Welche Jahre haben wir? Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość mogą teraz złączyć się w jedno: tragedię. Napisaną przez Niemców, ale nie tych od serialu „Dark”, tylko niemieckich piłkarzy tworzących historię na boiskach w Katarze. To oni nie potrafią wyjść z zamkniętej pętli czasu, w której utknęli cztery lata temu. Wtedy konsekwencje ich wpadki były dotkliwe. Nie można wykluczyć, że w najbliższym czasie będzie podobnie.
Na potrzeby takich okoliczności można by nawet nieco zmodyfikować jedno słynne przysłowie – pewne są tylko śmierć, podatki i porażka Niemców w pierwszym meczu turnieju…
Niemcy znów to robią
To naprawdę niesłychane, żeby tak wielka reprezentacja potykała się o własne nogi raz za razem, przez trzy turnieje z rzędu. Owszem, historia zna przypadki, w których niekorzystny wynik w 1. kolejce fazy grupowej nie przekładał się później na totalny blamaż. Argumentem-wytrychem na poparcie tej tezy zawsze będzie droga Hiszpanii na mundialu w RPA: od porażki ze Szwajcarią do zwycięstwa z Holandią w finale. Ale sytuacja Niemców jest inna.
Mistrzowie świata z 2014 roku notorycznie w ostatnich latach zawodzą, kiedy dochodzi do pierwszego kontaktu z turniejem rangi międzynarodowej:
- Mundial 2018 rozpoczęli od porażki z Meksykiem (0:1)
- Na wstępie EURO 2020 przegrali z Francją (0:1)
- Teraz w Katarze oddali prowadzenie 1:0 i dali się ograć Japończykom (1:2)
Można by rzec, że to już utarty schemat. Nie dość, że schemat niegodny jednej z najlepszych reprezentacji na świecie, to jeszcze niebezpieczny.
Niemcy muszą zdawać sobie sprawę, że nie są już tak genialni jak kiedyś. Nie mogą myśleć, że sześć punktów w następnych dwóch meczach to pewnik. Oj, nie. Zdecydowanie nie. Ostatni mundial udowodnił im, że za błędy i naiwność trzeba srogo zapłacić. Choćby brakiem wyjścia z grupy, w której upokarza cię nawet Korea Południowa.
Kompromitacja wisi w powietrzu
Teraz demony z Rosji wracają i chcą tego samego. Krwi, chaosu, wielkich niespodzianek. Niemcy aktywowali paskudną klątwę i naprawdę powinni obawiać się o swój turniejowy los. Łatwiej przecież nie będzie, w niedzielę mecz z Hiszpanią, który dla podopiecznych Hansiego Flicka będzie starciem o wszystko. Przegrywasz – kończysz mundial przed upływem zaledwie tygodnia. To nie surrealizm, to szara rzeczywistość niemieckich piłkarzy tu i teraz.
Dwa razy z rzędu pakować walizki przedwcześnie, jeszcze zanim impreza mistrzostw świata rozhula się na dobre? To byłaby gigantyczna plama wstydu, która niejako zdefiniowałaby słabość niemieckiego pokolenia. I, rzecz jasna, służyłaby za łatkę skrajnie odmienną od tej z 2014 roku. 4, 6 czy 8 lat w futbolu to jednak wieczność. Jeśli Niemcy nie podniosą się w dwóch następnych spotkaniach i nie osiągną znakomitego wyniku w Katarze, nikt pieśni o ich wieczności układać nie będzie.
Skończmy jednak te dywagacje, bo nikogo skreślać na 100% nie można. Niemcy to jednak Niemcy – są nieprzewidywalni. Z Japonią pokazali gorszą twarz, zlekceważyli przeciwnika, zapewne po 45 minutach dopisywali sobie trzy punkty, ale drugiego takiego błędu nie popełnią. Pytanie tylko, czy na jego naprawę nie będzie za mało czasu. To mundial. Gra, w której na początku każdy ma do dyspozycji trzy życia. Jeśli jedno z nich tracisz od razu, wchodzisz na wyższy poziom trudności rodem z fazy pucharowej. Wtedy albo jesteś Hiszpanią z 2010 roku, albo po latach plujesz sobie w brodę, że sensacyjnie dałeś się ograć tym cholernym, szybko biegającym i walecznym Japończykom.
CZYTAJ WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA:
- Niekochani 2.0. Nawróceni na antyfutbol. Prostactwo zamiast prostoty
- Prymitywni w rozegraniu, niespójni w taktyce, pozbawiający się własnych atutów [ANALIZA]
- Piłkarz pod lupą. Jak Robert Lewandowski zagrał z Meksykiem?
Fot. Newspix