Niestabilność na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski ma wiele przyczyn, ale jedną z nich jest grzech pierworodny, który miała większość decyzji personalnych: brak odpowiedniego zastanowienia się, kogo właściwie potrzebujemy i czy osoba, którą zatrudniamy, na pewno spełnia te kryteria. Dobrze by było tym razem nie popełnić tego błędu i jasno sprecyzować kryteria, według których będzie się oceniać kandydatów.
Podstawowy problem dyskusji na temat selekcjonera reprezentacji Polski, teraz, ale i kiedykolwiek, polega na tym, że zasadniczo nie ma w historii najnowszej pozytywnych wzorców, skąd czerpać trenerów dla kadry narodowej. Jako że było ich w XXI wieku kilkunastu, a względnie pozytywnie oceniany za czas pracy w kadrze jest jeden, góra dwóch, każde proponowane w teraźniejszości nazwisko zawsze można storpedować kontrprzykładem z przeszłości. Ktokolwiek z zagranicy? Ucieknie jak Sousa albo będzie nas pouczał jak Beenhakker. Ktokolwiek z Ekstraklasy? Będzie drugim Brzęczkiem albo przerośnie go to jak Fornalika. W takiej sytuacji właściwie nie ma dobrych wyborów. Złe doświadczenia wynikają jednak w dużej mierze z tego, że wybór selekcjonera raczej nie zwykł w Polsce być wynikiem starannego procesu rekrutacyjnego, a raczej zależał od fanaberii akurat panującego prezesa federacji. Kryteria naboru są niejasne, skuteczność niska, za to poczucie, że najważniejsza polska drużyna trafiła w niepowołane ręce bardzo częste.
Kandydaci na selekcjonera reprezentacji Polski
Czesław Michniewicz jeszcze pracuje z reprezentacją i niewykluczone, że będzie to robił nadal. W poprzednim tekście sugerowałem, że najlepszy moment na ewentualną zmianę z myślą o kolejnym czteroletnim cyklu, jest właśnie teraz. W reakcjach wiele osób może i nawet by się zgadzało, ale zadawało słuszne pytanie, jakie właściwie mamy inne opcje, bo przecież dokonywać zmiany dla samej zmiany nie ma żadnego sensu. To pytanie, które warto sobie zadać, nawet jeśli odpowiedzi na nie udzielane przez kogokolwiek innego niż Cezary Kulesza, nie mają żadnego znaczenia. I nawet jeśli jego logika będzie zupełnie inna. Załóżmy jednak optymistycznie na chwilę, że prezes PZPN, jeśli zdecyduje się na zmianę trenera, przeprowadzi staranny i przemyślany proces rekrutacyjny.
Spośród kogo mógłby właściwie wybierać. Jakie są na rynku względnie realne kandydatury?
ŁATWIEJSZA LOGISTYKA
Pod uwagę trzeba brać wszystkich polskich trenerów, bo ostatecznie, jakie by nie było kogokolwiek zdanie o selekcjonerach rekrutowanych z Ekstraklasy, jest to miejsce, w którym potencjalnych trenerów dla kadry trzeba szukać w pierwszej kolejności. Także ze względu na to, że dla federacji to rozwiązanie tańsze i łatwiejsze, bo nawet jeśli ktoś jest w tej chwili związany kontraktem, jest duża szansa, że uda się go do reprezentacji wyciągnąć, co w przypadku zagranicznych fachowców raczej nie będzie mieć miejsca. Tutaj fantazja prezesa może być właściwie nieograniczona. Kogo sobie wymyśli, tego prawdopodobnie, po większych lub mniejszych negocjacjach z klubem i zapłaceniu mniejszego albo większego odszkodowania, będzie w stanie zatrudnić.
SELEKCJONERZY SPOZA TOPU
Zwraca uwagę, że rzadko w ostatnim czasie do reprezentacji trafiali z ligi trenerzy z absolutnie najsilniejszych drużyn. Jerzy Brzęczek miał za sobą udany sezon jak na warunki Wisły Płock, ale nie trafiał do kadry po zdemolowaniu ligi. Waldemar Fornalik miał bardzo udany czas w Ruchu Chorzów, jednak ze względu na ograniczenia tego klubu, jego codziennością była walka z przeciwnościami. Adam Nawałka przychodził do reprezentacji po udanej pracy w Górniku Zabrze, którego jednak ani razu nie doprowadził nawet do eliminacji europejskich pucharów, o jakichkolwiek trofeach nie wspominając. Ostatnią pracą Czesława Michniewicza przed kadrą była wprawdzie Legia Warszawa, z którą zdobył mistrzostwo Polski, ale zostawiał ją w potężnym kryzysie. Od czasów Franciszka Smudy, który trafił do PZPN-u z walczącego o mistrzostwo Lecha Poznań, nie było w reprezentacji Polski trenera z ligi z czołowego zarazem sportowo, jak i organizacyjnie klubu. Pracę w kadrze dostawali trenerzy uznawani za wykonujących dobrze swoje zadania, ale niekoniecznie niekwestionowane gwiazdy rozgrywek.
WYBRAKOWANA LIGA
Teraz sytuacja na rynku ligowym też zrobiła się specyficzna. Kiedy Lech Poznań szukał w lecie trenera po Macieju Skorży, potrzebował kogoś, kto miałby doświadczenie międzynarodowe i preferowałby ofensywny futbol, czyli miał mniej więcej podobne wymagania do tych, jakie po Michniewiczu powinien mieć PZPN. I nikogo spełniającego je na polskim rynku nie znalazł. Polscy trenerzy w większości albo są zbyt pragmatyczni, by władze “Kolejorza” mogły liczyć na ofensywny styl rozwijający młodych zawodników, albo mają znikome doświadczenie na poziomie międzynarodowym. A najczęściej jedno i drugie. Sięgnął więc po Johna van den Broma. Kogoś myślącego ofensywnie, grającego atakami pozycyjnymi i dobrze wprowadzającego młodzież szukała też w lecie Pogoń Szczecin. I doszła do podobnego wniosku. Musiała sięgnąć za granicę. Łatwiej dziś powiedzieć: “trzeba wziąć jakiegoś trenera z Ekstraklasy”, a trudniej podać konkretne nazwisko. Na osiemnaście klubów w polskiej lidze, aż siedem prowadzą dziś obcokrajowcy. Pytanie, czy w Ekstraklasie jest dziś jakiś trener formatu selekcjonerskiego, można by doprecyzować: czy Janusz Niedźwiedź to odpowiedni człowiek, by pójść do przodu z drużyną budowaną wokół Roberta Lewandowskiego? A Adam Majewski? Marcin Kaczmarek? Grzegorz Mokry? Jacek Zieliński? Dawid Szulczek? Mariusz Lewandowski? Maciej Stolarczyk? Kamil Kuzera? A może znowu Fornalik? Koniec.
LEPSZY MOMENT NA ROZMOWY O PAPSZUNIE
Po takim krótkim eksperymencie wiadomo od razu, że “nie ktoś z Ekstraklasy”, tylko “czy to już czas na poważne zastanowienie się nad Markiem Papszunem?”. To jedyny w tej chwili trener z polskiej ligi, o którym można rozmawiać w kontekście reprezentacji. Inaczej niż w styczniu, gdy trzeba było działać doraźnie, teraz PZPN może mieć do zaoferowania projekt bardziej długofalowy, a więc lepiej pasujący do atutów trenera Rakowa Częstochowa. To największa w tej chwili gwiazda tego zawodu w kraju. Człowiek, który zbudował zespół elastyczny, zarówno dobrze broniący, jak i atakujący pozycyjnie, ale też szybko. Fizyczny i techniczny. Reprezentacja Polski, przy lepszych wykonawcach, powinna dążyć, by grać jak Raków. Czasem, grając z silniejszymi rywalami, musi umieć się zabarykadować. Czasem musi umieć dominować i cierpliwie rozgrywać. To dobry kierunek.
RYZYKO TRENERA RAKOWA
Jednocześnie jednak trudno o większe ryzyko niż zatrudnienie Papszuna. By grać tak, jak Raków, potrzeba przyswoić mnóstwo zasad jego skomplikowanej taktyki, na co w reprezentacji może nigdy nie być czasu. Raków praktycznie zawsze gra systemem 3-4-3, a reprezentacja nie może się zamknąć na jeden system, co pokazały nawet ostatnie miesiące, bo sytuacja tam zmienia się bardzo płynnie. Jeszcze we wrześniu gra trójką środkowych obrońców wydawała się najpewniejszą opcja, bo dramatycznie brakowało skrzydłowych. Dwa miesiące później sytuacja wśród stoperów zrobiła się fatalna, za to było w kim wybierać na bokach pomocy. Piłka klubowa zawsze różni się od reprezentacyjnej, ale piłka klubowa w wykonaniu Papszuna to ekstremum wymagające czasu i bardzo specyficznych warunków, by działało dobrze. W kadrze takich warunków na pewno nie będzie. A nie wiadomo, czy ten trener ma też uproszczoną i łatwiejszą do nauczenia wersję swojego futbolu.
WIELKA NIEWIADOMA
W ogóle, tak naprawdę niewiele o tym trenerze wiadomo, co akurat w tym kontekście jest jego wadą. Nikt z całą pewnością nie może powiedzieć, jak Papszun wyglądałby w środowisku innym niż Rakowa Częstochowa. Nikt nie wie, jak dźwignąłby medialną presję bycia selekcjonerem. Nie był nigdy asystentem żadnego trenera, nie prowadził żadnego innego klubu na wysokim poziomie, jest trenerskim samorodkiem. No i można mieć wątpliwości, czy twarda ręka, którą rządzi drużyną Rakowa, sprawdziłaby się w reprezentacji, do której wchodziłby przecież jako absolutny nowicjusz na tym poziomie. Szukając selekcjonera polskiej kadry narodowej, po prostu nie można dziś nie zatrzymać się przy nazwisku Papszuna. Ale jednocześnie postawienie na niego świadczyłoby o olbrzymiej skłonności do ryzyka. A podejmujący decyzje zwykle starają się je minimalizować.
BEZPIECZNIEJSZA OPCJA
Teoretycznie bezpieczniejszą opcją z Polski wydaje się Maciej Skorża, wnoszący chyba bardziej kompletny pakiet cech pożądanych na to stanowisko. Pracował już przy reprezentacji, będąc z nią na wielkiej imprezie, co może być nieocenionym doświadczeniem. Selekcjonerskie i turniejowe szlify zebrał prowadząc kadrę olimpijską Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Międzynarodowe spojrzenie zyskał też w Arabii Saudyjskiej i teraz w Japonii. Nie wiadomo, czy w ogóle byłby dziś do wyjęcia z Urawy, ale można zakładać, że przy podpisywaniu kontraktu wpisał w niego jakąś klauzulę selekcjonerską. W Polsce prowadził wszystkie największe pod względem presji kluby, w większości osiągając jakiś mniejszy lub większy sukces. Preferuje ofensywny futbol, ale nie jest radykałem i potrafi zadbać też o to, by zespół nie tracił goli. Zdobywał trofea, czyli potrafił unieść presję wyniku i zbierał doświadczenia w europejskich pucharach (choć dawno i to akurat trzeba by uznać za jego wadę). Dochodzi jeszcze element wizerunku oraz kultury osobistej, który w przypadku selekcjonera warto wziąć pod uwagę. Skorża jak najbardziej wydaje się być formatu selekcjonerskiego. Niekoniecznie to najlepsza opcja z możliwych, ale raczej taka, o którą naród się najmniej pokłóci.
DLACZEGO NIE Z KADR MŁODZIEŻOWYCH?
Jak pokazał niedawny przykład hiszpański, dla wielu federacji naturalnym rezerwuarem przyszłych selekcjonerów są kadry młodzieżowe. Tak stało się zresztą poniekąd z Michniewiczem. Dziś raczej trudno tam szukać dobrych potencjalnych następców obecnego trenera. Młodzieżówkę prowadzi Michał Probierz. W realnym życiu trzeba bardzo poważnie brać pod uwagę, że prezes Kulesza zdecyduje się na hucpę i powierzy mu w którymś momencie kadrę, ale na potrzeby tego tekstu uznajmy, że nie rozważamy tego katastroficznego scenariusza.
Marcin Brosz to z kolei uznany trener ligowy i sprawdzony w różnych miejscach, na pewno fachowiec, który warsztatowo nie musi się wstydzić przed nikim w Polsce. Można jednak co do niego mieć obawy podobne jak wobec Papszuna – czy swoje najlepsze cechy będzie potrafił przekazać, pracując z zawodnikami kilka dni, a nie kilka lat? O tym jeszcze będzie można się przekonać na podstawie jego kadry U-19. Ale obawa, która raczej dyskwalifikuje go z grona kandydatów, dotyczy kwestii medialnych, które – chcąc nie chcąc – są na tym stanowisku bardzo ważne. Są bardzo poważne podstawy, by sądzić, że Brosz na tym polu nie wypadłby dobrze i nie potrafiłby zarządzać medialnymi burzami, które siłą rzeczy ciągle wybuchają wokół kadry. Z bólem serca, bo to naprawdę świetny fachowiec, ale chyba nie formatu selekcjonerskiego.
DWÓCH POLSKICH KANDYDATÓW
Dla spokoju sumienia rekrutera jeszcze rzut oka na listę bezrobotnych polskich trenerów portalu transfermarkt.de. Henryk Kasperczak? Już nie. Adam Nawałka? Już kilka lat poza zawodem, ostatnia praca bardzo nieudana, karta w dużej mierze zgrana w kontekście reprezentacji. Jacek Magiera? Nieudany turniej reprezentacyjny w kategorii U-20, przeciętna ostatnia praca klubowa. Jan Urban? To z jego umiejętnością pracy z gwiazdami i z zawodnikami ofensywnymi może nawet nie byłaby taka głupia opcja, ale w futbolu reprezentacyjnym przydałoby się też jednak przynajmniej przyzwoicie bronić. To byłby po Michniewiczu zbyt radykalny przechył w drugą stronę. Pozostałe nazwiska raczej modlą się, by jeszcze wskoczyć na karuzelę ekstraklasową, o reprezentacji nie wspominając. Podsumowując, z Polski: w miarę niekontrowersyjnie Skorża, ryzykownie Papszun. I właściwie tyle kandydatur, które dałoby się uzasadnić mocniejszym argumentem niż: “a dlaczego nie?”
ZAGRANICZNE FILTRY
Na Polsce jednak świat się nie kończy. Trzeba jednak zagranicznego trenera wybrać mądrze. Dotychczas mieliśmy różne doświadczenia. Beenhakker jest oceniany niejednoznacznie, ale nie można jego czasu określić jako totalnej katastrofy. Sousa pozostawił kilka śladów dających wyobrażenie, czym ta drużyna mogłaby być, gdyby tylko potrafił ją zbudować. Był jednak trenerem klubowym, który pierwsze doświadczenia reprezentacyjne zbierał w Polsce. Nie można do tego ponownie dopuścić. Podczas poszukiwań zagranicznych trzeba przyjąć pewne założenia. Filtry, które odsieją kandydatury nierealne, ale też po prostu złe dla nas. Założenia przyjęte przeze mnie to:
- Pracował już jako selekcjoner;
- Na którymś z sześciu ostatnich wielkich turniejów (trzy o mistrzostwo Europy, od Euro 2012, trzy o mistrzostwo świata od mundialu w Brazylii) przynajmniej raz wyszedł z grupy;
- Ma mniej niż 70 lat – wiem, że to ageizm, a wiek selekcjonerów jest wyższy niż trenerów klubowych, ale jednak chcemy budować kadrę nowoczesną w długofalowym projekcie i bezpieczniej nie brać do tego emerytów;
- Nie więcej niż pięć lat przerwy od pracy w zawodzie;
- Odcinamy trenerów, którzy wychodzili z grupy z którąś z naturalnych potęg (Brazylia, Argentyna, Francja, Włochy, Niemcy, Anglia, Hiszpania, Portugalia, Holandia, Belgia). Ci i tak nie będą nami zainteresowani. Albo nawet jeśli, to na chwilę, bo zaraz będą mieli propozycję z którejś z lig top 5 i zaczną przebierać nogami;
- Nie bierzemy pod uwagę aktualnie zatrudnionych, bo PZPN-owi trudno się licytować z zagranicznymi instytucjami. Można sobie rzucić nazwiskiem Hervego Renarda, ale Saudyjczycy raczej zapłacą mu lepiej;
- Preferujemy Europejczyków, najlepiej Słowian, dla większej szansy na zmniejszenie różnic kulturowych, ale odcinamy Rosjan ze zrozumiałych względów. A nawet jeśli dla kogoś niezrozumiałych, to wizerunkowo byłoby to dziś nie do obronienia;
- Preferujemy trenerów grających choć odrobinę bardziej ofensywnie niż Czesław Michniewicz.
Żadne z założeń z osobna nie wydaje się chyba szczególnie wygórowane, bo wszyscy chcemy przecież, żeby selekcjoner miał już jakieś doświadczenie, mógł się odwołać do jakiegoś sukcesu, nie wypadł z obiegu, nie był dziadkiem dorabiającym do emerytury i raczej wiemy, że na tym stanowisku im większa bliskość kulturowa, tym łatwiej. W przypadku zagranicy nie warto rozważać trenerów wyłącznie klubowych, bo kto funkcjonuje w piłce klubowej na wysokim poziomie, ten zazwyczaj nie jest zainteresowany prowadzeniem reprezentacji. A poza tym, jeśli selekcjoner ma być spoza Polski, musi być maksymalnie sprawdzony. Próbujemy uniknąć eksperymentów. Nie ma jednak, wbrew pozorom wielu osób, które spełniają wszystkie te założenia.
OPCJE DO SKREŚLENIA
Przyjęty filtr wypluwa zaledwie pięć nazwisk, z których jedno trzeba automatycznie skreślić. Juergen Klinsmann faktycznie spełnia wszystkie przyjęte kryteria, ale zarazem jego zatrudnienie i tak wymagałoby znalezienia trenera. To szef projektu. Jego twarz, a nie mózg. Nie znieślibyśmy selekcjonera dowodzącego kadrą zdalnie ze słonecznej Kalifornii. Pomijając już fakt, że Klinsmann jest poza zasięgiem. To trener tylko od czasu do czasu, przez co nie goni za posadami, gdy nie musi. I na pewno nie porzuciłby Kalifornii dla Warszawy. Można się nim nie zajmować. Zostają cztery osoby. Przy czym Franco Foda, niemiecki trener, który wyprowadził Austriaków z grupy na ostatnim Euro i w dobrym stylu postraszył Włochów w 1/8 finału, to raczej nie byłaby dobra opcja. To spec typowo od austriackiego rynku, ostatnio kompletnie nie poradził sobie w Szwajcarii, a w Austrii krytykowano go za tłumienie ofensywnego potencjału tamtejszych piłkarzy, jak u nas Jerzego Brzęczka. To byłby typowy przykład zmiany dla samej zmiany, a nie dla realnego postępu.
IDEALNY KANDYDAT
Trzy nazwiska, o których chyba faktycznie warto by rozmawiać, to Vladimir Petković, Paulo Bento i Andrij Szewczenko. Petković przez siedem lat prowadził reprezentację Szwajcarii, czyli zespół o teoretycznie zbliżonym potencjale do polskiego. Na czterech wielkich turniejach wychodził z nim z grupy, a ostatnio dotarł na Euro nawet do ćwierćfinału. Potrafił zbudować zespół zrównoważony, który dobrze się bronił, ale jednocześnie potrafił grać z silniejszymi, rozbijając Belgię 5:2, w dobrym stylu remisując z Niemcami czy Brazylią. Do futbolu, który grała Szwajcaria Petkovicia, na pewno powinniśmy dążyć. Ma 59 lat, jest bez pracy, po tym jak na początku roku zwolniono go z Girondins Bordeaux. Od 34 lat mieszka w Szwajcarii, ale pierwsze 25 spędził na Bałkanach. Pochodzi z Bośni i Hercegowiny. Być może łatwiej byłoby mu zrozumieć słowiańską duszę niż Szwajcarowi z urodzenia. Według przyjętych przeze mnie wstępnych kryteriów kandydat idealny do dalszego prześwietlania.
GWIAZDORSKA OPCJA BENTO
Bento właśnie wyszedł z grupy z reprezentacją Korei Południowej, którą prowadził przez ostatnie cztery lata. Wcześniej był też selekcjonerem Portugalii na Euro 2012 i mundialu 2014. Jego Koreańczycy są na swoim kontynencie przyzwyczajeni do tego, że w wielu meczach prowadzą grę i są stroną dominującą, ale na turnieju musieli też wykazać się umiejętnością bronienia. Na mistrzostwach Azji dotarł do ćwierćfinału. Z Portugalią nie osiągnął sukcesu. W Brazylii nie wyszedł nawet z grupy, ale już na Euro w Polsce dotarł aż do półfinału. Ma więc doświadczenie w pracy z gwiazdami, zwłaszcza że w Korei Południowej prowadził też przecież Hueng-Min Sona. Uchodzi za trenera dość trudnego we współpracy, na pewno miałby potencjał, by w Polsce wpaść w różne konflikty. Zwłaszcza że byłaby to dla niego kultura obca, bo ani się nie wychował, ani nie pracował w zbliżonej. No i raczej nie byłby kandydatem tanim. Ale na liście warto go mieć.
AUTORYTET SZEWCZENKI
Zostaje wreszcie Szewczenko, przymierzany do Polski mocno już przy poprzedniej rekrutacji. Na koncie ma wyjście z grupy na Euro 2020. Prowadził reprezentację Ukrainy przez pięć lat, potrafił w tym czasie urywać punkty potęgom (1:1 z Francją, 1:0 z Hiszpanią, 0:0 z Portugalią). Na pewno byłby to kulturowo jeden z mniej obcych trenerów zagranicznych i jest szansa, że jako szanowana na świecie postać, cieszyłby się w Polsce autorytetem. Natomiast o jego umiejętnościach stricte warsztatowych w dalszym ciągu wiadomo w sumie niewiele. Sukces z kadrą Ukrainy był umiarkowany, styl gry tej drużyny też nie jakiś powalający, sposób osiągnięcia ćwierćfinału Euro też zostawiał trochę do życzenia. Można mieć tę kandydaturę na liście, ale z jej słabych punktów też warto zdawać sobie sprawę.
UNIKNĄĆ GRZECHU PIERWORODNEGO
Faktem jest więc, że łatwiej powiedzieć, że Michniewicza warto by było wymienić, niż wskazać kogoś lepszego na jego miejsce. Wydaje się jednak, że jeśli prezes jednak zdecyduje się na zmianę, te pięć nazwisk (Petković, Bento, Szewczenko, Skorża i Papszun) powinno się znaleźć przynajmniej na liście kandydatów, których będzie się prześwietlać bardziej szczegółowo. Najważniejsze jednak, by rekrutacja była przeprowadzona na podstawie jasnych i dokładnie sprecyzowanych kryteriów. Tak, by ograniczyć do minimum ryzyko pomyłki. Niestabilność na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski ma wiele przyczyn, ale jedną z nich jest właśnie grzech pierworodny, który miała większość tych decyzji personalnych: brak odpowiedniego zastanowienia się, kogo właściwie potrzebujemy i czy osoba, którą zatrudniamy, na pewno spełnia te kryteria.
Fot. FotoPyK
CZYTAJ WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA: