Reklama

Spina o yerba mate, czwarty bramkarz i strata Lo Celso. Co słychać w argentyńskiej kadrze?

redakcja

Autor:redakcja

11 listopada 2022, 12:33 • 11 min czytania 8 komentarzy

Operację mundial wraz z przylotem sztabu szkoleniowego do Kataru formalnie uznać należy za rozpoczętą. Co prawda po drodze plany ulegały w paru punktach większym lub mniejszym modyfikacjom, ale wszystko sprowadzono do hasła „byle do przodu”. Choć z jednego dość istotnego powodu wśród narodu zapanował chaos, a próba logicznego wyjaśnienia pewnej decyzji jest skomplikowana.

Spina o yerba mate, czwarty bramkarz i strata Lo Celso. Co słychać w argentyńskiej kadrze?

Co zatem słychać w Kraju Srebra?

Reprezentacja Argentyny: organizacyjny tip-top?

Zacznijmy jednak od informacji z pozoru błahych, które w zdecydowanej większości przekazywał nieoceniony Gaston Edul z TyC Sports. Pierwotnie sztab trenerski Lionela Scaloniego miał polecieć do Kataru, wraz z całym niezbędnym sprzętem i żywnością, 5 listopada. Miał, ale ktoś bardzo późno zorientował się, że prezydent AFA, Claudio Tapia, musiał 6 listopada wręczyć puchar za wygranie Trofeo de Campeones (jeden z dwóch superpucharów rozgrywek krajowych, który ostatecznie padł łupem Racing Clubu). Liczono, że jakoś uda się wykpić z uczestnictwa w tej wątpliwej jakościowo uroczystości dotyczącej pucharu trzeciej kategorii, ale w Argentynie gra o jakikolwiek puchar to sprawa honorowa. A w związku z tym, że w tej delegacji zmierzającej do Kataru musiała pojawić się główna wierchuszka działaczy, lot trzeba było przełożyć o jeden dzień. Najważniejsze jednak, że lista produktów, ściśle określona zarówno przez sztab, jak i samych zawodników, została zrealizowana. Trzy najważniejsze to:

  •  wołowina argentyńskiego byka, niezbędna do obowiązkowego grilla, czyli tradycyjnego asado. W tym celu przygotowano również aż dwie parrille, bo do wspólnego biesiadowania wyznaczono aż dwa takie miejsca. Decyzja o zabraniu mięsa z ojczyzny jest argumentowana tym, że wołowina, którą można dostać w Katarze, jest importowana z Australii, a to mięso zawodnikom „całkowicie nie smakuje”.
  • yerba mate, czyli obowiązkowy „napój Bogów” dla Latynosów. Na prośbę szczególnie Messiego wybrano markę Canarias z Urugwaju, której susz jest bardzo drobno zmielony z charakterystycznym dymnym aromatem, co odróżnia go od produktów argentyńskich. Ponoć Messi zasmakował się w tej wersji dzięki Luisowi Suarezowi w Barcelonie.
  • dulce de leche czyli najsłynniejszy mleczny karmel, obowiązkowy produkt na każdym argentyńskim stole. W połączeniu z yerbą ma oczywiście pozytywnie wpływać na żołądki zawodników. Spośród innych kombinacji z dulce de leche zabrano też całe pudła słynnych ciasteczek alfajores od lokalnych producentów.

Nie określono co prawda tego, w jakich ilościach poniższe produkty trafiły do Kataru, ale wiemy, że całego towaru załadowano aż dwa tiry. Bo plan Argentyńczyków zakłada, że drużyna będzie przebywać w Katarze do 18 grudnia. Choć jeśli ktoś sądził, że żywność nie będzie przedmiotem jakiejkolwiek publicznej dyskusji, to… jest w błędzie. Otóż były deputowany argentyńskiego Kongresu Narodowego, Luis Mario Pastori, wypowiedział się na Twitterze w temacie wyboru producenta yerby mate z Urugwaju w następujących słowach:

„To niezwykłe i wprost niewytłumaczalne. Gdy w Argentynie istnieją dziesiątki marek bardzo dobrej yerba mate produkowanej w Misiones czy Corrientes, reprezentacja narodowa sprowadza do Kataru produkt z Urugwaju. To musi być prowokacja. Nie mam absolutnie nic do Reprezentacji Narodowej, bo jestem jej fanem jak każdy z nas. Ale przede wszystkim bronię produkty regionalne. To skandal”

Reklama

Faktem jest, że Canarias, który jest urugwajskim producentem yerby, produkuje ją w… Brazylii w regionach Santa Catarina czy Rio Grande do Sul. Część z kibiców kompletnie zignorowała powyższy problem (nawet go wyśmiewa), zaś kilku innych dziennikarzy na lotnisku, gdy ładowano cały sprzęt reprezentacji… otworzyło prywatne skrzynie zawodników i zrobiło zdjęcia, na których znaleziono także yerby innych producentów z Argentyny. Podkreślali przy tym, że zawodnicy mieli pełną dowolność wyboru, a Canarias był wybrany jako „produkt główny” przez AFA. I tylko jeden był głos rozważny, Horacio Paganiego, który powiedział, że: „jeśli spośród wszystkich problemów naszej drużyny, największym będzie yerba, to o wynik na mundialu martwić się nie będę”.

Reprezentacja Argentyny. O co chodzi z Gerthem?

Jednocześnie przy okazji przylotu do Kataru w delegacji znaleźli się też dwaj bramkarze – Franco Armani oraz Federico Gomez Gerth. W przypadku tego pierwszego jasnym stało się, że formalnie został pierwszym pewniakiem, który będzie powołany na mundial. Nazwisko Gertha z kolei, 18-letniego bramkarza rezerw Tigre, było niespodzianką.

O co zatem chodzi? Otóż jak widzieliśmy choćby na przykładzie Polski, kilku z selekcjonerów dość poważnie zastanawiało się nad tym, czy w 26-osobowej drużynie warto mieć także czwartego bramkarza. Wiadomo, że ten zabiera jedno, być może ważne z punktu widzenia gry miejsce dla zawodnika z pola. A z drugiej strony jest to też pewien bufor bezpieczeństwa na wypadek kontuzji lub też rzecz istotna z punktu widzenia treningu. Argentyna problem ten rozwiązała w swój oryginalny sposób. Otóż Gerth będzie pełnił rolę czwartego bramkarza, który nie jest powołany na sam mundial (nie ma go też na szerokiej liście) i nie będzie na nim mógł oczywiście zagrać. Ale będzie funkcjonował oficjalnie w ID jako „członek delegacji” Argentyny, który będzie z nią trenował i pomagał w zajęciach przeznaczonych dla bramkarzy. W przypadku Albicelestes stałą praktyką było powoływanie aż czterech bramkarzy, gdyż Martin Tocalli (trener bramkarzy kadry) ma rozpisane treningi w parach, które ponoć golkiperom służą lepiej niż przy typowej trójce, gdzie ćwiczy dwóch a trzeci ma zajęcia indywidualne. Trudno określić, co w tym mądrego lub wyjątkowego, ale sztab Scaloniego nie chce tego modułu zmieniać i dlatego wdrożył takie a nie inne rozwiązanie.

Przy okazji według TyC Sports wyszła z tego pewna mała komplikacja. Ponieważ Gerth byłby w Katarze „członkiem delegacji”, której liczba jest ściśle określona, obecność młodego bramkarza zabierze miejsce jednemu z działaczy z federacji. Żadna osoba z rzekomej piątki ścisłego kierownictwa AFA nie była skłonna oddać swojego miejsca i tym samym nie polecieć do Kataru, więc podirytowany tym wszystkim prezydent Tapia zaordynował, że „albo ktoś się poświęci, albo nikt nie poleci do Kataru”. W końcu jeden z nich faktycznie odpuścił i – czy grano w zapałki, czy nie – problem ostatecznie rozwiązano (choć nieoficjalnie ponoć kosztem „awansu” w pionie organizacyjnym ligi argentyńskiej).

Postawiono też pytanie: dlaczego jedzie Gerth, a nie ktoś inny z listy zawodników z szerokiego składu, który może w każdej chwili kogoś zastąpić z podstawowej trójki, będąc już na miejscu, zamiast lecieć z innego kraju? I tu mamy następujące argumenty. Po pierwsze: młody bramkarz, choć odgrywa kompletnie marginalną rolę z punktu widzenia organizacyjnego, nie będzie narzekał. Dla niego sama obecność z drużyną będzie wielkim wyróżnieniem i jeśli miałby tylko powiedzieć „dzień dobry” do Leo lub dbać o to, by Dibu Martinez był uśmiechnięty i skoczny na treningach, będzie to dla niego najwyższe możliwe wyróżnienie. A jeśli przyniesie ona końcowy sukces, to wręcz z dumą będzie podkreślał, że był jednym z ojców zdobycia Pucharu Świata. Po drugie: przyjmie i weźmie wszystko, co mu tylko dadzą. Gdy pozostali mogliby tego typu rolę potraktować jako okazję do „rewanżu” na konkurencie, by zaimponować tym samym sztabowi, co może źle to wpłynąć na atmosferę w drużynie. Nikt nie wyobraża sobie, by jeden z bramkarzy swoimi dąsami miałby psuć atmosferę. W ten oto sposób sztab rozwiązał problem jak z ciastkiem – ma czwartego bramkarza i nie ma czwartego bramkarza.

Reklama

Przy okazji ujawniono, że żelazną trójką w hierarchii sztabu na tym mundialu będą: Emiliano Martinez (Aston Villa), Geronimo Rulli (Villarreal) i wspomniany Franco Armani (River Plate), który zresztą będzie jedynym przedstawicielem z ligi argentyńskiej. I dziwić ten stan rzeczy nie powinien – to także sam poziom ligi sprawił, że inne kandydatury nie były godne uwagi w oczach sztabu.

Wiemy natomiast, że od 10 listopada sztab będzie przebywał w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, gdzie 6 dni później Argentyna zagra towarzysko z gospodarzami. Piłkarze na zgrupowanie mają przyjechać między 13 a 14 listopada, gdy Argentyna poda już ostateczną kadrę na MŚ. Mimo to dziennikarze  wcześniej ustalili we własnych źródłach, że lista wątpliwości co do ostatecznej kadry ogranicza się już tylko do trzech nazwisk. Jeśli badania medyczne Paulo Dybali wykażą, że jego rehabilitacja przebiega sprawnie na tyle, że na zgrupowaniu w ZEA będzie mógł trenować na pełnych obrotach, będzie powołany. Również Scaloni i sztab głowi się na tym, czy obrońców powinno być 8 czy 9. A to oznacza, że do wyboru pozostaje: czy powołać już całkowicie zdrowego Juana Foytha jako dodatkowego obrońcę na prawą stronę (mogącego także zagrać na środku obrony) czy też nieco ofensywniej postawić na Angela Correę, który może spełniać rolę zawodnika „wszędobylskiego” w ataku. Ostatni problem rozwiązał się sam. Sęk w tym, że był tym największym, przez który zabolało każde argentyńskie serce…

Reprezentacja Argentyny: pechowa historia Lo Celso

Przesądy są nieodłącznym elementem życia Argentyńczyka. Każdą czynność, którą wykonał, sprawi, że przyniesie mu ona szczęście. Nasze zwykłe :dzień dobry” może stać się talizmanem. Stąd też  wszystkie z pozoru błahe czynności jak np. wiązanie butów od lewego do prawego stają się obowiązkowym rytuałem, choćby dookoła się waliło i paliło. Do momentu rzecz jasna pierwszego nieszczęścia, bo potem nawyk ulega zmianie. I stąd też w narodzie bardzo emocjonalnie przeżywa się fakt, że cały październik był okupiony urazami prawie wszystkich najważniejszych zawodników Albicelestes. Kontuzje, nawet parodniowe jak u Messiego, przeżywano jak najgorsze fatum. Potem dochodziły kolejne przykre nowiny w sprawie Angela Di Marii, Leandro Paredesa, Cristiana Romero czy Nicolasa Gonzaleza. I wreszcie wszystko to w jeden kłębek nerwów zwinął Giovani Lo Celso – aktualnie strata najbardziej dla Argentyny bolesna. My pewnie na samym turnieju się o tym nie przekonamy, ale pozostali, silniejsi rywale trochę na samą wieść „odetchnęli z ulgą”.

Mówi się, że Leo Messi ma trzech przyjaciół w drugiej linii reprezentacji. Rodrigo de Paul to ten przyjaciel od dominacji w środku pola, rozpychania się i pilnowania, by Leo nie spadł nawet jeden włos z głowy. Leo Paredes to przyjaciel od destrukcji, który jako numer 5 ma dbać o zadania stricte defensywne z nutką umiejętnego rozgrywania piłki. Natomiast Gio Lo Celso to przyjaciel od gry w piłkę, gdy trzeba atakować. Ten duet jest jednym z najważniejszych ofensywnych elementów gry La Scalonety. Jedna liczba według statystyk OptaJavier szczególnie to wyróżnia – 193, bo tyle łącznie podań panowie wymienili między sobą, odkąd kadrę prowadzi Lionel Scaloni. Drugi w tym zestawieniu Paredes uczynił to z Messim 124 razy, a trzeci Tagliafico – 96. Jest to bardzo ważna informacja, którą w meczach Argentyny należy szczególnie wyróżnić. Z żadnym innym piłkarzem Messi nie czuje aż tak instynktownego i płynnego grania. Żadnego utartego i rozrysowanego schematu. Tylko futbolowa finezja, gdzie jeden wierzy w drugiego i na odwrót, wiedząc, że w odpowiednim czasie i w odpowiednim momencie, ten będzie gotowy, by otrzymać piłkę.

Lo Celso za kadencji Scaloniego zajmuje też drugie miejsce pod względem liczby asyst (7). Cóż więcej pisać, jego osoba to znaczący element w grze ofensywnej, gdzie kreatywność, świetna technika oraz wszechstronność (to jeden z tych zawodników drugiej linii w taktyce Scaloniego, który wyróżnia się także w pressingu), to był klucz do sukcesów Albicelestes w ostatnich dwóch latach. Ale to nie wszystko, bo piłkarz Villarrealu jest też szczerze lubiany przez wszystkich zawodników, nie tylko znajdując się w ścisłej grupie „Messi amigos”, ale też z racji swojego poczucia humoru i uśmiechu, który nigdy nie schodził mu z ust.

Aż do teraz.

Liczby pozwalają dostrzec to, czego nie wychwyci oko – lewa strona reprezentacji mocno traci na jakości pod jego nieobecność. Gdy gruchnęła wiadomość o tym, że w 25. minucie meczu ligowego z Bilbao, Lo Celso musiał opuścić boisko z powodu kontuzji, w sztabie Scaloniego i u fanów zrobiła się nerwowa atmosfera. Choć pierwsze badania wskazywały, że piłkarz jedynie naderwał mięsień dwugłowy uda i czekać go będą dwa tygodnie przerwy, to powtórzone badania przyniosły o wiele gorszy werdykt. Wynik to zerwanie mięśnia dwugłowego, co zmusza do przejścia operacji, po której przerwa od treningów wyniesie od 6 do 8 tygodni, a więc zdecydowanie wyklucza go to z udziału na MŚ. Mijały kolejne dni, a relacje między piłkarzem Villarrealu/Tottenhamu (właścicielem jego karty) oraz sztabem Argentyny były coraz gęstsze. Anglicy stanowczo żądali zlecenia zabiegu chirurgicznego, podczas gdy pozostali liczyli, że samą rehabilitacją piłkarz dojdzie do pełnej sprawności szybciej, niż prognozują to wyniki badań. Czas działał na niekorzyść, ale próbowano usilnie zakłamywać rzeczywistość złudnymi iluzjami. I tu właśnie objawił się pierwszy problem Argentyny – panika z silnie potęgowanym strachem, że nagle poprzez jedno nieszczęście ważny dla kadry zawodnik może wypaść z gry o MŚ. Niezdecydowani co do wyboru planu B kibice wciąż trzymali kciuki, odświeżając strony w internecie i szukając tej jednej dobrej wiadomości.

W końcu 8 listopada przyszła ostateczna wiadomość – Lo Celso nie pojedzie na mistrzostwa świata i przejdzie zabieg chirurgiczny. Dla Argentyny jest to cios, który oznacza liczenie, gdyby trzymać się nomenklatury bokserskiej. Od tego momentu trzeba pomyśleć o zastępstwie i mimo to, iż są zawodnicy (bo w końcu zawsze będą) do wyboru, to ogromnym wyzwaniem będzie znalezienie kogoś o takiej charakterystyce. Na tę chwilę można przyjąć, że z racji umiejętności i gry na podobnej pozycji rozwiązaniem są trzy nazwiska – Alexisa Mac Allistera, Exequiela Palaciosa oraz Papu Gomeza, którzy już mieli okazję do tego, by grać w w mniej więcej podobnej strefie, gdzie operował Giovani i mają pewne (lepsze lub gorsze) doświadczenia z gry w tej taktyce reprezentacji. Wszelkie inne rozwiązania byłyby opcjami wyłącznie awaryjnymi, choć bardzo kuszącymi jak chociażby osoba Enzo Fernandeza. Ale i tu zapala się lampka, bo to dla przykładu wariant, który nie był przećwiczony w 100%.

Ale kiedy do pierwszego meczu zostają niecałe dwa tygodnie, przystępowanie do planu awaryjnego, którego nie brano wcześniej pod uwagę na poważnie, brzmi nieco szaleńczo. Lecz tym, jak i wszelkimi innymi potencjalnymi rozwiązaniami w reprezentacji, zajmiemy się już tuż po ogłoszeniu finalnej 26 wybrańców selekcjonera Scaloniego.

MICHAŁ BOROWY

Fot. newspix.pl

Więcej o reprezentacji Argentyny: 

Najnowsze

Niemcy

Oficjalnie: Julian Nagelsmann nie dla Bayernu. Niemiec zostaje w reprezentacji

Damian Popilowski
0
Oficjalnie: Julian Nagelsmann nie dla Bayernu. Niemiec zostaje w reprezentacji

Komentarze

8 komentarzy

Loading...