Trudno nie odnieść wrażenia, że kariera Mohameda Ihattarena skończy się szybciej, niż na dobre tak naprawdę się zaczęła. Jego postać jest doskonałym ostrzeżeniem dla innych młodych piłkarzy, zresztą kolejnym do kolekcji, że sam talent jest jak niezadbane Porsche z pustym bakiem. Nawet jeśli logo marki niezmiennie robi jakieś wrażenie, nigdzie nim nie zajedziesz, a trzymane w garażu prędzej niż później zubożeje.
Kiedy młody Holender miał 17 lat, regularnie grał już na boiskach Eredivisie. Debiutował w dorosłej drużynie PSV, mając 16, co w dalszej perspektywie nie okazywało się żadnym problemem. Strzelał gole i asystował. Błyszczał, zachwycał. Szybko poznał smak Ligi Europy, a także nawet powołania do reprezentacji Holandii. Co za tym idzie: oczywiście smak większej rozpoznawalności w swoim kraju, która wynikała przede wszystkim z otrzymania łatki pt. „Jeden z największych holenderskich talentów obecnej generacji”. Choć nie osiągnął pełnoletności, wyceniano go na 20-30 mln euro. Mohamed Ihattaren został naznaczony. Wróżono mu wszystko, co najlepsze.
Mohamed Ihattaren ofiarą własnych demonów
Ale jednocześnie ignorowano niepokojące sygnały, które z biegiem czasu uzbierały się niczym stos problemów mogący spalić cały jego potencjał. Wystarczyła dosłownie iskra, odrobina ognia, żeby pozytywna przyszłość Ihattarena po prosta została zaprzepaszczona. W dużej mierze – co jest motywem przewodnim tej historii – przez samego piłkarza.
I stało się. Od dłuższego czasu ów stos oraz bohater na nim stojący płoną. Stos zakrapiany alkoholem na imprezach i wzniecany depresją po śmierci ojca. W dodatku otoczony szemranym towarzystwem, które w życiu Mohameda – jak dotąd – okazuje się silniejszym piętnem niż łatka nadana przez środowisko piłkarskie. Ludzie, którzy chcieli mu pomóc, mówią o bezsilności. Kolejni próbują, ale słowa Wesleya Sneijdera o Ihattarenie nie brzmią jak zachęta do przełamywania barier psychicznych 20-latka. Ten, poprzez własne błędy, niedostateczny poziom świadomości i zły dobór ludzi wokół siebie, wylądował w miejscu, w którym można utknąć na zawsze.
„Wszyscy znamy jego talent, ale on musi mieć obok siebie odpowiednich ludzi”
Początek listopada 2022 roku, Wesley Sneijder: – Dopiero zaczynamy. To, co robię, nie jest żadną tajemnicą. Zaczęliśmy treningi i zrobiliśmy mnóstwo testów, a on twierdzi, że chce spróbować. To bardzo pozytywne, bo ma za sobą trudny okres. Teraz wie już, że robił źle i otwarcie o tym mówi. Chciałby wrócić z przytupem. Powiedziałem mu, że będę przy nim, ale musi wiedzieć, że podejmuje wysiłek dla siebie, a nie dla mnie.
Dwa tygodnie później: – Nie spodziewałem się aż takich trudności. Nie będę już go wspierał. Może to dobrze, teraz się obudzi i sam weźmie się do roboty. Nikt nie zrobi tego za niego.
Nie dość, że Mohamed Ihattaren nie chwyta pomocnych dłoni albo robi to ze słomianym zapałem, to jeszcze sam, żyjąc z mroczniejszą perspektywą, nie sprawia wrażenia, jakby swoją rękę do lepszej części świata pragnął wyciągać. Tak można by sądzić na podstawie najnowszych wypowiedzi Sneijdera: – Sprawy nie układały się dobrze, a problemy, które zdiagnozowałem na początku, jeszcze urosły. Wszyscy znamy jego talent, ale on musi mieć obok siebie odpowiednich ludzi.
W 2022 roku Mohamed Ihattaren niemal wypisał się z gry w piłkę
Z drugiej strony, Ihattaren zdradził ostatnio w jednym z wywiadów, że pomaga mu rodzina Abdelhaka Nouriego, byłego piłkarza Ajaxu, który przez problemy z sercem i po wybudzeniu się ze śpiączki musiał przedwcześnie zakończyć karierę. Jak widać, w ciekawy sposób splotły się losy obu tych postaci, tzw. generacyjnych talentów „Oranje”.
– Żałuję, że nie poznałem go wcześniej. W społeczności marokańskiej nie można mówić o wszystkim matce, braciom i siostrom z czystego szacunku. Nie chciałem wracać do domu, do mamy, która codziennie płakała, kiedy znów miałem problemy ze sobą. Z kolei wraz z Mo [brat Nouriego, teraz agent Mohameda] i resztą rodziny Nouriego czuję się całkowicie swobodnie. Mogę rozmawiać o wszystkich moich problemach. A wiem, że jeśli to robisz, możesz je rozwiązać. Mo goni mnie jak pitbulla, każe mi dotrzymywać umów, ciężko trenować dwa razy dziennie, pilnować diety i zrywać kontakty z ludźmi, którym nie leży na sercu moje dobro – powiedział Ihattaren.
Pytanie, czy to nie jest dobra mina do złej gry. Mohamed dalej przebywa w piłkarskiej otchłani. Ostatni mecz rozegrał 6 maja. Przypomniał o swoim talencie w rezerwach Ajaxu, gdzie w ciągu kilku tygodni potrafił ustrzelić cztery gole i dwa wykreować. To jednak tylko pojedyncze tchnienia piłkarskiego trupa, który w 2022 roku spędził na boisku zaledwie 276 minut. Na stronie Transfermarktu z profilem Holendra widnieje wymowny podpis „Zaległości treningowe, termin powrotu nieznany”…
Depresja, problemy z gangiem, zamglone perspektywy
Na horyzoncie zmian na lepsze nie widać, choć 20-latek wciąż figuruje na liście płac Juventusu. Tak, Juventusu, który ma problem z reanimowaniem kariery Holendra od sierpnia 2021 roku, kiedy kupił go za prawie 2 mln euro. Albo lepiej będzie powiedzieć: reanimowaniem jakichkolwiek chęci do zmian swojego życia u podstaw. Ono jest bowiem tak chwiejne, że nikt nie byłby zdziwiony, gdyby Mohamed Ihattaren przed wypełnieniem okresu wypożyczenia do Ajaxu (trwa do końca grudnia) wylądował martwy w jednym z amsterdamskich kanałów. Nie od wczoraj wiadomo, że między nim a światkiem przestępczym występują niebezpieczne połączenia.
Tak było od zawsze – Holender już w czasach dzieciństwa kumplował się z ludźmi o wątpliwej sławie. Członkami mafii, ludźmi podejrzewanymi o zabójstwa czy inne wykroczenia, z którymi profesjonalny sportowiec nie powinien mieć nic wspólnego. Na nieszczęście Mohameda jego przeszłość, ta blizna z młodzieńczych lat, którą nabył w dzielnicy Kanaleneiland w rodzinnym Utrechcie, nie jest dzisiaj zamkniętym rozdziałem. We wrześniu tego roku, kilka dni po ogłoszeniu małżeństwa z pewną influencerką TikToka, ktoś spalił jego Porsche. Mohamed odpowiedział: „Wyczuwam zazdrość w powietrzu. Ale rzeczy materialne można łatwo zastąpić”.
Ten sam Mohamed kilka tygodni później przestał jeździć na treningi Ajaxu. Według doniesień holenderskich mediów zaczął obawiać się o własne życie.
Jeszcze nie jest za późno, żeby się „nawrócić”
Wieści głoszą, że 20-latek zadarł z gangiem i musi mieć się na baczności. W grę nie wchodzi już tylko jego kariera piłkarska. Teraz chodzi także o przetrwanie. Oglądanie się za ramię w każdej ciemnej uliczce. O szukanie spokoju, który równie dobrze może nie nadejść.
Ojciec, który zmarł rok temu, już go nie obroni i nie sprowadzi na właściwą ścieżkę. Wówczas młody Holender wpadł w głęboką depresję i chciał zakończyć przygodę z piłką, dziś – w tarapaty. A nie trzeba przecież wiele, żeby jedno z drugim sparowało się do tańca śmierci. Tym bardziej, że Mohamed jest wrakiem. Nie pierwszy raz w swoim życiu, w dużej mierze oczywiście na własne życzenie. Z nadwagą, problemami z dyscypliną, zszarganą psychiką i przede wszystkim dyskusyjną ambicją do wejścia na inne tory losu. Można wróżyć mu się wszystko, co najgorsze.
Futbol w takim układzie obecnie odgrywa dla Ihattarena dwie skrajne role, jest niczym karta: przekleństwa i ratunku. Niedaleka przyszłość pokaże, która strona zwróci się do niego awersem. Czy będzie to złowieszczy uśmiech zwiastujący dalszy ciąg złej passy, czy łagodna buźka będąca wreszcie konsekwencją dobrych wyborów.
Więcej o holenderskim futbolu:
- Memphis Depay. Chłopak, którego z piekła wyciągnął futbol
- Zmartwychwstanie Louisa van Gaala
- Sztuka wychodzenia z piwnicy. Historia Georginio Wijnalduma
Fot. Newspix