W starciu z Arabią Saudyjską zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy Czesława Michniewicza znajdą wiele nowej amunicji do dyskusji o reprezentacji Polski. Bo było w nim wszystko. Szczęście i pech. Ładne akcje i nieporadność. Przewaga w sytuacjach bramkowych i ustępowanie w kulturze gry. Błyski gwiazd i marnowanie potencjału. Polacy, którzy dotąd starali się wszystko rozgrywać na chłodno, tego spotkania schłodzić nie potrafili. Ale w kotle, który powstał, udało się im nie stracić całkiem głów.

Pod względem nieuchwytnej, nieostrej i subiektywnej kategorii, jaką jest tzw. “kultura gry”, chyba nie ma na mistrzostwach świata zespołu, od którego Polacy mogliby się czuć lepsi. Ale broniąc swojego pomysłu na mecz z Meksykiem (0:0), trener Czesław Michniewicz użył sformułowania “złote momenty”. Inaczej mówiąc, zgodnie z tą teorią, można pod względem kultury gry ustępować rywalowi, czyli sprawiać gorsze wrażenie przez większość meczu. Ważne, by w “złotych momentach” być w stanie kilka razy sensownie wymienić piłkę, by z czystym sumieniem móc się znowu okopać, czekając na kolejną akcję ofensywną. Można zakładać, że po meczu z Arabią Saudyjską znów dojdzie do retorycznego starcia między zwolennikami kultury gry a tymi, którzy uważają, że w futbolu najważniejsze są “złote momenty”, to zaś, co pomiędzy nimi, ma drugorzędne znaczenie. W przeciwieństwie do pierwszego meczu na mundialu ten drugi przynajmniej dostarczył im jakiejś amunicji do dyskusji.
Mecz z Meksykiem był trudny do oglądania dla tych, którzy trzymają kciuki za którąś z tych drużyn, ale jeszcze trudniejszy dla tzw. neutralnych fanów futbolu. Można podejrzewać, że przeciwko Saudyjczykom było inaczej. To był emocjonujący mecz, w którym nie brakowało dramaturgii, walki i spięć podbramkowych. Kibice obu drużyn często mieli okazję, by dziękować niebiosom, że się udało albo pomstować, że się nie udało. Niezaangażowani obserwatorzy też raczej nie narzekali. Ale samo to jeszcze nie oznacza, że to był mecz, w którym plan udało się zrealizować lepiej niż przed kilkoma dniami. Obaj trenerzy mogą mieć poczucie, że ich zespoły miały jednocześnie szczęście i pecha. Obaj mogą mieć poczucie, że o wyniku w dużej mierze zdecydowali piłkarze i to, jak zachowali się w kluczowych sytuacjach.
WĄSCY SKRZYDŁOWI
Przez większość pierwszej połowy mecz z polskiej perspektywy przebiegał mniej więcej zgodnie ze scenariuszem meksykańskim. Polacy rzadziej utrzymywali się przy piłce, mieli problemy, by przedostać się pod bramkę rywala, nie mówiąc o oddawaniu strzałów. Zawodnicy Michniewicza dłużej niż w pierwszym meczu rozgrywali piłkę na własnej połowie, ale o starannym i cierpliwym budowaniu akcji raczej nie było mowy. Brakowało podań zdobywających teren, przeszywających formacje przeciwnika. Trudno zresztą, żeby było inaczej. Polacy z piłką przy nodze ustawiali się często w systemie 4-2-4, co oznaczało, że jedynymi opcjami krótkiego rozegrania piłki byli dla obrońców i bramkarza Grzegorz Krychowiak i Krystian Bielik, środkowi pomocnicy. Długie podania od Wojciecha Szczęsnego zostały w dużej mierze zastąpione długimi podaniami od Jakuba Kiwiora. Miało to więcej sensu niż w meczu z Meksykiem, bo w przedniej formacji było tym razem więcej zawodników — czasem do pojedynków główkowych skakał Arkadiusz Milik, czasem Robert Lewandowski. Wąsko grający Przemysław Frankowski i Piotr Zieliński byli nastawieni na wbieganie za linię obrony rywala do strącanych przez napastników piłek. Nie przekładało się to jednak na groźne akcje ofensywne.
PODANIA ZA BOCZNYCH OBROŃCÓW
Wąskie ustawienie bocznych pomocników, o ile Zielińskiego w ogóle można tak nazwać, bo przecież ciągle schodził do środka, było natomiast wykorzystywane przez Saudyjczyków, którzy regularnie posyłali długie diagonalne podania za plecy naszych bocznych obrońców. Nękany w ten sposób Matty Cash może mówić o szczęściu, że nie otrzymał drugiej żółtej kartki, a Bartosz Bereszyński często musiał sobie w swojej strefie radzić z dwoma rywalami, czekając, aż nadejdzie wsparcie. Po takim zagraniu rywale mieli zresztą pod koniec pierwszej połowy rzut karny. Krystian Bielik popędził ze wsparciem dla Bereszyńskiego, ale poskrobał rywala po nodze, dając przeciwnikom najlepszą szansę w meczu.
ZŁOTY MOMENT PRZED PRZERWĄ
Polacy prowadzili już wówczas 1:0, wcześniej BOWIEM wykorzystali swój jedyny złoty moment przed przerwą. Bramkowa akcja pokazała, co konkretnie było krytykowane po meczu z Meksykiem. Nie jest problemem samo w sobie granie długich podań. Problemem jest granie długich podań w sposób nieprzemyślany, na uwolnienie. Długie podanie Wojciecha Szczęsnego z autu bramkowego do Matty’ego Casha można uznać za świetny sposób rozpoczęcia ładnej akcji. Na prawym skrzydle nastąpiła ładna wymiana między Frankowskim i Cashem, a Lewandowski, który w pierwszej połowie miał nadspodziewanie duże problemy z utrzymaniem się przy piłce pod presją rywala, co utrudniało budowanie jakichkolwiek ataków, w tej sytuacji zachował się wyśmienicie, wystawiając piłkę Zielińskiemu na pustą bramkę. Pierwszy od dwudziestu lat polski gol z gry na mundialu padł po naprawdę ładnej akcji. Krytycy powiedzą, że jedynej przed przerwą.
POSZERZANIE DEFENSYWY
W drugiej połowie gracze Herve Renarde’a próbowali nas zaskakiwać w podobny sposób. Lekarstwem na dalekie zagrania za bocznych obrońców miało być poszerzanie linii defensywnej. Polacy osiągali to na różne sposoby. O ile Bielik wchodził pomiędzy środkowych obrońców raczej w fazie ofensywnej, gdy Polacy rozgrywali piłkę, o tyle bez piłki jeden ze skrzydłowych, którego stroną była rozgrywana akcja, stawał się wahadłowym. Kiedy rywal szykował się do zagrania za plecy Casha, zawodnik Aston Villi przesuwał się do środka, stając się de facto półprawym stoperem i robiąc miejsce dla Frankowskiego. Analogicznie z drugiej strony do środka schodził Bereszyński, co sprawiało, że czasem w nietypowej roli lewego wahadłowego musiał wracać do defensywy Arkadiusz Milik. Dopiero wprowadzenie na boisko drugiego typowego skrzydłowego — Jakuba Kamińskiego — uwolniło napastnika Juventusu od tego obowiązku.
MECZ, KTÓRY WYKIPIAŁ
Pierwszy kwadrans po przerwie był dla Polaków najtrudniejszym momentem do przetrwania w tym meczu. Publiczność fanatycznie fetowała każdy atak Saudyjczyków, nakręcając ich do kolejnych, a Polacy zaczęli się gubić. Groźną sytuację po zamieszaniu w polu karnym wybronił Szczęsny, świętując niemal jak obronę rzutu karnego. Chwilę później fatalna strata Jakuba Kiwiora przy wyprowadzeniu piłki mogła zniweczyć wszelkie wysiłki. Polacy, którzy wcześniejsze półtora meczu na tym mundialu rozegrali aż nazbyt chłodno, unikając ryzyka i pilnując, by na boisku niewiele się działo, dopuścili do tego, że na stadionie powstał kocioł. Mecz zaczął im kipieć w rękach. Trzydziestu minut w taki sposób nie dało się przetrwać. I oczywiste było, że pomoc musi nadejść z ławki, zanim będzie za późno.
SCHŁADZANIE PRZEZ POSIADANIE
To, jak rywale starali się wykorzystywać brak asekuracji na bokach naszej obrony, sprawiało, że wprowadzenie skrzydłowego miało głęboki sens. Kontrowersją było jednak, że Jakub Kamiński pojawił się na boisku akurat w miejsce Zielińskiego. Naprawdę klasowa drużyna, o wyższej kulturze gry, próbowałaby w tamtym momencie schłodzić wydarzenia na boisku poprzez dłuższe utrzymanie się przy piłce i zmuszenie przeciwnika, by trochę za nią pobiegał. Zieliński nadawałby się do tego idealnie. Tyle że ta drużyna nie ma w repertuarze dłuższego szanowania piłki, trybu oszczędzania energii poprzez jałowe, ale pewne klepanie na połowie przeciwnika. Zieliński zszedł więc do bazy, a Michniewicz zdecydował się pójść na wymianę ciosów. On też wiedział, że trzydziestu minut takiej gry jego zespół nie przetrwa. Jego odpowiedzią było jednak wykorzystanie przestrzeni, która zaczęła się pojawiać za plecami prących do wyrównania Saudyjczyków. Drużyna, która chciała unikać jakiegokolwiek ryzyka, prowadząc, postanowiła poszukać drugiego gola, by przetrwać napór. Albo my im, albo oni nam.
GOLE WISZĄCE W POWIETRZU
Decyzja o wzmocnieniu szybkości kontrataków mogła się obronić już kilkadziesiąt sekund później, bo to Kamiński wykonał kluczowe podanie do Lewandowskiego podczas akcji, która po podaniu Frankowskiego została wykończona strzałem Arkadiusza Milika w poprzeczkę. Chwilę później Lewandowski trafił w słupek po dograniu z bocznego sektora. Te dwie sytuacje sprawiły, że Saudyjczycy musieli sobie przypomnieć o obronie i ich ataki trochę zelżały. Właściwie do końca meczu gol wisiał jednak w powietrzu właściwie w każdą stronę. Rywale oddali szesnaście strzałów, z których po kilku piłka świsnęła blisko bramki Szczęsnego. Z drugiej strony Lewandowski samodzielnie odebrał piłkę rozgrywającym Saudyjczykom i strzelił drugiego gola, a w końcówce miał jeszcze okazję na trzeciego. Jeśli spojrzeć na same sytuacje, poprawa względem meczu z Meksykiem była drastyczna. Dwa gole strzelone z akcji, słupek, poprzeczka, zmarnowany pojedynek z bramkarzem. Złote momenty, z których Michniewicz może być zadowolony.
KIJ NA SELEKCJONERA
Jeśli spojrzeć na całokształt, widać mecz, w którym Polacy mieli 30% posiadania piłki, co do pewnego stopnia determinował wynik goniony przez przeciwników, ale przecież i w pierwszej połowie, przy stanie 0:0, to raczej oni prowadzili grę. Widać mecz, w którym najwięcej podań w polskiej drużynie wykonał Szczęsny, a najwięcej celnych stoper Kiwior. Widać mecz, w którym polski bramkarz musiał wykonać aż pięć interwencji, w którym rywale oddali dwa razy więcej strzałów i w którym posłaliśmy aż 66 długich podań, z których niemal połowa była niecelna. Do tego Polacy przegrali większość pojedynków na ziemi i w powietrzu, rzadko wychodząc też zwycięsko z dryblingów. Saudyjczycy przełamywali nasze formacje niemal dwukrotnie częściej, zebrali o trzydzieści drugich piłek więcej, pokonali dłuższy dystans w sprincie i odzyskiwali piłkę średnio o sześć sekund szybciej niż Polacy. A cztery nasze najczęściej wykonywane sekwencje podań to Glik do Kiwiora, Kiwior do Szczęsnego, Szczęsny do Kiwiora i Kiwior do Glika. Jeśli ktoś będzie chciał znaleźć kij na selekcjonera, znajdzie go więc bez trudu także w pierwszym wygranym meczu o coś na mundialu od 36 lat. I to w meczu, który mógł zostać wygrany nawet wyżej.
MINUSY I PLUSY
Polacy po raz czwarty z rzędu nie stracili gola, co nie zdarzyło im się od trzech i pół roku, gdy za Jerzego Brzęczka zaczęli eliminacje Euro 2020 od wygranych z Austrią, Łotwą, Macedonią Północną i Izraelem. W tym, że go nie stracili, tym razem był jednak spory element szczęścia. Wymiana ciosów z Saudyjczykami się opłaciła w dużej mierze ze względu na indywidualne błyski polskich gwiazd – kluczowe interwencje Szczęsnego czy zachowanie Lewandowskiego przy obu bramkach. Wymiana ciosów z silniejszym indywidualnie przeciwnikiem albo z tym samym, ale mającym trochę więcej szczęścia, mogłaby się zakończyć znacznie gorzej. W meczu z Argentyną Saudyjczycy strzelili dwa gole po dwóch groźnych strzałach, tym razem żaden nie chciał im wpaść. W tym spotkaniu było więc wystarczająco wiele wydarzeń pod obiema bramkami, by zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy Michniewicza, mogli znaleźć potwierdzenia wygłaszanych tez. Teraz rozchodzi się jednak o to, żeby wszystkie plusy nie przesłoniły minusów, ale też minusy plusów. Polska zbyt rzadko wygrywa mecze na mundialu, by w taki wieczór grymasić na kulturę gry. Polska tak rzadko wygrywa jednak mecze na mundialu także dlatego, że kulturą gry przegrywa nawet ze znacznie niżej notowanymi rywalami. To jednak temat na debatę po turnieju, który ma coraz większe szanse potrwać dla nas dłużej niż zwykle, bo do wszystkich racjonalnych argumentów za Michniewiczem i przeciw niemu, w meczu z Arabią Saudyjską dotarł także ten nieracjonalny: mityczne szczęście Czesława, które pozwoliło mu już wyjść z niejednej opresji.
Czytaj więcej o reprezentacji Polski:
- Wielki Szczęsny, elektryczny Kiwior – oceny Polaków po Arabii Saudyjskiej
- Mamy to!
- Z pełną pewnością: Wojciech Szczęsny z najlepszą interwencją w kadrze XXI wieku
- Cała Polska gra na wynik
Fot. Fotopyk
To prawda, Czesław w czepku urodzony, szczęście całe życie. 711 połączeń z szefem mafii piłkarskiej i brak zarzutów, 711 połączeń i nie pamięta o czym rozmawiali. No szczęście do 711 potęgi. I dlatego jeszcze nie odpadł z turnieju.
Prokuratura badała połączenia i brak zarzutów, dzięki.
I przeziębione były połączenia?
Prokuratura zbadała i co? Potwierdziła że dzwonil? Przeciez rozmow nie mieli nagranych
gdzie tam wymianę ciosów widziałeś? bo ja widziałem jak jadą z nami jak z furą gnoju. oczywiście z wyniku się cieszę, ale to wszystko
I uj z tego jak te turbany od latających dywanów i ropy to tylko biegać potrafią:)
nie gadaj, bo doskonale potrafię sobie wyobrazić, jak ten mecz kończy się wynikiem np. 1-3…..w ch. farta mieliśmy i tyle…do mekki na pieszo powinni iść ))
To tak jak Araby z Argentyną. Los im odebrał to co w tamtym meczu im dał.
To se puść powtórki meczów za Sousy. Będziesz miał trochę więcej piękna, esteto 😀
Dobra analiza. Czesław M. robi mecze niezjadliwe dla widzów, no może tylko dla innych Cześków. Oni się cieszą chwilą, a meczu – zwyczajnie – przeanalizować nie umieją i nie potrzebują. Są jak kibice siatkówki, którym najbardziej na meczu podobało się to że mogli zaryczeć „W stepie szerokim…” i zrobić kartoniadę. Mimo wszystko, mamy nieco lżejszy wieczór niż momentami śmierdziało. No i kanon naszej słowiańskiej urody trenera przebił koszulę francuskiego
Ważne że trener przeanalizować umie 😉 Trafił nam się selekcjoner który ogarnia swoją robotę i żadne pytania etyczne, skądinąd słuszne, tego nie zmienią. Psy szczekają, karawana jedzie dalej.
Gdyby Arabia miała na środku ataku takiego Lewandowskiego to by nas z piątkę jebnela.
jeśli faktycznie mamy budować polską piłkę na szczęściu trenera o wątpliwej reputacji, zamiast na kulturze gry, wdrożeniem odpowiedniego systemu szkolenia i posiadanie odpowiedniej osoby na stanowisku selekcjonera to szczerze wolę żebyśmy wysoko przegrali z Argentyną i coś w końcu się zmieniło. Czesław to kolejny Brzęczek tylko ma więcej szczęścia i udało mu się przekonać piłkarzy do swojej wizji – nie wiem gdzie tu jakiś warsztat i umiejętności, tego brak.
Anglicy AD 2018 lubią twoją kulturę gry 😉
z dupy komentarz, typowy pożyteczny idiota wielbiciel kadry 711
za to twój jest inteligentny, podobnie jak nick ;D
W piłkę gra się na gołe. My mamy piłkarzy którzy jak trzeba to strzelają. Arabia ma zgranych kopaczo-biegaczy bez konkretów. Fajnie ich Francuz poustawiał ale limit farta i tak wyczerpali w meczu z Argentyną.
my wyczerpaliśmy już po meczu z Chile. po dzisiejszym meczu na kilka następnych lat fart wyczerpany. Co do jakości Arabii i Polski, to chyba jesteś niewidomy, bo Polska z takimi piłkarzami powinna mieć kulturę gry, pomysł a tymczasem Arabia, która ma nieporównywalnie mniejszy potencjał nas zdominowała. Trenerów nawet nie porównuje z szacunku do Renarda. Michniewicz ma bardzo wątpliwą reputację i nic poważnego nie osiągnał w swojej karierze, dla niego spełnieniem marzeń jest praca dla Polski, której i tak nigdy nie powinien dostać.
Nie twierdzę że my mamy kulturę gry. Wręcz przeciwnie, totalnie nie umiemy grać z piłką przy nodze. Ale ta Arabia też jest mega cienka, trochę lepiej wybiegami i dobrze ustawieni taktycznie przez trenera z Europy ale jakości w tym nie wiele.
Taka np Kanadą czy Ekwador to jednych i drugich zjadają na śniadanie..
No i to chyba jest problem bo kanade czy ekwador to powinnismy zjesc. Bo pilkarzy teoretycznie mamy lepszych…
Kolektyw, kolektyw i jeszcze raz kolektyw. Arabia pokazała jak dużo to znaczy. Co z tego, że Polska ma jakieś personalia skoro nie potrafi z tego zrobić użytku?
Polska tak dysponowana nie ma żadnych szans z Ekwadorem, który jest zaangażowany w to co robi. To sama przyjemność patrzeć na zawodników, którym chce się grać.
Za styl goli nie przyznają, a według mnie ta Arabia to nic konkretnego
podobnie jak polska. ze słabym meksykiem 0-0, z arabią na farcie ledwo wygrali. Argentyna zmiecię kadrę 711 Czesława i takich laików jak ty którzy jarają się beznadziejną grą naszej reprezentacji.
Zapewne należałeś do grona osób, które to samo mówiło przed meczem z Saudami? ;D
I zapewne jarał się po porażce po zajebistej grze ze Szwecją na ostatnim euro.
To samo pisałeś przed arabami, psi pędzlu i nie pykło, co? Teraz – z uwagi na fakt milion razy wyższej klasy rywala – liczysz, że tym razem „się uda” ??? Pożyjemy, zobaczymy…. Wypierdalaj defetysto kibicować Ekwadorowi czy innym gamoniom .. krzyżyk na drogę, pajacu….
Ten trener saudyjczyków powinien być w notesie u Kuleszy. Chciałbym aby prowadził naszą kadrę. Mniejsza z tym, że jego babka była Polką. Najważniejsze, że potrafił z saudyjczyków, cienkich piłkarzy, stworzyć drużynę potrafiącą grać w piłkę. Wygraliśmy bo mieliśmy indywidualności. Mecz nam wygrał bramkarz Juventusu, pomocnik Napoli i napastnik Barcelony. A przypomnę, że bramkarz naszych rywali gra w 2 lidze Arabii Saudyjskiej.
chłop ledwo przedłużył kontrakt z Arabią na kolejne kilka lat
Wiem niestety. Ale jak wiemy umowy z trenerami są często zrywane przed czasem.
Możesz o tym zapomnieć, gdyż zagraniczny trener chciałby posiadać autonomiczność i to, by związek nie wtrącał się do jego pracy. Pomijam już fakt, że taki trener – z pojęciem o piłce – otwarcie mówiłby jaki tu syf ma miejsce, a to byłoby w niesmak PZPN-owi, więc dla nich łatwiej jest wrzucić na tę funkcję swojego kolesia, którym da się sterować, który będzie ugodowy no i przede wszystkim w mediach nie będzie mówił, że tu jest dupa w kwestii szkolenia, trenerki i wszystkiego innego.
Renard poszedł do Arabii, ale powiedział, chcę to, to i to – wszystko otrzymał. Tutaj nie miałby takiego komfortu pracy. Poza tym to jest łebski gość i sam w takie gówno jakie mamy tutaj nie wejdzie.
AHa, to Messi z ekipą powinni chyba już popełnić zbiorowe samobójstwo
Po zdaniu, że Lewy wystawił Zielowi do pustej bramki, przestałem czytać.
Co to za bełkot?
Kiedyś był futbol totalny, potem futbol na tak.
A kadra Sir Czesława gra futbol odpowiedzialny.
Ci wszyscy egzaltowani entuzjaści drużyn, które „skradły nasze serca” bo biegali jak potłuczeni, kiwali, strzelali w pierwszej połowie, żeby dostać w łeb w drugiej od taktycznie ułożonych i prowadzonych drużyn – niech idą kreskówki dla swoich dzieci (o ile je mają) komentować.
Bo nie znają się na piłce.
Nie widzieli w życiu kilkunastu Mundiali i Euro, gdy wyrachowane, turniejowe drużyny rozpędzały się z meczu na mecz, gdy cele osiągały krok po kroku, a żaden z tych celów, to nie było zadowolenie pikników i tik-toków oszałamiającymi akcjami.
Mamy drużynę, mamy bramkarza, mamy trenera. Dobrze, że oni nie słuchają tej całej nagonki, że robią swoje.
Glik, Krychowiak, Bereszyński – z Arabią zagrali profesurę. Z Argentyną wzniosą się na jeszcze wyższy poziom!!
Dzięki za ten komentarz. Niedobrze mi się już robi od tych wszystkich ekspertów szczytujących siedemset jedenasty raz z rzędu mogąc napisać o 711 połączeniach Michniewiczan i o tym, jaka to ta polska drużyna jest tragiczna, bo nie cieszy ich oka jakas
…jakąś zasraną tikitaką.
Nie wzniosą się. Z Argentyną będzie powrót do murowania i liczenie na fartowny remis.
Miałbyś rację, gdyby nie to, że pierdolisz głupoty. Zwycięstwo przesłania ci fakt, że pozwoliliśmy tej Arabii na dużo. Ja rozumiem defensywną grę, ale tu żadnej profesury nie było. Arabowie oddali dużo strzałów, w tym 2 z bardzo dobrych pozycji. Profesura to by była gdyby Saudyjczycy sobie klepali do 30 metra a potem spotykali się ze ścianą, a tak nie było.
Czesiu na prezydenta i wtedy dopiero nasz kraj będ,ie najlepszy .Oczywiście Andrzrej asystentem
Szczęście, szczęście, szczęście. Że bez czerwa, że z karnego strzelił w Pana piłkarza Wojciecha itp
Przeciez chujowa Arabia jechała z nami cały mecz. Tylko ich wylewy w obronie stwarzały nam sytuację bramkowe. Zagrażali nam całe spotkanie i tylko małe umiejętności poszczegolnych pilkarzy nie pozwoliły im władować nam paru bramek. Jak przegramy z Argentyna i odpadniemy z turnieju to wynik soe nie będzie różnił niczym od innych turniejów. Tylko kolejność trudności spotkań się zmieniła. Gra jest chujowa jak zawsze. Nie gramy w pilke, bo gramy na wynik. To dlaczego wyników nie ma? Bo chyba nikt nie powie, że remis z Meksykiem, który jest w tragicznej formie to sukces. Co my kurwa jesteśmy Albania żebyśmy jarali się remisem z Meksykiem po chujoeej grze?