Największy sukces Czesława Michniewicza jako selekcjonera reprezentacji Polski to wygranie barażu ze Szwecją i awans do mistrzostw świata. Potem pewnie remis z Meksykiem. Ale niewiele niżej plasuje się przekonanie zawodników, że nie umieją i nie powinni grać w piłkę. Już nikt nie milczy przez osiem sekund po pytaniu o taktykę. Wszyscy jednym głosem mówią, że było właśnie tak, jak zaplanowali.
Listopad 2020, po porażce z Włochami 0:2 Jacek Kurowski z TVP Sport zapytał Roberta Lewandowskiego o taktykę na mecz. Kapitan kadry narodowej zanim wydusił z siebie cokolwiek, milczał osiem sekund.
– Zachowanie Roberta było troszeczkę niefortunne – tak skomentował reakcję najlepszego zawodnika w historii kraju ówczesny selekcjoner Jerzy Brzęczek. „Troszeczkę niefortunne”. Może się przejęzyczył? A przecież przejęzyczenie może być bardzo niebezpieczne, czego uczy dowcip o mężu, który przy śniadaniu zamiast poprosić małżonkę o sól, powiedział, że ta stara kurwa zmarnowała mu 20 lat życia. Akurat był bardzo zamyślony. Zdarza się?
Zdarza, choć akurat Lewandowski prędzej doskonale wiedział, co chciał powiedzieć. Ale z tym żartem tamta sytuacja coś wspólnego miała – milczenie można było odczytać jako prośbę o niezmarnowanie mistrzostw Europy. Niemy krzyk po antyfutbolu prezentowanym przez zespół, który prowadził nas donikąd. Jednak dwa lata później po bliźniaczym mordowaniu piłki nożnej już nikt nie krzyczy. Nawet „Lewy”, który wypowiada się znacznie bardziej dyplomatycznie.
Wszyscy zgodnie twierdzą, że było, jak miało być. Jest dobrze, a gdyby wykorzystać karnego, byłoby wręcz bardzo. Wojciech Szczęsny, Bartosz Bereszyński, Krystian Bielik, Kamil Glik czy Grzegorz Krychowiak zamienili się w chór, śpiewający na cześć „przeszkadzania”. Jeszcze stanowisko dwóch ostatnich nie powinno dziwić, w sumie akurat z nimi jest jak z Leopoldem Tyrmandem, który miał zasadę – lubił tych, co lubią jego. A że piłka nie lubi ani Glika, ani Krychowiaka, oni w odwecie nie darzą sympatią jej i wcale nie mają ochoty spędzać z nią czasu. Nawet w trakcie meczu piłki nożnej, jakkolwiek to nie zabrzmi.
Ale że cała reszta, w końcu obywatele świata z Barcelony, Turynu, Neapolu, Genui, Rotterdamu, Birmingham czy innego Lens, również przejęła ten pogląd? Uwierzyli, że generalnie to nikt z nich nie umie grać, więc w ogóle nie powinni próbować, a lepiej zrobią, jeśli postarają się uniemożliwić to przeciwnikowi? Michniewicz dokonał dużej rzeczy, bo z dwóch grupek – jednej z Glikiem i Krychowiakiem, będącej za „przeszkadzaniem”, i drugiej z Lewandowskim i Zielińskiem, stojącej za graniem – stworzył jedną. Akolitów antyfutbolu. Nawrócił niedowiarków i teraz wszyscy wierzą, że trzeba brzydko, bo inaczej się nie da.
To naprawdę duże osiągnięcie. Tylko szkoda, że do tej pory drugie największe Michniewicza…
Rację mają ci, którzy twierdzą, że po takim „widowisku” jak to z Meksykiem Brzęczek zostałby ukamieniowany (w sensie metaforycznym – rzecz jasna). Były selekcjoner wmówił sobie, że jest prześladowany, stąd nazwa filmu dokumentalnego o eliminacjach mistrzostw Europy: „Niekochani”. Michniewicz złapał za kamerę i nagrał sequel, tyle że z większym rozmachem. Bo teraz faktycznie mało kto kocha reprezentację Polski i to na całym świecie. W Anglii napisano, że z naszą drużyną było jak z alpejskim kurortem latem – może i dużo nart, ale mało frajdy. Kanadyjski pisarz i podcaster Cetin Cem Yilmaz stwierdził, że nasza kadra okazała się podobna do pierogów, narodowej potrawy – wyglądająca smakowicie, jednak tak naprawdę bez smaku. A na włoskiej części Twittera po prostu naszą postawę określono jako gówno. „Niekochani 2.o”. Tylko na mundialu i w dobrych salonikach prasowych…
Świat się z nas śmieje, bo ma z czego. 0,06 xG z otwartej gry to najgorszy wynik mistrzostw świata. Za to 41 niecelnych długich podań to już rezultat numer jeden turnieju. Wymieniliśmy 98 krótkich podań, mniej zebrały wyłącznie Arabia Saudyjska i Iran. Tyle że obie azjatyckie ekipy mierzyły się z Argentyną i Anglią, nie Meksykiem. Idźmy dalej – w pierwszej połowie Australia zanotowała niewiele mniej celnych podań niż biało-czerwoni przez całe spotkanie (195 do 228). Z mistrzami świata. Australia z gośćmi z ligi australijskiej, drugiej ligi niemieckiej i drugiej ligi angielskiej w środku pomocy. Tak, skończyło się laniem, ale tak szczerze – czy gdyby Socceroos okopali się tak mocno, że przebiliby się na drugą stronę globu, udałoby im się zatrzymać gości pokroju Antoine’a Griezmanna, Kyliana Mbappe, Oliviera Giroud czy Adriena Rabiot? No nie.
Świat się z nas śmieje, a co gorsza, piłkarze udają, że nie słyszą. Jak komisarz Ryba akcentu Jose Arcadio Moralesa. Bardzo ładnie o nas mówią. Żeby o tobie, Wąski, tak gadali… Wiem, wiem. Gadać to sobie można wszystko, a nie zawsze prawdę. Tyle że jeśli jedna osoba mówi ci, że jesteś koniem – wyśmiej ją. Dwie to mówią – przemyśl to. A gdy tak twierdzą trzy – kup sobie siodło.
Arrigo Sacchi – legendarny trener Milanu z przełomu lat 80. i 90. – w książce napisanej wspólnie z dziennikarzem Luigim Garlando ironizował, że Włosi wygrali jedną bitwę w historii – nad Piawą w trakcie I wojny światowej, a ponieważ udało się to dzięki okopaniu i następnie wyczekaniu okazji do kontrataku, w taki sam sposób chcą grać w piłkę. Dekadami na Półwyspie Apenińskim forowano tezę, że tylko catenaccio zadziała i finito! Reprezentację Polski ogarnął podobny pogląd, choć w sumie nie wiadomo, którą bitwą się zainspirowali…
W każdym razie wyznawcy antyfutbolu wiedzą swoje. I nieważne, że taka Arabia mogła się postawić w inny sposób. To samo Tunezja. Australia przynajmniej w jednej połowie. To się nie liczy! My tak nie możemy i już.
Aha. Wcale nie spodziewałem się cudów. Wiedziałem, że będzie jakiś defensywny plan i skupienie na realizacji. Tylko, ludzie kochani, nie taki. To była tiki-taka po polsku – przyjął, oddał do przeciwnika. Dramat. Byłem względnie blisko młodzieżówki za Michniewicza i tam też fajerwerków nie uświadczyliśmy, ale mimo wszystko dało się zauważyć jakąś strategię poza lagowaniem. Było w sumie siedem goli z Danią, cztery z Portugalią czy trzy z Belgią. Do tego jeden z Włochami i faktycznie, w tym spotkaniu liczyła się destrukcja i czekanie na stały fragmenty, przy czym wśród rywali istotnie biegali bezapelacyjnie lepsi zawodnicy. Czy Meksykanów można tak określić? W naszych oczach urośli do rozmiarów piramidalnych. Tylko w takim razie, gdzie na tej skali znajdziemy Francuzów, Brazylijczyków czy Argentyńczyków? W innej galaktyce?
Spodziewałem się prostoty, ale nie prostactwa. Dlaczego czuję niesmak i nie kupuję tłumaczeń, że inaczej to byśmy rozmawiali o gafach Glika i Krychowiaka. Nie zgadzam się, że teraz nie warto o tym mówić, bo tak naprawdę nigdy nie ma do tego dobrego momentu. U nas zawsze liczy się wynik, nigdy proces dojścia do niego. Zawsze trzeba wygrać teraz, już, a co będzie kiedyś, to nieważne. Więc mówmy o tym teraz, byśmy za dwa lata znowu nie wycierali łez z powodu „popisów” naszych orłów.
Czy oczekuje, że nagle Michniewicz zmieni taktykę? Nie. Już na to za późno. Faktycznie, jak napisał Michał Trela, trzeba ratować, co się da. Ale nie dajmy sobie wmówić, że piłkarze Barcelony, Juventusu, Napoli, Lens, Wolfsburga, Feyenoordu czy nawet Spezii, ale z perspektywami choćby na Milan, nie umieją i nie powinni grać.
Prostota – tak. W końcu nie jesteśmy żadną potęgą. Prostactwo – nie.
CZYTAJ WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA:
- Mundialowa niemoc w meczach otwarcia przełamana, ale jest sporo „ale”
- Lewandowski marnuje karnego w kadrze? Flashbacki z czasów gry z Pietrasiakiem
- Reprezentacja Polski jest brzydka
foto. Newspix