Mamy już prawie połowę października, a ponad 20 polskich zawodników pozostaje bez zatrudnienia. Niektórzy rozstali się ze swoimi poprzednimi klubami zaraz po zakończeniu poprzedniego sezonu, inni dopiero w trakcie obecnego. Jaka jest ich sytuacja i jakie mają perspektywy?
Jest rzeczą oczywistą, że w tym gronie nie ma piłkarzy, którzy ostatnio znajdowali się na fali wznoszącej i przeżywali najlepszy okres w karierze. Tacy, nawet jeśli w pewnym momencie przeszarżowali z wymaganiami i pierwsze okazje im uciekły, prędzej czy później znajdowali coś zadowalającego.
Nie znaczy to, że znajdziemy tu same nazwiska bez perspektyw. Nie brakuje ciekawych przypadków i ciekawych historii.
Doświadczeni napastnicy czekają
Najbardziej znany jest Łukasz Teodorczyk, który od kilku lat non stop notuje zjazd. Przez dwa sezony pobytu w Anderlechcie (2016-2018) w 93 meczach zdobył aż 45 bramek i był gwiazdą belgijskiej ekstraklasy, choć co jakiś czas dawał o sobie znać jego krnąbrny charakter. Gdy odchodził do Udinese za 7 mln euro, wydawało się, że “Fiołki” nie zrobiły dobrego interesu. Z dzisiejszej perspektywy trzeba przyznać, że sprzedały go w ostatnim dogodnym momencie. Ostatnie cztery sezony Teodorczyka (Udinese, Charleroi, Vicenza) to 63 rozegrane spotkania i zaledwie trzy strzelone gole, z czego jeden z rzutu karnego. Z Vicenzą spadł do Serie C. W końcówce sezonu zasadniczego i w barażach o utrzymanie trenerzy już z niego korzystali, siedział na ławce.
Nic dziwnego, że 19-krotny reprezentant biało-czerwonych nie był rozchwytywany. Pod koniec sierpnia łączono go z Jagiellonią, ale taki ruch wydawałby się bardzo ryzykowny z perspektywy białostockiego klubu. Zawodnik zapewne wciąż nietani, który od dawna jest bez formy, doświadczany przez kontuzje i na dodatek ma opinię prowadzącego się nie do końca profesjonalnie? Kiepskie połączenie. Inna sprawa, że menedżer piłkarza Marcin Kubacki w rozmowie ze Sport.pl informacje dotyczące Jagiellonii określił jako bzdurę. Miesiąc później nazwisko Teodorczyka pojawiło się jeszcze w kontekście włoskiego trzecioligowca Virtusu Werona. Od tamtej pory nic nowego w temacie nie słychać.
Jeżeli ktoś chciałby poszerzyć swój atak krajowym zawodnikiem, to w odwodzie pozostaje jeszcze tylko Łukasz Gikiewicz. 1 maja wygasła mu umowa w Indiach z Chennaiyin FC, w którym występował razem z Arielem Borysiukiem. Nie był to dobry czas dla 34-letniego napastnika. Mimo to nie narzekał na brak zainteresowania na bardziej egzotycznych rynkach. – Miałem i mam stamtąd dużo ofert, ale były problemy z wizą i tym podobne. Ciągle jestem w treningu, więc czekam, aż coś się pojawi – przekazał sam Gikiewicz.
Jeszcze kilkadziesiąt godzin temu do wzięcia byłby Arkadiusz Piech, ale w czwartek 37-latek związał się z drugoligowym Górnikiem Polkowice.
Przeboje na Cyprze
Wśród bramkarzy wybór szerszy, choć też w każdym przypadku znajdziemy jakieś “ale”. Paweł Kieszek ma już 38 lat i dopiero co spadł z Ekstraklasy z Wisłą Kraków. Jego powrót do Polski nie okazał się strzałem w dziesiątkę. Doświadczony golkiper przez kilkanaście lat występował za granicą, markę wyrobił sobie w Portugalii (blisko 200 meczów na najwyższym szczeblu) i wydawało się, że może być dla Wisły wartością dodaną. Miał jednak kiepski początek – słabo zagrał w Poznaniu z Lechem i popełnił fatalny błąd z Piastem Gliwice, który przesądził o porażce. W efekcie na dłuższy czas stracił miejsce w składzie. Pod koniec sezonu wrócił między słupki, zanotował udane spotkania ze Śląskiem Wrocław i z Cracovią w derbach, ale koniec końców obie strony mogą być rozczarowane.
Kieszek kończyć kariery nie zamierza. – Mimo swojego wieku, mam nadal wielką ochotę do gry. Myślę, że fizycznie jestem przygotowany i wierzę, że ktoś jeszcze po mnie sięgnie – mówił na początku września w rozmowie na kanale “Gramy W Piłkę”. Od tamtej pory jednak nic się nie wydarzyło, a Kieszek w międzyczasie wystąpił jako ekspert w programie o reprezentacji na Sport.pl.
35-letni Adam Stachowiak od wiosny 2013 roku niezmiennie gra za granicą, a od 2015 roku w Turcji. W poprzednim sezonie wrócił do Denizlisporu, z którym wcześniej rozstawał się w burzliwych okolicznościach (wygrana sprawa w FIFA, zakaz transferowy dla klubu). Zespół ten akurat spadł z najwyższej klasy rozgrywkowej. Do końcówki lutego, z kilkutygodniową przerwą spowodowaną kontuzją, Polak bronił regularnie. Tamtejsze media były już wyczulone na Stachowiaka, dlatego gdy pauzował w grudniu i styczniu, zastanawiały się, czy nie jest to “efekt” kolejnych problemów finansowych klubu i czy przypadkiem nie dojdzie do kolejnego sporu. I chyba faktycznie doszło, bo później pisano, że nasz rodak był jednym z piłkarzy skłóconych z dyrektorem generalnym Ozhanem Cetinem, co skończyło się bezterminowym odstawieniem od składu. Stachowiak od porażki 0:5 z Samsunsporem (20 lutego) nie znalazł się już nawet na ławce rezerwowych.
Stosunek wieku do ostatnich osiągnięć chyba najkorzystniej wypada w przypadku Patryka Procka. 27-latek w minionym sezonie rozegrał 22 mecze w cypryjskiej ekstraklasie dla PAEEK Kyrenia, do którego został wypożyczony z AEL-u Limassol. Jego klubowym kolegą był m.in. Nico Varela, znany z Wisły Płock. PAEEK początek rozgrywek miał niezły i potrafił sprawiać niespodzianki (domowe 1:0 z Omonią czy wyjazdowe 3:2 z Anorthosis), ale z czasem morale w szatni malało z powodu coraz większych problemów pozaboiskowych. Końcówka to już jeden wielki dramat, łącznie z meczami w grupie spadkowej. Procek ostatnich osiem opuścił. – W klubie szykowali grunt pod drugą ligę. Była perspektywa, że mój wcześniejszy zmiennik zostanie i zaczęli na niego stawiać – tłumaczy nam sam zainteresowany. Swoją drogą, nic te zabiegi nie dały, gdyż Panagiotis Panagiotou i tak odszedł. Dziś reprezentuje barwy ekstraklasowego EN Paralimniou i też jest tam rezerwowym.
A Procek miał różne przejścia z jednym i drugim klubem. – W PAEEK zaległości sięgały stycznia, a ja nie widziałem dobrej woli klubu, żeby się dogadać, mimo że sam dwukrotnie proponowałem spotkanie. Finalnie usłyszałem, że i tak będę musiał oddać sprawę do FIFA, bo oni na tamten moment niczego nie mogli mi zagwarantować. Tak też zrobiłem i odszedłem. Sprawę wygrałem. 11 dni temu minął ostateczny termin zapłaty. Klub pieniędzy nie przelał, więc teraz już czekają go poważniejsze konsekwencje – zapowiada.
U nas II i III liga, na Cyprze ekstraklasa i wicelider. Poznajce Patryka Procka [WYWIAD]
Z AEL-em Limassol także się rozstał. Tam o granie byłoby ciężko. – Nie potrafiliśmy się dogadać w sprawie rozwiązania kontraktu, a że miałem argumenty, żeby zrobić to z winy klubu, który zalegał mi dwie pensje, skorzystałem z tej opcji. Teraz czekam na jakieś sensowne propozycje. Coś tam się z różnych kierunków pojawiało, ale nie było to nic, co bym rozważał – mówi Procek. Jego przypadek jest dość osobliwy. W Polsce na szczeblu centralnym ma na koncie tylko 10 meczów w ROW-ie Rybnik, za to w cypryjskiej elicie rozegrał blisko 60 spotkań.
Hiszpania nie okazała się rajem
Do wzięcia są bramkarze, którzy w Hiszpanii furory nie zrobili, mimo kilku prób. Paweł Florek był numerem jeden w GKS-ie Tychy w II lidze i w pierwszym sezonie po awansie, ale później odrzucił korzystną finansowo ofertę przedłużenia kontraktu i w pewnym momencie został na lodzie. Niższe ligi hiszpańskie miały mu uratować karierę. W trzecioligowej Ibizie przez dwa sezony rozegrał zaledwie osiem meczów i dopiero ostatnio bronił tydzień w tydzień w czwartoligowym UD Alzira. Z kolei mający również hiszpański paszport Mateusz Kania na trzecioligowym poziomie był rezerwowym. Zagrał tylko dwa razy. Z rezerwami Villarrealu wszedł na pół godziny, bo Nacho Miras został wyrzucony z boiska. Tydzień później przyjął siedem goli od FC Andorra, którego właścicielem jest Gerard Pique i wrócił na ławkę.
Nietypowa droga Florka: 9 miesięcy bezrobocia, 3. liga hiszpańska i nowy kawałek [WYWIAD]
Damian Primel obecnie leczy kontuzję, której doznał jeszcze w Stali Mielec. Patryk Królczyk i Krystian Stępniowski dobijają do trzydziestki, a nawet w niższych ligach nie byli ostatnio numerami jeden. Miłosz Tysiak pod tym względem jest ciekawszą opcją, bo ma 20 lat, ale chłopak, który w tym sezonie dwa razy znalazł się w kadrze meczowej Sandecji Nowy Sącz, dotychczas w seniorskiej piłce może pochwalić się jedynie pięcioma meczami dla rezerw Śląska Wrocław. Kilka dni temu rozstał się z Sandecją. – To w sumie decyzja klubu. Powstał problem w bramce, więc ściągnięto Matusa Putnockiego. Miłosz byłby dopiero czwartym wyborem, nie wiadomo, czy w ogóle grałby w rezerwach, dlatego lepiej było się rozstać i szukać czegoś nowego od zimy – mówi nam jego agent Roman Skorupa, który ostatnio stał m.in. za transferami Saida Hamulicia i Benjamina Kallmana.
Kontuzje doprowadziły do odejścia z Rakowa
Największy wybór jest wśród pomocników. Igor Sapała do pewnego momentu był ważną postacią Rakowa Częstochowa – najpierw w pierwszej lidze, później w Ekstraklasie. Pod koniec sezonu 2020/21 zaczęły się jego problemy ze stopą, przez co opuścił kilka ostatnich meczów. Na początku następnego sezonu na chwilę wrócił do gry, by potem wypaść od października do lutego. Marek Papszun stwierdził, że tak dziwnego urazu jeszcze nie widział.
– Jest to dość niespotykane miejsce, ponieważ narośl zrobiła mi się pod stopą. Jest to nieprzyjemne, ale przede wszystkim trudne do wyleczenia. Ciężko to miejsce odciążyć, jest ciągle naciskane podczas chodzenia czy stawania. Trudno się asekurować i dać temu miejscu odpocząć. Ta kontuzja była o tyle ciężka, że nie łatwo było spokojnie i powoli wrócić do treningu. Od razu, gdy zaczynało się chodzić, to obciążenie na stopie było pełne. Trzeba było czekać. Przez to ta kontuzja była nietypowa. Nie ma wielu miejsc, które mogą się „popsuć”, a w moim przypadku stało się to w tak niespotykanym. Nie było także wiadomo jak to leczyć. Musiało się to samo zagoić. Trudno było także określić termin powrotu na boisko – opowiadał piłkarz w dzienniku “SPORT”.
Początkowo narośl nie była duża, Sapała grał na środkach przeciwbólowych i często gościł u fizjoterapeutów, ale z czasem konieczna stała się dłuższa przerwa. – Gdy ta narośl się pojawiła to po diagnozach i konsultacjach z lekarzami żyłem w świadomości, że uda się to wyleczyć w miesiąc, że to drobny uraz, tylko stopa i nic wielkiego się nie stało. Myślałem, że nie ma co nawet brać pod uwagę zabiegu, że to „ostateczna ostateczność” i damy radę sobie z tym poradzić bez niego. Okazało się, że jednak jest to nie tyle poważną, co trudna kontuzja. To nawet nie brzmi poważnie, że zrobiła mi się narośl na stopie. Wyleczenie tego zajęło jednak sporo czasu – ubolewał.
Sapała w Rakowie już się nie odkręcił. Wiosną zaliczył tylko cztery mecze ligowe (jeden od początku). Ten sezon nie zaczął się dla niego najgorzej. Wszedł na końcówkę Superpucharu Polski z Lechem, zagrał pół godziny w rewanżu z Astaną, a w 2. kolejce Ekstraklasy wyszedł w pierwszym składzie przeciwko Stali Mielec. I znów pech dał o sobie znać, bo wychowanek Polonii Warszawa skończył ze złamanym palcem u dłoni i koniecznością operacji. 1 września Raków poinformował o rozwiązaniu kontraktu za porozumieniem stron. Jak dotąd Sapała nie był łączony z żadnym klubem.
Czarnoskórzy kumple
W podobnych okolicznościach, czyli grubo po starcie sezonu, do grona zawodników bez kontraktów dołączył Miłosz Kozak. W jego przypadku dochodził jeszcze aspekt wizerunkowy. Na początku ubiegłego sezonu grał w Radomiaku po awansie, ale w pewnym momencie został odsunięty od składu za niewłaściwe zachowanie względem kolegów z zespołu oraz trenera Dariusza Banasika. Kozak miał podważać wybory szkoleniowca i narzekać, że zamiast niego grają obcokrajowcy. Klub chciał przeczekać i wybadać temat, lecz gdy okazało się, że szatnia raczej za nim nie stoi, doszło do rozstania w połowie listopada 2021.
Radomiak bez Miłosza Kozaka. Piłkarz pozostanie odsunięty od zespołu
Dwa miesiące później Polak trafił do Spartaka Trnawa, w którym wiosną grał regularnie, zaliczając przeróżne pozycje – począwszy od napastnika, na lewym obrońcy skończywszy. On i koledzy zakończyli sezon z Pucharem Słowacji i trzecim miejscem w lidze. W nowym sezonie akcje Kozaka znacznie spadły i już w lipcu trener Michal Gasparik mówił, że ma on zielone światło do odejścia.
– Dostaliśmy mocny sygnał z klubu, że Miłosz będzie miał spore problemy z regularną grą, mimo że kiedy pojawiła się taka potrzeba, pojechał na mecz eliminacji Ligi Konferencji z Newtown i wystąpił na lewym wahadle. Zdecydowaliśmy się na rozstanie ze Spartakiem, żeby nic nas nie ograniczało, gdyby pojawiła się możliwość podpisania kontraktu jeszcze w tej rundzie. Wielkiej filozofii przy podejmowaniu tej decyzji nie było – mówi nam Adam Turek z agencji FairSport, który na co dzień pracuje z Kozakiem.
Jak widać, najwyraźniej taka możliwość dotychczas się nie pojawiła. – Nie wszystko zależy od samego zawodnika. Czasami decyduje szereg innych wydarzeń: ktoś gdzieś wypadnie ze składu i kluby sięgają po piłkarzy bez kontraktów. Kadry i budżety przeważnie są już podopinane, więc nie jest to takie łatwe zadanie, ale monitorujemy różne możliwości. W Polsce i za granicą. Na tu i teraz Miłosz musi czekać i pracować nad utrzymaniem odpowiedniej dyspozycji. Prowadziliśmy już pewne rozmowy, również pod kątem przyjścia dopiero w styczniu. Opcje na zimę są otwarte, ale jeśli będzie możliwość związania się z jakimś klubem wcześniej, poważnie się nad tym zastanowimy – dodaje Turek.
Co do kwestii wizerunkowych związanych z odejściem z Radomiaka, nie przywiązuje do nich przesadnej wagi. – Zupełnie na chłodno uważam, że te okoliczności były trochę rozdmuchane. Niekoniecznie była to sprawa tak dużego kalibru, jak zostało to przedstawione w mediach, między innymi u was. Miłosz jest jaki jest, ale w kontekście tamtych zarzutów, czyli nawet domniemanego rasizmu, jestem przekonany, że każdy, kto go zna, nie mógłby go o coś takiego posądzić. Powiem więcej: w Spartaku najmocniej trzymał nie ze Słowakami, mimo niewielkiej bariery językowej, a z zawodnikami czarnoskórymi. Nie sądzę, żeby tamta sprawa w jakikolwiek sposób rzutowała na odbiór Miłosza na naszym rynku – komentuje jego agent.
Sprawy prywatne na pierwszym planie
O ile obecny status Sapały i Kozaka można zrozumieć ze względu na termin ich rozstań z dotychczasowymi klubami, o tyle przypadek Przemysława Mystkowskiego zastanawia znacznie bardziej. 24 lata, 87 meczów w Ekstraklasie (4 gole, 4 asysty) – wydawało się, że dla klubów celujących w utrzymanie w naszej elicie lub awans do niej byłby to ciekawy kandydat do angażu. W Jagiellonii zadebiutował już jako 16-latek, a w swoim drugim występie zaliczył dwie asysty z Podbeskidziem. Nigdy jednak na dłużej nie stał się piłkarzem pierwszego składu “Jagi”. W pełni regularnie grał jedynie na wypożyczeniu w Miedzi Legnica, bo już w Podbeskidziu było z tym różnie. Mystkowski ograniczał się do przebłysków (piękny gol w Mielcu, zwycięska bramka z Cracovią), aż wreszcie odszedł po wygaśnięciu umowy.
Do dziś nie znalazł nowego klubu. Z mediami rozmawia bardzo niechętnie. – Niedawno rozstałem się z moim agentem (był związany z F-MG.com Przemysława Pantaka – przyp. red.) i zobaczymy, co się wydarzy. Na pewno nie chciałbym zostać w Polsce, ale na tę chwilę nie mam nic konkretnego – przekazał nam Mystkowski.
Status wolnego zawodnika niezmiennie posiada Meik Karwot, który dołożył sporą cegiełkę do awansu Radomiaka. W samej Ekstraklasie częściej był rezerwowym, choć parę przebłysków zanotował. Po odejściu z klubu na razie jest o nim głośniej ze względu na lokalną aferę obyczajową. Na początku września portal cozadzien.pl (TUTAJ i TUTAJ) opisywał bójkę w szkolę, w której brali udział Karwot i niejaki Łukasz Majchrzak – były partner jego narzeczonej Aleksandry Szczęsnej, II wicemiss Polonia 2012 i Miss Earth of Poland 2013. Przedmiotem sporu miało być 378 zł składki rodzicielskiej i koszty zakupu przyborów szkolnych, które piłkarz chciał odzyskać od byłego swojej partnerki. Skończyło się to bójką na sali na oczach wychowawczyni syna Szczęsnej i innych rodzicach. Karwot wydał oświadczenie, w którym zapewnia, że to nie on był agresorem i tylko stanął w obronie swojej kobiety, a to i tak nie oznaczało pobicia. Podkreśla przy tym, że Majchrzak ma już trzy prawomocne wyroki dotyczące przemocy wobec niej, zakładania podsłuchu i kradzieży dokumentów.
Ciągle do wzięcia są pomocnicy w jeszcze stosunkowo atrakcyjnym wieku, którzy liznęli Ekstraklasy w nieodległej przeszłości. Chodzi o Michała Golińskiego, Mateusza Sopoćkę i Macieja Pałaszewskiego, który w ostatnim sezonie najpierw był pewniakiem w pierwszoligowym Górniku Polkowice, a później posmakował drugiej ligi greckiej. Niedawno trenował z Motorem Lublin, ale nie przekuło się to na konkrety (AKTUALIZACJA: Pałaszewski w piątek został zawodnikiem Wieczystej Kraków). Nowego klubu nie ma także Waldemar Sobota. Jego powrót do Śląska Wrocław latem 2020 – już w roli środkowego pomocnika, a nie skrzydłowego – był dość głośny. Początek miał bardzo obiecujący, jednak im dalej w las, tym było gorzej. Sobota pogrążył się w marazmie i już z niego nie wyszedł. W ostatnim sezonie jego rola w zespole znacznie zmalała. Rozstanie było logiczne, zwłaszcza, że władze WKS-u dążyły do odmłodzenia składu.
Nie ufaj dzwoniącym agentom
Najbardziej nietypowy jest przypadek Rafała Zaborowskiego. 28-latek w Polsce nie wyszedł poza trzecią ligę i wyjechał pracować do Norwegii, gdzie dodatkowo występował na czwartym poziomie rozgrywkowym. Po pewnym czasie dostał szansę w drugiej lidze greckiej, a później grał też na drugim szczeblu na Słowacji i w Rumunii. Głośniej o nim zrobiło się po wyjeździe do ekstraklasy Bangladeszu, bo był to kierunek naprawdę egzotyczny. Zaborowski pokazał się tam z dobrej strony. Jego drużyna okupowała doły tabeli, a on mimo to należał do najlepszych zawodników ligi i miał nadzieję, że jakoś ten fakt zdyskontuje. Tak się nie stało. On sam przekonał się, że wielu ludziom nie można ufać.
– Najpierw mój dotychczasowy klub blokował odejście, gdy dostałem oferty z klubów top 5 w Bangladeszu, mimo że zalegał mi z wypłatami. W końcu rozwiązałem kontrakt. Dostawałem telefony z Tajlandii i Indii, był mocny konkret z Indonezji, a największy agent w Bangladeszu mówił, że już ma dla mnie dwa kluby na przyszły sezon, jeśli tylko bym chciał. Wolałem poczekać, aż otworzą się inne rynki. Nie ukrywam, że liczyłem na większą szansę w Polsce. Przewijały się tematy z pierwszej i drugiej ligi, a jeden agent dzwonił nawet, że jest wstępne zainteresowanie Stali Mielec. Odzywał się też grający kiedyś w Wiśle Kraków Marek Penksa i wypytywał o mój status w kontekście pójścia na Słowację. Generalnie niektórzy agenci wiele obiecywali, nawijali makaron na uszy, a potem kontakt się urywał – opowiada nam Zaborowski.
–Później miałem konkretną ofertę z Indii na mailu. Skontaktował się ze mną jeden Szwajcar, który w tym klubie pracował i mówił, że za jego pośrednictwem dostanę lepszy kontrakt. Upoważniłem go do rozmów, a on finalnie umieścił tam kogoś innego, kto oddał mu więcej ze swojej pensji. Pojawiały się kolejne tematy, mniej lub bardziej egzotyczne, ale najbardziej żałuję, że nie poszedłem do Spartaka Warna. Byłem tam przez tydzień, chcieli mnie, ale oferowali bardzo małe pieniądze i nie zdecydowałem się. Teoretycznie mógłbym trochę nadrobić w premiach, tyle że drużynie szło bardzo słabo i zbyt wielu okazji raczej by nie było. Po czasie sądzę, że mogłem spróbować, bo chodziło jednak o bułgarską ekstraklasę i możliwość pokazania się. Trochę się podpaliłem – przyznaje były zawodnik Ruchu Radzionków.
Ostatnio miał nadzieję, że wreszcie będzie mógł zagrać na szczeblu centralnym w Polsce i… znów coś poszło nie tak. – Miałem być w Motorze Lublin, klub był zdecydowany. Dzwonił dyrektor sportowy Arkadiusz Onyszko, żebym przyjechał na badania medyczne i jeśli wyjdą w porządku, to podpisujemy. Przyjeżdżam i Onyszko mówi, że trenera zwolnili, a jego posada też wisi na włosku i trzeba czekać. Odbyłem dwa treningi, asystenci ze sztabu mówili, że dobrze się prezentuję, ale nie chciałem tego przeciągać, zwłaszcza że odczuwałem ból w stopie i nie mogłem pracować na sto procent. Trenowali też inni zawodnicy, niektórych trzymali po dwa tygodnie i na koniec tak czy siak wyjeżdżali. Co dalej? Chciał mnie klub z Omanu, ale coś pokręcili formalnie i nie dostali zgody na zarejestrowanie kolejnego obcokrajowca. Jest temat z Indii, a w Bangladeszu rusza liga i trzy kluby się zainteresowały. Wolałbym jednak nie grać znów tak daleko od domu – kończy swoją opowieść Zaborowski.
Polski piłkarz w Bangladeszu. „Kibice robili ze mną selfie nawet w trakcie treningu” [WYWIAD]
Wójcicki wkrótce w nowym klubie?
Grono obrońców niemal równie wąskie jak napastników. Jakub Bednarczyk, podstawowy zawodnik Polaków na MŚ U-20 z 2019 roku, nie przebił się w 2. Bundeslidze, nie pozostawił po sobie dobrego wrażenia w Zagłębiu Lubin, a ostatnio grał w czwartoligowych rezerwach St. Pauli. Trudno się dziwić, że ofertami nie został zasypany. Rafał Kobryń w lipcu rozstał się z Lechią Gdańsk, w której miał całkiem obiecujące wejście, jednak szybko spuścił z tonu. Wypożyczenia do Korony Kielce i Sandecji pozwoliły mu nabrać doświadczenia, ale najwyraźniej to za mało, żeby dostać dobry kontrakt w innym miejscu.
Jakub Wójcicki w Zagłębiu Lubin przez większość czasu był uzupełnieniem składu, a wiosną już prawie nie grał, dlatego nikt nie mógł być zdziwiony, że “Miedziowi” nie zatrzymali 34-latka. Mimo to można było zakładać, że w przynajmniej w I lidze bez problemu się zaczepi. – Rozmawiam z dwoma krajowymi klubami, być może w najbliższych dniach coś się wyklaruje – przekazał nam Wójcicki.
Zawodnicy bez klubów tym razem i tak są w dość dobrym położeniu. Jesienią został miesiąc grania, a potem ligowa rywalizacja wyłącza się u nas aż do końcówki stycznia. Będzie dużo czasu, żeby znaleźć klub, nadrobić ewentualne zaległości treningowe i dojść do formy. – Z jednej strony to prawda. Z drugiej strony, każdego zawodnika ciągnie na boisko i wolałby zacząć grać jak najszybciej. Nigdy pozostanie bez klubu i trenowanie indywidualnie lub gościnnie z jakąś drużyną nie jest komfortową sytuacją – podkreśla na koniec Turek z Fair Sport.
Polscy piłkarze bez kontraktów:
Dane z ostatniego sezonu lub ewentualnie z początku obecnego. Kolejność nazwisk alfabetyczna.
BRAMKARZE:
Paweł Florek (26 lat)
32 mecze dla UD Alzira (31 w IV lidze hiszpańskiej, 1 w Pucharze Króla)
10 czystych kont
ostatni występ: 15 maja 2022
Mateusz Kania (23 lata)
3 mecze dla Real Balompedica Linense (2 w III lidze hiszpańskiej, 1 w Copa Federacion)
ostatni występ: 5 grudnia 2021
Paweł Kieszek (38 lat)
15 meczów dla Wisły Kraków (14 Ekstraklasa, 1 Puchar Polski)
3 czyste konta
ostatni występ: 15 maja 2022
Patryk Królczyk (28 lat)
5 meczów dla GKS-u Katowice (4 I liga, 1 Puchar Polski)
2 czyste konta
ostatni występ: 13 listopada 2021
Damian Primel (30 lat)
4 mecze dla Stali Mielec (3 Ekstraklasa, 1 Puchar Polski)
ostatni występ: 1 kwietnia 2022
Patryk Procek (27 lat)
22 mecze dla PAEEK Kyrenia (cypryjska ekstraklasa)
3 czyste konta
ostatni występ: 14 marca 2022
Adam Stachowiak (35 lat)
20 meczów dla Denizlisporu (II liga turecka)
6 czystych kont
ostatni występ: 20 lutego 2022
Krystian Stępniowski (29 lat)
2 mecze dla Stali Rzeszów (II liga)
ostatni występ: 27 kwietnia 2022
Miłosz Tysiak (20 lat)
bez występu w ostatnim sezonie, w tym dwa mecze na ławce Sandecji w I lidze
OBROŃCY:
Jakub Bednarczyk (23 lata)
27 meczów dla rezerw St. Pauli (IV liga niemiecka)
3 gole, 4 asysty
Rafał Kobryń (22 lata)
23 mecze dla Sandecji Nowy Sącz (I liga)
1 gol
ostatni występ: 2 maja 2022
Jakub Wójcicki (34 lata)
17 meczów dla Zagłębia Lubin (16 Ekstraklasa, 1 Puchar Polski)
ostatni występ: 21 maja 2022
POMOCNICY:
Michał Goliński (22 lata)
18 meczów dla Górnika Łęczna (15 Ekstraklasa, 3 Puchar Polski)
1 asysta
ostatni występ: 15 maja 2022
Miłosz Kozak (25 lat)
w tym sezonie 2 mecze dla Spartaka Trnava (1 w słowackiej ekstraklasie, 1 w el. Ligi Konferencji)
ostatni występ: 28 lipca 2022
Przemysław Mystkowski (24 lata)
19 meczów dla Jagiellonii Białystok (Ekstraklasa)
1 gol
ostatni występ: 23 kwietnia 2022
Maciej Pałaszewski (24 lata)
19 meczów dla Górnika Polkowice (I liga) i 15 dla AE Kifisias (II liga grecka)
1 gol
ostatni występ: 1 maja 2022
Igor Sapała (27 lat)
w tym sezonie 3 mecze dla Rakowa Częstochowa (1 Ekstraklasa, 1 Superpuchar Polski, 1 el. Ligi Konferencji)
ostatni występ: 31 lipca 2022
Waldemar Sobota (35 lat)
25 meczów dla Śląska Wrocław (20 Ekstraklasa, 1 Puchar Polski, 4 el. Ligi Konferencj)
3 asysty
ostatni występ: 21 maja 2022
Mateusz Sopoćko (23 lata)
3 mecze dla Warty Poznań (2 Ekstraklasa, 1 Puchar Polski)
ostatni występ: 29 września 2021
Rafał Zaborowski (28 lat)
15 meczów dla Swadhinata KS (11 ekstraklasa Bangladeszu, 2 Federation Cup, 2 Independence Cup)
3 gole, 6 asyst
ostatni występ: 9 kwietnia 2022
NAPASTNICY:
Łukasz Gikiewicz (34 lata)
18 meczów dla Chennaiyin FC (Indian Super League)
1 gol, 1 asysta
ostatni występ: 3 marca 2022
Łukasz Teodorczyk (31 lat)
14 meczów dla Vicenzy (Serie B)
1 gol, 3 asysty
ostatni występ: 18 kwietnia 2022
WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
- Hamulić: – Nie doceniali mnie, a w Holandii byłem dziesięć razy lepszy od innych [WYWIAD]
- Hokus Pontus. Jak Almqvist zaczarował Szczecin
Fot. FotoPyK/400mm.pl/Newspix/