Reklama

To nie będzie ich mundial

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

20 listopada 2022, 12:22 • 4 min czytania 39 komentarzy

Kenneth smętnie spogląda na rozświetlone ulice Dohy z perspektywy szczytu luksusowego wieżowca Al Bidda Tower, gdzie mieści się siedziba Najwyższego Komitetu. Miasto świeci i iluminuje, nęci i obiecuje, widoczki naprawdę ładne, ale on jest przybity, bo agent rekrutacyjny zrobił go w trąbę. Obiecywał testy w Qatar Stars League, a nie dziesięciogodzinną harówkę na budowach i ciasny lokal w baraku. Kusił możliwością nastrzelania tylu bramek, że nadejdzie powołanie do reprezentacji Ghany przed mistrzostwami świata w Katarze, a tu taki zawód i takie oszustwo – wszystko na nic. Pościel łóżko, pakuj walizki, czmychaj do swojej nędzy. Piłka nożna? Oszalałeś? To sport dla pięknych i bogatych!

To nie będzie ich mundial

Każdy znał takiego Kennetha. To specyficzny typ osobowości. Kapitan podwórkowej drużyny. Bramkostrzelny napastnik. Klasyczna dziewiątka. Ten, który najbardziej spina się przed meczem klasa na klasę, ulica na ulicę, blok na blok, osiedle na osiedle, jak kto woli. Może nawet wygłosi krótką mowę motywacyjną, bo tak przecież postępują liderzy, nie? Taki Kenneth naprawdę wierzy, że wyrośnie na wspaniałego piłkarza. Nie gwiazdeczkę tonącą w blichtrze i kasie, a po prostu wspaniałego piłkarza, bo kocha ten sport, jak nic innego na świecie. Żal ogarnia duszę, gdy takiemu Kennethowi nie wychodzi. Ale też, po prawdzie, takiemu Kennethowi nie może wyjść.

Kenneth to bohater filmu „The Workers Cup” o Pucharze Robotników. Szejkowie wymyślili sobie bowiem, że przed najdroższymi mistrzostwami świata w historii futbolu powinny odbyć się piłkarskie igrzyska dla biedaków. W końcu 85% katarskiej ludności stanowią migranci, 94% tamtejszej siły roboczej pochodzi z zagranicy, a na plecach przybyszów z krajów trzeciego świata wznosi się cała mundialowa infrastruktura. Naprędce skonstruowano format Pucharu Robotników, w którym robotnicy-migranci reprezentowali swoje korporacje, ubierając kolorowe koszulki i śmigając między pracą fizyczną, treningami a meczami, napędzani pasją do piłki nożnej. Wzruszał się Hassan Al Thawadi. Przyjeżdżał Gianni Infantino. Ponoć oglądali ich skauci z Qatar Stars League. To miała być furtka do wyrwania się z brudnych łóżek klaustrofobicznych baraków.

W tych obietnicach było coś okrutnego. Zastajesz człowieka przygniecionego ciężarem własnego losu. Tęskniącego za domem. Niespokojnie śpiącego. Pracującego w upale i pyle. Pozbawionego nie tylko przyjemności, ale też godności. Smutnego, głodnego i upodlonego. Podajesz mu lek przeciwbólowy – piłkę nożną. Sugerujesz złote antidotum – trwanie w nadziei. A następnie przekreślasz to wszystko, bo w tym świecie ratunek dla biednych nie istnieje, a czymże jest dramat i złamane serce jakiegoś nędzarza, kiedy na mundial przyjeżdżają Leo Messi, Cristiano Ronaldo, Robert Lewandowski, Kylian Mbappe i cała reszta młodych milionerów, którzy nie są Kennethem.

To nie będzie mundial Kennetha, który wrócił do ojczystej Ghany po czterech latach kieratu w Katarze i odmowie testów w Qatar Stars League. Ponoć wciąż czeka na szansę w poważnym klubie. To nie będzie mundial Samuela, utalentowanego golkipera z pierwszoligowego poziomu ghańskiego futbolu, bo ten przenosił tak ciężkie materiały budowlane na katarskiej ziemi, że nabawił się przewlekłego bólu pleców. 

Reklama

To nie będzie mundial Rupchandry Rumby, montera rusztowań na stadionie Education City w Al Rayyan, bo całymi miesiącami wisiał na wysokościach przy ekstremalnych temperaturach i udusił się w ciasnym pokoiku robotniczym. To nie będzie mundial Mohammada Shahida Miaha, który zginął podczas rzęsistych ulew, bo pod osłoną nocy woda przedostała się z dworu do jego pracowniczego lokum i zalała kable elektryczne.

To nie będzie mundial Ghala Singha Raia, który odebrał sobie życie po tygodniu w obozie dla robotników pracujących przy budowie jednego ze stadionów mistrzostw świata. To nie będzie mundial Teja Narayana Tharu, który uczestniczył w budowie stadionu al-Wakrah, bo pewnego dnia niósł jakąś deskę na dużej wysokości i nie zauważył niezabezpieczonej dziury z przepaścią na wiele metrów w dół.

To nie będzie mundial Madhu Bollapally, który został znaleziony przez swojego kumpla na podłodze w wynajmowanym wspólnie pokoiku, bo nie wytrzymało serce zdrowego faceta w sile wieku. To nie będzie mundial Zacka Coxa, który spadł z czterdziestu metrów z olinowania na platformie podczas budowy stadionu Khalifa, bo jak spadł, to spadł, po co drążyć?

Chciałbym wierzyć, że to mundial, który nie należy do nikogo. Absolutnie niczyj. Ale przecież tak nie jest. To pewnie najbardziej zbojkotowane i oprotestowane mistrzostwa świata w historii. Niesmak pozostanie, hańby zmazać się nie da, pokrzyczeli wszyscy. Ale już Martin Caparros, jeden z najwybitniejszych współczesnych reporterów, pisał w swoim bestsellerowym „Głodzie”: „Co pięć sekund jedno dziecko umiera z głodu. Czytałem takie zdania, pisałem, słyszałem i wypowiadałem, nie wiem ile razy. Jakby ktoś powiedział: o, pada deszcz”.

Tłukę w klawiaturę. Ofiara robotników-migrantów. Złamane marzenia niedoszłych piłkarzy. Kolejny raz podobna śpiewka.

W Katarze świeci słońce.

Reklama

Więcej o mistrzostwach świata w Katarze:

Fot. Workers Cup

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

39 komentarzy

Loading...