Reklama

Świątek poza Australian Open! Iga nie dała rady Rybakinie

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

22 stycznia 2023, 04:38 • 4 min czytania 29 komentarzy

To nie tak miało być! Po trzech wygranych Igi Świątek w Melbourne kibice liczyli na to, że Polka powalczy o kolejny wielkoszlemowy skalp. Albo że w najgorszym wypadku awansuje chociaż do finału Australian Open, poprawiając tym samym zeszłoroczny wynik. Niestety, nic takiego się nie zdarzy. Na drodze naszej zawodniczki do ponownego zapisania się na kartach tenisowej historii stanęła bowiem Jelena Rybakina, zwyciężczyni ostatniego Wimbledonu. Zawodniczka z Kazachstanu wygrała w 1/8 finału na Rod Laver Arenie 6:4, 6:4. 

Świątek poza Australian Open! Iga nie dała rady Rybakinie

Dzień przed meczem Igi w jednym ze sklepów sprzedawczyni podeszła do mnie i zamiast zwyczajowego „How are you?” rzuciła „Are you Polish?”. Nie ukrywam – byłem zdziwiony. Spytałem jakim cudem Australijka ma ustawiony tak dobry radar na ludzi znad Wisły? Sara, bo tak ma na imię, odpowiedziała, że wie, jak wygląda przeciętny Polak (nie, nie obraziłem się po tych słowach!), ponieważ jej korzenie znajdują się w naszym kraju – tata wyjechał z rodzicami po wojnie jako mały chłopiec do Melbourne, ale nadal bywa w dawnej ojczyźnie. Ona zresztą też raz ją odwiedziła. Sarze najbardziej podobał się Sanok, z którego pochodzi ojciec. Australijka jest zagorzałą fanką tenisa, opowiadała mi, że na meczach bywa od lat. Ma jedno marzenie – zobaczyć na żywo finał na Rod Laver Arenie.

– Na razie nie udało mi się nigdy kupić biletów na to wydarzenie, ale kto wie, może w tym roku dam radę? Na pewno za to pojawię się na niedzielnym spotkaniu Świątek!

Mecz Polki rozpoczął się o 12.40 miejscowego czasu. Zważywszy na to, że światowa jedynka grała ze zwyciężczynią zeszłorocznego Wimbledonu, jest to kontrowersyjna godzina. Taki event powinien być deserem dnia, czyli odbywać się w sesji wieczornej. Niestety, organizatorzy zadecydowali inaczej, dlatego Świątek i reprezentantka Kazachstanu pojawiły się na korcie tuż po spotkaniu turnieju deblowych legend. 

Naprzeciwko siebie stanęli w nim słynni bracia Bryanowie, którzy wygrywali w AO aż sześciokrotnie, oraz Marcos Baghdatis i dawny ulubieniec miejscowych, chłopak który urodził się w tym mieście – Mark Philippoussis. Spotkanie toczone było oczywiście w żartobliwej atmosferze, wygrali Amerykanie (6:1, 6:4), którzy do zamknięcia meczu zaprosili… jednego z chłopców do podawania piłek.  Rywale, widząc go, zaserwowali bardzo delikatnie, a młody Australijczyk zakończył spotkanie efektownym smeczem spod siatki, ku wielkiej radości widzów.

Reklama

– Cieszę się, że jestem tu znowu z wami – powiedział jeden z braci. – Żona dała mi zielone światło na przylot, nie mogłem z tego nie skorzystać. Jest tu ze mną mój syn, ma 9 lat, ale pewnie teraz nas nie słucha, bo przegląda TikToka – śmiał się Amerykanin. 

Tuż przed spotkaniem Igi włączono piosenkę „Jump” Pointer Sisters. Jeśli jej nie kojarzycie, wyjaśniam, że chodzi o kawałek, który leciał w trakcie słynnego tańca Hugh Granta w “Love Actually”. 

Niżej podpisany rozmarzył się po tym utworze mając nadzieję, że występ Świątek dorówna efektownością pląsom Anglika. Niestety, tak się nie stało…

Już pierwszy gem tego spotkania był dla Igi kiepski. Przegrała go, mimo że prowadziła przy własnym podaniu 40:0! Patrząc na to, jak Polka trwoni tę przewagę, jej trener, Tomasz Wiktorowski, tylko kręcił z niedowierzaniem głową. W drugim gemie nie było lepiej  – nasza zawodniczka prowadziła 40:30, po czym zagrała łatwego do wykończenia smecza w aut i wszystko się posypało. 

Świątek miała jednak w tej partii bardzo dobry czas – gdy wygrała 10 piłek z rzędu! Tym samym w dwóch kolejnych gemach pyknęła Rybakinę do zera i wyszła na prowadzenia 3:2. Początek końca Jeleny? Niestety, wręcz przeciwnie. Rywalka zaczęła nagle pokazywać na korcie agresję, której długimi momentami brakowało Świątek, i w efekcie pierwsza partia padła jej łupem, do czterech.

Reklama

W ostatnim gemie, przy serwisie Kazaszki, Polka nie zdobyła nawet punktu, co martwiło w kontekście partii numer dwa. Jak się potem okazało – niepotrzebnie, albowiem Świątek rozpoczęła ją znakomicie, od prowadzenia 3:0. W tym czasie wreszcie oglądaliśmy na korcie taką Igę, jaką chcielibyśmy widzieć zawsze – ofensywną, dokładną i pewną siebie. To była światowa jedynka w pełnej krasie, nic dziwnego, że dziesiątki polskich fanów w Melbourne szalały na widowni. Ci ludzie byli wtedy przekonani, że oto rozpoczyna się efektowny come back naszej zawodniczki. Niestety, potem znowu czekał ich srogi zawód, dokładnie tak, jak w partii numer 1. Rybakina po raz kolejny weszła bowiem na poziom, który dziś dla Igi był nieco za wysoki. Głęboko wierzę, że kiedy indziej Polka mogła by z nią powalczyć, ale 22 stycznia 2023 roku był dla niej po prostu kiepskim dniem w pracy. Każdy z nas takie miewa, tyle że szarego Kowalskiego nie oglądają wtedy miliony ludzi w telewizji…

– To był naprawdę ciężki mecz. Szanuję Igę, jest młodą i bardzo dobrą zawodniczką. W najważniejszych momentach zachowałam zimną krew i to mogło zadecydować o mojej wygranej – powiedziała po wszystkim Rybakina, a polskim fanom pozostało liczyć, że co nie udało się Idze, to wyjdzie kilka godzin później w 1/8 finału Hubertowi Hurkaczowi…

KAMIL GAPIŃSKI Z MELBOURNE

Fot. Newspix

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
1
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Inne sporty

Komentarze

29 komentarzy

Loading...