Ostatnie miesiące nie były łatwe dla Novaka Djokovicia. Serb ominął dwa turnieje wielkoszlemowe, nie wystąpił też w ważnych zawodach typu Indian Wells czy Miami Open. To wszystko (a także decyzja o nieprzyznawaniu punktów za Wimbledon) kosztowało go utratę pozycji lidera rankingu, a potem spadek nawet pod koniec pierwszej dziesiątki światowego zestawienia. Ostatnie słowo w tym sezonie należało jednak do niego: bo Serb był w fantastycznej formie w ATP Finals. Wygrał pięć meczów z rzędu, w tym dzisiejszy finał – z Casperem Ruudem (7:5, 6:4).
Powodem, przez który „Nole” stracił tyle okazji do gry, był oczywiście brak szczepienia. Wszystko zaczęło się od słynnego już zamieszania przed Australian Open, które zakończyło się deportowaniem tenisisty. Tak się jednak składa, że od tamtego momentu Djoković „pogodził się” z Australią. I na początku 2023 roku ma wystąpić w turnieju wielkoszlemowym, który wygrywał już dziewięć razy.
To, co działo się w listopadzie, a nawet wrześniu, jasno wskazuje na to, że Novak przystąpi do niego jako główny faworyt. Bo jego forma – mimo 35 lat na karku – jest naprawdę wysoka. Serb może i w pierwszej połowie sezonu nie występował w turniejach zbyt często, a jak już to robił, to brakowało mu ogrania. Od czasu Wimbledonu do momentu, gdy ATP Finals wystartowało przegrał jednak… tylko jeden mecz (nie licząc towarzyskiego Laver Cup) – w Paryżu, z Holgerem Rune.
Zawody kończące sezon też należały do niego. W grupie uporał się z Stefanosem Tsitsipasem, Andriejem Rublowem oraz Daniiłem Miedwiediewem (tylko ostatni zabrał mu seta). Wczoraj w półfinale ograł Taylora Fritza. A dzisiaj zmierzył się z Casperem Ruudem, tenisistą, który w Turynie również wyglądał świetnie.
Dzisiejszy mecz nie był najgorszy w wykonaniu Norwega. Ale przy ważnych punktach górował bardziej doświadczony z tenisistów. Tak było przy stanie 6:5 w pierwszym secie – kiedy Nole zachowywał więcej spokoju w dłuższych wymianach, a w drogę Ruuda wchodziła siatka. Tak też było pod koniec drugiego seta – gdy Serb wygrał morderczą wymianę, na którą złożyło się aż 36 uderzeń. Całe spotkanie Djoković zakończył natomiast idealnym asem serwisowym przy linii. I po dwóch partiach mógł świętować zwycięstwo.
Jeden z ciekawszych sezonów w ostatnich latach?
Rok 2022 w tenisie panów przyniósł nam wiele niespodziewanych rozstrzygnięć, kontrowersji i wybuchów formy. Tak naprawdę trudno wskazać na jednego zawodnika, którego powinniśmy wskazać jako „króla tego sezonu”. Bo Carlos Alcaraz może i zakończy go jako rankingowa jedynka, ale jednak pierwszą część sezonu miał lepszą niż drugą, a US Open wygrał pod nieobecność Nole. Rafa Nadal natomiast zgarnął dwa turnieje wielkoszlemowe, ale kontuzje zabrały mu parę zawodów, nie zgarnął też żadnego „Mastersa”. A Djoković? On był fantastyczny w Wimbledonie i na finiszu rywalizacji, ale rok zakończy zaledwie jako piąta rakieta świata.
Trzeba jednak przyznać, że ostatnie słowo należało do niego. ATP Finals to oczywiście najważniejszy turniej w męskim tenisie po Wimbledonie, Roland Garros, Australian Open i US Open. Serb wygrał go dziś po raz szósty. To rekord wszech czasów, bo tyle samo razy triumfował tylko Roger Federer. Novak zapewne będzie miał jeszcze okazję, żeby go wyprzedzić.
Fot. Newspix.pl