W piątek w konkursie był drugi, mimo tego że wygrał wcześniej wszystkie serie treningowe i kwalifikacje. Dzisiaj już nie pozwolił sobie wyrwać zwycięstwa. Dawid Kubacki nie tylko pokonał rywali w Titisee-Neustadt. On ich znokautował. Skakał we własnej lidze (139.5 m i 143 m). 25.7 punktów – taką przewagę na koniec zawodów uzyskał nad drugim Anze Laniskiem. W to, co wyprawia nasz skoczek, aż trudno uwierzyć.
Patrząc na to, jak skakał w poprzednim sezonie Dawid Kubacki i w jakim znajduje się już wieku, powoli musimy zacząć nazywać Thomasa Thurnbichlera cudotwórcą. Forma 32-letniego Polaka pod wodzą tego trenera wręcz eksplodowała. Po listopadowych zawodach na igelicie w Wiśle zachowywaliśmy jeszcze pewien spokój, ale dzisiaj trudno mieć jakiekolwiek wątpliwości, że nasz skoczek jest po prostu najlepszym w całej stawce. Już w tym momencie uzbierał ponad dwa razy więcej punktów w Pucharze Świata niż w całym poprzednim sezonie (470 a 231).
Dawid ma formę, która pozwala mu nokautować rywali. Ale 25.7 punktów przewagi nad drugim miejscem? W takim stylu niezwykle rzadko wygrywał ktokolwiek, nawet Ryoyu Kobayashi czy Kamil Stoch w najlepszej dyspozycji. A weźmy jeszcze pod uwagę, jak mocna i wyrównana była światowa czołówka w ostatnich sezonach Pucharu Świata. Dawid być może zanotował swój najlepszy konkurs w karierze. Nie przesadzamy.
To ogółem czwarta największa przewaga zwycięzcy nad drugim skoczkiem w konkursie na dużej skoczni w erze przeliczników. Lepsi byli tylko wspomniani Stoch (dwukrotnie) i Kobayashi. W dwóch z tych trzech przypadków tym drugim był zresztą… Kubacki. A dziś to on odpalił prawdziwe petardy i zostawił rywali daleko z tyłu.
Nie tylko Dawid
Niedzielne zawody w Titisee-Neustadt były jednak bardzo udane dla całej polskiej kadry. Po raz kolejny znakomicie spisał się Piotr Żyła. Polak po pierwszej serii był piąty (131.5 m), ale potem zdołał jeszcze wyprzedzić Halvora Egnera Graneruda, który delikatnie zepsuł finałową próbę (Piotr miał 137 m, Norweg 132 m). Swój najlepszy występ w tym sezonie zanotował natomiast Kamil Stoch (133 m i 136 m). Trzykrotny mistrz olimpijski na inaugurację rywalizacji w Pucharze Świata był dziesiąty. A dzisiaj znalazł się dwie lokaty wyżej.
Na tym koniec? A skądże. Na jedenastym miejscu skakanie w Niemczech zakończył Paweł Wąsek (133 m i 132.5 m). Poradził sobie lepiej niż choćby Ryoyu Kobayashi, Daniel-Andre Tande czy Manuel Fettner. Słabiej spisała się już pozostała trójka Biało-Czerwonych (Jakub Wolny, Aleksander Zniszczoł, Tomasz Pilch), która nie zdobyła nawet punktu, ale cóż, nie można mieć wszystkiego.
Końca dobiegł zatem trzeci weekend skoków w tym sezonie. To oznacza, że powoli zbliżamy się do pierwszego niezwykle ważnego przystanku na zimowej mapie. Czyli Turnieju Czterech Skoczni. Wcześniej jednak skoczkowie odwiedzą Engelberg. Zawody na skoczni, którą Biało-Czerwoni lubią szczególnie, już za tydzień.
Fot. Newspix.pl