Jeśli ktoś powiedziałby mi kilka lat temu, że Raków Częstochowa zrobi na miękko Qarabag, nawet w sparingu, pomyślałbym, czy się nie przesłyszałem. Jasne, mecze towarzyskie nigdy nie są dostatecznymi wykładnikami do rzetelnej oceny. Czasami jednak z poziomu trybun łatwo określić, kto i ile zaangażowania wkłada nawet w spotkanie kontrolne. To dzisiejsze z udziałem ekipy Marka Papszuna miało znamiona rywalizacji o najwyższej intensywności, takiej, w której nikt nie odkładał nogi. Efekt? Gładkie 3:0 z mocnym przeciwnikiem na poziomie Ligi Europy.
Dobre wyniki Rakowa z uznanymi zespołami to oczywiście żadna nowość. Ale wciąż, nawet przy okazji sparingu, miło robi się w serduszku, kiedy najlepsze polskie kluby – do pakietu jeszcze Lech czy Legia – z tak zaznaczoną wyższością potrafią wygrywać z nie byle kim.
Raków – Qarabag. Dobry występ Rakowa, ostry Marka Papszuna
Ten mecz miał świetną otoczkę: przyjechały różne tureckie telewizje, pojawili się skauci z najlepszych klubów, Besiktasu czy Galatasaray, a do tego wpadła cała „śmietanka” trenerów z polskich obozów. Nie mówiąc o rzeszy agentów, którzy w stadionowych kuluarach robili swoje interesy. Wszyscy siedzieli na trybunach, obserwowali i komentowali. A wśród nich Marek Papszun. Tak, trener Rakowa siedział z notesem, jakby nigdy nic. Cichy, emanujący aurą powagi i niedostępności. I tak do 15. minuty…
„Kurwa mać, co ty robisz?! Pierdolnij go łokciem, masz swoje ciało, użyj go. Będziesz mi tu płakał przed sędziami? Kurwa!” grzmiał Marek Papszun, kiedy po kwadransie już stał na boisku przy linii bocznej. Nie byłem pewien, kogo wziął na celownik trener Rakowa (pierwotnie myślałem, że Piaseckiego), a było tego więcej, ale licznik głośnych bluzgów nabijał się z zaskakującą prędkością, szybko nawet jak na Marka Papszuna. Mogło się wydawać, że chodzi o Janisa Papanikolau, który zszedł z boiska w 29. minucie. Nie przez kontuzję, bo w 64. minucie Grek ponownie pojawił się na murawie. Nie zrobił tego z kolei Sorescu, którego – według naszych informacji – przyszłość w Rakowie została już przesądzona.
W drugiej połowie szkoleniowiec „Medalików” był spokojniejszy, choć zdarzyło mu się czasami złapać za głowę i powiedzieć „Jezu, człowieku, co ty robisz?”, tak jak przy okazji niecelnego zagrania Jeana Carlosa. Kto jednak zna trenera Papszuna i regularnie ogląda Raków, zdziwiony być nie może. To część częstochowskiego krajobrazu. Nic nowego, nic kontrowersyjnego.
Upierdliwe oblicze Turcji, apel Leandro
Pozwólcie teraz, że wrzucę wątek obyczajowy. Ze sparingu Rakowa od razu pojechałem do hotelu, w którym stacjonuje Stal Mielec, ale także kilka klubów z Serbii i CSKA Moskwa. Czekał na mnie Bartosz Mrozek. Wszystko byłoby pięknie, odbyłoby się na czas, gdyby nie cholerna recepcja i ochrona na wjeździe. Moje nazwisko oraz numer rejestracyjny auta były zapowiedziane, ale najwyraźniej ktoś zapomniał wpisać dane do systemu. No i miałem problem. „Nie możemy pana wpuścić”. Później: „Nie możemy, ale niech pan zadzwoni po kogoś z klubu”. Ktoś inny z pracowników: „Stal Mielec? Nie mamy tutaj takiego klubu”. Ci ludzie potrafili doprowadzić do szewskiej pasji.
Miałem to nieszczęście, że tuż przed przyjazdem rozładował mi się telefon, a PIN-u do tureckiej karty nie zapamiętałem. Byłem bezradny. Tak jak Leandro, który czekał ze mną i razem ze swoim kolegą. Nie chcieli go wpuścić, choć zasady hotelowe mówią, że można wejść na teren ośrodka za zgodą gościa hotelowego i pracowników recepcji, jeśli o zaistniałej sytuacji są poinformowani. Ale nie, ci konkretni robili problemy, wyjątkowe problemy. Stałem zatem przy szlabanie jak kołek, nie mogąc przejść dalej, wiedząc, że ktoś czeka na mnie 100 metrów dalej. Ale przynajmniej ucięliśmy sobie pogawędkę z Leandro, no i powyrzucaliśmy trochę bluzgów w kierunku Turków.
Brazylijczyk poprosił w międzyczasie, żebym przekazał jego apel do mediów:
„Daj to do prasy! Jesteśmy tutaj, w Turcji, gdzie ludzie są po prostu szaleni. Robią problemy z byle czego i człowiek się tylko denerwuje. Byłem w wielu krajach, a w Polsce tego nie doświadczyłem. Jasne, różni są ludzie, ale wydaje mi się, że często nie doceniacie tego, co macie. Żyję w waszym kraju tyle lat, jestem szczęśliwy i chcę tu zostać. Nie narzekajcie tyle.”
Po 30 minutach, po burzliwych negocjacjach, wreszcie coś drgnęło i pozwolono nam wejść do hotelu. Leandro zdążył na odprawę, ja zdążyłem przeprosić Bartka. Poczekałem kolejne 30 minut, przytrafiła mi się rozmowa z agentem z USA (opowiadał, jak chce zrobić transfer ze Spartaka Subotica do MLS i jak dobry jest Karol Świderski), a potem już ta właściwa z bramkarzem Stali. Człowiek się nieźle zagotował, ale finalnie ze „starcia” wrócił zwycięski. Podobnie jak dzisiaj Marek Papszun.
WIĘCEJ MATERIAŁÓW ZE ZGRUPOWANIA W TURCJI:
- Zator: Patrzyłem na Daviesa i mówiłem – o ja cię, on nie może być aż tak szybki
- Jakub Szumski o grze w tureckiej lidze [WYWIAD]
- Jop: Uwiera mnie strach obrońców przed pojedynkami [WYWIAD]
- Problemy polskich klubów w Turcji. Pogoda się popsuła, sparing odwołano
- „Nasi żołnierze śpią w okopach. Jak mógłbym narzekać na brak prądu?”
Fot. Newspix