Reklama

Szok: Atletico sprzedało napastników i nie ma komu strzelać goli

Jakub Kręcidło

Autor:Jakub Kręcidło

19 stycznia 2023, 08:30 • 5 min czytania 8 komentarzy

Atletico od początku sezonu miało problem ze zdobywaniem bramek i spróbowało go rozwiązać, sprzedając dwóch napastników. Efekt, cóż, sensacyjny – problem tylko się pogłębił. W Madrycie liczą, że rozwiąże go transfer Memphisa Depaya.

Szok: Atletico sprzedało napastników i nie ma komu strzelać goli

Kiedy Diego Simeone został zapytany, czy „skuteczność się ma, czy się ją wypracowuje”, odpowiedział: – „Po prostu ją się ma”. Problemem jest jednak fakt, że mianem „skutecznego” nie można określić ani jednego z jego zawodników. W ostatnich sześciu kolejkach jego zespół strzelił sześć goli, choć oddał aż 109 strzałów. Pół biedy, gdyby Atleti było nieskuteczne tylko pod bramką rywala. Problem w tym, że jego kłopoty się tam zaczynają, a kończą we własnym polu karnym. W tym samym okresie przeciwnicy madrytczyków oddali 54 strzały, zdobyli siedem bramek, a ekipa Cholo sięgnęła tylko po pięć oczek, po drodze ogrywając jedynie Elche, drugi najgorszy zespół w historii LaLiga na tym etapie sezonu. Krótko mówiąc – nie jest kolorowo.

Najgorsze Atletico w erze Simeone

Liczymy na to, że znów zaczniemy strzelać gole – rozłożył ręce Simeone po zremisowanym 1:1 meczu z Almerią. W nim wróciły koszmary ze starcia z Barcą (0:1), w którym Rojiblancos też zmarnowali mnóstwo okazji. – Szansa Ángela Correi była niesamowita. O tej Alvaro Moraty nawet nie chce mi się mówić… – przyznał zrezygnowany trener, który dodał: – Bramki są w futbolu najważniejsze. Co z tego, że gramy znacznie lepiej niż przed mundialem, skoro nie wygrywamy? Jesteśmy na fali wznoszącej. Gramy szybciej, dynamiczniej, ofensywniej. Jestem naprawdę zadowolony z tego, co widzę, ale potrzebujemy zwycięstw legitymizujących naszą poprawę.

W pierwszym meczu po odejściu Joao Feliksa było widać to, co wiedzą wszyscy – że Atletico potrzebuje skutecznych piłkarzy. Po transferze Portugalczyka do Chelsea nie ma już na kogo zwalić winę. Do tej pory kozłem ofiarnym mógł być 23-latek. Sprzedaż napastnika miała pomóc oczyścić atmosferę w zespole, któremu – jak określają to dziennikarze „El Pais” – zła gra weszła już w krew. Nigdy wcześniej w trwającej od 2011 roku erze Simeone Atleti nie miało tak mało punktów w LaLiga i nie miało tak złego bilansu bramkowego. Nigdy wcześniej zespół definitywnie nie pożegnał się z europejskimi pucharami już na etapie fazy grupowej. I nigdy wcześniej nie był pod taką presją już na tym etapie sezonu.

Reklama

Pusta kasa Atletico

Odpadnięcie z Ligi Mistrzów i nie zakwalifikowanie się do Ligi Europy powiększyło dziurę budżetową w Atletico, którą udało się zasypać pieniędzmi zarobionymi na Matheusie Cunhi i Feliksie. O sprowadzenie ich następców nie będzie łatwo – choć z klubem łączono wielu napastników (przede wszystkim Borję Iglesiasa), to Simeone słyszał: „Najpierw trzeba jeszcze kogoś sprzedać, a w razie czego, korzystaj z wychowanków”. Ostatecznie skończyło się na Memphisie Depayu, więc można założyć, że będzie to ruch udany, tak jak wszystkie inne na trasie Barcelona – Madryt. To ruch niskobudżetowy, bo transfer ma kosztować około 3-4 milionów euro, ale też ekipy z Civitas Metropolitano nie stać na szastanie forsą. Jej przyszłość jest niepewna. O miejsce w czołowej czwórce LaLiga łatwo nie będzie. Trzeci Real Sociedad uciekł już na siedem punktów, a czwarte Atleti od dziewiątego Rayo dzielą zaledwie dwa oczka. Brak awansu do Ligi Mistrzów byłby z ekonomicznego punktu widzenia katastrofą.

Kibice Atletico mogą powiedzieć, że minął rok, ale nie zmieniło się praktycznie nic. Dwanaście miesięcy temu madrytczycy byli co prawda w grze w Champions League, jednak nie mieli już szans na triumf w Copa del Rey, a w LaLiga byli poza czołową czwórką. Po porażce z zamykającym wówczas tabelę Levante (0:1) dyrektor generalny Miguel Angel Gil Marin i dyrektor sportowy Andrea Berta spotkali się z zespołem, by uświadomić zawodników o znaczeniu wywalczenia kwalifikacji do Champions League. Powstał koncept „LaLiga de 14”, nazwany w ten sposób od pozostałych czternastu kolejek, w której madrytczycy dopięli swego i ostatecznie zakończyli rozgrywki na trzecim miejscu. Teraz te metody nie zadziałały. Przed starciem z Almerią Simeone spotkał się z zespołem i przez 30 minut próbował zmotywować zawodników, jednak na murawie efektów nie było widać.

Najgorszy możliwy rywal

Historia dowodzi, że im bardziej krytykowano Cholo, tym szybciej i tym wyżej jego Atletico odbijało się od dna. W jego zespole dalej jest dużo jakości, więc nie można wykluczyć, iż i w tym sezonie w grze madrytczyków coś wreszcie kliknie, jednak powodów do optymizmu jest niewiele. Właściwie wszyscy liderzy drużyny są bez formy. Jedynym pozytywnym wyjątkiem jest Marcos Llorente, o którym sam Simeone mówi, że „wygląda jak w sezonie mistrzowskim”. Jan Oblak nie dokonuje już cudów. Jose Maria Gimenez ciągle doznaje kontuzji. Koke został wygryziony z jedenastki przez wychowanka Pablo Barriosa, a słabego Thomasa Lemara nie ma kto zastąpić. Alvaro Morata jest na drodze do „swoich” dwunastu-trzynastu goli w ligowym sezonie, ale zbawcą drużyny nie będzie, choć może przebudzi go transfer Memphisa.

Sam Simeone też podejmuje dziwne decyzje. Na przestrzeni ostatnich lat udowodnił, że najlepiej czuje się w kryzysie. Gdy ma zbyt wiele możliwości, głupieje i szuka kwadratury koła. Na mecz z Barçą jego drużyna wyszła przestraszona, zbyt zachowawczo. W Almerii Atleti dominowało grając 4-4-2, jednak kompletnie posypało się po niepotrzebnej, wymuszonej zmianie systemu na 5-3-2. A w końcówce, gdy Rojiblancos potrzebowali gola, Cholo wprowadził na boisko stopera (Felipe) za napastnika (Angel Correa). Gdzie tu sens i logika?

Nieefektywne w obu polach karnych Atletico walczy o utrzymanie się w czołowej czwórce LaLiga, a jedynym trofeum, które pozostaje w jego zasięgu, jest Copa del Rey. W nim madrytczycy grali do tej pory wyłącznie z rywalami z niższych lig i relatywnie łatwo przechodzili przez kolejne rundy, wygrywając cztery wyjazdowe mecze. W środę przerwali nawet klątwę „Levante de Munich” – tak w Madrycie nazywano ekipę Żab, kata Diego Simeone (dwie wygrane w dziesięciu meczach na Ciutat de Valencia). Rojiblancos po fatalnym początku i niezłej drugiej połowie wygrali 2:0 i zameldowali się już w ćwierćfinale rozgrywek.

Reklama

Przed rokiem Atletico sięgnęło dna właśnie po meczu z Levante. Teraz udało się ograć ekipę z Walencji, a Cholo ma nadzieję, że ten sukces będzie dla madrytczyków punktem zwrotnym. Do zdobycia trofeum Rojiblancos potrzebują tylko 360 minut dobrej gry. Copa del Rey nie jest najatrakcyjniejszym, najważniejszym trofeum, ale najważniejsze, że jest „jakimś” trofeum – a to wystarczy, by rozbudzić nadzieje kibiców.

WIĘCEJ O PIŁCE HISZPAŃSKIEJ:

Fot. Newspix

Dziennikarz Canal+

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Michał Kołkowski
0
Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”
Polecane

“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Błażej Gołębiewski
2
“Trzeba wyrzucić ją do śmietnika”. “Nie chciałbym, żeby zniknęła”. Haka na ustach całego świata

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Michał Kołkowski
0
Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Komentarze

8 komentarzy

Loading...