Trochę fantazji z przodu, haniebny bajzel z tyłu. Oczywiście u przeciwników w rolach głównych ci z albańskim pochodzeniem, a więc arcywrogowie. Naturalnie nie obyło się bez szamotanin, bo jakżeby mogło. Serbowie odpadają z mistrzostw świata, ale absolutnie w swoim stylu. Może mają rację, że ich los jest z góry przesądzony?
Przede wszystkim – Оrlovich oglądało się na mundialu świetnie, o ile tylko nie było się ich kibicem, bo goli padało mnóstwo, tyle że dla obu stron. Zespół selekcjonera Dragana Stojkovicia na imprezę czterolecia przyjechał jakby w połowie… nago. Tak, tak, to nie pomyłka. U góry szyte na miarę marynarka i koszula, jedwabny krawat z elementami złota oraz spinki do mankietów wysadzane diamentami. Cud, miód. A na dole dziurawe, stare gacie i zużyte klapki. Jakby nie zjawił się na balu, a miał łączenie na teamsach i już nie chciało się całkowicie ubierać, skoro i tak widać od pasa w górę.
Góra to ofensywa, dół – obrona.
Serbia – Szwajcaria 2:3.
Serbowie wierzą w mit kosowski, zgodnie z którym ich średniowieczny władca zawarł pakt z Bogiem, rezygnując z sukcesów na ziemi na rzecz Królestwa Niebieskiego (więcej TUTAJ). I może słusznie? Bo jak tu wątpić w przeznaczenie, kiedy oczywiście wśród rywali na pierwszy plan muszą się wysunąć Xherdan Shaqiri i Granit Xhaka, obaj albańskiego pochodzenia, a właśnie Albańczycy od setek lat mieszkają w Kosowie, kolebce serbskości?
Shaqiri wyleczył się (w drugim spotkaniu grupowym pauzował z powodu kontuzji), zagrał w podstawowym składzie i naturalnie czarował swoją lewą nóżką. Najpierw zdobył bramkę w momencie, w którym Orlovim wydawało się, że nabierają wysokości, a następnie już po przerwie popisał się kapitalną asystą drugiego stopnia, czym ostatecznie podciął im skrzydła. Szast, prast i po robocie. Fortuna czuwa, że zajął się tym właśnie on.
Z kolei Xhaka harował w środku pola, ale bardziej wyróżnił się… powiedzmy, że zadziornością. Cztery lata temu w mundialu obaj z Shaqirim strzelili po golu Serbii i obaj świętowali go, układając dłonie w dwugłowego orła, godło Albanii. Obaj przed dzisiejszym spotkaniem się kajali, że głupio zrobili. – Przepraszam za to, co się stało i byłbym głupi, gdybym drugi raz zrobił to samo – mówił Xhaka.
I co? Dobra, orła nie było, aczkolwiek w drugiej połowie złapał się za krocze, mówiąc coś w kierunku ławki Serbów, która wyskoczyła jak psy gończe spuszczone ze smyczy. Najtrudniej było powstrzymać rezerwowego bramkarza Predraga Rajkovicia i za hardość dostał nagrodę – żółtą kartkę. Może i w Katarze nie wystąpił, ale czymś się zapisał w pamięci świata. Ale to nie koniec harców Xhaki, bo pomocnik jeszcze tuż przed końcem wdał się w kolejną szarpaninę, początkowo z Nikolą Milenkoviciem, a następnie z Aleksandarem Mitroviciem. Znowu padło mnóstwo komplementów, jeden drugiemu wytykał kolejne zalety, dopiero koledzy ich rozdzielili.
I znowu – czy ta szamotanina to nie przeznaczenie? Fatum nie działa? Czy tak nie musiało być?
Jak szwajcarski scyzoryk
Serbowie zawiedli. Jeszcze na 0:1 dali radę zareagować i wyciągnęli na 2:1, ale po 2:2 już padli. Jakby pogodzili się, że nie ma sensu szarpać się z tym, co zapisane gdzieś tam na górze. Poza Dusanem Tadiciem i momentami Filipem Kosticiem wszyscy z pola byli mizerni. Sergej Milinković-Savić zawiódł na całej linii. Dusan Vlahović raz znalazł się w polu karnym i na tym koniec, fajrant, można do domu. Andriji Żivkovicia jakby w ogóle nie było. Bida i rozczarowanie.
Za to Helwetom należą się słowa uznania. Odpowiednio zareagowali na dwie bramki Serbów i przejęli kontrolę nad boiskiem. Lepiej bronili i lepiej atakowali. Wydają się zespołem kompletnym, gotowym na wszystko, trochę jak szwajcarski scyzoryk. Tutaj otworzą konserwę, tam coś potną. Co trzeba, to wykonają. Sprawdzali się w wysokim pressingu, w głębokiej obronie, ataku pozycyjnym i kontrach. Na tle Serbii, która przecież marzyła o medalach, prezentowali się o klasę lepiej.
Słowem – wynik i co za tym idzie drugie miejsce w grupie zupełnie nieprzypadkowe.
CZYTAJ WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA:
- Jeszcze Polska nie zginęła. Znowu wbrew światu
- Trela: Awans dał szczęście, szczęście dało awans. Przypadek przyjacielem Polaków
- Weszło z Kataru: Zmiażdżeni na boisku, zmiażdżeni na trybunach
foto. FotoPyk