Reklama

Japonia ma ciekawą ekipę, ale wyjście z takiej grupy będzie sensacją

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

12 listopada 2022, 14:28 • 10 min czytania 5 komentarzy

Od ponad dwóch dekad udział w mistrzostwach świata jest dla japońskich kibiców standardem. Ostatni mundial, na którym zabrakło ich reprezentacji miał miejsce w 1994 roku. Drużyna z Kraju Kwitnącej Wiśni nigdy jednak mocniej się nie wyróżniła, nie była czarnym koniem, nie zachwycała publiczności. Trzykrotnie nie wyszła z grupy, trzykrotnie zatrzymała się na 1/8 finału i na tym koniec. Teraz wydaje się, że potencjał jest naprawdę duży, tyle że już na starcie trzeba dokonać wielkich rzeczy, bo za takie należałoby uznać wejście do fazy pucharowej kosztem Hiszpanii lub Niemiec.

Japonia ma ciekawą ekipę, ale wyjście z takiej grupy będzie sensacją

W Polsce kadra Japonii w pierwszym odruchu może kojarzyć się z dwoma meczami. W Łodzi przegraliśmy z nią 0:2 przed MŚ 2002. Był to sygnał ostrzegawczy, że nie wszystko wygląda tak kolorowo, jak mogło się wydawać zaraz po triumfalnym wywalczeniu przepustek na finały. Ciąg dalszy znamy. Mecz drugi to oczywiście pamiętne 1:0 na zakończenie nieudanych MŚ w Rosji sprzed czterech lat. Kuriozalne ostatnie minuty, niski pressing, Jakub Błaszczykowski, który nie doczekał się zmiany – trudno było się cieszyć z wygranej. Jest co wspominać, choć nie w takim kontekście, w jakim byśmy chcieli.

A czy Japończycy będą mieli miłe wspomnienia po katarskim czempionacie?

Mistrzostwa świata 2022. Japonia

Ocena rozdania: 3,5

Japończycy dysponują naprawdę ciekawym i wyrównanym składem. Aż dziewiętnastu z powołanych zawodników występuje na co dzień w Europie – wielu z nich w klubach z topowych lig i najczęściej są tam istotnymi postaciami, a nie rezerwowymi. Do tego grający już z powrotem w ojczyźnie doświadczeni Yuto Nagatomo i Hiroki Sakai mają wyrobioną markę na Starym Kontynencie. Nagatomo w samym tylko Interze zaliczył 210 spotkań, a przecież dochodzą mu jeszcze mecze dla Marsylii, Galatasaray i Ceseny. Sakai uzbierał 102 występy dla Hannoveru i 185 dla Marsylii. Byle kto takich liczb w takim otoczeniu nie wykręci.

Reklama

„Europejczyków” byłoby jeszcze więcej, ale dzień po ogłoszeniu powołań (Japończycy jako pierwsi podali 26 nazwisk na finały) ścięgno Achillesa w meczu z Sunderlandem uszkodził obrońca Yuta Nakayama z Huddersfield. O dziwo selekcjoner Hajime Moriyasu w jego miejsce dowołał napastnika Shuto Machino z krajowego Shonan Bellmare.

Strata Nakayamy, którego latem przez moment łączono z… Górnikiem Zabrze, to spory cios, bo byłby on poważnym kandydatem do podstawowego składu na lewą stronę defensywy. We wrześniowym sparingu z USA – ważniejszym, niż starcie z Ekwadorem kilka dni później – to on rozegrał 90 minut. Wspomniany Nagatomo siedział na ławce. To już 36-latek, nadal regularnie występuje w reprezentacji, ale od ponad roku nie zagrał w jej barwach od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego. W obliczu kontuzji Nakayamy jest on jedynym nominalnym lewym obrońcą. Nie zdziwimy się jednak, jeśli Moriyasu będzie tam wystawiał Hiroki Ito z VfB Stuttgart. To przede wszystkim stoper, ale radzi sobie także po lewej stronie. W tej roli zagrał w pełnym wymiarze czasowym w trzech z czterech czerwcowych spotkań towarzyskich. W klubie w tym sezonie także zdarzało mu się już być ustawianym i jako lewy wahadłowy, i lewy obrońca.

Generalnie widać, że japoński selekcjoner ma bardzo duże zaufanie do pewnych zawodników i woli zabrać ich na turniej nawet świeżo po kontuzjach, zamiast dać szansę innym. Ko Itakura (Borussia Moenchengladbach), Ao Tanaka (Fortuna Duesseldorf) i Takuma Asano (VfL Bochum) walczyli z czasem. Asano i Itakura pauzowali od września. Ten ostatni dopiero 7 listopada zaczął normalnie trenować. W piątek w ostatniej kolejce Bundesligi przed MŚ wszedł na dwie minuty z Borussią Dortmund. Jego problemy sprawiają, że ciągle wysokie notowania na środku obrony ma Maya Yoshida, który w tym sezonie zbiera łupnia za łupniem w barwach Schalke. Obok niego prawdopodobnie będzie grał Takehiro Tomiyasu. W Arsenalu wykorzystywany jest na bokach defensywy, ale w reprezentacji prawie zawsze był stoperem.

Najwięksi przegrani powołań to zdecydowanie napastnik Kyogo Furuhashi i pomocnik Keo Hatate – obaj z Celtiku. Szczególne kontrowersje wzbudził brak Furuhashiego, który w trwającym sezonie szkockiej ekstraklasy zdobył dziesięć bramek w dwunastu spotkaniach. Selekcjoner tłumaczył, że postanowił zostawić go w klubie po rozmowach z dziesięcioma członkami swojego międzynarodowego sztabu.

Decyzji Moriyasu broni były reprezentant Keiji Tamada. Przekonuje on, że gwiazdor „The Bhoys” swoją charakterystyką nie pasuje do drużyny narodowej. – Ze względu na sposób, w jaki gra Japonia, nie było dla mnie zaskoczeniem, że Furuhashi nie został uwzględniony. Nie sądzę, aby reprezentacja mogła dobrze wykorzystać jego umiejętności. W Celtiku jest w dwójce najlepszych strzelców, ale tylko dlatego, że zespół ten dominuje w każdym meczu i stwarza wiele sytuacji, które on może wykorzystać. W kadrze może liczyć na 1-2 sytuacje w meczu, a napastnicy są potrzebni, aby biegać przez cały czas i bronić z przodu. To nie są jego mocne strony, dlatego nie dziwi mnie brak powołania – cytują Tamadę szkockie media.

Piłkarze pasujący pod konkretne założenia, niekoniecznie najbardziej imponujący umiejętnościami: czy czegoś nam takie podejście nie przypomina?

Reklama

Jedynym przedstawicielem Celtiku w kadrze „Niebieskich Samurajów” będzie Daizen Maeda. W klubie przeważnie gra na bokach pomocy, natomiast w reprezentacji może być pierwszym wyborem w ataku, bo akurat na tej pozycji pole manewru jest mocno ograniczone, zwłaszcza w obliczu niepewnej sytuacji zdrowotnej Asano.

Co do powołań, niektórzy są zaskoczeni, że biletu do Kataru nie otrzymał Keito Nakamura, który robi furorę w lidze austriackiej w barwach LASK Linz (osiem goli i pięć asyst w czternastu meczach). Inna sprawa, że byłby zupełnym debiutantem. Dotychczas nawet nie zadebiutował w seniorskiej reprezentacji.

As w talii: Daichi Kamada

Świetny zawodnik, modelowy „box to box”. Kreatywny, skuteczny, a przy tym odpowiedzialny z piłką przy nodze i niesamowicie biegający. Kilka tygodni temu znalazł się na dziesiątym miejscu wśród najlepszych obecnie ofensywnych pomocników świata wg FourFourTwo. Dodajmy, że trzeci w tym zestawieniu był Piotr Zieliński.

Kamada osiągnął życiową formę i robi furorę w barwach Eintrachtu Frankfurt. Był jednym z głównych architektów majowego triumfu w Lidze Europy. Strzelił trzy gole w grupie, a w fazie pucharowej trafiał z Betisem (1/8 finału) i West Hamem (półfinał). W ćwierćfinale w pamiętnym meczu na Camp Nou z Barceloną zaliczył asystę. Jesienią poszedł za ciosem i na wszystkich frontach strzelił już 12 goli (7 w Bundeslidze, 3 w Lidze Mistrzów, 2 w Pucharze Niemiec), dokładając 4 asysty.

„Zdobywa bramki, atakuje, bierze na siebie odpowiedzialność. Daichi Kamada zawsze był dobrym piłkarzem, ale jego rozwój w tym sezonie jest niezwykły. Inni mają wielkie nazwiska, ale prawdziwą gwiazdą Frankfurtu jest Japończyk” – niedawno pisał o nim portal hessenschau.de.

 – On z natury nie jest wodzirejem w szatni, ale jest zawodnikiem, który przoduje dzięki swoim występom i przez to od dawna pełni rolę lidera – chwali go trener Oliver Glasner. To dzięki jego interwencji pomocnik z Kraju Kwitnącej Wiśni nie odszedł latem do Benfiki, z którą podobno zdążył się porozumieć. Fakt, iż w czerwcu przyszłego 2023 Kamadzie wygaśnie kontrakt czyni z niego niezwykle łakomy kąsek na transferowym rynku. Pokazanie się z dobrej strony na mundialu może sprawić, że zostanie zasypany lukratywnymi ofertami. Dopiero co niemieckie media donosiły, że poważnie interesuje się nim Borussia Dortmund, ale wydaje się, że stać go na jeszcze lepszy klub.

Eintracht sprowadził Kamadę już w 2017 roku. Początki miał trudne. Przełomem okazało się wypożyczenie na sezon 2018/19 do belgijskiego St. Truiden, w którym sieknął 16 bramek. Po powrocie wskoczył do składu ekipy z Frankfurtu i w zasadzie nigdy placu nie oddał.

Od jego postawy będzie wiele zależało. Generalnie druga linia potencjalnie stanowi zdecydowanie największą siłę „Niebieskich Samurajów”.

Blotka: bramkarze

Japończycy nigdy nie mieli wybitnych bramkarzy i teraz też to widać. Numerem jeden chyba będzie Shuichi Gonda z Shimizu S-pulse. Gra w Europie nie jest obca 33-latkowi, ale nie za bardzo ma się czym chwalić: 15 meczów w drugiej lidze austriackiej dla SV Horn i tyle samo w portugalskiej ekstraklasie dla Portimonense. W reprezentacji występuje regularnie dopiero od 2018 roku. W mundialowych eliminacjach zaliczył dziewięć z jedenastu możliwych spotkań.

Główną alternatywę dla niego stanowi trzy lata młodszy Daniel Schmidt, który od trzech i pół roku jest pierwszym wyborem w belgijskim średniaku St. Truiden.  Tak, to ten klub, gdzie ograł się Kamada. Ma on japońskich właścicieli, a w jego składzie znajdują się byłe gwiazdy reprezentacji: Shinji Kagawa i Shinji Okazaki. Schmidtowi rolę „jedynki” na mundialu wróży jego klubowy trener Bernd Hollerbach. – Zasadniczo bramkarze są bardziej ekstrawertyczni. Daniel jest bardzo zamknięty w sobie, a mimo to cieszy się dużym szacunkiem w zespole. Dla mnie to numer jeden również w reprezentacji Japonii. Uważam go za topowego bramkarza, niestety niedocenianego na arenie międzynarodowej. Mam nadzieję, że mistrzostwa świata to zmienią – cytuje go „Bild”.

 – Daniel jest świetny na linii, a z piłką przy nodze emanuje niewiarygodnym spokojem. Powiedziałem mu, że powinien wychodzić na przedpole z jeszcze większą odwagą, na przykład przy przechwytywaniu dośrodkowań. Bierze to sobie do serca – charakteryzuje go niemiecki szkoleniowiec.

O tym, kto będzie strzegł bramki Japończyków powinniśmy się przekonać 17 listopada, gdy zmierzą się towarzysko z Kanadą.

Do Kataru jedzie także 39-letni Eiji Kawashima, który stał między słupkami na mundialach w RPA, Brazylii i Rosji. Teraz jednak może już głównie służyć doświadczeniem poza boiskiem. W RC Strasbourg przez ostatnie półtora sezonu rozegrał dwa mecze. Jedyny ligowy występ zanotował w styczniu tego roku. Później bronił już tylko w narodowych barwach: w marcu z Wietnamem na zakończenie eliminacji i w czerwcu w sparingu z Ghaną.

Rozdający: Hajime Moriyasu

Ważna postać na japońskim rynku, w Europie praktycznie anonimowa. Trudno się dziwić, bo Moriyasu i jako trener, i jako zawodnik nie wyszedł poza krajowe podwórko.

Prawie całą seniorską karierę spędził w Sanfrecce Hiroszima – z przerwą na wypożyczenie do Kyoto Purple Sanga w 1998 roku. W reprezentacji wystąpił 35 razy (lata 1992-1996), ale w tamtym okresie Japończycy jeszcze na mundial nie pojechali. Byli tego niezwykle blisko w eliminacjach do MŚ 1994, lecz w doliczonym czasie stracili bramkę na 2:2 w ostatnim meczu z Irakiem, który rozegrano na neutralnym terenie w Doha. Gdyby wygrali, awansowaliby z pierwszego miejsca. Przy remisie spadli na trzecią lokatę, a awans świętowała Korea Południowa. Japońscy kibice do dziś nazywają tamto spotkanie „Agonią Dohy”

W 2002 roku w Sanfrecce zaproponowano Moriyasu przejście na ławkę trenerską, ale nie chciał on wieszać butów na kołku i zanim zakończył karierę, rozegrał jeszcze 45 meczów dla Vegalty Sendai. W 2004 roku dołączył wreszcie do sztabu Sanfrecce, a w międzyczasie prowadził japońską młodzieżówkę. Po epizodzie w sztabie Albirexu Niigata, w grudniu 2011 Moriyasu objął stery w Sanfrecce i zaczął pracować na własny rachunek. W ciągu siedmiu lat wywalczył trzy mistrzostwa Japonii i dwa krajowe Superpuchary. W 2015 roku zajął też trzecie miejsce w Klubowych Mistrzostwach Świata. Trzykrotnie wybierano go najlepszym trenerem ligi japońskiej.

Klub z Hiroszimy opuścił w 2017 roku z powodu słabych wyników. Powierzono mu reprezentację olimpijską, z którą w ubiegłym roku – jednocześnie będąc selekcjonerem dorosłej reprezentacji – podczas igrzysk w Tokio zajął czwarte miejsce, co przyjęto jako rozczarowanie. W meczu o brąz jego piłkarze polegli z Meksykiem, który wcześniej pokonali w fazie grupowej.

Na kilka miesięcy przed mundialem w Rosji prowadzenie kadry Japonii zakończył Vahid Halilhodzić. Zastąpił go Akira Nishino. Jednym z jego współpracowników został Moriyasu, który po mistrzostwach przejął pałeczkę i do dziś odpowiada za wyniki reprezentacji. Zapowiada, że celem podczas MŚ w Katarze jest „dotarcie co najmniej do ćwierćfinału”. Jeżeli uda się wyjść z grupy, wszystko będzie możliwe, ale to zadanie niezwykle trudne.

Świeżak: Takefusa Kubo

Japonia będzie jedną ze „starszych” drużyn podczas zbliżającego się mundialu. Średnia wieku jej kadry wynosi 27,8, podczas gdy na przykład i tak niemłodych biało-czerwonych 27,1.

Takefusa Kubo jako jedyny z wybrańców Moriyasu urodził się już w XXI wieku. Jak na 21 lat ma olbrzymie doświadczenie, bo rozegrał już blisko 180 meczów w seniorskim futbolu, z czego 106 dotyczy La Liga. Jego historia od samego początku była nietypowa. Barcelona sprowadziła go jako 10-latka. Zaraz zaczęły padać hasła typu „japoński Messi” i tym podobne. W 2015 roku Blaugrana musiała go pożegnać z powodu sankcji nałożonych na nią przez FIFA. Były one konsekwencją nieprawidłowości przy pozyskiwaniu nieletnich zawodników.

Kubo wrócił do Japonii, zaczął grać w FC Tokyo i latem 2019 został zakontraktowany przez… Real Madryt.

W barwach „Królewskich” nigdy nawet nie zadebiutował. Od razu powędrował na wypożyczenie do RCD Mallorca i pierwszy rok w hiszpańskiej elicie miał całkiem niezły (35 meczów, 4 gole, 5 asyst). Kolejne wypożyczenia filigranowego skrzydłowego (Villarreal, Getafe i ponownie Mallorca) były już znacznie mniej udane. Zaczęto pisać, że chłopak cofa się w rozwoju. Madrycki klub przed tym sezonem bez większego żalu definitywnie oddał go Realowi Sociedad, na wszelki wypadek zachowująco do niego połowę praw transferowych. Być może kiedyś się przydadzą, bo Kubo w San Sebastian odżył. Ma już po dwie bramki i asysty, przeważnie wychodzi na boisko w pierwszym składzie.

 – Nie potrafię do końca wyjaśnić, co się ze mną dzieje. Pamiętam, gdy byłem tutaj w hotelu w okresie przygotowawczym. Przeszło mi przez myśl, że to może być moja ostatnia szansa, aby wykonać odpowiedni skok jakościowy jako piłkarz. Sądzę, że wszedłem na poziom, którego od początku ode mnie oczekiwano – mówił Kubo dziennikowi „AS”.

Warto zapamiętać to nazwisko.

Przewidywany skład reprezentacji Japonii na mistrzostwa świata 2022

Okiem ankietowanych

Loading…

Gdyby rozdanie było GIF-em

 

Japonia na mistrzostwach świata 2022 - typ Weszło

Reprezentacja Japonii wzbudza naszą sympatię, normalnie miałaby potencjał na czarnego konia turnieju, ale niestety wróżymy jej trzecie miejsce w grupie. Hiszpania i Niemcy to raczej zbyt trudne przeszkody do sforsowania. No, chyba że na początek uda się sprawić niespodziankę z Thomasem Muellerem i spółką, co pozwoli uwierzyć w sukces.

Szczerze tego Azjatom życzymy, obawiamy się jednak, że w decydujących momentach zabraknie im odrobiny charakteru. Jako piłkarską nację świetnie opisał ich cytowany już Bernd Hollerbach z St. Truiden. - Japońscy piłkarze są niesamowicie zdyscyplinowani, zawsze pracują razem, nie ma opozycji. Nikt nie jest zły, że biega za drugiego. Dla trenera nie ma nic przyjemniejszego niż pracowanie z takimi gośćmi, bo są bardzo dociekliwi i niesamowicie szybko się uczą. Na boisku jednak Japończycy są trochę za mili, brakuje im bezwzględności i chytrości - uważa niemiecki trener.

Japonia na mistrzostwach świata 2022 - typy, kursy, zakłady bukmacherskie Fuksiarz.pl

Fuksiarz.pl również zdają sobie sprawę, jak ciężkie zadanie czeka reprezentację Japonii. Kurs na awans z grupy E "Niebieskich Samurajów" wynosi 5.00, a na to, że wygrają tę grupę aż 15.00.

Kurs na zwycięstwo Japończyków nad Niemcami to 6.80. Z Kostaryką będą faworytami (1.85), by z Hiszpanią zostać skazanymi na pożarcie - kurs 9.00 na ich wygraną.

CZYTAJ WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA W KATARZE:

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

5 komentarzy

Loading...