Reklama

Kręcidło: Siedem pytań po rundzie jesiennej w LaLiga

Jakub Kręcidło

Autor:Jakub Kręcidło

14 listopada 2022, 13:06 • 6 min czytania 2 komentarze

Niewiele goli. Mnóstwo kartek. Pięć zmian trenerskich. Kilka rewelacji (w tym POTĘŻNY Vedat Muriqi), ale więcej rozczarowań. W pierwszej części rozgrywek sezon LaLiga mieliśmy szalone tempo. To była dobra zapowiedź tego, co czeka nas po mundialu, a ja odpowiedziałem na siedem pytań, które sam sobie zadałem, byście za pół roku mogli powiedzieć: „Co z ciebie za ekspert”.

Kręcidło: Siedem pytań po rundzie jesiennej w LaLiga

1. Czy wrócimy do czasów „ligi stu punktów”?

W zależności od adresata pytania, początek poprzedniej dekady w LaLiga można określić jako „okres jak ze snu” albo „okres jak z koszmaru”. Wyścig Realu i Barcelony trwał w najlepsze, przez co do zdobycia tytułu potrzeba było około stu punktów. Ku niezadowoleniu Javiera Tebasa, który pragnął – jak to określał – „demokratycznej ligi”, Primera División zamieniła się w wyścig dwóch koni.

Sezon 2010/11? 96 do 92 dla Barçy i 25 oczek przewagi Blaugrany nad Valencią otwierającą tabelę „La Otra Liga”. 2011/12? 100 do 91 dla Realu i 39 (!) oczek różnicy między mistrzem a brązowym medalistą z Walencji. 2012/13? 100 do 85 dla Dumy Katalonii i 24 punkty przewagi nad Atlético, które później stało się trzecim koniem rywalizującym w wyścigu o tytuł. 2014/15? 94 do 92 dla Barçy, 16 oczek przewagi nad Rojiblancos. 2015/16? 91 do 90 dla Blaugrany, do której aż 27 punktów stracił Villarreal. Wiecie, o co chodzi.

Teraz zmierzamy w podobnym kierunku. W związku z kryzysem Atlético i jeszcze większym dołkiem Sevilli, która rok temu długo dotrzymywała kroku Realowi, dystans między liderami LaLiga i „La Otra Liga” jest duży. Po czternastu kolejkach Barça ma 37 punktów na 42 możliwe – gdyby utrzymała to tempo, powinna zakręcić się w okolicach stu punktów, a Real byłby tuż za jej plecami. Dziewięćdziesiąt oczek wydaje się być absolutnym minimum potrzebnym do sięgnięcia po tytuł – a do tej granicy nie dotarł nikt od sezonu 2017/18. Tebas powie: „Nudna liga”, a my będziemy się ekscytować wyścigiem dwóch koni, bo obecnie trzeci Real Sociedad jest w tempie na 71 punktów.

Reklama

2. Czy Atlético awansuje do pucharów?

W erze Diego Simeone, na Civitas Metropolitano przyzwyczaili się do kryzysów. Schemat działania był prosty. Im bardziej krytykowano argentyńskiego trenera i im mniej wierzono w sukces ekipy, tym szybciej i mocniej Atleti się odbijało. Gdy wszyscy wieszczyli koniec Cholo w 2019 roku, ten rok później poprowadził Rojiblancos do mistrzowskiego tytułu, który kupił mu ogromny kredyt zaufania. Być może za duży.

Simeone wydaje się być trenerem, który lubi mieć ograniczone możliwości – im bardziej sportowcy wpasowują się w ograniczone piłkarsko ramy „cholismo”, tym lepiej. Teraz takich zawodników w Madrycie jest mało – a mnóstwo jest talentu, którego Argentyńczyk nie umie wykorzystać, jak np. João Féliksa. Atleti znalazło się na zakręcie, bo jest drużyną, która zatraciła swoje główne atuty, czyli – jak mawiają Hiszpanie – „contundencię”. To słowo najłatwiej przetłumaczyć jako „konkretność”. Stało się zespołem, któremu łatwo strzelić gola (25 straconych bramek we wszystkich rozgrywkach!) i któremu z wielką trudnością przychodzi pokonywanie bramkarzy rywali.

W tym roku, rywalizacja o miejsca w TOP4 jest wyjątkowo otwarta. Real Betis, Athletic, Real Sociedad, Villarreal czy nawet Osasuna mają podstawy, by myśleć o grze w pucharach. Atlético już teraz poniosło ogromne straty wywołane odpadnięciem z europejskich rozgrywek, zimą czeka go sprzedaż przynajmniej jednego ważnego piłkarza (Félix? Lemar? Carrasco?), a wiosną będzie potrzebować podkręcić tempo, bo brak kwalifikacji do Ligi Mistrzów oznaczałby wyprzedaż.

3. Czy wszyscy beniaminkowie się utrzymają?

Już dawno do Primera nie trafił tak ciekawy zestaw beniaminków. Real Valladolid, Girona i Almeria po trudnym początku rozgrywek nie tylko nie odstają, ale jeszcze wniosły sporo świeżości. Ekipa Pachety ma jednego z najefektywniejszych napastników w Hiszpanii, Sergio Leóna, i imponuje solidnością. Katalończycy mają czwarty najwyższy współczynnik xG (oczekiwane gole) w LaLiga i gdyby w piłce przyznawano punkty za styl, byliby w strefie europejskich pucharów. Almeria potrzebowała czasu, by otrząsnąć się po sprzedaży Umara Sadiqa, jednak to finansowo i organizacyjnie to klub na środek tabeli.

Do przerwy mundialowej beniaminkowie przystępują z przewagą pięciu oraz sześciu (Valladolid) oczek nad strefą spadkową. To relatywnie niewielki margines, jednak nie wziął się z przypadku. Elche, Cádiz, Celta czy Espanyol wydają się być na dziś drużynami gorszymi od Almerii, Girony i Valladolidu. I kompletnie nie zdziwiłby mnie scenariusz, w którym beniaminkowie pozostaliby na kolejny rok w LaLiga.

Reklama

4. Czy ktoś odbierze Sevilli miano rozczarowania rozgrywek?

Będzie to bardzo trudne. Jasne – więcej oczekiwaliśmy po Celcie, Espanyolu czy Atlético, jednak Sevilla do mundialowej przerwy przystępuje ze strefy spadkowej. Pierwsze sygnały zbliżającego się kryzysu widzieliśmy w końcówce poprzedniego sezonu. Nieudane letnie okno transferowe sprawiło, że wybiliśmy na alarm. I dziś widzimy, że robiliśmy to słusznie. Mimo posiadania czwartego najwyższego budżetu w LaLiga, Sevilla ma po prostu słaby, nierówny skład. Najsilniejsza formacja, obrona, została rozmontowana. Największy problem, zdobywanie bramek, pozostał nierozwiązany. Julen Lopetegui został zwolniony o kilka miesięcy za późno. Jorge Sampaoli przyszedł w trakcie sezonu, ale tylko w pierwszym meczu widać było, że piłkarzom rzeczywiście się chciało.

Sevilla utrzyma się w LaLiga, tylko szaleniec zakładałby inny scenariusz, jednak o awans do pucharów będzie trudno. A brak gry w Europie oznaczać będzie wyprzedaż na Ramón Sánchez Pizjuán. Tylko czy z obecnego składu da się kogoś sprzedać za naprawdę solidne pieniądze?

5. Kto powalczy z Robertem Lewandowskim o miano piłkarza sezonu?

Nikt.

Robert Lewandowski jest najlepszym strzelcem LaLiga. Jest w czołówce rankingu asystentów. Lideruje wielu indywidualnym klasyfikacjom, szczególnie tym związanym z efektywnością. Jego Barça jest liderem Primera División, ale nawet gdyby nie została mistrzem, to w przypadku zdobycia trofeum Pichichi dla najlepszego strzelca trudno byłoby nie wyróżnić Polaka. Jego główny rywal, Karim Benzema, nie umie poradzić sobie z kłopotami zdrowotnymi. Na horyzoncie pojawił się inny geniusz, Fede Valverde, jednak wydaje się, że jest jeszcze za wcześnie, by mógł rzucić RL9 wyzwanie w kontekście indywidualnych trofeów.

6. Który trener jest najbliżej utraty pracy?

Quique Sánchez Flores. Getafe miało być rewelacją sezonu, a jest jednym z rozczarowań. Zamiast starań o powrót do gry w europejskich pucharach, do podmadryckiego klubu wraca koszmar walki o utrzymanie. Piłkarski odpowiednik Dr. House’a ma naprawdę solidny skład, ale latem nie zdołał go poukładać. Niby drużyna z tygodnia na tydzień wygląda lepiej, ale gra zdecydowanie poniżej możliwości. Quique pod względem stylu cofnął się do późnego José Bordalása, a to bynajmniej nie jest komplement. Jeśli po mundialu nie zacznie wygrywać, prezes Ángel Torres powie mu: „Adios”.

7.  Czy sędziowie przestaną być pierwszoplanowymi bohaterami?

Oby. Ale chyba nikt w to nie wierzy, nawet najbardziej niepoprawni optymiści. Zmiana wytycznych w środku sezonu jest niemożliwa, bo wpłynęłaby na integralność rozgrywek – skoro coś było karane czerwoną kartką w październiku, to musi być i w marcu. Ale może chociaż uda się sprawić, by arbitrzy podejmowali decyzje na podstawie tych samych kryteriów? By nie pokazywali tylu czerwonych kartek? By mecze prowadzili sędziowie na murawie, a nie ci na VAR-ze? Końcówka poprzedniego sezonu była naprawdę świetnym okresem dla hiszpańskich arbitrów. I mam nadzieję, że uda się do tego wrócić po mundialu.

WIĘCEJ O LA LIGA:

JAKUB KRĘCIDŁO

fot. Newspix

Dziennikarz Canal+

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

2 komentarze

Loading...