Oglądając Portugalię w pierwszej połowie, aż chciało się krzyczeć do monitora: panowie, więcej werwy! Wiecie, naśladować komentarz a’la Tomasz Hajto w czasie meczu Polaków. Podaj tu, nie tam, przyśpiesz, zmień stronę, ryzykowniej, celniej, mocniej… Inaczej trudno było zdzierżyć to, co widzieliśmy na boisku. A zatem kolejne czwartkowe spotkanie, które wpisywało się w tendencję poprzednich.
W skrócie: niby coś się działo, ale generalnie bramek jak na lekarstwo. A jeśli nie ma tego najważniejszego, zawsze istnieje mała szansa, że sam przebieg rywalizacji tę okrągłą wyrwę w wyniku uzupełni. Całe szczęście – choć Diogo Costa (bramkarz Portugalii) chciał więcej, po przerwie padło aż pięć goli. Ale najpierw odnieśmy się do kontrowersji, bo ich w tym spotkaniu było kilka.
Sędzia nie chciał być anonimowy
Pod lupę warto wziąć choćby odgwizdany faul Cristiano Ronaldo na obrońcy Ghany, którego raczej nie było. Gdyby sędzia główny popisał się odrobinę bardziej powściągliwą postawą, nie przerwałby akcji, w której Portugalczyk pokonywał bramkarza. Trudno sobie wyobrazić, żeby VAR anulował tę bramkę, dlatego można uznać, że pretensje Ronaldo były uzasadnione.
Druga kwestia to pytanie, czy Seidu nie zasłużył na drugą żółtą kartkę za prowokowanie Joao Felixa po faulu na nim (na żółtą kartkę) w 57. minucie. Sędzia, zamiast od razu pokazać drugi kartonik i wysłać piłkarza Ghany do bazy, jedynie udzielił mu reprymendy. Był litościwy, choć nie musiał.
No i w końcu trzecia sytuacja: rzut karny dla Portugalii. Czy aby nie był za miękki? Czy VAR nie mógł interweniować, a arbiter cofnąć jedenastki? Cóż, cholera wie. Kontakt obrońcy z nogą Ronaldo niewątpliwie miał miejsce, lecz już nie takie starcia w szesnastce niepremiowane absolutnie niczym widzieliśmy. Przykładów kontrujących jest mnóstwo, a to oznacza, że znów będziemy toczyć żarliwe dyskusje o braku konsekwencji wśród sędziów.
Takie drugie połowy chcemy oglądać
Nie minęło wiele czasu od rzutu karnego dla Portugalii, żeby Ghana strzeliła premierowego gola dla Afryki na mundialu w Katarze. Zasłużyła na to. Podopieczni trenera Santosa jakby zaspali, dali się ograć Kudusowi i Ayew, ale co stracili, to za chwilę odrobili z nawiązką. Najpierw bramkę strzelił człowiek, co do którego w narodzie wysuwano spore wątpliwości. Który nawet nie był awizowany do gry w podstawowej jedenastce, który – uwaga – nie zaliczył trafienia w reprezentacji od dwóch lat. Joao Felix, proszę państwa. Wcześniej mocno obijany po twarzy i nogach, ale finalnie wyszło na jego. I Santosa, który na piłkarza Atletico postawił.
Dzieła zniszczenia wejściem z ławki miał dokończyć Rafael Leao. Miał, bo nie wszystko poszło po myśli Portugalczyków. Po pierwszej połowie nie zapowiadało się, że faworyci z taką łatwością będą karać swoich przeciwników, ale tak samo nikt nie powiedziałby, że Ghana porwie się na strzelenie dwóch bramek, do tego mając realne szanse na wynik 3:3 w samej końcówce. Portugalski bramkarz, widząc podnaprzeciętną ambicję Ghańczyków, najwyraźniej chciał im pomóc. Wręczyć na srebrnej tacy jeden punkt, na własne życzenie utrudnić sobie wyzwanie w dalszych spotkaniach i oczywiście narazić się na utracenie paszportu.
Dobra, przesadzamy. Ale gdyby Inaki Williams się nie poślizgnął, mielibyśmy kandydata do najbardziej kuriozalnej bramki turnieju i zarazem kompromitacji drużyny. W 96. minucie Diogo Costa nie skontrolował, czy ktoś się za nim czai, wypuścił piłkę z rąk do wykopu z murawy, co prawie skończyło się tragedią.
Portugalczycy zatapiają i rzucają koła ratunkowe jednocześnie
I taka właśnie dzisiaj była Portugalia. Lawirująca pomiędzy budzeniem zachwytów a wywoływaniem stanów przedzawałowych. Portugalia niestabilna, mająca dzisiaj dwa oblicza. To pierwsze sympatyków tej reprezentacji może napawać optymizmem, ale drugie, świadczące o nieobliczalności w złym tego słowa znaczeniu, niepokoić.
“Nawigatorzy” nie pokazali nam, że są dojrzałą ekipą turniejową. Każdy kolejny rywal może to wykorzystać, a już wiemy, że słabeuszy w grupie Portugalczyków nie ma. Skoro Ghana omal nie wyciągnęła remisu, co będzie z groźniejszym Urugwajem czy Koreą Południową, która nie wygląda gorzej niż Ghana? To rzecz zastanawiająca.
Portugalia udowodniła tym meczem, że potrafi całkowicie przejąć kontrolę nad grą, zabrać sprzęt rywalom i ciułać swoje okazje. Ale – choćby w przeciwieństwie do Hiszpanii a podobnie do Niemców – także tę kontrolę stracić z efektem wyjątkowo negatywnym. Pamiętajmy: Ronaldo i spółka wygrali, lecz w ostatniej chwili mogli zostać frajerami.
Więcej o mistrzostwach w Katarze:
- Stadion 974. Na budowę poświęcono więcej kontenerów czy ludzkich istnień?
- Jak nie zostać pożytecznym idiotą?
- Infantino? Drugi po Allahu. Tekst po meczu otwarcia
- Dziś naprawdę nic się nie stało. Tekst po meczu z Meksykiem
Fot. Newspix