Jarosław Królewski, ogłaszając nadchodzące odejście z Białej Gwiazdy, mówił, że największym problemem było to, że właścicielom nie udało się zbudować klubu, który byłby jakiś. Trafił w sedno. Bo dziś jakiekolwiek oczekiwania wobec Wisły wynikają wyłącznie z siły jej marki, a nie z jakichś aktualnych atutów.

Spośród wszystkich zdań, jakie Jarosław Królewski wypowiedział podczas niedawnej konferencji prasowej, na której zapowiedział chęć oddania swoich akcji, najbardziej uderzyło mnie to o nijakości Wisły Kraków. “Kluczowym problemem było to, że nie zbudowaliśmy DNA Wisły Kraków. Nie zbudowaliśmy klubu, który jest jakiś, który ma kulturę organizacyjną, DNA — począwszy od pracowników, przez zawodników, trenerów i kadrę. Ludzi, którzy chcą do czegoś dążyć. Stworzyliśmy nijaki klub” – mówił. Na pierwszy rzut oka wygląda to zaskakująco, bo Wiśle wiele można zarzucić, ale nie to, że nie jest jakaś. Zarówno w sensie posiadania bogatej historii, jak i teraźniejszości. Przecież w ostatnich latach zawsze wiele się wokół niej działo, stężenie rozpoznawalnych i nietypowych postaci jest tam znacznie większe niż w wielu miejscach. Nijakie kluby zwykle nie dostarczają tylu nagłówków, ile Wisła w ostatnich latach. Problem w tym, że dla ludzi z zewnątrz Wisła stała się memem. A gdy jej zarząd zwołuje konferencję prasową, niezaangażowani emocjonalnie ludzie szykują popcorn i oglądają, żeby się pośmiać, co tam znowu w Krakowie wymyślili.
Ale nie o takie bycie “jakimś” klubem Królewskiemu chodziło. Hasło klucz to “kultura organizacji”. Gdyby spróbować poszukać jej rynkowych przewag albo przynajmniej atutów, trudno nie dojść do wniosku, że Królewski trafił w sedno. Wisła nie ma rynkowych przewag. Jakiekolwiek oczekiwania wobec niej, w pierwszej połowie roku, że nie spadnie z ligi, w drugiej, że awansuje do Ekstraklasy, opierają się w zdecydowanej mierze na sile jej marki, historii, liczbie kibiców na trybunach, lecz nie na konkretach dotyczących aktualnej sytuacji sportowej czy organizacyjnej.
OSIEM DRÓG DO SUKCESU
Na niemieckim rynku ukazała się niedawno książka “Was Teams erfolgreich macht” (“Co sprawia, że kluby odnoszą sukcesy”). Tobias Escher, ceniony pisarz i dziennikarz piłkarski, opisał kilka współczesnych klubów, próbując znaleźć sekret ich sukcesów. Przy czym sukces nie musiał być definiowany liczbą mistrzostw kraju czy triumfów w Lidze Mistrzów. W niektórych przypadkach to sukces w relacji do możliwości danego klubu. W świetle słów Królewskiego to bardzo interesująca lektura. Pokazuje bowiem bardzo różne drogi, którymi kluby mogą się dziś wyróżnić. Rozdział o Manchesterze City pokazuje, jak można wykorzystać przewagę finansową do zbudowania jednej z najnowocześniejszych infrastruktur na świecie, a także jak przenieść struktury i gen Barcelony w zupełnie inne miejsce (Manchester City, w sensie piłkarskim, bardziej przypomina dziś typową Barcelonę niż sama Barcelona).
Źródeł siły Bayernu Monachium Escher doszukuje się w niezwykłej świadomości, jakim klubem Bayern chce być. Na wszystkich szczeblach, od kibiców, po zarząd, każdy doskonale tam czuje, jak Bayern powinien grać, którzy piłkarze mają odpowiednią mentalność dla Bayernu, jak Bayern powinien się w danej sytuacji zachować. A to niezwykle ułatwia rekrutację. Bo w Monachium nie skupiają się tylko na szukaniu dobrych piłkarzy czy trenerów. Szukają piłkarzy i trenerów dobrze pasujących do ich stylu gry i do tamtejszego otoczenia. Czasem na lata do przodu.
Borussia Dortmund sukces – mierzony choćby tym, że w ciągu dziesięciu lat czterokrotnie zwiększyła przychody, czym w szeroko pojętej czołówce mogą się pochwalić tylko Manchester City i Paris Saint-Germain, dopompowane przez państwa z Zatoki Perskiej – osiągnęła w dużej mierze dzięki fenomenalnej siatce skautingu. BVB nie szkoli ponadprzeciętnie, nie ma też wyników sportowych, które rzucałyby na kolana. Ale cały klub został podniesiony z ruiny dzięki temu, że w Dortmundzie wiedzieli, jakich zawodników warto kupić tanio, by potem sprzedać ich drogo. A do tego, jakich trenerów zatrudnić, by ci zawodnicy odpowiednio się rozwinęli. Borussia stała się dzięki temu klubem, który może rywalizować o światowej klasy talenty z całego świata.
Liverpool to zdaniem Eschera przykład klubu, w którym film “Moneyball” wydarzył się naprawdę i został przeniesiony z gruntu baseballowego na piłkarski. Jego właściciele wcześniej niż inni dostrzegli znaczenie danych w futbolu i zbudowali fantastyczny dział, który potrafi w liczbach znaleźć przydatne informacje. A do tego zatrudnili trenera, który autentycznie słucha tego, co nerdzi w okularach mają mu do powiedzenia. Pomogło to przy relatywnie niedużych, jak na ten poziom, wydatkach prowadzić bardzo udaną politykę rekrutacyjną.
Sukcesy Realu Madryt tkwią natomiast w jednostkach. To klub piłkarzy, od czasów prezydenta Santiago Bernabeu stawiający na największe gwiazdy i bazujący na nich w kluczowych momentach. Trenerzy Królewskich mają bardzo specyficzną rolę — żyć w harmonii z drużyną i dbać o to, by wszystkie ego pomieściły się w jednej szatni. Wsłuchiwać się w jej potrzeby i wierzyć, że nawet w najtrudniejszym momencie zawodnicy będący na boisku będą wiedzieli, co robić i zachowają chłodne głowy.
Fakt, że SC Freiburg od dekad potrafi w niemieckim futbolu osiągać znacznie lepsze wyniki, niż wskazuje na to jego potencjał finansowy, autor książki przypisuje wprost niezwykłej stabilizacji. Trener pierwszej drużyny za chwilę będzie świętował jedenastą rocznicę zatrudnienia na tym stanowisku, wcześniej przez siedemnaście lat pracował w akademii. Jego bezpośredni przełożeni, Klemens Hartenbach czy Jochen Saier, też wywodzą się z klubowych struktur, w których przyuczali się do ról w zawodowym futbolu. Każdy z nich zna się doskonale, idealnie wie, czego Freiburg w danym momencie potrzebuje i w którą stronę powinien iść. Żadne turbulencje ani nawet spadki z ligi nie sprawiają, że klub schodzi ze swojego kursu. W dużej mierze dzięki temu zimuje jako wicelider Bundesligi, pewny gry w 1/8 finału Ligi Europy. I to pomimo faktu, że budżetowo wciąż jest w drugiej połowie tabeli.
Eintracht Frankfurt znów zaczął mieć międzynarodowe znaczenie w dużej mierze dzięki idealnej symbiozie, jaką udało się wytworzyć między drużyną a fanatycznymi kibicami, którzy rozsławili tę ekipę na całą Europę. Władze klubu, same wywodzące się z trybun, wiedzą, w jaki sposób rozmawiać z kibicami, jaką dozę niezależności im zapewnić i gdzie postawić granicę. Kibice wiedzą, na co mogą sobie pozwolić, ale jednocześnie mają poczucie, że nie są traktowani jako zło konieczne. Drużyna, którą w tych ramach stworzono, doskonale do tego pasuje. Od lat pełna była trudnych charakterów, badboyów, pozytywnych skurczybyków, których w innych miejscach się bano. Od lat, mimo zmian trenerów, bazuje na pojedynkach, fizycznej walce, intensywności. Każdy pojedynek jest frenetycznie fetowany przez publikę, co jeszcze bardziej napędza zawodników, wznosząc ich na wyżyny.
Wreszcie Francja, jako nacja, jest przez Eschera rozebrana na czynniki pierwsze jako miejsce, w którym od ponad dwudziestu lat taśma produkcyjna nie przestaje wypuszczać światowej klasy talenty. Różne kraje mają złote pokolenia, by przypomnieć choćby Hiszpanów, Belgów czy Niemców, ale zwykle kończy się to właśnie na jednej generacji, po której przychodzi wyraźnie słabsza. U Francuzów od czasów Zinedine’a Zidane’a po Kyliana Mbappe nie widać przestojów. Z Clairefontaine i innych akademii prowadzonych przez federację, czerpią kluby ze wszystkich najsilniejszych lig. Jedenastka złożona z piłkarzy pominiętych przez Didiera Deschampsa byłaby jednym z kandydatów do medali na mundialu.
POLSKIE ODPOWIEDNIKI
Osiem historii, osiem dróg dojścia do sukcesu we współczesnym futbolu: mądre wykorzystywanie przewagi finansowej, fenomenalna samoświadomość organizacyjna, skauting, analiza danych, siła jednostek, stabilizacja, symbioza boiska z trybunami, szkolenie. Oczywiście, że książka traktuje o przykładach z najwyższej półki, funkcjonujących w innych realiach niż polskie, ale poszczególne atuty wydają się uniwersalne i nawet ekstraklasowe kluby do niektórych z nich dałoby się w pewnym stopniu przypisać. Raków wyróżnia się stabilizacją, Lech Poznań szkoleniem, Legia bazowaniem na jednostkach, w Górniku Zabrze dałoby się pewnie doszukać elementu symbiozy trybun z drużyną. Kiedy we wrześniu Raków rozbił w sparingu 6:0 grających w zupełnie normalnym składzie zabrzan, z którymi chwilę wcześniej przegrał w lidze, jeden z członków sztabu szkoleniowego częstochowian na pytanie, co się wydarzyło, że wynik był tak wysoki, wzruszył ramionami: “Nic. Po prostu Górnik grał bez kibiców”.
W niektórych elementach polskie kluby raczkują, nie do końca potrafiąc w nich stworzyć wyczuwalną przewagę. Inne da się przypisać kilku z nich. Na przykład Raków, oprócz stabilizacji, wyróżnia się pewnie także świadomością, jaką piłkę chcę grać i jakich zawodników potrzebuje do swojego systemu. Ale nawet ta wciąż traktowana z wyższością Puszcza Niepołomice bije Wisłę na głowę nie tylko stabilizacją, lecz także jasno sprecyzowanym wyobrażeniem, jaki futbol chce grać i którzy zawodnicy do niego pasują.
KLUB BEZ POMYSŁU
Wiśle, nie tylko dzisiejszej, gdy jest już klubem I-ligowym, ale też Wiśle powiedzmy z ostatnich dziesięciu lat, nie da się przypisać z pełnym przekonaniem żadnej z tych cech. Jest klubem nijakim, bo nawet nie mając przewagi finansowej, da się przecież pozytywnie wyróżnić na różne sposoby. Ona jednak tego pod żadnymi rządami nie potrafiła. Gdy na początku poprzedniej dekady skończyła się jej przewaga finansowa, skończył się pomysł na funkcjonowanie klubu. Wisłę od innych miejsc niewątpliwie odróżnia społeczność kibicowska, która już udowodniła, że nie pozwoli mu zginąć. To potężny atut, ale jedynie w przypadku zagrożeń egzystencjalnych. Bo już na co dzień nie powstała żadna symbioza między właścicielami, piłkarzami i trybunami. Zniknęła, gdy zniknęło zagrożenie, że klub przestanie istnieć. Socios Wisła to inicjatywa, której udało się przenieść zaangażowanie finansowe z modelu powstańczego na cykliczny. Ale o jakimś przełożeniu kibiców na boisko i boiska na kibiców, jak w modelu frankfurckim, trudno mówić.
ROZSIANI PO CAŁYM ŚWIECIE
Co znamienne, nawet w czasie totalnej sportowej posuchy przewinęło się przez Kraków wielu naprawdę dobrych piłkarzy. Z jednej strony regularnie pomstuje się na notorycznie kulejący dział sportowy, beznadziejny skauting i nietrafione transfery. Z drugiej, aktualnie można się lekką ręką doliczyć jakichś czterdziestu byłych piłkarzy Wisły funkcjonujących dziś na wyższym poziomie niż sama Wisła. Gdyby się dobrze zastanowić, prawie wszędzie na świecie gra jakiś były piłkarz tego klubu. I to dosłownie: od Montrealu (Kanada), gdzie Romell Quioto był w minionym sezonie wyróżniającym się piłkarzem w MLS (15 goli, 5 asyst), przez Chiny (dziewięć goli i jedna asysta Felicio Browna Forbesa w 23 meczach najwyższej tamtejszej ligi), Arabię Saudyjską (regularnie grający Fran Velez i Aschraf El Mahdioui), po Australię (Filip Kurto podstawowym bramkarzem w Macarthur FC). To jednak tylko ciekawostki. Bo dawni wiślacy radzą sobie także w tradycyjnie bardziej piłkarskich kierunkach.
EKSTRAKLASA PEŁNA WIŚLAKÓW
Weźmy aktualną Ekstraklasę. Czołową postacią jesieni był Rafał Wolski, były piłkarz Wisły Kraków. Jednym z najlepszych obrońców w lidze w minionej rundzie był Zoran Arsenić z Rakowa, przywieziony do Polski przez Wisłę. Od lat jedną z największych gwiazd ligi jest Jesus Imaz z Jagiellonii, którego pierwszym polskim klubem była Wisła. W ataku Legii regularnie grał Carlitos, ściągnięty do Polski przez Wisłę. W silniejszej od krakowian w ostatnich latach Lechii Gdańsk Michał Nalepa, wychowanek Wisły, dobija do 170 meczów. Obok niego do setki dobija Rafał Pietrzak, którego Wisła wyciągnęła z I ligi. Dawid Abramowicz już drugi sezon z rzędu jest wyróżniającą się postacią Radomiaka. Pierwsze występy w Ekstraklasie zanotował jednak w koszulce Wisły. Jakub Bartkowski, którego Biała Gwiazda ściągała z Wigier Suwałki, to kolejny sezon podstawowy zawodnik silnej Pogoni Szczecin, a jego zmiennikiem jest Paweł Stolarski, wychowanek Wisły. Przed nimi regularnie gra tam Jean Carlos Silva, który pierwszy kontrakt w Polsce podpisał w Krakowie. Serafin Szota, który ekstraklasowy debiut zaliczył w Wiśle, rozegrał dobrą rundę w rewelacyjnym Widzewie. Rafał Janicki, były piłkarz Wisły, dopóki nie doznał kontuzji, był liderem obrony Górnika Zabrze. Miejsce w podstawowym składzie Miedzi Legnica miał przez całą rundę Chuca, sprowadzony do Ekstraklasy przez Wisłę, a na boisku pojawiał się też czasem Maciej Śliwa, którego Wisła wypatrzyła kiedyś w Starachowicach. W Zagłębiu pokazywał się czasem Marko Poletanović, a w Lechu Georgij Citaiszwili. Uznaną markę w Ekstraklasie ma Michał Chrapek, wychowanek Wisły z Piasta Gliwice, a solidnym zmiennikiem w czołowej w lidze Wiśle Płock był Marko Kolar. Oczywiście wynaleziony przez Wisłę.
ZAGRANICZNE KARIERY
Ale po co się zamykać na Ekstraklasę, skoro można iść dalej? Mariusz Stępiński po rozegraniu 78 meczów w Serie A gra dziś w cypryjskim Arisie Limassol. Tibor Halilović ma na koncie 70 meczów w SC Heerenveen. Pol Llonch jest już małą legendą Willem II Tilburg, rozegrał ponad sto meczów w Eredivisie i gra z opaską kapitańską. Mateusz Lis, po przebiciu się w Turcji i podpisaniu kontraktu z Southampton, tej jesieni zadebiutował w Ligue 1. Hugo Videmont, po tym, jak rozjechał ligę litewską, teraz błyszczy w Kazachstanie. Jan Kliment tej jesieni najpierw strzelił gola na wagę awansu Viktorii Pilzno do Ligi Mistrzów, a potem w fazie grupowej trafił przeciwko Bayernowi Monachium. Uros Radaković, Vukan Savicević, Matej Hanousek i Adi Mehremić regularnie grają w tureckiej ekstraklasie. Julian Cuesta jest kapitanem Arisu Saloniki, w lidze greckiej regularnie gra także Michal Skvarka. Elvis Manu jest gwiazdą ligi bułgarskiej, Alon Turgeman gra w Hapoelu Hajfa, Michal Frydrych regularnie występuje w Baniku Ostrawa, a Georgij Żukow w najwyższej chińskiej lidze.
ŚRODOWISKO, W KTÓRYM TRUDNO ROZKWITNĄĆ
Cała ta przydługa wyliczanka ma pokazać jedno: Wisła ściągała w ostatnich latach naprawdę niezłych piłkarzy. A mowa wyłącznie o czasach równi pochyłej, żaden z tych zawodników nie zdobył z Wisłą ani jednego trofeum, ani nie rozegrał w jej barwach żadnego meczu w europejskich pucharach. Jakikolwiek sensowny zarobek przyniosło tylko trzech z nich (El Mahdioui, Chrapek i Lis; do tego jeszcze dwaj niewymienieni tutaj, bo ich kariery toczą się na razie średnio Petar Brlek i Yaw Yeboah). To pokazuje, że problem tego klubu jest głębszy. Stał się toksycznym środowiskiem, w którym także nieźli piłkarze albo wyglądają źle, albo, nawet jeśli błyszczą, nie są w stanie osiągnąć sukcesu, bo cała reszta ciągnie ich w dół. Zresztą przykład Alana Urygi pokazuje, jak złym krokiem w karierze może dziś okazać się transfer do Krakowa. Jego problemy zdrowotne można oczywiście przypisać nieszczęściu, pewnie do jakiegoś stopnia byłaby to prawda, ale plagi kontuzji, z jakimi notorycznie zmaga się Wisła, też powinny komuś dać do myślenia. Skoro nie dają ludziom w klubie i wciąż uznaje się je za kwestię pecha, może powinny dać samym potencjalnym nowym piłkarzom Wisły i ich agentom?
OKNA TRANSFEROWE NIC NIE ZMIENIAJĄ
Po jesieni w I lidze sytuacja znów się powtórzyła i kadra, która na papierze wydawała się dobra, po założeniu koszulek Wisły przestała taka być. Dlatego okna transferowe powoli przestają już być nadzieją, że cokolwiek w ekipie Białej Gwiazdy się zmieni. Nawet jeśli znów uda się sprowadzić ciekawych piłkarzy, może jeszcze raz się okazać, że akurat w tym środowisku nie będą oni w stanie funkcjonować. Co więcej, w obecnej kadrze Wisły jest kilku piłkarzy, co do których można podejrzewać, że dobrze by im zrobiła zmiana klubu. Dlatego wypowiedź Królewskiego traktuję jako krok w dobrą stronę. Bo to pierwsze od dawna przyznanie, że Wisła wygląda, jak wygląda, bo nie działa na wielu szczeblach. Jeszcze pół roku temu, po spadku z ligi, diagnoza problemów brzmiała inaczej. Wtedy winni byli Pasieczny, Gula, zbyt późne zwolnienie Pasiecznego oraz Guli, pech, nieszczęśliwe kontuzje i sędziowie. Szkoda jedynie, że refleksja nastąpiła wyłącznie u współwłaściciela, który odchodzi. Bo ostatnie publiczne słowa tego najważniejszego, który zostaje, mówiły tylko o poczuciu winy za to, że zerwał więzadła.
Fot. newspix.pl
WIĘCEJ O WIŚLE KRAKÓW:
- Marny koniec paskudnego roku Wisły Kraków
- Sobolewski: To, co dziś zaprezentowaliśmy, to był skandal
- Jarosław Królewski zapowiedział odejście z Wisły Kraków. Chce sprzedać udziały za 1 zł
Królewski uważaj co mowisz bo biletów od Kubusia nie dostaniesz
Ależ Wisła ma swoje własne i niepowtarzalne DNA.
Trzyliterowe.
Od lat ludzie Wisły, kolejne pokolenia od dziadków po wnuków noszą ten kod w głębi swego jestestwa.
Kolejni prezesi, zarządy, właśviciele z tego samego resortu, a potem ich potomkowie!
Tradycja, wierność, kult trzech liter prawdziwego kodu genetycznego:
GTS
Oczywiście jakiś pejs musiał popisać się swoja niewiedzą. Zapomniał czasów Ogniwa, Cyrankiewicza i Filipiaka kupującego awans dla swojego klubu.
Wyobraź sobie Panie Gruba, że Wisła miała prostą alternatywę – zginąć lub przetrwać pod gwardyjskim znakiem i wychowywać dalej młode pokolenia ludzi. Były plany dołączenia do kolejarza, które władza storpedowała. Podobny los spotkał wiele innych klubów w Europie – choćby Ujpest czy Slavię Pragę. Nie wiem jakim idiotą trzeba być, by atakować klub za ten fakt.
…
Chłopie walnij się w ten pusty dzbanek. Wisła powstała nie jako klub milicyjny. Po wojnie została klubem GTS nie na własne życzenie!! W komunie pusty dzbanku nie było dyskusji. Gdyby Cracovia była bardziej efektywnym klubem w sporcie to by Cracovia miała GTS przed nazwą. Padło na Wisłę bo była lepiej rokująca. Jak myślisz dzbanki co by się stało z ludźmi którzy by się nie zgodzili na podporządkowanie klubu milicji?? Jak myślisz gdzie by mieszkali? na dalekiej Kamczatce czy bliżej? W Twojej rodzinie nikt nie był w PZPR??? :-))) Idę o zakład, że byli. Z własnego wyboru?.
Pieprzysz jak potłuczony. Resort w pierwszej kolejności wziął na cel Cracovię,ale uwczesny prezes i działacze powiedzieli ni chu.a. Wisła za to ochoczo przyjeła patronat i została GWARDYJSKIM klubem. Zreszta nawet nie musieli bardzo znaków zmieniać,bo jak powiedział marszałek Piłsudski będąc na meczu wisły: ” A cóż to za bolszewickie sztandary?” Teraz desperacko próbujecie wybielać historię o czym świadczy niedawna prowokakcja z grobem Reymana.
Co za bzdury baranie jak to Cracovia pokazala drzwi komunie? Co to za bajki? W 1949 w najgorszym stalinizmie? Bzdury
XD Uwielbiam tą legendę o niezłomnej Cracovii, która w ostrej komunie, powiedziała „ni ch.a” aparatowi władzy. A władza spuściła głowę i powiedziała – „szkoda, bo jesteście tak wielkim klubem, że chcieliśmy was przejąć, ale skoro się nie zgadzacie, to oczywiście nic nie możemy zrobić, bo to wolny kraj”. Kur*a leżę i kwiczę jak to piszę. Czy wy jesteście aż takimi dzbanami, że w to wierzycie? Władza robiła wtedy co tylko chciała, mordowali ludzi niewygodnych, że nikt o niczym nie wiedział, nie chciał wiedzieć, a nawet jak wiedział to i tak nic nie byli w stanie zrobić. Ale wy wierzycie, że Cracovia się sprzeciwiła. Dla dobra waszego klubu, aby nie śmiać się z waszej głupoty i waszego klubu, pomijajcie po prostu ten argument.
chcesz powiedzieć, że Craxy nie spotkała żadna kara? że nie cierpiała przez lata? zabawni są ci wiślacy. dużo lepsze dowody na swoje prawdy ma Craxa i to im należy wierzyć. burza oklasków po przyjęciu patronatu gwardii na Wiśle mówi wszystko
Bez sensu. Przecież Wisła 80% z wymienionych zawodników chciała zatrzymać, ale oni dostawali lepsze oferty i pewnie każdy klub z ekstraklasy miałby problemy z ich zatrzymaniem, szczególnie Wisła, która musiała łatać dziurę budżetową powstałą w poprzednich latach. Zamiast tego trzebaby wymienić wagony zawodników, którzy przewijali się przez okienko i nic nie dawali a powodem tego była zmiana koncepcji prowadzenia klubu przez właścicieli. Nie uczyli się na swoich błędach, że zmiana trenera co pół roku nic nie daje, ewentualnie efekty krótkoterminowe. Ile jest klubów w ekstraklasie, które zmieniły trenera ze względu na miejsce w tabeli i po tej zmianie klub wszedł na wyższy poziom?
I bardzo dobrze. Niech skisełka stoczy się na kompletne dno 🙂 O to chodzi, więc tak trzymać, bo jesteście na dobrym kursie ku temu.
Czekam w Częstochowie miękki pizdeuszu
Uważam, że brak sensownego zarządzania klubami, to jest jedno z przekleństw polskiej piłki. W zasadzie można wymienić kilka klubów eklasy o których można powiedzieć, że mają jakiś pomysł na siebie. Lech, Pogoń, Legia wyglądają na kluby, które weszły na jakąś sensowną ścieżkę. Legia trochę się gubi, bo do tej pory nie wiedziała, czy ma być polskim „Realem”, czy raczej pracować u podstaw W efekcie stanęła okrakiem.
Raków, to bardzo ciekawy projekt, który z niższym budżetem, znalazł drogę budowania mocnego zespołu. Pozostaje tylko pytanie, czy będzie potrafił powtarzać te sukcesy?
Zagłębie Lubin, niby sformatowane na szkolenie, ale nic z tego nie wynika, klub bez wyrazu.
Reszta doi kasę z samorządów, „rozsławiając imię” ( to taki pretekst do dojenia), ale pomysłu w tym nie widać. Najbardziej jaskrawe przypadki klubów, które mogłyby mieć większy sens istnienia i przyczyniać się do wzrostu poziomu eklasy, to Śląsk i Lechia, ale tam też jest nijako.
Jest kilka klubów aspirujących, ale co z tego będzie nie wiadomo.
Z pewną nadzieją patrże na Motor i Stal Rzeszów, bo wygląda na to, że oni mają jakiś pomysł na siebie. Motor z pewnością chce powtórzyć model Rakowa, bo zatrudnił ludzi z Rakowa, ale jeszcze wiele zależy od właściciela, czy nie poczuje się Napoleonem futbolui nie zacznie „udoskonalać” pomysłu. Na razie wygląda rozsądnie.
Stal Rzeszów, to powinien być model dominujący w polskiej piłce. Szkolenie, wprowadzanie młodych i postawienie na ofensywną grę. Taka gra jest nie tylko ciekawsza dla kibiców, ale przede wszystkim lepiej rozwija piłkarzy, bo stawia większe wymagania techniczno taktyczne. Może wtedy nie będziemy musieli oglądać popisów repry w przesuwaniu i bieganiu, co z trudem można nazwać piłką nożną. Mam wrażenie, że w Polsce ogolnie nie ma pomysłu na piłkę. Gramy od eliminacji do eliminacji, nie ma czasu na myślenie, bo są eliminacje a potem turniej a więc wynik jest potrzebny. Z wynikami jest rożnie, ale z grą tak samo od lat, zęby bolą jak się na to patrzy.
Jeśli chodzi o efektywność zarządzania klubami, to można zrobić prosty test porównawczy. Policzyć ile kosztuje jeden punkt rankingowy UEFA polską ligę i czeską. Wyliczenie kosztu punktu jest stosunkowo proste, bierzemy budżet klubu, albo wszystkich biorących udział w eliminacjach do pucharów i dzielimy przez liczbę punktów zdobytych do rankingu w danym sezonie.
W biznesie efektywność liczy się proporcją między nakładami a uzyskanym efektem. Im mniejsze koszty a efekt lepszy, to znaczy że zarządzanie jest lepsze, to się nazywa optymalizacja.
Według mnie polskie kluby przepalają kasę na pusto, bo wynika to właśnie z braku dobrego zarządzania.
Do sukcesu potrzeb ludzi z pasja, inteligentnych pracowitych. Wisłę przejeli ci z drugiego końca i efekt był wiadomy od początku. Trudno oczekiwać sukcesu gdy za sterami stoja takie osobniki. Zrobiło dokładnie to o czym pisałem w dniu przejęcia, czyli wprowadza Wiśle na tory powolnej degeneracji. Będą utrzymywać ja przy życiu ale konającą, bez błysku, pomysłu aż skończy się to spadkami. Póki co jest jeden, ale jak nic się nie zmieni Wisła wyląduje w 3 lidze. Cały ten okres dziwnych rządów doprowadzi tylko do zatracenia wielkości Wisły a w konsekwencji i tak upadku. Gdyby wtedy upadła, przejęliby ja ludzie z pasja, inteligencja, błyskotliwi dziś już byłaby w ekstraklasie i może walczyła o tytuł. O patologii polskiej piłki świadczą najdobitniej wielkie kluby jak Ruch, Wisła czy Widzew których upadek wydaje się niemożliwy przy takiej liczbie kibiców w całej Polsce.
Ja mam wrażenie, że jest jakiś cichy, bardzo dyskretyny układ sędziowski w Polsce. Kto nie płaci leci w dół. Buntował się Mioduski, nagle Legia była na dnie. Wisła do tego stopnia, że aż poleciała. W niewydrukowanej tabeli moża było to śledzić to przez lata. Nasza ekstraklasa jest łatwa do manipulowania. Każdy może wygrać z każdym. Poziom na tyle wyrównany, że przy dołku formy nawet mistrza można usadzić na dnie.
W płaską ziemię też wierzysz?
Pewnie też w ludzi-jaszczurów
Trudno żyć z milicyjnym DNA
jak milicji już ni ma…
(fraszka taka)
Zaorać.
Totalna bzdura, autorze. Nie można im zarzucać, że stworzyli klub nijaki.
Otóż stworzyli klub-mem. To jest właśnie konkret, po to się wchodzi czytać o nich artykuły, bo wiesz, że znowu coś odpierdolili. Nijakie kluby tego nie robią, o nijakich klubach nikt nie pisze, nikt nie dyskutuje, wszyscy mają w dupie.
A Wiśle wielu życzy źle oraz wszyscy się śmieją z Kubusia Biletellego.
Za Wisłą ciągnie się smród mafijnej gangsterki, dlatego nikt majętny nie wejdzie w to szambo.
Zwyczajny strach, że patusy wrócą i każą sobie płacić. Za co? Za święty spokój na trybunach, w klubie i w życiu osobistym.
Dotarłem do wyliczanki zawodników, którym wiedzie się lepiej poza Wisłą i muszę skomentować. O ile z tezą się zgadzam, o tyle odchodzili oni z klubu z różnych powodów. Problemy finansowe Wisły, marna gra zawodnika przy marnej grze drużyny czy też po prostu dobra forma i chęć gry za lepsze pieniądze za granicą, ale również zdarzało się czyszczenie szatni po zaciągu poprzedniego trenera. Na liście powyżej znajdziemy każdy przypadek. Ale taki Poletanovic czy Zukov nie pasują. U nas grali przeciętnie (oprócz wejścia smoka Zukova, które przerwała pandemia), a i obecnie szału nie robią. Chociaż… i tak faktycznie są teraz wyżej niż na 10 miejscu drugiej ligi polskiej 😉
Pan Filipiak powinien odkupić Wisłę i połączyć z Cracovią. Proponuję nazwę Cracov United.
Należy zakończyć wieloletni konflikt!
Cały Kraków zawsze razem!
Musiałby jakiś papież codziennie umierać aby Kraków był pojednany
I to najlepiej polski. Tak co najmniej co drugą śmierć!
W Krakowie tylko Wieczysta!
A co ta czysta wie?
A co w DNA na „Lech” Poznań? Nie musicie odpowiadać.
Amica?
Poznaniak
za ból, za krew, za lata łez…
I to jest tak zwane bicie piany. Wystarczy mieć inteligentnych i przyzwoicie wyszkolonych zawodników chętnych sukcesów, do tego inteligentnego trenera który rozumie grę i ma wyobraźnię jak zawodnicy, trenera od fizyczności który wie dużo i umie to wdrożyć.
To całe DNA które musi mieć klub aby wygrywać i piąć się w górę. Żeby to mieć to też trzeba być inteligentnym na poziomie organizacyjnym bo trzeba mieć kasę. Zatrudnienie Guli było wielkim błędem bo to on skasował to co Wiśle dawało DNA. Zespół przestał strzelać bramki i rozgrywać skutecznie ataki. Na tyle to trwało długo, że odkręcenie tego stało się wręcz nie możliwe w tym składzie. Do tego odeszli najlepsi którzy napędzali grę, zostali w większości młodzi i mało inteligentni w grze zawodnicy. Jak się ogląda mecze Wisły to widać jak na dłoni, że grają tam w większości bezmyślni zawodnicy wyuczeni gry, bez wyobraźni boiskowej która jest potrzebna do konturowania skutecznych akcji. Wszystko jest proste jak drut. Taki stan nie daje szans na przyszłość. Widzę często jak zawodnicy decydują się na rozwiązania w grze które wołają o pomstę do nieba. Gdzie jest trener żeby to im wybić z głowy, a może tego nie zauważa choć to bardzo ważne elementy w grze! Tu jest problem, a nie w wyimaginowanym DNA. Wyżej du…y nie podskoczysz.
Sukcesy klubów tworzą ludzie inteligentni, kreatywni, mający wiedzę. I takich współpracowników szukają również w postaci piłkarzy i trenerów.
ZAWSZE NAD WAMI PIER…..MI ZYDAMI
Dor Hugi lubi to
Błędem do którego nie chcą się przyznać bylo sprzedanie w przerwie zimowej dwóch zawodników od których Wisła był najbardziej uzależniona. I tak sobie myśle albo sie nie znają na fachu albo jednak brak funduszy
Problemem jest niestety Kuba tylko nikt głośno o tym nie chce napisać.