15 sierpnia 2020 roku zawalił się świat Sebastiana Ocimka. Zdrowy, 16-letni chłopak, w jednej chwili stał się osobą niepełnosprawną, która potrzebuje szczególnej opieki i ciągłej rehabilitacji, by mieć w ogóle nadzieję na odzyskanie choć części siebie sprzed ponad dwóch lat. Rafał Kosiec, który równie szybko przeszedł w swoim czasie drogę do piekła po upadku ze schodów, pojawił się w życiu Ocimka i wraz ze swoją fundacją Doliczony Czas dał mu wiarę, że rzeczywiście jeszcze nie wszystko stracone. Niestety Kosiec – podkreślmy, mający również ogromne problemy ze zdrowiem – wkrótce potem zniknął. A co gorsza: wraz z nim około 38 tysięcy złotych, które należą się Sebastianowi Ocimkowi.
Ten 15 sierpnia miał być dla Ocimka wyjątkowo radosnym dniem, bo właśnie wtedy 16-latek debiutował w seniorskiej drużynie Pojezierza Prostki na poziomie ligi okręgowej. Szczęście trwało nieco ponad 20 minut. Wychodząc do dośrodkowania, zderzył się z bramkarzem i upadł na murawę. Wydawałoby się – sytuacja jakich wiele w futbolu, chłopak zaraz wstanie, otrzepie się i będzie grać dalej. Niestety Ocimek o własnych siłach nie wstał, od tamtego momentu jest sparaliżowany.
TRAGEDIA MŁODEGO PIŁKARZA
– Przyjechała karetka, następnie został wezwany śmigłowiec. Sebastian w ogóle się nie ruszał, nie był świadomy tego, co się z nim dzieje. Następnego dnia rano był już operowany, bo lekarze po rezonansie wiedzieli, że jego stan jest bardzo ciężki i pierwsza doba będzie decydująca. Niestety pojawiły się komplikacje – z krążeniem i oddychaniem. Został zaintubowany i to na długi czas, bo wyjęto mu rurkę dopiero pod koniec października. Sprawdzano, czy będzie w ogóle w stanie samodzielnie oddychać, lekarz bardzo w to wątpił. Na szczęście – udało się. Jednak i tak powiedziano mi, że to wręcz cud, bo to nie centymetr decydował o losie Sebastiana, a milimetr. On mógł na tym boisku umrzeć – opowiada mama Ocimka, pani Ewa, którą życie doświadczyło bardzo mocno. Jedno dziecko zabrała jej białaczka, drugie straciła tuż po porodzie. Z kolei Sebastian uszkodził rdzeń kręgowy, co doprowadziło go do paraliżu rąk i nóg.
Latem więc Sebastian był zdrowy, a jesienią należało się cieszyć, że samodzielnie oddycha – a i tak wszyscy wiedzieli, że to ledwie pierwszy krok na krętej drodze do odzyskania choć części sprawności.
Magda Respondek, która pomaga rodzinie Ocimków między innymi we współpracy z fundacjami, wspomina: – Doktor Heliodor Kasprzak z Bydgoszczy powiedział, że dobra wiadomość jest taka, iż rdzeń nie jest przerwany, ale Sebastian musi być cały czas rehabilitowany, bo brak rehabilitacji spowoduje cofnięcie postępów – nastąpi degradacja, która może być nie do odrobienia. Niestety rehabilitacja takiego schorzenia jest bardzo kosztowna. Ona obecnie odbywa się dzięki zbiórkom prowadzonym przez Caritas i Fundację Dzielmy Się Uśmiechem Krystiana Popieli. Musimy te środki jednak wydzielać łyżeczką, bo ze względu na sytuację na świecie, wszelkie zbiórki idą opornie. Mamy świadomość, że tych pieniędzy może nam nie wystarczyć. Sebastian jest cały jeden miesiąc na intensywnej rehabilitacji, a w drugim miesiącu jego mama zawozi go tam trzy razy tygodniowo. Jest to wówczas mniej efektywne, ale chcemy, by pieniędzy wystarczyło na jak najdłużej.
Dramatem Ocimka zajmowano się w Sprawie Dla Reportera, organizowano wiele akcji charytatywnych jak choćby Mecz o Wszystko, gdzie w Starciu Drużyny Wielkich Serc i Przyjaciół Sebastiana grali polscy parlamentarzyści (Paweł Papke, Michał Wypij).
RAFAŁ KOSIEC UTOŻSAMIŁ SIĘ Z HISTORIĄ SEBASTIANA
Do rodziny Sebastiana zgłosił się też Rafał Kosiec wraz ze swoją fundacją Doliczony Czas. Kosiec, tak jak Ocimek, w oka mgnieniu stracił dotychczasowe życie. Z tym, że w jego historii stało się to nie na boisku, a po upadku ze schodów.
Kosiec sześć lat temu mówił w rozmowie z nami: – Pod koniec marca po meczu z Ursusem normalnie wróciłem do domu, zorientowałem się, że czegoś zapomniałem z samochodu i postanowiłem zbiec na dół. Spieszyłem się, potknąłem i… właściwie nie wiem, co było dalej. Straciłem przytomność. Ocknąłem się dopiero po kilku chwilach, niczym nie mogłem ruszać. Któryś z sąsiadów musiał usłyszeć huk i wezwał pogotowie. (…) Stwierdzono złamanie kręgosłupa w odcinku szyjnym, operacja kręgów C5-C6 – wstawienie implantu i odbarczanie rdzenia kręgowego. Kiedy się obudziłem, nie mogłem ruszyć żadnym palcem, ani u nogi, ani u ręki. Spytałem czy operacja się udała, ale usłyszałem jedynie, że trzeba mieć nadzieję. Później trafiłem na OIOM, a tam już ciężko być kozakiem. Tam już człowiek totalnie mięknie i może jedynie robić dobrą minę do złej gry. Nie pomagał zwłaszcza fakt, że miało być lepiej, a zrobiło się znacznie gorzej. Na początku nie za bardzo mogłem ruszyć nawet głową, czułem jak twarz mi drętwieje i łzy płyną z oczu. Trochę później mogłem tylko delikatnie zgiąć łokieć, ruszyć palcami u rąk, ale nogą nie byłem w stanie nawet drgnąć. Po jakimś czasie, kiedy ktoś do mnie przychodził, nie byłem w stanie unieść ręki. W porównaniu z tym, co było w karetce, miałem znacznie większy zanik czucia. I wciąż słyszałem tylko, że muszę czekać.
Kosiec był piłkarzem Polonii Warszawa, wcześniej między innymi Górnika Łęczna, Świtu Nowy Dwór Mazowiecki, Pogoni Siedlce czy GKS-u Tychy. U tyszan wzbił się najwyżej, bo rozegrał 13 spotkań w pierwszej lidze. Wspominamy o tym dlatego, bo można założyć, że Kosiec po prostu niejako utożsamił się z przypadkiem Ocimka. Piłkarz i chłopak zaczynający piłkarską karierę. Tu i tu wstrząsający wypadek. Respondek wspomina: – Nie wiemy, skąd Kosiec wiedział o sytuacji Sebastiana, być może gdzieś o niej wyczytał. Natomiast pojechał do rodziny w Prostkach, rozmawiał z siostrą Sebastiana, bo mama była wtedy w szpitalu z synem. Przedstawił propozycję opieki, którą się zajmie. Przekonywał, ze będzie kierował Sebastiana na zagraniczne badania, że będzie walczył o jego życie. Poprosił o wszelkie dokumenty medyczne, mówił, że dzięki temu będzie mógł Sebastiana skierować do USA i Szwajcarii. Rodzina była w szoku, ale przyjęła go jak zbawienie. Mama zdała się na Kośca, który sprawiał wrażenie, że wie, o co w tym wszystkim chodzi.
Mama Sebastiana dodaje: – Zorganizował wizytę telewizji, kontaktował się z wójtem, z trenerem. Człowiek wtedy chwytał się wszystkiego, to był czas, kiedy Sebastian walczył o każdy oddech. Miał niedotlenie mózgu, dostał odleżyn. Było strasznie ciężko.
Sam Kosiec tak mówił o swojej charytatywnej działalności: – Życie jest jak sport. W trakcie walki o zwycięstwo, czyli osobiste szczęście i satysfakcję, warto spojrzeć na innych. Wszyscy powinniśmy grać w jednej drużynie i pomagać sobie nawzajem, pamiętając, że zwycięstwo to nie wszystko, a każdy kolejny dzień w zdrowiu i szczęściu nie ma ceny. Nadzieja nie umiera ostatnia. Nadzieja nie umiera nigdy. W to wierzę. Zawsze gdzieś z tyłu głowy się ma, że może być dobrze, ten jeden procent szansy daje nadzieję, zawsze, zawsze, zawsze i to się nie zmienia.
FUNDACJA DOLICZONY CZAS NIE DZIAŁAŁA JAK W ZEGARKU
Niestety – wizje roztaczane przez Kośca rodzinie Sebastiana mocno się rozjechały z rzeczywistością. Nie było USA, nie było Szwajcarii czy też bardzo drogich zabiegów z komórek macierzystych, do których Rafał namawiał Ocimków. Były (i są) za to problemy, by wyegzekwować od fundacji Doliczony Czas pieniądze, jakie wpływały ze zbiórek na leczenie i rehabilitację Sebastiana.
Respondek mówi: – Rafał miał problem z rozliczeniem każdej faktury. Była taka sytuacja, że sprowadzaliśmy specjalistyczny samochód dla Sebastiana, przystosowany do przewozu osób niepełnosprawnych. Udało się załatwić porządny, ale niedrogi pojazd. Dla mnie to było jasne, że taki samochód podlega pod działalność fundacji, ale Kosiec kwestionował ten zakup – mówił, że nie wie, czy on tak może, że musi to sprawdzić. Dla mnie – kuriozum, a tak sprawy się miały za każdym razem. Najpierw jednak zaczęło się od kwestionowania faktur, a potem kontakt stopniowo się urywał. Kiedy dzwoniłam do Rafała, mówił, że teraz nie może przelać pieniędzy, bo jest w szpitalu. Innym razem był na leczeniu za granicą. Zawsze stało coś na przeszkodzie. W końcu doszło do tego, że dostałam SMS-a z telefonu Rafała od jego koleżanki z wiadomością, że Rafał jest w krytycznym stanie i pieniądze będą wypłacone podopiecznym w przyszłym tygodniu. Nic jednak nie przyszło.
– Czy fundacja Doliczony Czas wypłaciła rodzinie Ocimków jakiekolwiek pieniądze?
Respondek odpowiada: – Wszystko, co uzyskaliśmy od fundacji Kośca, to 28 tysięcy złotych, które przeznaczyliśmy na rehabilitację Sebastiana. Uzbieraliśmy je między innymi dzięki akcji „Mnożymy siły-dzielimy szczęście”, gdy Paweł Żuk, polski ultramaratończyk, biegł na 490-km 6 Authentic Phidippides Run w Grecji. Poza tym żadnych innych pieniędzy Sebastian nie dostał. Tymczasem Kosiec jest mu winny około 38 tysięcy złotych. 30 tysięcy przekazane przez Roberta Mazurka i Krzysztofa Stanowskiego, oraz 8 tysięcy z wpłat innych, prywatnych osób, którzy chcieli przekazać pieniądze przez stronę fundacji Doliczony Czas. A mówię „około”, bo fundacja nie działała transparentnie i tak naprawdę nigdy nie można było się dowiedzieć, ile dokładnie jest na subkoncie należącym do Sebastiana.
Faktycznie: w wigilijnym odcinku z 2021 roku Mazurek i Stanowski przekazali 30 tysięcy złotych na leczenie Ocimka. Środki pochodziły ze sprzedaży Kmiotów Polskich. Jak łatwo policzyć – minął prawie rok od tego momentu, a Sebastian z rodziną wciąż nie doczekali się tych pieniędzy.
Respondek kontynuuje: – Za każdym razem, gdy rozmawiałam z Koścem, przyjmował pozę męczennika, który nawet nie powinien się obecnie zajmować tą sprawą. Moim zdaniem, zakładając fundację, dobrze byłoby mieć doświadczenie w tego typu działalności, zdrowie i siły, by nieść pomoc innym. I mieć przede wszystkim na uwadze to, że wszyscy darczyńcy wpłacający pieniądze z dobroci serca na konkretna zbiórkę, w tym przypadku na zbiórkę Sebastiana, chcieli pomóc w danym momencie właśnie jemu. Przetrzymywanie tych pieniędzy na koncie fundacji jest według mnie też nie w porządku w stosunku do nich. Ponadto była na przykład taka sytuacja, że Kosiec przekonywał nas do kupna egzoszkieletu, na który miał namiar, bo jak twierdził – to wyjątkowa sytuacja, gdyż czegoś takiego nigdzie indziej nie ma i warto skorzystać. Powiedziałam o tym mamie Sebastiana i ona spytała, gdzie ten egzoszkielet postawimy, chyba nie w kuchni, to przecież ogromna maszyna. Znów wróciłam do Rafała i on stwierdził, że dokładnie nie wie, gdzie go postawimy, bo zdecyduje o tym jakaś rada medyczna działająca przy fundacji. A co się okazało, jak sprawdziłam temat dokładniej – wiele klinik rehabilitacyjnych posiada egzoszkielety. Kosiec udowodnił tym samym, że nie do końca jest zorientowany w tym temacie. W innym wypadku stwierdził, że dobrym pomysłem byłoby zorganizowanie… pokazu mody. Zostałam tam zaproszona i z mojego punktu widzenia wyglądało to niestety dość absurdalnie. Moim zdaniem ta sytuacja nie wynikała z jego złej woli, ale ktoś go zrobił w konia, sprowadzając imprezę do charakteru spotkania towarzyskiego. Z tego, co wiem, nie przyniosło to wielu pieniędzy, a jakieś koszta operacyjne na pewno musiał ponieść.
OCIMEK TO NIE JEDYNY PODOPIECZNY FUNDACJI Z PODOBNYMI PROBLEMAMI
I gdyby tylko rodzina Ocimków zgłaszała wątpliwości do sposobu działania Kośca, można byłoby jeszcze – pewnie jednak naiwnie – wierzyć, że doszło do wielkiego nieporozumienia i wszystko się wyjaśni. Ale inny podopieczny fundacji, Łukasz Derbich (w 2019 roku wykryto u niego przewlekłą niewydolność nerek), również zgłosił fakt, iż Kosiec zalega z wypłatą środków.
W rozmowie z czerwca tłumaczył: – Na początku kontakt z Rafałem był okej. W ramach akcji organizowanej przez pierwszą ligę – 1000 złotych za gola w 21. i 22. kolejce sezonu 19/20 – wysyłałem mu faktury za moje lekarstwa, a on odsyłał mi pieniądze. Tam wychodziły kwoty po 300, 400 złotych, raz jakieś suplementy za 1000. On mi to wszystko regulował. W końcu jednak pieniądze przestały przychodzić. Czekałem tydzień, dwa, trzy, dopytywałem go, czy dostał faktury, Rafał mówił, że tak i wysłał pieniądze. Jednak ich na koncie nie było. To wciąż natomiast były małe kwoty, ale w międzyczasie miałem zacząć rehabilitację, która w sumie kosztowała około 10 tysięcy złotych. Jak zawsze zapytałem Rafała, czy mogę w ramach fundacji z niej skorzystać i on powiedział, że tak, byleby faktury przyszły w ratach. Niestety – po czasie dostałem telefon od rehabilitanta, że żadne środki na jego konto nie wpłynęły. Zadzwoniłem do Rafała: „proszę, wyślij pieniądze, bo ten ośrodek nic jeszcze nie dostał”. Powiedział: „tak, tak, już wysyłam”. I cisza. Pieniądze nie wyszły. Od tamtego momentu kontakt z Rafałem się urwał. Udało mi się skontaktować natomiast z jego mamą, która powiedziała, że Rafał jest w klinice i przepustki ma jedynie co dwa tygodnie. Z kolei człowiek, który mnie rehabilitował, dał radę się dodzwonić do Rafała i poprosić o uregulowanie środków. Rafał mu obiecał, że przelew przyjdzie, ale potem napisał, że jest w Stanach Zjednoczonych i obecnie nie może się tym zająć. I tych historii było kilka, bo Rafał z kolei mi pisał wcześniej, że jego dziadek jest w ciężkiej sytuacji, potem, że jego koleżanka jest jak warzywo i on musi odpocząć. Następnie wyszły te Stany i nikt nie wiedział o co chodzi. W efekcie to ja musiałem się tłumaczyć ze wszystkiego, dlaczego nie ma tych pieniędzy, ale mimo że próbowałem się na wszelkie sposoby skontaktować z Rafałem, nie udało mi się to. Rozumiem, że on jest chory, ale w ten sposób mi też nie pomaga… Nie wiem jak to ugryźć. Nie mam z nim kontaktu od ponad dwóch miesięcy. Obecnie jest mi winny 10100 złotych.
W sierpniu Rafał Kosiec uregulował ¾ tej należności, niemniej wciąż nie jest z Derbichem na zero, a kontakt ponownie się urwał.
Respondek komentuje: – Bardzo się obawiam, że pieniędzy na koncie fundacji Doliczony Czas już nie ma. Inaczej trudno mi znaleźć racjonalne wytłumaczenie, dlaczego nie możemy się doprosić uruchomienia ich na opłacenie kosztów leczenia Sebastiana. Moje myślenie jest takie, że dużo łatwiej jest spłacić taką sumę jak u pana Derbicha, nawet pożyczając pieniądze po znajomych niż wyczarować skądś 40 tysięcy złotych. Poza tym pan Derbich – jako były piłkarz Ekstraklasy – ma swoje znajomości w środowisku, co oczywiście nie jest niczym złym i to żaden zarzut, ale patrząc z perspektywy dłużnika jednak łatwiej zignorować młodego chłopaka, który mieszka w małym miasteczku na Podlasiu. Chciałabym na to spojrzeć miłosiernymi oczami i powiedzieć, że to tylko zbieg okoliczności, ale po prostu już w to nie wierzę. Ile można słuchać wyjaśnień, że pieniądze zostaną przelane, gdy Rafał wyjdzie z jednego czy drugiego szpitala? Przecież nie urodziliśmy się wczoraj – przelew obecnie nie jest wielką filozofią, wystarczy chcieć go wysłać.
Derbich: – Najchętniej wyszedłbym na dwór i zaczął się drzeć
DOLICZONY CZAS I AMBASADORZY-WIDMO
Po tym jak urwał się kontakt rodziny Ocimków z Koścem, jedyne rozmowy jakie można było prowadzić w sprawie należnych pieniędzy, rodzina prowadziła z mamą Rafała. Już samo to każe stawiać pytania, na jak wątłych fundamentach stała ta fundacja, skoro absencja jednej osoby rujnowała całą transparentność i komunikację. Tym bardziej że – jakkolwiek brutalnie to zabrzmi – takiej absencji można było się spodziewać, skoro Kosiec – nikt tego nie neguje – również zaznał ogromu bólu w swoim życiu.
Była współpracownica Kośca wspomina: – Miałam problemy z Rafałem, ponieważ jego tryb życia był trudny. Brał tyle leków przeciwbólowych, że nie przychodził na spotkania, odpisywał po kilku dniach. Ale przyjaźniliśmy się, więc długo wytrzymywałam. Półtora roku temu zerwałam tę współpracę. To bardzo schorowany człowiek.
Strona internetowa fundacji Doliczony Czas jest od dłuższego czasu nieczynna:
Ostatni post z fanpage’u na Facebooku pochodzi z 2021 roku:
Wydawało się, że Kosiec wokół swojej fundacji zebrał znane nazwiska, które pomogą mu wypromować Doliczony Czas, a co za tym idzie – zebrać więcej pieniędzy. Ambasadorami fundacji zostali między innymi Czesław Lang czy Mariusz Wlazły. Skontaktowaliśmy się z Langiem, ale ten przekazał, że owszem, chętnie angażuje się w akcje charytatywne, natomiast Doliczonego Czasu i Rafała Kośca nawet nie pamięta. Wygląda więc na to, że bycie ambasadorem skończyło się na jednej wspólnej fotce i wzmiance na stronach internetowych Tour De Pologne i samego Langa.
Z kolei Mariusz Wlazły stwierdził: – Zostałem ambasadorem na prośbę znajomego, ale ciężko mi cokolwiek więcej powiedzieć. Ogłoszono mnie w tej roli, ale żadnej dalszej współpracy nie było.
Poza ambasadorami istniała też tak zwana rada fundacji, w skład której mieli wchodzić między innymi Jacek Magiera, Radosław Majdan czy Krzysztof Stanowski. „Mieli”, bo Jacek Magiera powiedział nam, że nigdy niczego nie podpisał i choć do współpracy miało dojść, to nie doszło, sprawa się rozmyła. Majdan przekazał, że w ramach tej działalności miał pomagać przy różnego rodzaju eventach, ale raz nie mógł, a kolejnych zaproszeń już nie było. Stanowski również zadeklarował pomoc, jeśli będzie mógł się do czegoś przydać, ale nie nastąpił żaden ciąg dalszy.
„PRZED DZIECKIEM MUSZĘ POKAZAĆ, ŻE JESTEM SILNA”
No i właśnie: ambitne plany skończyły się na tym, że zamiast transparentności i dużych nazwisk, pod nieobecność Kośca telefony odbiera jego mama. Respondek mówi: – Rafał przedstawiał ją jako starszą panią, która już niewiele ogarnia, a wcale tak nie jest, po drugiej stronie słuchawki słychać żwawą kobietą. Tyle że co z tego, skoro ona również przekazuje nam informacje, że Rafał jest w szpitalu i jak wyjdzie na przepustkę, to zajmie się tą sprawą. Nigdy tak się nie stało. Ta pani mówi, że ona musi walczyć o swojego syna i ja to rozumiem, ale przecież rodzina Ocimków też walczy o swoje dziecko. Więc dlaczego musi to się odbywać jego kosztem?
Przekazaliśmy mamie Rafała, że powstaje artykuł na temat całej sprawy i czy chce zabrać głos w tej kwestii jako druga strona, bo telefon Kośca milczy. Odpowiedziała: – Rafał jest w szpitalu z ciężkim zapaleniem płuc. Jak wyjdzie, będzie regulował należności. Nie umiem odpowiedzieć na więcej pańskich pytań.
Pod koniec rozmowy mamie Sebastiana Ocimka łamie się głos: – Na razie mamy pieniądze, na ten rok na pewno wystarczy, są środki z odpisu podatku, byliśmy dwa razy u pani Jaworowicz, jest zbiórka Caritasu. Jednak to wszystko szybko ucieka… Każda złotówka się liczy, w ciągu 20 dni wydajemy 26 tysięcy złotych. Sebastian chce stanąć na nogi, ciągle ćwiczy, ale co jeśli tych pieniędzy wreszcie zabraknie? Dzwoniła do mnie mama Rafała i mówi, że chce ratować swoje dziecko, ale dlaczego kosztem czyichś dzieci? To tak jakbym ja otworzyła zbiórkę i żerowała na kimś. Przecież serce się kroi. To nie są jego własne pieniądze, tylko ludzkie! Czasy są ciężkie, kiedyś każda zbiórka szła do przodu, a teraz wszystko stoi. Myśleliśmy o drodze prawnej, ale to trwałoby bardzo długo, byłoby kosztowne, a oni i tak by się zasłaniali tym, że Rafał jest chory. Ja też jestem chora. Nie wytrzymuję psychicznie, ryczę, ale co… Przed dzieciakiem muszę pokazać, że jestem silna.
*
Naprawdę długo zwlekaliśmy z publikacją tekstu – pierwszy kontakt z Derbichem w tej sprawie mieliśmy w maju, z rodziną Ocimków chwilę później. Zwlekaliśmy z prostego powodu: liczyliśmy, że sprawa sama się wyprostuje, Kosiec skontaktuje się ze swoimi podopiecznymi i tak potrzebne pieniądze wpłyną na ich konta. Niestety skończyło się na zapewnieniach, że jeśli spełnią się odpowiednie warunki – czyli wyjście Rafała z tego, czy innego szpitala, wystawienie odpowiednich faktur – to przelew rzeczywiście wyjdzie. Nigdy tak się nie działo (przynajmniej w wypadku Ocimka, bo Derbich otrzymał część środków), a o uregulowaniu należności zapewniano również nas, bo rozmawialiśmy na ten temat z mamą Rafała (z nim samym nie udało się skontaktować). Najczęściej pojawiał się termin „za dwa tygodnie” i niestety – jak w czasach pandemii – za dwa tygodnie do przełomu nie dochodziło.
I cóż – w końcu trzeba było kliknąć „opublikuj”. Również dlatego, że poprzez nagłośnienie sprawy liczymy na to, iż Sebastianowi Ocimkowi uda się rzeczywiście pomóc. Zamiast więc puentować ten tekst poprzez zajmowanie określonego stanowiska, kto zawalił i dlaczego, wydaje się, że lepszą puentę możecie napisać wy, czytelnicy. Pod spodem udostępniamy zbiórkę na rehabilitację Ocimka. Zbiórkę sprawdzoną – zebrane środki rzeczywiście zostaną przekazane potrzebującemu chłopakowi.
Wspólnie nie napiszemy jeszcze happy endu, bo droga do zdrowia dla Sebastiana jest wciąż daleka. Natomiast będziemy mu mogli pomóc wyjść z tego zakrętu.
LINK DO ZBIÓRKI CARITASU NA SEBASTIANA OCIMKA
Fot. Newspix/archiwa prywatne