Gennaro Gattuso i Carlo Ancelotti nie znają się od dziś. Przed laty Rino był wiernym żołnierzem Carletto w Milanie i wspólnie wygrali kilka istotnych tytułów. W tamtych czasach ich relacje wychodziły daleko poza sprawy boiskowe. Dopiero po latach – gdy już Gattuso był trenerem – poróżnił ich temat Napoli. Ancelotti przejął drużynę po Gattuso i narzekał na przygotowanie fizyczne, co uderzyło w dumę młodszego z Włochów. Panowie po fakcie nie rozmawiali ze sobą ponad rok, ale już zdążyli dojść do porozumienia. Dziś w ramach półfinału Superpucharu Hiszpanii uczeń spróbował pokonać mistrza i wywalczyć awans do finału, który uwiarygodniłby pracę trenera Valencii. Jego zespół dzielnie walczył, ale musiał uznać wyższość Realu.
Valencia w ostatnim czasie nie była w najlepszej formie, ale to nie mogło stanowić wymówki dla tej drużyny. Przecież teoretycznie dwa dobre mecze dzieliły ją od zdobycia Superpucharu Hiszpanii. Haczyk polegał na tym, że choć mowa o krótkiej drodze do trofeum, to jednak bardzo krętej i wyboistej.
Moment nieuwagi wiele zmienia
Gattuso musiał jakoś zaskoczyć zdecydowanie mocniejszego rywala, ale Valencia miała mnóstwo chwil, gdy grała przewidywalnie dla Realu. Zwłaszcza w ataku pozycyjnym. W kontrach wyglądało to nieco lepiej. Ale no właśnie – czasem coś im też wychodziło. I wtedy zazwyczaj kasował ich Thibaut Courtois jak choćby strzał Edinsona Cavaniego. Tak więc Valencia spisywała się zdecydowanie lepiej niż ostatnio, ale wciąż fajerwerki były ukryte głęboko w szafie.
Czy Real był zdecydowanie lepszy? Niekoniecznie. Mecz był dość wyrównany, bo Królewscy nie potrafili docisnąć rywali do ściany i zmusić ich do kapitulacji. Miewali przebłyski Rodrygo, Vinicius i Benzema, ale mogliśmy mieć niedosyt.
Aż do momentu, gdy Benzema został sfaulowany w polu karnym przez Comerta. Jedno dobre zagranie, przyspieszenie i Valencia mocno się pogubiła. Do jedenastki podszedł Francuz i pewnie pokonał Mamardaszwilego.
Nabrali nas i wkopali się w dogrywkę
Logika podpowiadała Valencii, że trzeba odważniej ruszyć na ten Real i jakimś cudem doprowadzić do wyrównania. I to się udało niemal od razu po wznowieniu drugiej połowy. Wystarczyła dobra wrzutka Toniego Lato, drzemka Lucasa Vazqueza i gola zapakował Samuel Lino. Super, bo szybkie wyrównanie dawało nadzieję, że tempo spotkania zostanie podkręcone.
Nic bardziej mylnego.
Spadło. Valencia bez piłki była wciąż brzydka, podobnie jak Real z futbolówką przy nodze. Do tego Królewscy zaczęli się wykruszać. Z kontuzjami schodzili Camavinga, Vazquez i Militao. W przypadku Valencii analogiczna sytuacja wystąpiła w związku z problemami zdrowotnymi Lino, Lato i Almeidy. To miało przełożenie na to spotkanie. Długo, bardzo długo wiało nudą i dopiero w doliczonym czasie gry Real ostro wjechał w pole karne Valencii. Vinicius miał dobrą okazję, ale przekombinował i został zatrzymany przez bramkarza.
Nic nie wpadało do sieci, więc obie strony skazały się na dogrywkę, której ewidentnie nie chcieli.
Już w dogrywce ponownie Gruzin zatrzymał Brazylijczyka. Później wyciągnął też uderzenie Kroosa, a te wszystkie sytuacje zaczęły się brać z prostych błędów Valencii i bardziej zespołowej gry Realu. Ale to były tylko środki doraźne i nietrwałe.
Uczciwie trzeba przyznać, że mieliśmy bardziej mecz bramkarzy niż napastników, bowiem również Courtois ratował swój zespół przed nagłą utratą gola i był najlepszym graczem w swoim zespole. Wyciągnął dwa groźne strzał Frana Pereza z bliskiej odległości, które ktoś inny pewnie by wpuścił.
A więc rzuty karne.
A w nich lepsi okazali się Królewscy, którzy byli bezbłędni. Piłkarze Valencii gorzej znieśli presję. Comert spudłował. Później jeszcze Gaya przegrał pojedynek z Courtois i w ten sposób zmęczony, wręcz zajechany Real Madryt zameldował się w finale Superpucharu Hiszpanii. A meczów będzie tej drużynie jeszcze dochodzić. W lutym już Klubowe Mistrzostwa Świata zatem nogi bolą od samego myślenia o nagromadzeniu spotkań drużyny Carlo Ancelottiego. Dziś przepchnęli mecz, ale nie da się oszukać barier, które ma ludzkie ciało.
Już jutro drugi półfinał – Betis zagra z FC Barceloną, w której będzie mógł zagrać Robert Lewandowski, bo jego zawieszenie nie obejmuje Superpucharu.
Real Madryt – Valencia 1:1 (r.k. 4:2) (1:0)
K. Benzema (k.) 40′ – S. Lino 46′
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
- Od skakania w ogień za piłkarzami po krytykę ich podejścia. Jak rozsypuje się Valencia Gattuso?
- Piłkarska rewolucja według Gerarda Pique. Tak będzie wyglądał zespół przyszłości?
- Lopetegui w Wolverhampton. Jak wysoka będzie cena spełniania marzeń?
- Uzależnieni od Lewandowskiego. Kto uratuje Barcelonę pod nieobecność RL9?
Fot. Newspix.pl