzeczywiście robi wrażenie. – Jego celem było zbudowanie masy mięśniowej, zwiększenie siły i poprawa ogólnego atletyzmu, który poprawi jego szybkość i moc – powiedział trener personalny w rozmowie z “The Sun”. – Czy to, co robimy na siłowni, możemy przenieść na boisko? To jest najważniejsze – dodał.
Boiskowe efekty z pewnością zaczęło to przynosić i to już w sezonie 2021/2022. – Widać było, że pewnego dnia miał sporo siły, żeby odeprzeć obrońcę, ale był też wystarczająco zwinny, aby skutecznie się obrócić i strzelić gola – mówi Varnavs.
Rzeczywiście 5 bramek w Premier League i 5 bramek w Pucharze Ligi, to niezły wynik, jak na dotychczasowe poczynania Nketiaha. W końcówce sezonu wykorzystał chorobę Lacazette’a i wygryzł go ze składu, do którego ten już nie wrócił, bo latem odszedł do Lyonu. Arteta mówił wtedy nawet na jednej z konferencji, że dawanie mu tak mało szans było “nie fair”.
To jednak nie był jeszcze przełom, a dopiero dobry prognostyk. Zresztą dla Artety wciąż niewystarczający, bo przed obecnym sezonem zdecydowano się w końcu ściągnąć Gabriela Jesusa. I to na niego, a nie na Anglika stawiano w niemal wszystkich spotkaniach aż do mundialu.
Co ma Laos do Kiwiora? Jak Arsenal znalazł Polaka i kiedy da mu szansę
Nowy Henry?
Latem wokół Nketiaha powstało niemałe zamieszanie. Nie wiadomo było, co stanie się z nim dalej, bo do kibiców dochodziły sprzeczne sygnały. Media donosiły, że klub chce przedłużyć z nim kontrakt, ale ten wiedział o negocjacjach prowadzonych z Jesusem, więc nie był specjalnie skłonny do podpisania nowej umowy. Oczekiwał regularnej gry, a wiedział, że pojawienie się Brazylijczyka znów zepchnie go na margines.
Ostatecznie dał się namówić i to pomimo dopięcia transferu Jesusa. Podpisał 5-letni kontrakt, ale co najważniejsze – w sensie symbolicznym – dostał koszulkę z numerem 14. Kto z nim grał, wszyscy doskonale wiemy. Miał to być gest władz i sztabu Arsenalu podkreślający to, że wciąż liczą na swojego wychowanka. I chyba takimi małymi rzeczami go kupili.
Początek sezonu był dokładnie taki, jakiego mogli się wszyscy spodziewać. Oczywiście mowa tutaj tylko i wyłącznie o sytuacji Nketiaha. Zaczął na ławce, bo pozycja Jesusa była nie do podważenia. Brazylijczyk nie dawał też argumentów, żeby posadzić go na ławce. Anglik musiał się więc pogodzić z rolą zawodnika wchodzącego na maksymalnie kilkanaście minut. Zdobyczy bramkowej prawie żadnej – poza trafieniem w przegranym spotkaniu Pucharu Ligi z Brighton, w którym Arteta dał odpocząć Jesusowi.
Głupio mówić, że Nketiah akurat na to czekał z niecierpliwością, ale jakkolwiek by to nie brzmiało, to z pewnością czekał, żeby Jesusowi powinęła się noga. No i się doczekał. Brazylijczyk poleciał do Kataru z drużyną narodową i pogruchotał sobie kolano. Diagnoza? Kilka miesięcy przerwy od grania.
W domu Nketiaha wystrzeliły szampany.
60 lat minęło… Niezapomniane momenty z kariery Jose Mourinho
Napastnik kompletny
– Gabi wykonał świetną robotę, ale ja nie jestem tu by go zastąpić. Jestem tu, aby być własnym graczem, i mam nadzieję, że najlepszą wersją siebie. Życzymy mu szybkiej rehabilitacji. Potrzebujemy go jak najszybciej – te słowa Nketiah wypowiedział po pierwszym spotkaniu ligowym, w którym zastąpił Jesusa. Był to mecz z West Hamem w Boxing Day. Anglik strzelił w nim bramkę na 3:1.
Już wtedy widać było, że Nketiah wchodzący na boisko od pierwszej minuty to zupełnie inny piłkarz. Biła od niego niesamowita energia. W zasadzie był nie do zatrzymania. Obrońcy Młotów wyglądali przy nim, jakby pierwszy raz grali w tę grę. Siła, szybkość, dynamika, inteligencja – to wszystko charakteryzuje obecnie grę Anglika. Idealnie wpasował się w tryby naoliwionej maszyny Artety, która w tym sezonie nie ma sobie równych.
Odkąd Nketiah zastępuje Jesusa zdołał strzelić sześć bramek w siedmiu meczach Premier League i Pucharu Anglii. Jednak nie tylko bramki wskazują na jego wyjątkowość. Anglik znacznie zmienił swój sposób grania, bo dotychczas był prawdziwym lisem pola karnego, który zwykle bazował na wykańczaniu akcji przeprowadzonych przez kolegów. Dziś sam potrafi wykreować sobie sytuację i pod względem statystyk przebija nawet Harry’ego Kane’a.
Zalicza średnio 43 kontakty z piłką na mecz, przy niespełna 39 Kane’a. Podaje średnio 20 razy w meczu – Kane 16. Celność podań? Nketiah 83 proc. – Kane 72 proc. I tak dalej, i tak dalej… Nowy gwiazdor Arsenalu przebija swojego rodaka pod każdym względem, ale oczywiście nie należy zapominać, jaka jest pomiędzy nimi różnica w rozegranych minutach. Niemniej poczynania tego młodszego robią ogromne wrażenie.
Nienawiść stadionowa powszednia
Świetlana przyszłość
– Przypomina mi Iana Wrighta – powiedział o Nketiahu Roy Keane tuż po meczu Arsenalu z Manchesterem United, w którym 23-latek zdobył dwie bramki – w tym tę zwycięską. Niewątpliwie z ust byłego kapitana Czerwonych Diabłów to ogromne wyróżnienie, ale wychowanek Kanonierów raczej jest porównywany do tego największego, czyli Thierry’ego Henry’ego. I to nie tylko dzięki numerowi na koszulce.
Arteta znów wygrał. Znów miał rację.
Wydaje się, że właśnie nadszedł wielki czas Eddiego Nketiaha i ten nie zamierza go zmarnować. Droga do mistrzostwa Anglii wydaje się już naprawdę prosta, a jeżeli 23-latek zdoła w tym pomóc, to zapisze się na zawsze w historii Arsenalu.
Spodziewano się, że kimś takim będzie Gabriel Jesus, ale los postanowił napisać znacznie piękniejszą historię. Brazylijczyk powinien raczej teraz drżeć na myśl, że czeka go okupowanie ławki rezerwowych.
Koszmar z Manchesteru powraca.
Czytaj więcej o Premier League:
- „Pojawia się Arsenal i wszystko staje się prostsze”. Kulisy transferu Kiwiora
- Kolejna bolesna lekcja Franka Lamparda
- Bednarek znów w miejscu, z którego latem chciał odejść za wszelką cenę
Fot. Newspix