Szlagiery Serie A regularnie dostarczają nam w ostatnich latach wielkich emocji. Tak było i tym razem. Choć jedna z drużyn wyraźnie przeważała, a Piotr Zieliński nie błysnął niczym wyjątkowym, to trudno byłoby źle ocenić dzisiejsze starcie Milanu z Napoli.
Krótko mówiąc – działo się. Działo się naprawdę sporo.
AC Milan – Napoli. Dominacja i nieskuteczność Milanu
Piłkarze Milanu od początku chcieli wykorzystać atut własnego boiska, więc wyszli na to spotkanie wysokim pressingiem. To przyniosło efekty już przed upływem pierwszego kwadransa gry. Wtedy swoją okazję na otwarcie wyniku miał Olivier Giroud, który huknął w poprzeczkę z okolic czternastego metra od bramki rywala. Chwilę później znowu mógł dać swojemu zespołowi prowadzenie po dośrodkowaniu w pole karne Theo Hernandeza. Ale i wtedy napastnikowi zabrakło szczęścia, bo piłka po jego strzale frunęła kilkanaście centymetrów nad poprzeczką.
Nie wyszło w tradycyjny sposób? No to były snajper Arsenalu postanowił – jak to niegdyś miewał w zwyczaju – pójść inną drogą. Niestety, akrobatyczny strzał zewnętrzną częścią stopy po dośrodkowaniu Charlesa De Ketelaere także nie wyszedł. Ale Milan i tak nie zwalniał. Widać było nich zaangażowanie i ogromną chęć wyjścia na prowadzenie jeszcze przed przerwą. Blisko zapewnienia tego swojemu zespołowi był Rade Krunić, który zawisł w powietrzu po wykonywanym przez Ismaela Bennacera rzucie rożnym. Niestety dla Rossonerich, Bośniak trafił prosto w dłonie Alexa Mereta.
Napoli za to wybrało pasywną postawę. Bardzo pasywną. Na dobrą sprawę mieli dwie, może trzy groźne akcje. Choć trudno powiedzieć, czy słowo „groźny” nie byłoby w tym przypadku lekką przesadą. Okej, Matteo Politano mógł wykorzystać fajne podanie górą od Piotra Zielińskiego. Ale czy była to stuprocentowa sytuacja? Raczej nie. Tym bardziej to samo można powiedzieć o kilku dośrodkowaniach po stałych fragmentach gry w wykonaniu neapolitańczyków, czy co dopiero o zablokowanym strzale z rzutu wolnego Zielińskiego, który zaliczył dziś raczej przeciętny występ, a momentami anonimowy.
Jednak w nastawieniu podopiecznych Spallettiego nie było nic dziwnego. Wszak pójście z Milanem od samego początku na wymianę ciosów brzmiało niczym część kultowego programu „Śmierć na tysiąc sposobów”. A tak, dzięki swojemu defensywnemu podejściu i sporej dawce szczęścia, po przerwie dalej mogli liczyć na zwycięstwo.
No i w drugiej połowie los uśmiechnął się do nich jeszcze bardziej.
AC Milan – Napoli. Szczęście nie zawsze sprzyja lepszym
Sergino Dest nie zaliczy raczej pierwszego spotkania w Serie A do udanych. Amerykanin wszedł bowiem na boisko w przerwie meczu z Napoli i zaledwie osiem minut później sfaulował w polu karnym gwiazdę „Azzurrich” – Chwiczę Kwaracchelię. Sędzia na początku nie dostrzegł faulu, ale po protestach przyjezdnych postanowił skorzystać z wozu VAR. Decyzja? Jedenastka. A tę pewnie wykorzystał Matteo Politano.
Milan rzecz jasna nie złożył broni. Non stop próbował wyrównać. Jednak chwilę po starcie gola więcej było w tym nerwowości, aniżeli realnych szans na strzelenie bramki.
Do czasu.
„Rossonerim” wreszcie udało się pokonać Alexa Mereta. Autorem trafienia był pechowiec z pierwszej połowy – Olivier Giroud. Futbolówka po płaskim dośrodkowaniu Theo Hernadeza znalazła w polu karnym jasnowłosego goleadora. Ten stał sam. Kompletnie bez krycia. A jak dobrze wiemy, Francuz nie zwykł marnować takich sytuacji w ważnych spotkaniach. Z zimną krwią zapakował piłkę prosto w lewy dolny róg bramki. Meret – ustawiony bliżej drugiego ze słupków – był bez szans.
W tamtym momencie każdy myślał, że Milan pewnie ruszy po zwycięstwo. W końcu nic nie motywuje tak, jak wyrównanie w drugiej połowie na własnym stadionie przy wzmożonym wsparciu ze strony kibiców. I rzeczywiście, Milan dalej stwarzał sobie sytuacje. Gracze Pioliego ponownie przycisnęli pedał gazu.
Ale ponownie za lekko.
Okazję na drugiego gola teoretycznie miał Giroud, ale strzelał głową z dość dalekiej od bramki odległości. Ataki były na pierwszy rzut oka niebezpieczne dla rywali, ale już po powtórce trudno już było określić je tym mianem.
A to znowu wykorzystało Napoli. Na dodatek w akcji, którą już chcieliśmy spisywać na starty. Wpuszczony na boisko w drugiej połowie Giovanni Simeone otrzymał podanie od swojego imiennika – Di Lorenzo. W pewnym momencie wydawało się, że pierwszy z nich za długo przetrzymuje futbolówkę. Wycofał się z nią bowiem z pola karnego rywala i oddał na 30. metr do Mario Ruiego. Lewy obrońca Napoli niespodziewanie posłał piłkę górą prosto na głowę syna słynnego „Cholo”, który zachował się tak, jak powinien zachować się każdy klasowy snajper – pewnie sfinalizował całą akcję głową. I cyk. Goście prowadzili 2:1.
Co najlepsze, przez chwilę można było odnieść wrażenie, że Napoli na tym nie spocznie. „Azzurri” uniesieni po zdobyciu bramki szli jak po swoje. Zdążyli nawet oddać kolejny groźny strzał na bramkę Mike’a Maigniana. Golkipera postraszył kolejny z wprowadzonych na murawę w drugiej części meczu – Alessio Zerbin. Próba 23-letniego Włocha spełzła jednak na niczym.
Ale taką mentalność ze strony Napoli oglądaliśmy tylko przez chwilę. Później to Milan znowu doszedł głosu. Był jeszcze bardziej desperacki niż wcześniej. Atakował niemalże całą drużyną. Nie bez powodu najlepszą okazję na wyrównanie miał… Pierre Kalulu. Środkowy defensor dostał idealne podanie Oliviera Giroud, dzięki któremu znalazł się na czystej pozycji w polu karnym. I to na piątym metrze! 22-latek przyfanzolił z całej siły, ale jedynie obił poprzeczkę.
Napoli natomiast w tym czasie dalej grało swoje. W końcówce jeszcze bardziej zagęściło szyki defensywne, aby na pewno dowieźć skromne prowadzenie. I choć Milan dalej próbował, czy to z akcji, czy to ze stałych fragmentów, to i tak nic to nie dało.
Zawodnicy „Rossonerich” powinni więc pluć sobie w brodę, bo byli dzisiaj drużyną zwyczajnie lepszą. Zabrakło im jednak opanowania. No i przede wszystkim szczęścia. Cóż… Jak doskonale widać, nie zawsze sprzyja ono lepszym.
AC Milan – Napoli 1:2
Giroud 69′ – Politano 55′ (karny), Simeone 78′
CZYTAJ WIĘCEJ O WŁOSKIM FUTBOLU:
- Milik zbiera kolejne skalpy a mundial tuż tuż
- Głowa jest dżunglą. O chorobie Josipa Ilicicia
- Kopalnia złota dalej fedruje. Lekcja przetrwania od Udinese
Fot. Newspix