Wygraj, i to dość pewnie, z gospodarzem mundialu w meczu otwarcia. Wytrąć większość argumentów z rąk faworyzowanej Holandii – zremisuj tylko przez swoją nieskuteczność i indywidualny błysk jednego z rywali. Odpadnij z mundialu po meczu z Senegalem, który wcześniej nie zachwycał, rozgrywając trudne do wytłumaczenia spotkanie.
Tak, jesteś Ekwador.
Nie chcemy przesadzić, robiąc z drużyny z Ameryki Południowej jakąś rewelację tego turnieju, ale jednak trzeba powiedzieć, że Ekwadorczycy budzili do tej pory pozytywne skojarzenia. Zespół pozbawiony wielkich gwiazd, z ledwie kilkoma solidnymi piłkarzami z silnych europejskich lig potrafił zaimponować zarówno organizacją gry, jak i ofensywnym zacięciem. W całej mundialowej stawce nie było ekipy, która pozwoliłaby rywalom na mniej niż zespół Gustavo Alfaro (najniższy łączy xG przeciwników), a przecież – jak już wspomnieliśmy – mierzył się on nie tylko ze słabiakiem, ale też z reprezentacją, którą stać na wiele, o czym niedawno sami przekonaliśmy się w Lidze Narodów.
Ekwador – Senegal 1:2. Co z tym Ekwadorem?
Trudno było dziś poznać tę drużynę. Spuchli? Nie wytrzymali presji? Nie da się w tej chwili odpowiedzieć na te pytania, ale Valencia i spółka wyglądali tak, jakby dopadły ich oba te problemy, a także parę innych. Od samego początku to Senegal był stroną dominującą. W pierwszym kwadransie mógł strzelić ze dwa gole, gdyby tylko lepiej w dobrych sytuacjach zachowywali się Idrissa Gueye czy Dia. A kolejne minuty wcale nie działały na ich korzyść. Wręcz przeciwnie – Senegal napierał, aż w końcu dopiął swego. Hincapie sprokurował chyba najmniej dyskusyjnego karnego tych mistrzostw, gdy próbował zatrzymać w polu karnym szarżującego Sarra. A jedenastkę na gola zamienił sam poszkodowany.
Oczywiście warto wziąć pod uwagę też nieco odbiegający od dotychczasowej opowieści o tym meczu scenariusz. Otóż – być może to nie Ekwador był tak beznadziejny, tylko Senegal tak mocny. Wydaje nam się jednak, że jeśli oglądaliście ten mecz, to raczej zgodzicie się z nami, że zespół z Czarnego Lądu nie zachwycił. Zagrał bardzo konkretnie, solidnie, ale to nie były wyżyny.
Zresztą temu słabemu Ekwadorowi udało się nawet na chwilę do tego spotkania wrócić, gdy Caicedo zamknął akcję po rzucie rożnym. Radość z tego gola, na którego się nie zanosiło, potrwała jednak tylko kilkadziesiąt sekund, bo Senegal odpowiedział tym samym, a konkretnie golem Koulibaly’ego (szefował dziś na boisku) po stałym fragmencie gry i kiksie Valencii we własnym polu karnym.
I to tyle. Alfaro po przerwie wymienił środek, później napastnika, ale tego dnia pewnie i my spokojnie zrewanżowalibyśmy się Ekwadorowi za 2006. Mundial jest bezwzględny, często nie wybacza tak słabych dni. Bo jednak chcemy wierzyć, że prawdziwą twarz Amarillos widzieliśmy wcześniej. A Senegal po raz drugi w swojej historii (na trzy starty w finałach MŚ) wyszedł z grupy. W 2002 roku był ćwierćfinał, teraz powtórka prawdopodobnie będzie możliwa tylko w przypadku wyeliminowania Anglii. Ale wstydu nie ma – tym bardziej, że wszystko dzieje się bez udziału Sadio Mane.
WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA 2022:
- Podziwia Lewandowskiego, marzy o Premier League. Kim jest Firas Al-Buraikan?
- Białek z Kataru: Dzień wielkich miłości
- Stadion 974. Na budowę poświęcono więcej kontenerów czy ludzkich istnień?
- Kawaii po zwycięstwie, kawaii po porażce
foto. Newspix