Reklama

Scaloni, Aimar, Samuel, Ayala i… Manna. W czym tkwi siła argentyńskiego sztabu?

redakcja

Autor:redakcja

26 października 2022, 08:40 • 19 min czytania 6 komentarzy

O sztabie szkoleniowym Argentyny wiemy, że jest złożony z byłych reprezentantów kraju. I to takich, którzy z jednej strony zjedli zęby na graniu w niej, a z drugiej – przez te długie lata nic z nią nie osiągnęli. Byli uczestnikami pasma rozczarowań czy wewnętrznych kłótni, włącznie z narodzinami grupy nowej gwiazdy, Leo Messiego, która nie dopuszczała innych kadrowiczów do siebie. Współtworzyli kolosa na glinianych nogach, choć z głową uniesioną wysoko w chmurach, patrzącego na wszystkich z góry. Ale w końcu po tych zmarnowanych czasach chyba można powiedzieć, że „szafa gra”.

Scaloni, Aimar, Samuel, Ayala i… Manna. W czym tkwi siła argentyńskiego sztabu?

A piłkarskie niepowodzenia można sobie odbić w nieco inny sposób, w trakcie „życia po życiu”.

Reprezentacja Argentyny – trener, sztab szkoleniowy

2018 rok. Mundial dobiega końca. Dla Argentyny po meczu z Francją i porażce 3-4. Taktyka ustalana przez duet Mascherano-Messi nie przyniosła spodziewanych rezultatów, ale i tak można być zdziwionym, że przyszły mistrz świata wynik końcowy miał na styku. W pokonanym kraju zapanowały wieczne nostalgie wielkiej przeszłości, pomieszane z zaciętymi płytami narzekania ze strony mediów. „Znowu nam nie wyszło” – grzmiały nagłówki. Dziennikarze w ostatnich dniach rysują obraz nędzy i rozpaczy. I do płonącego ogniska dolewają benzyny. Messi ogłasza drugi rozbrat z kadrą. „Przemyślę to wszystko” – rzeknie na koniec mediom i kibicom. Reszta kadrowiczów rozjeżdża się po domach. Nad głową selekcjonera Sampaolego stoi kat w stroju z logiem AFA. Federacja domaga się wyjaśnień, choć przecież sama już wcześniej, mniej formalnie (pod silną presją ze stroną piłkarzy) skreśliła trenera po meczu z Chorwacją.

Jorge ma dość. Jest przerażony zastaną sytuacją i emocjonalnie wyniszczony tym, że tak to wszystko się potoczyło. Twardy, charyzmatyczny, ozdobiony licznymi tatuażami mężczyzna, który w obliczu klęski bardziej przypominał ochroniarza z dyskontu. AFA zwalnia go, ale musi się liczyć z prawie 2 milionami dolarów odszkodowania do zapłaty. To czas, w którym tymczasowy prezydent argentyńskiego związku, Claudio Tapia, ma poważny zgryz. Nie dość, że Sampaoli kosztuje, to jeszcze do spłaty pozostali poprzedni selekcjonerzy: Edgardo Bauza i Gerardo Martino. Oni także domagają się swoich należności.

Pada pierwsza propozycja, by kadrę do końca roku poprowadził Sebastian Beccacece, a więc asystent Sampaolego (i wieloletni współpracownik). Z przerwami pracowali ze sobą ponad 15 lat, ale w Rosji wszystko pękło. Seba miał dosyć jego i zawodników, z którymi mało się nie pobił. I finalnie wybiera własną ścieżkę kariery trenera klubowego w Defensa y Justicia. W związku z powyższym, zadłużeniem oraz pustym skarbcem wzrok skierowano na drugiego asystenta Sampaolego – Lionela Scaloniego.

Reklama

„NieScalana” myśl przewodnia – selekcjoner Lionel Scaloni

Scaloni był piłkarzem solidnym, momentami nawet dobrym. Ot, rzemieślnikiem na czasy trudne i skomplikowane, gdy nie stać cię na artystę z wielkiej sceny teatralnej. Z rozrzewnieniem wspominany jest w Deportivo La Coruna, gdzie został mistrzem Hiszpanii, zgarnął Puchar Króla i Superpuchar. Czy został legendą? Raczej nie, ale to pytanie trzeba by zadać mieszkańcom Galicji. W Italii w barwach Lazio może taki dużej roli nie odegrał, ale to tam zakiełkował w jego głowie pomysł o pracy trenerskiej po zakończeniu kariery. Natomiast epizod z RCD Mallorca sprawił, że wspólnie z rodziną osiądł na stałe w Hiszpanii.

Jednak reprezentacja Argentyny to dla Scaloniego historie epizodyczne. Ale na swój sposób były one dla niego wyjątkowe.

  • w 1997 roku pojechał z kadrą U-20 Jose Pekermana na MŚ w Malezji, gdzie Argentyna sięgnęła po złoto. W składzie brylowały takie tuzy jak Juan Roman Riquelme, Pablo Aimar, Walter Samuel, Diego Placente czy Esteban Cambiasso.
  • w debiucie w seniorskiej reprezentacji za kadencji Marcelo Bielsy, 30 kwietnia 2003 roku z Libią, zanotował swoją jedyną asystę – wrzucił piłkę w pole karne, a akcję uderzeniem głową wykończył Pablo Aimar.
  • 17 sierpnia 2005 roku w meczu z Węgrami był świadkiem narodzin nowego „boga futbolu”, Leo Messiego. Trwało to co prawda minutę i nie przypominało to objawienia, bo świeżak nie wytrzymał ciśnienia i wyleciał z czerwoną kartką, ale jednak.
  • ostatni, siódmy mecz w reprezentacji zagrał na MŚ 2006 w 1/8 finału przeciwko Meksykowi. Z poziomu murawy podziwiał legendarną bramkę Maxiego Rodrigueza.

Tak naprawdę na tle reszty swojego sztabu mógłby powiedzieć, że „oni w tej reprezentacji grali, a ja w niej tylko byłem”. Ale o tym, że Scaloni w ogóle w nie był, też mówiło się wiele. Dużym echem odbiła się bowiem decyzja Jose Pekermana o tym, by to właśnie Lionel Scaloni, a nie Javier Zanetti pojechał na turniej do Niemiec. Weźmy popularne u nas „ale że Dudka na mundial nie wzięli”, pomnóżmy razy pięć i otrzymamy sprawę zniesmaczonego wahadłowego Interu Mediolan, który był podstawowym zawodnikiem kadry (z pewnymi wyjątkami), a na ostatnim etapie selekcji – z do dziś niewyjaśnionych powodów – Pekerman wykreślił go ze składu. Trener zyskał wówczas przydomek „Taksówkarz”, bo za „kurs z lotniska w Ezeizie do Recolety brał milion pesos”. Ale Scaloni był jego żołnierzem, którego prowadził w czasach juniorskich i tym argumentował swój finalny wybór (oraz Nicolasem Burdisso). Po mundialu Scaloni swoich szans już nie otrzymał, ale to był też ten etap kariery, że myślał już bardziej o tym, co zrobić po zawieszeniu korków na kołku.

Na Majorce zaczął nowy etap swojego życia jako trener młodzieży w tamtejszym RCD Mallorca. Próbował szukać okazji stażu w wielu miejscach, ale największe zainteresowanie wzbudził u Jorge Sampaolego, który przyjął go na stałe, gdy pracował w Sevilli. W jego sztabie poznał się zresztą z ludźmi, z którymi pracuje do dziś – to Martin Tocalli (trener bramkarzy) i Matias Manna (analityk). Zapisał się też od razu na kurs trenerski w Hiszpańskiej Federacji, gdzie 9 marca 2017 roku z dumą odebrał licencję UEFA Pro. Na jednym roku miał zresztą ciekawe towarzystwo. Wraz z nim dyplomy odebrały takie persony jak Javier Saviola, Fernando Redondo, Leo Franco czy Walter Pandiani.

Sampaoli z początku traktował Scaloniego jako pomagiera, mając w głowie z zasadę „pomóc rodakowi na obczyźnie”, ale z czasem docenił jego analizy przeciwnika, które współtworzył z Manną. Całość swojego sztabu przeniósł zresztą na niestabilny grunt o nazwie „reprezentacja Argentyny”. 

Reklama

Z piłkarzami w kadrze Scaloni relacje miał chłodne. Wciąż jeszcze sprzątano bajzel po Edgardo Bauzie, a zawodnicy nie czuli ze sobą jedności. O ile Messi przejawiał do ówczesnego asystenta odrobinę szacunku z racji 2006 roku, o tyle pozostali patrzyli na niego obojętnie, nawet jeśli Scaloni próbował przełamywać lody jako pierwszy. W eliminacjach do MŚ wszystko szło jak po grudzie, ale awans udało się zapewnić rzutem na taśmę, po kolejnym przebłysku Messiego.

Rosyjski mundial jednak wszystko zmienił. W jego trakcie Scaloni był skonfliktowany i z Aguero, i z Di Marią. O co poszło? Stawał w obronie Sampaolego, którego piłkarze „zwolnili” po meczu z Chorwacją. Decyzje zapadły, a podziały przedostały się na zewnątrz do mediów z całego świata. Ale asystenci „Sampy” próbowali robić dobrą minę do złej gry, nawet jeśli treningi miał koordynować dyrektor drużyny narodowej – Jorge Burruchaga. Wysoki stopień konfliktu niech podkreśli fakt, że zajęcia miały się odbywać bez udziału ludzi Sampaolego, ale w końcu wygrał głos rozsądku, by jednak w nich uczestniczyli. Beccacece jako pierwszy asystent poszedł rozmawiać z radą drużyny, ale w pokoju według medialnych legend wytrzymał niecałe 3 minuty, trzaskając drzwiami i wyzywając po kolei każdego z zawodników.

Decyzją głównego trenera Scaloni przyjął na siebie rolę mediatora numer dwa. To jemu udało się wyperswadować drugiej stronie pomysł odcięcia sztabu od udziału w treningach, ale i tak nie obyło się bez zgrzytów. Pierwszy temat: godziny zajęć. Aguero i Di Maria zaczęli kwestionować „pokojowe porozumienia” z godzinami. Frustracja z obu stron narastała, nawet jeśli Scaloni próbował budować mosty porozumienia. Na nic się to zdała. Nawet wygrana z Nigerią świętowana była oddzielnie. Do tego stopnia, że po meczu kadra wróciła autokarem, a sztab pojechał za nim na dwa auta. Porażka w meczu z Francuzami dopełniła obrazu nędzy i rozpaczy, a sztab bez pożegnania z zawodnikami opuścił Rosję.

Z wyjątkiem Scaloniego, który podał rękę wszystkim, choć część kadrowiczów ją odtrąciła.

Asystenci przy operacji na otwartym sercu – Walter Samuel i Pablo Aimar

W AFA i w całym kraju po kolejnej cichej rezygnacji Messiego z kadry trwała debata pomieszana z paniką. W związku nie mieli już na nic pieniędzy, bo rozwiązanie kontraktu z „Sampą” wyczyściło konto do samego spodu skarbca. Decyzją Claudio Tapii (wówczas „formalnie” tymczasowego prezydenta federacji) to właśnie Lionel Scaloni tymczasowo przejął funkcję selekcjonera. Ale żeby zapewnić mu wsparcie ze strony „autorytetu”, ustalono również, by tę rolę dzielił z Pablo Aimarem, który od blisko roku pracował z kadrą do lat 17.

Panowie już wcześniej dobrze się znali, więc szybko złapali wspólny język i doszli do wniosku, że należy głośno ogłosić projekt „wymiany pokoleniowej wraz z usprawnieniem jej funkcjonowania”. W mediach pojawił śmiech (w tym – nie będę ukrywał – także i mój) i kwestionowanie samego sposobu zakomunikowania światu tej zmiany. Ale panowie pozwolą sobie dołączyć do sztabu jeszcze jedną osobę – Waltera Samuela, który zebrał już parę mocnych szlifów jako członek sztabu Interu czy FC Lugano. Jeśli piłkarze mogli nadal kwestionować „tymczasowego” Scaloniego, o tyle trudniej było to zrobić w przypadku gości o takich nazwiskach. Aimar to stonowany, ale rozmowny „filozof”. Każde swoje słowo waży po wielokroć i oczekuje pełnego skupienia, gdy się do kogoś zwraca. O futbolu rozprawia bez końca, ale z taką fascynacją, że ludzie łakną jego słów. Samuel z kolei preferuje rozwiązania siłowe, oparte na licznych ranach, które zadawano jemu lub on zadawał innym, gdy biegał po boisku w koszulce chociażby Interu Mediolan.

W sztabie pozostało także miejsce dla tych, których los był początkowo nieznany. Martin Tocalli został na stanowisku trenera bramkarzy, a analizy wideo dalej będzie przeprowadzał Matias Manna (którego nazwisko zostawimy na koniec). Gdzieś po drodze Scaloni na dosłownie moment przejął obowiązki selekcjonera kadry do lat 20-tu (gdzie panował wakat) i z marszu udało mu się z nią wygrać towarzyski turniej w hiszpańskiej L’Acundi. W ten oto sposób prowizoryczna i naprędce sklejona z kartonu konstrukcja została przez inspekcję budowlaną nazwana apartamentem i pozwolono w niej wszystkim zamieszkać.

Pierwszą decyzją sztabu była demokratyzacja władzy. Zamiast jednego króla kontrolującego swoich poddanych postawiono na parlament, komisyjne dyskusje i podejmowanie decyzji większością głosów. Zdecydowano się na pełny restart w relacjach między zawodnikami, jasno określając, że do tego tanga potrzeba dwojga: zrozumienia oczekiwań sztabu szkoleniowego oraz potrzeb samych piłkarzy, by mogli dać z siebie jak najwięcej. Wyraźny akcent postawiono na podzielone treningi grupowe, co wydaje się być oczywiste dla nas, ale nie dla samej Argentyny (no chyba, że ktoś pamięta wojskowy dryl Bielsy). Stworzono podział na zajęcia z gry defensywnej prowadzone przez Samuela, by zacząć lepiej funkcjonować w destrukcji. Zaś rozwiązania ofensywne przedstawiane były przez Aimara, który jako była świetna „10” starał się pokazać zawodnikom, by mieli „otwarte umysły”, gdy przeprowadzali atak. Scaloni był twarzą projektu, która koordynowała to wszystko i starała się wybierać jak najkorzystniejsze rozwiązania (przy odpowiedniej liczbie głosów „za” ze strony reszty sztabu).

A wszystko to w obliczu drugiego, jak już wspomniane było powyżej, rozbratu Messiego z kadrą. Jednak człowiek samym treningiem żyć nie może – potrzebuje też czuć się przydatnym i docenionym, a przede wszystkim chętnym, by poświęcać swój czas dla drużyny. To właśnie Scaloni zasugerował, by wzorem Urugwaju mocniej postawić na integrację poprzez asado – wspólnego grilla z wołowym mięsem. Nie to, że Argentyńczycy na kadrze niczego nie grillowali w przeszłości. Ale często były to okazje bardziej wymuszone, gdzie szybko tworzyły się małe grupki, w dodatku wyraźnie od siebie się oddalające. Scaloni miał na to inny plan. Piłkarze mieli się integrować w momentach zarówno dobrych, jak i tych złych.

Pierwszy wrześniowy test roku 2018 był taki sobie. Wątek z Dybalą był już poruszany wcześniej,  ale prócz tego doszło do afery, gdy okazało się, że piłkarze przywozili na kadrę do ojczyzny rzeczy, których nie zgłaszano zarówno celnikom, jak i urzędowi skarbowemu. Chryja był niezła, bo w walizkach zaowdników znajdowały się takie rzeczy jak między innymi: gitara, klocki Lego, perfumy różnych marek, a nawet konsole do gier. Sprawa rozeszła się po kościach, choć wartość dóbr, które zawodnicy zawodnicy przywieźć wyceniono na ponad 50 tysięcy dolarów (a wszystko to w okresie, gdy kryzys finansowy zaczynał się w Argentynie na dobre rozkręcać).

W całym tym kotle zawirowań Argentyna na boisku wyglądała, jak jedzenie zupy za pomocą plastikowego widelca. Dalekie od ideału były wizje gry z ustawieniem 4-3-3, nadal nic nie zazębiało się w grze na pamięć, nadal kulała wzajemna współpraca zawodników w kwestii ustawiania się. Do Copa America 2019 wszystko szło jak po grudzie i większość ludzi oczekiwała stanowczych decyzji AFA odnośnie tego, czy ten sztab to tymczasowy cyrk obwoźny po mieście, czy stały repertuar programowy na przyszłe miesiące. AFA podjęła decyzję, że w Brazylii na turnieju sztab pozostanie bez zmian, a kolejne decyzje zapadną po turnieju. Kiedy w końcu Messi wrócił do kadry po raz drugi,  z pewną nieufnością, ale postanowił znaleźć nić porozumienia ze Scalonim, głównie ze względu na osoby Aimara i Samuela. Szczególnie tego pierwszego, którego traktował jako idola z czasów dzieciństwa – gdy spotkali się po raz pierwszy na zgrupowaniu, młody Messi jąkał się ze zdenerwowania. Nawet jeśli uczeń zdecydowanie przerósł swojego mistrza, to szacunek z sentymentem pozostały. Powrót Messiego ukoił kibicowskie serca, choć porażka w marcu 2019 roku z Wenezuelą 1-3 przeszła echem wyraźnego: „no ja pier… zaraz odejdzie po raz trzeci”.

Zbiórka funduszy – Roberto Ayala

Marcowe zgrupowanie w Hiszpanii w 2019 roku oznaczało pojawienie się kolejnej osoby w sztabie trenerskim. 10 stycznia ogłoszono, że do ekipy Scaloniego dołączy jeszcze inny reprezentacyjny autorytet – Roberto Ayala. 114 występów w kadrze Argentyny mówi wiele, a jego walory piłkarskie ceniono na całym świecie od połowy lat 90-tych przez prawie całą pierwszą dekadę XXI wieku. W odróżnieniu od pozostałych członków sztabu, Ayala częściej miał służyć jako „lotny i obrotny dyrektor reprezentacji, który wie, co i jak załatwić”. Pracował jako dyrektor sportowy w Valencii, ale współpraca z Peter Limem i jego świtą była na tyle męcząca, że w 2016 roku machnął na to wszystko ręką i odszedł. Ale szybko odezwali się panowie z AFA (w okresie rządów Armando Pereza), którzy zaproponowali mu funkcję koordynatora młodzieżowych reprezentacji Argentyny. Podekscytowany zakasał rękawy i wziął się do roboty, ale entuzjazm szybko zgasł, kiedy okazało się, że w federacji z góry wyznaczano konkretne nazwiska „po znajomości”, które miały podjąć się pracy w poszczególnych kadrach. Układy i raz jeszcze układy. Zawiedziony organizacją w ojczyźnie Ayala popracował na stanowisku tylko parę miesięcy i wyleciał do Hiszpanii.

Do tematu byłego stopera Valencii powrócił już inny zarząd AFA, ten od Claudio Tapii. Początkowo Roberto podszedł do tego sceptycznie, ale z racji silnej namowy ze strony Scaloniego i po codziennych telefonach od przyjaciół Samuela czy Aimara wrócił do pracy z reprezentacją. Entuzjazm ponownie rozpaliła możliwość wspólnego działania ze starymi znajomymi. Chętnie odchodził od pracy biurowej na rzecz przebywania na świeżym powietrzu na treningach. Wstępie miał pomagać w komunikacji z organizatorami zgrupowania, by wszystko było dopięte na ostatni guzik. Ale z czasem był obecny na wszystkich naradach sztabu i w końcu od słowa do słowa Ayala zaczął także pełnić pełnowymiarową rolę asystenta numer trzy. Jest organizatorem życia około futbolowego. Człowiekiem, który nie prowadzi dyskursów filozoficznych jak Aimar, ale też nie jest osobą, która ma „motywować siłą głośnych ryków” jak Samuel. Ayala stanął gdzieś pośrodku, korzystając ze swojego bogatego doświadczenia z pracy i życia w Europie. Wnosi profesjonalizm, a co za tym izie – organizację na taki poziom, by niczego nie brakowało i nie było podstaw do narzekania.

A narzekać można było już w sumie tylko na samą boiskową postawę. Bo podczas Copa America 2019 Argentyna ponownie przeżywała gehennę z powodu ciężkostrawnej gry. Dalej zbyt indywidualnie. Dalej bez pełnej uwagi na zachowania przeciwnika. Dalej z liczeniem na Messiego i rozejściem się na boki z nadzieją na to, że sam coś zrobi. Po porażce z Kolumbią i remisie z Paragwajem media rozgrzała informacja o tym, że tak jak rok wcześniej na mundialu, tak i tu doszło do „zamachu stanu”. Walter Samuel wpadł w niemal dziki szał i według świadków w końcu wyrwał drzwi. Scaloni może i próbował go uspokoić, ale „parlament” przegłosował jego rezygnację. Właściwie to proces „odwołania” zaczął się już przed meczem z Paragwajem. Do mediów dotarł przeciek, że Aguero i Di Maria zaczną ten mecz na ławce rezerwowych. Scaloni miał w zwyczaju o decyzjach personalnych informować przed odprawą drużyny w indywidualnej rozmowie z każdym z zawodników (co zresztą stosuje do dzisiaj). Obrażony Aguero odmówił rozmowy z trenerem, podobnie jak Di Maria i znów potrzebny był mediator, w którego rolę wcielił się Ayala.

Sprawa się wyjaśniła, ale cysterna z mlekiem wylała się na drogę. Tym razem jednak wyrywanie drzwi z zawiasów przez Samuela oraz „przesunięcie” Scaloniego na dalszy plan było… kolejną zagrywką i mistyfikacją sztabu (wtedy, będąc szczerym, nie miałem o tym pojęcia). Scaloni symbolicznie przesunął ciężar obowiązków na innych, samemu spojrzał na wszystko z boku (nawet jeśli kamery uchwycały go na pierwszym planie), a trio Samuel-Aimar-Ayala bezpośrednio rozjaśniało zawodnikom plan gry. Katar z meczu fazy grupowej udało się jeszcze wyleczyć antybiotykiem, ale przed meczem z Wenezuelą doszło do pierwszego zwrotu akcji w historii tej reprezentacji.

Messi zaśpiewał hymn państwowy.

Śpiewanie hymnu to kwestia indywidualna – dla jednych błaha, dla innych sprawa życia i śmierci. W Argentynie to rzecz szczególna. Jedną z pozoru banalnych spraw była zmiana odgrywanej wersji hymnu narodowego przed meczem – ze statycznego bezsłownego intra, które towarzyszy kadrze w całym XXI wieku (z paroma wyjątkami w meczach towarzyskich), na szybszą ostatnią zwrotkę:

 „Niech będą wieczne laury

Jakie zdobędziemy

Skąpani w chwale, będziemy żyć

Lub zginiemy na polu chwały”

To była decyzja, na którą naciskał cały sztab szkoleniowy. Chciano z piłkarzy w ten sposób wydobyć jeszcze większe pokłady determinacji, nawet jeśli jej im nigdy w myślach nie brakowało. Przez fazę grupową zawodnicy tylko nucili lub otwierali usta. Wyczuleni kibice argentyńscy poruszali ten temat i uważali go za równie ważny (lub ważniejszy) jak sama gra, sugerując małe zaangażowanie. Messi, który nigdy hymnu nie śpiewał, tłumaczył się z tego w swoim życiu dwa razy. Raz wstydem, a raz protestem, gdy kwestionowano jego motywację do gry w reprezentacji (sprawa wyszła po Copa America 2015). Dlatego kiedy ludziom ukazał się widok Leo śpiewającego hymn przed meczem z Wenezuelą, wszyscy zaczęli przecierać oczy ze zdumnienia. Niektórzy z zawodników przyznali się potem prywatnie, że to ich zaskoczyło, ale sztab wiedział co robi. Parę godzin wcześniej Aimar odbył z Messim prywatną rozmowę. Stenogram się nie zachował, ale cały świat widział jej efekt końcowy. Wygrana przyszła co prawda w bólach, ale od tego momentu zaczęło się kształtować coś, co przyjmie potem rozpoznawalną dziś nazwę – La Scaloneta.

Mecz z Brazylią w półfinale skończył się awanturą z systemem VAR w roli głównej, który nie sprawdza żadnej z sytuacji spornych dla Argentyny (dwa rzuty karne). Gospodarzom pomagały ściany, więc ci pokonali Albicelestes 2-0. Messi i spółka byli źli, ale po raz pierwszy od dawna szli ramię w ramię. Z Chile w meczu o trzecie miejsce wygrali, choć Messi wyleciał z czerwoną kartką po szamotaninie z Medelem. Wygłaszanie tyrad Leo o skorumpowanym CONMEBOL odbiło się szerokim echem tak, że nawet prezydent konfederacji zaniemówił. Pogroził palcem, uznał to za niestosowne i obraźliwe oraz zażądał wysokich kar (z których ostatnie się symboliczne – zawieszenie na jeden mecz i parę tysięcy dolarów).

Argentyna była żądna rewanżu, piłkarze przed rozjechaniem się do domów spotkali się jeszcze na wspólnej kolacji, co było wręcz ewenementem. To był punkt kulminacyjny i zwrotny tej historii. Ten, po którym widzimy aktualną drużynę jako jedność „sztabu oraz piłkarzy”. Jedynym „ale” pozostaje fakt, że Scaloni nadal mieszka na Majorce – ku rozczarowaniu kibiców i samych mediów, które krytykują fakt jego „pracy zdalnej”. W gruncie rzeczy chodzi o „namacalność”, chęć objęcia selekcjonera czymś więcej niż tylko wzrokiem w telewizorze. Scaloni ograniczył się tylko do paru przylotów na mecze ligowe, ale potem robił długie przerwy, gdyż napierający tłum fanów był natarczywy i nie pozwolił mu się skupić na pracy. Wygodniej i swobodniej czuje się w Europie, mogąc się spotykać z piłkarzami grającymi na Starym Kontynencie. Dlatego też rolę skautów w kraju pełnią Walter Samuel i od czasu do czasu Pablo Aimar, gdy nie ma zajęć z kadrą u-17.

Taktyka, blogowanie, analiza, taka sytuacja – Matias Manna

39-letni Matias Manna przeszedł niepozornie po każdej z linijek tekstu, by powoli dobić do jego końca. Wielu żartuje, że gdyby każdy spojrzał na swój cień, to z pewnością nadałby mu imię Matiasa. Gdyby jego rola ograniczała się tylko do analizy wideo, to większość miałaby rację, ale potem musiałaby to szybko sprostować. Od tego, co Manna wynotuje, zmontuje i przedstawi, zależy to, co sztab szkoleniowy podda najgłębszej analizie i dyskusji, w której bierze udział. Jego notatki traktuje się jak mała Biblię i nie ma w tym krzty przesady. Jeśli ktoś dowcipnie uzna, że Argentyńczycy nie mają pojęcia o naszych zawodnikach, poza rzecz jasna Lewandowskim, to Manna jest tym, który nawet o Mateuszu Łęgowskim z Pogoni Szczecin wie tak dużo, że zapewne byłby w stanie powiedzieć, którą nogą wstaje z łóżka.

W 2004 roku 21-letni wówczas Matias prowadził bloga o nazwie „Paradygmat Guardioli”, gdzie poddawał analizie nie tyle sposób gry samego Pepa, ale też to, jak kształtował się on jako przyszły trener FC Barcelony. To niemalże była jego obsesja, ale blog stał się na tyle poczytny, że Manna zyskał na popularności w latach późniejszych. Gdy w 2006 roku Guardiola wraz z reżyserem Davidem Truebą przyjechał do Buenos Aires odwiedzić Marcelo Bielsę, postanowił odbyć krótką rozmowę z Matiasem, który zdążył mu wysłać parę linków do jego wpisów na blogu (i które z dużym zaciekawieniem Pep przeczytał). Na spotkaniu Argentyńczyk obdarował Hiszpana kilkoma książkami – od biografii samego Bielsy aż po tę kluczową „Operacion Masacre” Rodolfo Walsha, wybitnego dziennikarza śledczego z Argentyny, jednej z ofiar rządów junty wojskowej z laty 70-tych (inną sprawą była jego działalność w ruchu Montoneros na Kubie). Nic nie było dziełem przypadku. Pep z początku był zszokowany tym, jak wiele wie o nim młody Argentyńczyk, rzucając nawet żartem, że to „pewnie agent z wywiadu”. Nawet reżyser Trueba powiedział w jednym z wywiadów, że „jeśli ktokolwiek ucieleśnił radość z Barcelony Guardioli, to był nim Matias przy stole śniadaniowym”. Szkoleniowiec był również zaskoczony tym, że Matias rozmawiał z nim po katalońsku (co jeszcze bardziej mu zaimponuje). Spotkanie miało trwać godzinę, a trwało blisko pół dnia. 

I nie było zaskoczeniem dla nikogo, że na swoim blogu Matias poświęcał Guardioli miejsce nawet na analizę gry zespołu rezerw Barcelony, którą prowadził w 2007 roku (a jej źródłem będzie sam Pep, który od tego czasu korespondował z nim mailowo, zdradzając mu niemal wszystkie sekrety). Dla samego Matiasa był to w życiu punkt zwrotny, by rozpocząć studia dziennikarskie, uprzednio dbając o to, by dokończyć te poświęcone komunikacji na Uniwersytecie w Rosario. W 2007 roku jego przyjaciel zaaranżował spotkanie z Marcelo Bielsą, który widząc człowieka o tak wielkiej obsesji na punkcie taktyki jak on sam, przygarnął do sztabu reprezentacji Chile, dla której Matias zajął się wnikliwą analizą wideo. Wiele z tej złotej kolekcji kaset było dziełem Manny. Gdy Bielsa pożegnał się z La Roja, Matias wrócił do Argentyny, gdzie z otwartymi rękami przyjęło go AFA, by pomógł tworzyć pierwsze „laboratorium analiz” (z którego nic nie wyszło po raptem paru tygodniach prób). Pozostał jednak w ojczyźnie i wspierał swoimi analizami kilka klubów z pierwszej ligi – w szczególności Union Santa Fe, gdzie z trenerem Facundo Savą opracował pewne nowatorskie metody „rozmów interpersonalnych”. Jego zacięcie dziennikarskie do spółki z nienasyconą potrzebą pochłaniania wiedzy taktycznej stało się przedsionkiem do wydania książki o jakże zaskakującej nazwie „Paradygmat Guardioli” w 2012 roku (wstęp do książki napisał zresztą reżyser Trueba). To była jedna z bardziej poczytnych lektur w Kraju Srebra. 

Matias nadal dzielił się swoimi przemyśleniami na blogu, równie chętnie dostarczał analizy dla Alejandro Sabelli, gdy ten zabrał się z reprezentacją na mundial w 2014 roku, ale o Matiasa… upomniał się Jorge Sampaoli. Czemu akurat upomniał? Otóż Jorge sam był zafascynowany pracą Manny i mocno żałował, że ten nie przyjął propozycji pracy dla niego, gdy obejmował fuchę w reprezentacji Chile po Bielsie. Tym razem, gdy przyszedł etap Sevilli, analityk już mu nie odmówił, choć na tej wyboistej drodze musiała się też pojawić „miłość życia” Matiasa, czyli Pep Guardiola w Manchesterze City. W Anglii Manna nie popracował, mimo iż spotkanie obu panów było„emocjonalne”. Jego dalsze losy pracy związane były z Andaluzją. Świetnie dogadywał się ze Scalonim, a siła relacji z nim zaowocowała w przyszłości pracą w reprezentacji Argentyny. I nawet oddzielając to od dramatu rosyjskiego z Sampą – główne osoby w sztabie nakłoniły Mannę do tego, by nadal dzielnie ich wspierał w analizie 

Jest nawet taki cytat, którym posłużył się jeden z członków sztabu Albicelestes, chcąc jak najlepiej opisać osobę Manny. „Matias tworzy z naszych myśli namacalny model, co czyni z niego wybitnego architekta naszych działań”.

MICHAŁ BOROWY

Więcej o reprezentacji Argentyny: 

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...