Pierwszy sezon tenisowej LOTTO SuperLIGI już za nami. Najlepsza w Polsce okazała się ekipa BKT Advantage Bielsko-Biała, znamy też pozostałe rozstrzygnięcia: resztę zespołów na podium i spadkowicza. Pora więc na wyciągnięcie wniosków po tym, co widzieliśmy w tym sezonie. Czy liga okazała się sukcesem? Gdzie leżą jej – o ile istnieją – problemy i jak je poprawić? Jakie opinie zebrała liga po swoim historycznym, pierwszym w dziejach sezonie? Próbujemy odpowiedzieć.
Spis treści
POZIOM? DAWAŁ RADĘ
Zacznijmy od najważniejszego. Czy rozgrywki LOTTO SuperLIGI dostarczyły nam meczów, które mogły zainteresować niedzielnego fana tenisa do włączenia transmisji z ligowych spotkań? Odpowiedź brzmi: wydaje się, że tak. Owszem, poziom był bardzo różny. Wiele zależało od tego, w jakim składzie dany klub przystąpił do konkretnego starcia. W każdej kolejce jednak trafiały się mecze, które warto było obejrzeć i które mogły zaimponować tym, jak grali poszczególni zawodnicy czy zawodniczki.
Zresztą moglibyśmy śmiało zrobić podsumowanie hitów poszczególnych kolejek pod względem dramaturgii i poziomu gry. Wyglądałoby ono mniej więcej tak (choć dałoby się ułożyć i inne zestawienie):
- 1. kolejka: Weronika Falkowska – Kamilla Bartone 7:6(3), 4:6, 15:13 (w super tie-breaku);
- 2. kolejka: Zdenek Kolar – Maks Kaśnikowski 6:2, 6:7(4), 10:5;
- 3. kolejka: Yann Wójcik – Jurgen Zopp 4:6, 6:4, 10:8;
- 4. kolejka: Linda Noskova – Yelizaveta Kotliar 6:0, 6:7(5), 11:9;
- 5. kolejka: Yann Wójcik – Jaroslav Pospisil 4:6, 7:5, 10:7;
- 6. kolejka: Martyna Kubka – Stefania Rogozińska-Dzik 6:4, 1:6, 12:10;
- 7. kolejka: Kania-Choduń/Kubka – U. Radwańska/Zuchańska 6:3, 4:6, 10:4.
Umyślnie podajemy tylko mecze sezonu zasadniczego, bo na Final Four ekipy walczące o mistrzostwo Polski przyjechały w najlepszych składach. I choć zdarzały się tam rozczarowania (np. dwa krecze w wielkim finale), to jednak poziom jeszcze podskoczył i dało się odczuć, że to już naprawdę rywalizacja o niezłą stawkę – jak zresztą faktycznie było, zwycięzcy dostali przecież 700 tysięcy złotych do kieszeni. W sezonie zasadniczym jednak poszczególne kolejki często kolidowały z turniejami zawodowymi, bywało że i największymi, jak Roland Garros. Dlatego warto zauważyć, że i w trakcie pierwszych siedmiu serii gier świetnych meczów było naprawdę sporo.
Co ważne – zwykle były to starcia nieoczywistych bohaterów. Choćby Yann Wójcik dwukrotnie dający prawdziwe show i pokonujący weteranów kortów to nie coś, czego byśmy się spodziewali. Podobnie postawa Yelizavety Kotliar pozytywnie wszystkich zaskoczyła, nawet jeśli ta mecz z Lindą Noskovą ostatecznie przegrała. Do tego można było pooglądać młodych polskich zawodników – Maksa Kaśnikowskiego, Martynę Kubkę, Stefanię Rogozińską-Dzik – jak walczą czy to między sobą, czy ze znacznie bardziej doświadczonymi i wyżej notowanymi rywalami. I zawsze prezentowali się z dobrej strony.
To wszystko istotne, bo na przestrzeni sezonu okazało się, że dobrego tenisa nie trzeba było w LOTTO SuperLIDZE szukać tylko tam, gdzie były znane już nazwiska – choćby Jerzy Janowicz – a wręcz można było na niego trafić w większości spotkań. Owszem, zdarzały się pogromy (nawet rowerki – a więc 6:0, 6:0), bo poziom, jak wspomnieliśmy, zależny był w dużej mierze od składu ekip na konkretne spotkanie. Jednak ogółem mecze raczej dostarczały niezłych wrażeń.
I to trzeba szanować, bo przed sezonem można było mieć o to obawy.
SZANSA DLA MŁODYCH? POŁOWICZNIE
Szerzej – jeszcze przed Final Four – analizowaliśmy to w tym tekście. To istotny temat, zresztą jeszcze przed startem rozgrywek podkreślał nam to w wywiadzie Artur Bochenek.
– Uważamy, że LOTTO SuperLIGA i forBET 1.LIGA – czyli drugi poziom rozgrywek – to doskonałe miejsce do grania na wysokim poziomie dla polskich juniorów i młodzieżowców. Możliwość występów w lidze będą mieli już zawodnicy, którzy ukończyli 14. rok życia. Więc zapleczem wielu klubów może być polska młodzież, która w ten sposób – spotykając się przy okazji treningów czy meczów z graczami, na których może się wzorować – dostanie dodatkową motywację do dalszego rozwoju – mówił.
I faktycznie, jakaś szansa dla młodzieży to była. Ale… niekoniecznie tak młodej, jak to pierwotnie sugerowano. Owszem, zagrało w LOTTO SuperLIDZE trochę nastolatków, czasem nawet z dobrymi rezultatami, ale zwykle byli to tacy, których już od dawna mieliśmy na radarze – jak na przykład wspomniany już wyżej Maks Kaśnikowski. On w tym roku kończył 19 lat. Młodsze osoby? Kilka się trafiło, ale ich udział w meczach był albo znikomy, albo żaden, po prostu znajdowały się w kadrze klubów.
LOTTO SuperLIGA stała się więc szansą dla młodych, ale raczej tych, którzy już próbują swoich sił w turniejach ITF czy Challenger i walczą o przebicie się wyżej, a potrzebują dodatkowego ogrania i chcą przy okazji wspomóc swój klub. Nie dziwi też, że najwięcej młodych zawodników wystąpiło w ekipach z drugiej części tabeli, a więc klubach słabszych. Te drużyny, które walczyły o mistrzostwo, raczej stawiały na tenisistów pewniejszych, gwarantujących granie na wysokim poziomie (inna sprawa, że BKT Advantage Bielsko-Biała zgłosiło do rywalizacji dwie drużyny – po jednej na każdy poziom ligowy, więc w drugiej mogło ogrywać właśnie młodzież).
Trudno tu znaleźć złoty środek. Jeśli ekipa chce powalczyć o mistrzostwo, raczej nie zrobi tego młodymi zawodnikami. Chyba że mowa o naprawdę wielkich talentach, ale te szybko pójdą do góry i będą grać w turniejach o sporej randze i wysokich pulach nagród, a więc pójdą drogą, jaką obrała np. Iga Świątek. Z kolei osoby młodsze – w wieku 15-16 lat – początkowo też będą szukać swojej szansy na szybki awans na wyższe lokaty w rankingu, jeśli zdecydują się na taką ścieżkę kariery. I najpewniej dopiero, gdy nie poradzą sobie w takiej rywalizacji z miejsca, pomyślą o lidze.
Dlatego LOTTO SuperLIGA najpewniej zostanie planem B na rozegranie dodatkowych kilku spotkań w sezonie dla osób w wieku od 18 do 22 lat (uznając, że to wciąż młodzi zawodnicy), które takie ogania będą potrzebować albo na przykład znajdą chwilę, bo nie powiedzie im się w którymś z turniejów.
No chyba że wprowadzony zostanie przepis o młodzieżowcu, rodem z Ekstraklasy. Ale to, jak już się przekonywaliśmy, mogłoby wzbudzić spore kontrowersje. I niekoniecznie okazać się dobrym rozwiązaniem.
CZEGO BRAKUJE? DOBREJ KOMUNIKACJI
Tu, niestety, spory zarzut i minus. Mamy bowiem wrażenie, że LOTTO SuperLIDZE zabrakło w tym sezonie odpowiedniej reklamy. A zaczęło się świetnie – od transmisji wszystkich meczów na YouTube’owym kanale, sporej obecności w mediach, najważniejszych spotkaniach transmitowanych nawet w Polsacie Sport i wspaniałej otoczce pierwszego meczu kolejki, na którym zresztą zagościliśmy. Razem z wieloma kibicami, a nawet… Piotrem Żyłą, bo ten spacerkiem ze swojego ustrońskiego domu przeszedł się wtedy na korty pooglądać mecze i może czegoś nawet nauczyć, bo tenisa lubi.
Ale potem bywało różnie.
Owszem, strona LOTTO SuperLIGI oferuje wiele z najważniejszych informacji. Terminarz, składy, linki do transmisji czy profili klubów w social mediach – to wszystko tam znajdziemy. Ale bywa mało przejrzysta i intuicyjna i to zdecydowanie kwestia do poprawy. A skoro wspomnieliśmy o social mediach… to tam kryje się prawdziwy problem.
Przykład najlepszy? Godziny po ostatnich piłkach wielkiego finału. Czysto teoretycznie informacje o tym, kto wygrał i jak wygrał, powinny wlecieć na social media w ciągu chwili. Tymczasem na Twitterze – który przecież jest najszybciej działającym ze wszystkich kanałów komunikacyjnych w Internecie – przez dobrych kilka godzin nic nie dało się znaleźć. Ba, w ciągu trwającego ponad 10 godzin spotkania ogółem wylądowały tam… trzy tweety (z czego jeden to retweet). Cholernie mało.
Zresztą spójrzcie na godzinę dodania tego tweeta i miejcie w głowie, że finał zakończył się ok. 20:30:
https://twitter.com/SuperLIGA_tenis/status/1601741505877921792
A przecież fan sportu ma dziś do wyboru mnóstwo transmisji. Dość napisać, że finał odbywał się w dniu meczów ćwierćfinałowych na mistrzostwach świata w piłce nożnej, gdy Portugalia grała z Marokiem, a Francja z Anglią. Jeśli LOTTO SuperLIGA chce mieć choć cień szansy na zwrócenie uwagi potencjalnego kibica, musi posługiwać się swoimi kanałami komunikacyjnymi z rozmachem i pomysłem. Ani jednego, ani drugiego nie było tu widać. Ba, zdawało się, że wrzucone tweety znalazły się tam tylko po to, by odbębnić zobowiązania sponsorskie.
Wszystko to tworzyło wrażenie, że finał był zorganizowany dla ligi i klubów, ale niekoniecznie dla fanów. Zresztą wspomniane drużyny też mają swoje za uszami, bo ich kanały komunikacyjne również nie zachwycają. A możliwości social mediów są obecnie ogromne, tyle że trzeba chcieć z nich skorzystać. Żeby jednak nie było – pochwalić można jedno: TikToka LOTTO SuperLIGI. Ten zdaje się prowadzony naprawdę nieźle, pokazywane na nim są przede wszystkim zakulisowe smaczki, pozwala też lepiej poznać zawodników.
Ale nie zaszkodziłoby czasem wrzucić na przykład kilku świetnych wymian z danego meczu. Najlepiej niedługo po tym, gdy będą one miały miejsce. Spójrzcie tylko jak robią to kanały WTA czy ATP. Oczywiście, one mają wieloletnie doświadczenie. Trzymamy więc kciuki, by i LOTTO SuperLIGA z czasem działała w tej kwestii coraz sprawniej.
ROZWÓJ POLSKIEGO TENISA? POWOLUTKU, ALE TAK
Może się wam wydawać, że łączy się to z punktem o młodych zawodnikach i w sumie to faktycznie tak jest. Poruszyć jednak chcemy inne kwestie. Bo rozwój polskiego tenisa możemy rozumieć na wiele sposobów. Przede wszystkim: LOTTO SuperLIGA “prowokuje” kluby do rozwoju czy nawet… powstawania. Tak było choćby z ekipą z Kalisza, która wzięła udział w pierwszym sezonie i z ligi co prawda spadła, ale dzięki temu ta miejscowość może pochwalić się tym, że profesjonalną drużynę w ogóle ma.
– Klub z Kalisza jest doskonałym przykładem. Do tej pory w środowisku miasto to kojarzyło się z osobą Piotra Matuszewskiego, naszego singlisty, który stamtąd pochodzi. Natomiast nie jest to przesadnie rozpoznawalna postać poza tym środowiskiem. W Kaliszu do tej pory nigdy nie było profesjonalnego klubu, a przez projekt LOTTO SuperLIGI postanowiono taki tam stworzyć. I powołano do życia w pełni profesjonalny organizm – OSAVI TENNIS TEAM Kalisz. Oczywiście, teraz czeka go rozwijanie akademii, ale samo to, że już się pojawił, jest czymś świetnym. Chcemy by kluby, które już istniały, się rozwijały i profesjonalizowały. Liczymy też jednak, że powstanie więcej klubów, tak jak w Kaliszu, które sprawią, że w każdym miejscu w kraju będzie można oglądać mecze ligowe i zapisać dziecko do profesjonalnej akademii – mówił Bochenek, gdy rozmawialiśmy w maju.
Spojrzeć można też na przykład na KT Kubala Ustroń, czyli klub, który na potrzeby LOTTO SuperLIGI przeszedł swoistą rewolucję i profesjonalizację, stając się pełnoprawną ekipą stworzoną do udziału w tych rozgrywkach, ale nie rezygnując przy tym z tego, z czego już wcześniej był w środowisku znany – szkolenia. I to też się podkreśla, że rozgrywki ligowe mają dać impuls do rozwoju tenisa na różne sposoby. Przez rozwój szkolenia (za sprawą środków dedykowanych dla klubów), profesjonalizację drużyn, zwiększenie kadry trenerskiej i jej doświadczenia, powstawanie nowych ekip czy też po prostu reklamę tenisa.
To ostatnie jest istotne, bo przez lata w Polsce ta reklama stała na niskim poziomie. Mimo że sukcesy mieliśmy przecież przed erą Igi Świątek czy Huberta Hurkacza.
– Wcześniejsze sukcesy Agnieszki Radwańskiej czy Jerzego Janowicza w tenisowym środowisku nie zostały odpowiednio spożytkowane, brakowało takich projektów. Potrzeba, by za wynikami naszych najlepszych zawodników szły też kluby, związek i takie projekty jak LOTTO SuperLIGA właśnie. Wydaje mi się, że teraz nareszcie wszyscy zmierzają w jednym, wspólnym kierunku. Zarówno Polski Związek Tenisa, rozgrywki ligowe, jak i nasze kluby. Oby dało to efekt – mówił Piotr Szczypka, wiceprezes niedawno koronowanego mistrza Polski, przy okazji pierwszej kolejki rozgrywek.
LOTTO SuperLIGA jest więc projektem, który ma też pokazać czy to dzieciakom, czy ich rodzicom, że może warto byłoby posłać dziecko na tenisowe zajęcia. Zresztą przy lidze istnieje cykl rozgrywek FRUTUŚ KidsCUP Tour, dedykowany dla zdolnych dzieci do 12 lat. W jego ramach organizowane są też choćby treningi dla wyselekcjonowanej grupy. Ale kluby grające w lidze mogą też oferować treningi u siebie i to za darmo, bo w ramach Narodowego Programu Upowszechniania Tenisa i przy współpracy Superligi S.A. z PZT pojawiły się takie możliwości.
Postronne osoby na razie efektów tego wszystkiego nie zobaczą, ale możliwe, że za pięć czy dziesięć lat te się pojawią. I wtedy będziemy zadowoleni. W każdym razie – LOTTO SuperLIGA coś w tej kwestii ruszyła. I to ważne.
DOBRA REPUTACJA? JUŻ JEST
Tu napiszemy krótko: LOTTO SuperLIGA zaimponowała tym, którym powinna najbardziej – zawodnikom. Nie było kogoś, kto nie chwaliłby rozgrywek. Wręcz przeciwnie – oprawę, poziom i pomysł “propsowali” wszyscy. Już przy okazji pierwszej kolejki sporo mówiła nam o tym Kasia Kawa, która miała okazję grać choćby w niemieckiej Bundeslidze.
– Super, że mogę zagrać w Polsce. Sama o tej porze roku zwykle grałam w lidze w Niemczech. W tym roku musiałam z tego zrezygnować ze względu na LOTTO SuperLIGĘ. Pod względem oprawy zresztą już na pewno się z tymi Niemcami równamy. Owszem, są tam kluby, które mają duże obiekty, ale z taką fajną oprawą spotkałam się tylko w kilku – opowiadała.
Również tenisiści czy tenisistki z zagranicy przychylali się do takich opinii. Nawet ci z Czech, na której to lidze była wzorowana nasza. Bo u naszych sąsiadów ligowo na wysokim poziomie grają od lat, a w barwach poszczególnych klubów występowały nawet największe gwiazdy z tego kraju – choćby Petra Kvitova czy Tomas Berdych. LOTTO SuperLIGA jeszcze ma przed sobą sporo do zrobienia, by skusić na przykład Huberta Hurkacza, ale na pewno dobrze, że głosy o tym, jak dobrze jest zrobiona, dochodzą nie tylko z Polski, ale i ze świata.
Oprawę i poziom Final Four – wiadomo, najbardziej widowiskowego – podkreślała choćby Petra Martić (która często trenuje w Polsce, ale to nadal zawodniczka szerokiej światowej czołówki), mówiąc, że wszystko wygląda znakomicie. Emil Ruusuuvuori, aktualnie 40. na świecie, też mówił, że wszystko wyglądało świetnie i żałował, że uraz zmusił go do skreczowania w pierwszym secie finałowego meczu. I fajnie, że takie opinie się pojawiają, miejmy nadzieję, że będą i później, w kuluarach. Bo choćby wspomniana Petra może szepnąć słówko rodakom: Marinowi Ciliciowi czy Bornie Coriciowi i może któryś, choćby na tę fazę finałową, się skusi. Ot, żeby się przekonać, czy faktycznie jest dobrze.
Owszem, na razie to myślenie życzeniowe i to w nurcie fantasy. Ale taki pozytywny “marketing szeptany” jest ważny. Oby LOTTO SuperLIGA miała go jak najwięcej.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o tenisie: