Reklama

Lądowanie, atmosfera i młodzi. Na co zwrócić uwagę w niedzielę w Wiśle?

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

06 listopada 2022, 12:12 • 6 min czytania 0 komentarzy

Po wczorajszym zwycięstwie Dawida Kubackiego i dobrych skokach reszty Polaków, wiemy już, że ten sezon zapowiada się znacznie lepiej, niż poprzedni. Dziś czekamy na tego potwierdzenie – drugi konkurs w Wiśle powinien bowiem przynieść nam kolejne spore emocje. Tym bardziej, że według prognoz pogody może być rozgrywany w bardziej sprawiedliwych warunkach. Na co szczególnie powinniśmy zwrócić uwagę podczas oglądania skoków naszych reprezentantów?

Lądowanie, atmosfera i młodzi. Na co zwrócić uwagę w niedzielę w Wiśle?

Lądowanie Stocha

Prawdopodobnie wszystkim kibicom skoków narciarskich w Polsce zadrżały serca podczas pierwszej serii wczorajszego konkursu. Dokładniej: w chwili, gdy Kamil Stoch kończył swój skok. Mało brakowało, a zaliczyłby wtedy upadek. Ostatecznie wyratował się jednak, w niemal akrobatyczny sposób, a potem wskazał na wiązanie. Bo i faktycznie, to wystrzeliło. Wydawało się więc, że Kamil i tak miał szczęście, bo takie techniczne usterki pojawiają się czasem nie tylko przy lądowaniu, ale już w momencie lotu. A wtedy nie da się uratować, można co najwyżej zminimalizować obrażenia.

Jednak później, w rozmowie z dziennikarzami, Kamil sam mówił, że o wszystkim zadecydował jego błąd.

Reklama

– Kiedy pokazałem na wiązanie po skoku, chciałem się nieco wybielić, zwalić na sprzęt i serwis. Tak naprawdę jednak to była moja wina. Popełniłem błąd już na progu, potem starałem się przez to walczyć o każdy metr w powietrzu. Lądowanie było szarpnięte, wykonane z impetem. Zadziałało jak dźwignia, wyrywając cały system wiązań z tyłu. Takie sytuacje zdarzają się incydentalnie, głównie w zawodach, kiedy walczy się o odległość – mówił Kamil.

Podobnie zresztą całą sytuację tłumaczył Thomas Thurnbichler, dodając, że Kamil mocno „dobija” tył stopy w zeskok przy lądowaniu, a to powoduje te problemy. Uzupełnił jednak całą wypowiedź prostym stwierdzeniem: „to nie powinno mieć miejsca”. Sztab reprezentacji miał więc po wczoraj sporo powodów do radości, ale i jedną zagwozdkę – co zrobić, by taka sytuacja więcej się nie powtórzyła. Miejmy nadzieję, że Thurnbichler i jego asystenci znaleźli już rozwiązanie.

Niemniej z pewnością warto będzie zerkać na to, jak Kamil Stoch wyląduje dzisiejsze skoki. Oby bezpiecznie i jak najdalej.

Postawa młodszych

Wczorajszy konkurs nie jest w pełni miarodajny, bo warunki wietrzne – zwłaszcza na początku – potrafiły zmienić się w ciągu kilku sekund, a do tego nie pomagał deszcz. Mimo wszystko do drugiej serii wszedł skaczący z „1” Tomasz Pilch, który ostatecznie skończył rywalizację na 23. miejscu. Za taki wynik do klasyfikacji Pucharu Świata dostaje się osiem punktów. I to naprawdę dobry rezultat. Bo Pilch w całej swojej wcześniejszej karierze – a brał do tej pory udział w 15 konkursach Pucharu Świata – tylko dwa razy przeszedł do drugiej serii zawodów. W obu przypadkach był w niej ostatni, więc na koncie miał dwa punkty.

Reklama

Widać postęp. Pytanie brzmi tylko: czy Tomek będzie w stanie utrzymać się na poziomie najlepszej „30” i walczyć o coraz wyższe miejsca? On sam twierdzi, że tak to właśnie powinno wyglądać. – Dobrze przepracowałem lato. Myślę, że całościowo, od pozycji najazdowej po lot, wszystko się zmieniło. Na początku brakowało super wyników, ale pod koniec lata się pojawiły – mówił. Warto za niego trzymać kciuki również dlatego, że może od kilku lat nie jest już juniorem, ale to wciąż stosunkowo młody skoczek.

CZYTAJ TEŻ: TRIUMF KUBACKIEGO NA POCZĄTEK SEZONU!

Młody jest też Paweł Wąsek, który na karku ma 23 lata, o rok więcej od Tomka. On już w ostatnich latach pokazywał, że skakać potrafi całkiem nieźle, a pod koniec zeszłej zimy zaczynał być regularny. Dwa sezony z rzędu kończył odpowiednio z 62 i 61 punktami na koncie. Wczorajszym występem – gdy zajął 15. miejsce – już zgarnął ponad jedną czwartą punktów z poprzedniej zimy. Gdyby zaliczył dziś życiówkę (czyli 5. miejsce, raz w Niżnym Tagile był bowiem 6.), wyrównałby dorobek z sezonu 2021/22. O to będzie oczywiście trudno, ale na ten moment celem Pawła powinny być lokaty takie jak wczorajsza, zajmowane jak najczęściej tylko się da.

–  Niewiele zabrakło do dziesiątki [po pierwszej serii Paweł był dziewiąty – przyp. red.], choć skończyło się ostatecznie niżej. Ale konkurs jest na plus. Jestem zadowolony z inauguracji, a przede wszystkim z tego, że to, co ustaliliśmy w piątek z trenerem, przyniosło efekty. Zacząłem ten sezon z niezłego poziomu – mówił zawodnik z Ustronia. – To będzie długi, trudny sezon. Na pewno jestem do niego świetnie przygotowany, nigdy nie byłem lepiej. Fizycznie i mentalnie. Sporo mi jeszcze brakuje, ale patrzę na zimę z optymizmem. Latem zyskałem wiele pewności siebie, pracuję też z psychologiem.

Paweł Wąsek

Kto wie, może dziś faktycznie wskoczy do najlepszej „10”? Jeśli tak, będzie to potwierdzenie tego, że mamy pewnego czwartego gościa do drużyny. I to w dodatku dużo młodszego od pozostałej trójki, a to też całkiem ważna rzecz.

Swoją drogą warto dziś zwrócić uwagę na jeszcze jednego z naszych młodszych zawodników – Jana Habdasa. Wczoraj mu się nie powiodło, nie wszedł do drugiej serii, choć nie skoczył źle. Jednak nie bez powodu uważa się aktualnie, że to największy talent polskich skoków z tych, którzy mają już prawo startu w zawodach najwyższej rangi. Na karku ma niespełna 19 lat, jeszcze brakuje mu punktów PŚ. Dziś po raz kolejny powalczy o pierwsze. I niewykluczone, że je zdobędzie.

Atmosfera

Ta w polskiej kadrze zdaje się wprost doskonała. Wszyscy się uśmiechają, żartują, cieszą się skokami. A to ważne o tyle, że w zeszłym sezonie właściwie nie było tego widać. Wiadomo, że radość sportowców w dużej mierze powiązana jest z wynikami, ale trzeba przyznać, że zmiana szkoleniowca, która wśród samych zawodników, zwłaszcza liderów kadry, wywołała w marcu oburzenie, z dzisiejszej perspektywy wydaje się najlepszym możliwym rozwiązaniem. Tę partię szachów na linii zarząd PZN – zawodnicy zdecydowanie wygrał więc Adam Małysz, który wiosną postawił na Thomasa Thurnbichlera i jak na razie zdaje się, że trafił w dziesiątkę.

Jasne, to dopiero początek sezonu, wyniki mogą się popsuć. Ale pewne jest, że trener i jego podopieczni szybko znaleźli wspólny język, a Thurnbichler faktycznie okazał się takim fachowcem, jakiego się spodziewano. Austriak dobrze dogadał się też z trenerami z Polski, odpowiedzialnymi za kadrę B czy grupy młodzieżowe. Wszystko w polskiej kadrze funkcjonuje więc w tej chwili odpowiednio.

Tę dobrą atmosferę widać zresztą w tym, co mówią sami zawodnicy. Po wczorajszym konkursie każdy podkreślał, że „jest fajnie, dobrze się trenuje i skacze”. Piotr Żyła ze śmiechem (choć u niego to raczej nie dziwi) twierdził, że już dziś pokona Dawida Kubackiego i rzucał tym samym wyzwanie swojemu reprezentacyjnemu koledze. Show i tak skradł jednak Kamil Stoch, który w trakcie konferencji prasowej dla najlepszej trójki zawodów, zadał Kubackiemu pytanie jako jeden z dziennikarzy:

– Co pan czuł, gdy taka gwiazda jak Kamil Stoch, wybiegła pana naprzeciw, żeby pana uściskać po zwycięskim skoku?

Inna sprawa, że Kubacki też pokazał dopisujący mu humor: – Początkowo się przestraszyłem. Zastanawiałem się, czy trzymać gardę. Ale potem zobaczyłem wyciągnięte ręce. 

Sami widzicie – atmosferka jest na poziomie. Nie mielibyśmy jednak nic przeciwko temu, gdyby dziś Kamil nie mógł zadawać takich pytań z publiki, bo sam usiadłby obok Dawida w trakcie konferencji i opowiadał, jak to jest stanąć na podium po niemal roku przerwy.

Fot. Newspix

Czytaj więcej o skokach narciarskich:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

0 komentarzy

Loading...