Reklama

Latający Kubacki i najkrótszy wywiad Stocha. Puchar Świata w Zakopanem rozkręcił się na dobre

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

14 stycznia 2023, 11:35 • 7 min czytania 3 komentarze

Dawid Kubacki latający przy akompaniamencie „Pszczółki Mai”. Thomas Thurnbichler podejmujący trudne i ciekawe decyzje przed dzisiejszym konkursem drużynowym. Powracający po chorobie Kamil Stoch, który udzielił prawdopodobnie najkrótszego wywiadu w swojej karierze. Piątkowe skakanie w Zakopanem przyniosło nam kilka ciekawych historii. A to wszystko przedsmak tego, co wydarzy się w sobotę i niedzielę. Bowiem dziś na Wielkiej Krokwi skoczkowie zmierzą się w zawodach drużynowych. Z kolei jutro staną do walki o punkty w konkursie indywidualnym.

Latający Kubacki i najkrótszy wywiad Stocha. Puchar Świata w Zakopanem rozkręcił się na dobre

KTO DO DRUŻYNY?

Po piątkowych sesjach treningowych oraz kwalifikacjach trener Thomas Thurnbichler zdawał się mieć twardy orzech do zgryzienia w kwestii wyboru składu na dzisiejsze zawody drużynowe. Z jednej strony, jego zaufanym „żołnierzem” w tym sezonie jest Paweł Wąsek. 23-letni zawodnik skacze bardzo równo, a w indywidualnych występach Pucharu Świata noga powinęła mu się tylko dwa razy. W Engelbergu Paweł został zdyskwalifikowany za niedopięty kombinezon. Z kolei w Bischofshofen zakończył zawody na 42. pozycji. Ta druga wpadka mogła martwić o tyle, że był to ostatni konkurs przed Zakopanem. Naturalne były więc pytania o to, czy Wąsek nie stracił stabilnej formy, którą imponował od początku zmagań w Pucharze Świata. Sam skoczek nie ukrywał jednak, że skocznia narciarska im. Paula Ausserleitnera nie należy do jego ulubionych obiektów i najzwyczajniej w świecie Polak jeszcze jej nie rozgryzł.

A skoro już jesteśmy przy skoczniach, które nie są lubiane przez niektórych naszych zawodników, to Aleksander Zniszczoł w przeszłości regularnie narzekał na Wielką Krokiew. Tymczasem urodzony w Cieszynie skoczek w piątek bardzo dobrze czuł się na skoczni.

– Nie skakaliśmy na Wielkiej Krokwi przez rok i teraz nie wiem, czy lubię tę skocznię, czy jej nie lubię. Kiedy cały czas na niej klepaliśmy, to dało się ją znienawidzić. Czasem lepiej zrobić przerwę od obiektu, by później przyszła na nim świeżość skoku – powiedział Zniszczoł.

Reklama

Tym sposobem Zniszczoł stworzył realną alternatywę do składu na konkurs drużynowy. Podczas pierwszego treningu poradził sobie znacznie lepiej od Wąska. W drugim to Paweł był górą, aczkolwiek nieznacznie, o zaledwie dwie pozycje i 0,8 punktu (dodajmy, że treningi nie są punktowane przez jury, na notę składają się wyłącznie odległość oraz kompensaty za belkę i wiatr). Wreszcie, Olek lepiej poradził sobie w kwalifikacjach, gdzie zajął 16. pozycję. Zaraz za Kamilem Stochem, o którym jeszcze powiemy.

– Nie stresowałbym się, gdybym miał jutro skakać. Startowałem w drużynówce, stawałem na podium takich zawodów nawet w wieku juniorskim w Pucharze Świata, więc to nie jest dla mnie coś nowego. Jestem zawodnikiem, który dobrze dawał sobie radę w konkursach drużynowych – tak sam siebie oceniam – mówił po kwalifikacjach Zniszczoł.

Wąsek też nie miał problemu z awansem do konkursu indywidualnego, aczkolwiek jego skok uplasował go na 33. miejscu. Odległość? Zaledwie 111 metrów. Ale trafił też na fatalne warunki, gdy wiatr na skoczni zaczął mocno kręcić. Paweł otrzymał za swoją próbę aż 22(!) punkty rekompensaty. Ten argument zapewne zaważył na tym, dlaczego Thurnbichler zdecydował się na pozostawienie Wąska w składzie na konkurs drużynowy.

– Jestem bardzo zadowolony z progresu, który dziś poczynił Olek. Oddawał dziś naprawdę dobre skoki. Jednak musimy powiedzieć, że na wyniki kwalifikacji spory wpływ miał wiatr. Olek trafił na bardzo dobre warunki, natomiast Paweł dostał dwa i pół metra wiatru w plecy, dlatego skok był dla niego bardzo ciężki. Jestem pewien, że jutro nie zawiedzie – w całym sezonie pokazywał dobre skoki i przygotowanie do zawodów – głosił Austriak, zapewniając jednak, że Zniszczoł w przyszłości może liczyć się w rywalizacji o miejsce składzie: – Jeżeli Olek utrzyma swój progres i wciąż będzie pokazywał solidne skoki, to otrzyma szansę w następnych zawodach drużynowych.

Reklama

STOCH ODCZUWA SKUTKI CHOROBY

Ale to nie znaczy, że w naszej drużynie brakuje zaskakujących rozwiązań. Za takie może uchodzić samo ustawienie kolejności polskich skoczków. Otóż zawodnikiem rozpoczynającym skakanie w polskiej ekipie będzie… Kamil Stoch. Jak podaje Adam Bucholz z portalu Skijumpijg.pl, ostatni raz taka sytuacja miała miejsce 6 lutego 2016 roku podczas konkursu drużynowego w Oslo. Czyli dokładnie 2534 dni temu. Szmat czasu. Następnie swoje próby oddadzą Piotr Żyła, Paweł Wąsek i Dawid Kubacki.

Thurnbichler: – Wiem o tym, że Kamil zwykle nie skacze w pierwszej grupie, ale jestem pewien że potrafi oddać solidny skok. On ma zbudować nam fundament. Piotrek ten fundament podtrzyma, Paweł odda skok bez zbędnej presji, a Dawid zakończy całą pracę.

Stoch nie ma za sobą najlepszych dni: – Po Turnieju Czterech Skoczni Kamil nie czuł się najlepiej. Złapał lekkie przeziębienie i przez cztery dni nie trenował. Ale w środę już odbył trening i skakał również dziś. Jest w dobrej formie fizycznej ale wciąż poziom jego energii nie jest najwyższy – mówił Thomas Thurnbichler jeszcze podczas czwartkowej konferencji prasowej.

Wczoraj na skoczni ten brak energii był widoczny. Stoch odpuścił skakanie w drugim treningu, zaś w pierwszym zajął 17. pozycję – skoczył 118 metrów. Kwalifikacje to skok na 124 metry i 15. lokata w stawce.

Nie od dziś wiadomo, że kiedy Kamilowi nie idzie, to rozpiera go sportowa złość i ambicja. Stąd po kwalifikacjach nie był zbyt skory do rozmowy z mediami i udzielił chyba najkrótszego wywiadu w swojej karierze.

– Ale tylko jedno pytanie – zaznaczył, kiedy podszedł do strefy prasowej.

Jak życie?

A dziękuję, bardzo dobrze.

Dobra, następnej grupce dziennikarzy Stoch powiedział nieco więcej: – Z każdym dniem jest coraz lepiej, z każdym dniem nabieram więcej sił i energii. Czuję się coraz mocniejszy. Oczywiście sporo straciłem podczas tego weekendu, dla mnie każdy dzień jest potrzebny, by zbierać siły.

BOHATER PIĄTKU? ODPOWIEDŹ JEST OCZYWISTA

Piątkowe kwalifikacje do niedzielnego konkursu indywidualnego były dość dziwne. Wspomnieliśmy już o loteryjnych warunkach, z którymi musieli mierzyć się zawodnicy. Ale najlepsze było to, że do kwalifikacji stanęło… 51 skoczków. Troszkę śmieszna sytuacja – wystarczyło jednego mniej, a ta część zawodów mogłaby się zamienić w trening. A tak, trzeba było wyznaczyć w stadzie jedną czarną owcę, która nie pojawi się w niedzielę na skoczni. Tą został Frantisek Lejsek. Reprezentant Czech skokiem na 93,5 metra nie zdołał pokonać żadnego z trójki Rumunów, czyli Andrei Feldoreana, Mihnei Spulbera i Nicolae Mitrofana, którzy solidarnie zajęli trzy ostatnie pozycje dające prawo do niedzielnego startu.

Kwalifikacje dość niespodziewanie wygrał Daniel Tschofenig. Austriak oddał świetny skok na 138,5 metra, jednak tu ponownie musimy wrócić do warunków pogodowych. Przy próbie Daniela wiatr był dość łaskawy, w dodatku zawodnik skakał z szesnastej belki startowej. To wszystko zaowocowało dalekim lotem, choć podczas treningów Tschofenig niczym szczególnym się nie wyróżniał.

Jednak bohaterem dnia – jak i zresztą całego sezonu – był Dawid Kubacki. Polak zajął drugie miejsce w kwalifikacjach, ale zwyciężył obie sesje treningowe, skacząc odpowiednio 136 i 137,5 metra. W obu przypadkach Polak pokonał drugiego Halvora Egnera Graneruda. Norweg wciąż prezentuje wysoką formę, którą imponował podczas Turnieju Czterech Skoczni. Jednak w kwalifikacjach zajął dopiero jedenaste miejsce. Po swojej próbie Norweg również narzekał na warunki, a także zbyt niską belkę, którą ustawiło jury, co nie pozwoliło Granerudowi osiągnąć zadowalającej prędkości najazdowej.

Czyżby zatem kolejny raz skocznia w Zakopanem miała okazać się dla Graneruda obiektem przeklętym? W końcu dwa lata temu, kiedy Halvor pewnie zmierzał po Kryształową Kulę, na Wielkiej Krokwi zakończył zawody na zaledwie 23. miejscu. W zeszłym sezonie również uplasował się w trzeciej dziesiątce zawodów. Treningi wyraźnie wskazywały na to, że Granerud rozgryzł polski obiekt. Ale kwalifikacje udowodniły, że polska skocznia potrafi płatać figle nawet najmocniejszym zawodnikom w stawce. Chyba że nazywają się Kubacki. Lider Pucharu Świata, przy którego skokach w Zakopanem z głośników rozbrzmiewa „Pszczółka Maja”, w każdym skoku wygląda świetnie i nawet w trudnych warunkach oraz z niskiej belki potrafi wylądować w okolicach 130 metra.

I dobrze, bo chociaż czwartek w Zakopanem był jeszcze nieco senny, tak w piątkowy wieczór dało się wyczuć atmosferę wielkiego święta skoków. W uszach dzwonił hałas trąbek, które po kwalifikacjach słychać było na każdej ulicy. Z przydrożnych straganów unosił się zapach grzanego wina – zdecydowanie najchętniej kupowanego napoju w okolicach skoczni. A przecież to były tylko kwalifikacje. Zaledwie przedsmak tego, co na Wielkiej Krokwi wydarzy się dziś i jutro.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj więcej o skokach:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Roberto De Zerbi docenił Modera, ale ten wczoraj akurat oberwał w mediach

Bartosz Lodko
0
Roberto De Zerbi docenił Modera, ale ten wczoraj akurat oberwał w mediach

Inne sporty

Polecane

Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Sebastian Warzecha
1
Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Komentarze

3 komentarze

Loading...