Szymon Marciniak brawurowo poprowadził finał katarskich mistrzostw świata między Argentyną i Francją, po czym nowy rok rozpoczął od egzotycznych wojaży.
Tylko w ostatnich tygodniach prowadził mecze drużyn egipskich (El Ahly – Pyramids), saudyjskich (Al- Shabab-Al-Ittihad FC) i cypryjskich (Apoel Nikozja0 Aris Limassol). Wszędzie przyjmowany był z niemal nabożną czcią.
– Zasuwaliśmy w tych meczach tak, jakby to był finał mundialu także po to, by nikt nam nie powiedział, że się nie staramy. Wiem, jak to działa – jedna zła decyzja i skończą się pochwały, wszystko się odwróci. W Egipcie, na Cyprze i w Arabii Saudyjskiej było tak, jak na gali z tysiącem kamer. Nie mogliśmy się ruszyć. Godziny zdjęć, rozmów. Niesamowite było też zachowanie piłkarzy, którym sędziowaliśmy. Te „hot” mecze wyglądały jak spotkania towarzyskie. Nikt nie protestował, nie pyskował. Piłkarze po naszych decyzjach kłaniali się nam jak w Japonii. A wiem, jak to wygląda w Azji, bo tam też gwizdałem. Jeżeli tak to ma dalej wyglądać, to chwilo trwaj! Prezesi drużyn żartowali, że trzeba nas tam zatrzymać na dłużej – skomentował Szymon Marciniak w rozmowie z Wirtualną Polską.
Czytaj więcej o Szymonie Marciniaku:
- Infantino o polskich sędziach: „Po co ja tyle płacę za te technologie, jak oni tak sędziują?”
- 20 lat wspinaczki Szymona Marciniaka na szczyt. „Piłkarsko był na Ekstraklasę”
Fot. Newspix