W trakcie całej rundy jesiennej poprzedniego sezonu Michał Skóraś uzbierał mniej goli i asyst niż w trakcie jednego wyjazdowego meczu z Villarreal. Skrzydłowy Lecha Poznań jest dobrym przykładem na to, że rok w piłce znaczy dużo, a i nie potrzeba wcale tak wiele, by brzydkie kaczątko zaczęło przypominać łabędzia.
Oczywiście najpierw chcemy zastrzec: nie, nie robimy ze Skórasia gościa, który zaraz zastąpi Neymara w PSG. I oczywiście wciąż jesteśmy za tym, by rączki trzymać na kołdrze i nie popadać w stany euforyczne. Natomiast warto dostrzec i zaznaczyć wyraźnie to, że 22-latek ładnie rozwinął się na przestrzeni ostatniego roku.
Żeby dostrzec jego rozwój, warto zestawić ze sobą dwa okresy, ustalić jakiś punkt A, by spojrzeć na dziś – czyli punkt B – z pewnej perspektywy.
Skóraś nigdy nie był tym pierwszoplanowym talentem Lecha Poznań. Za takich w akademii uchodzili, chociażby Dawid Kownacki czy Filip Marchwiński, czyli zawodnicy typu „talentów krzyczących”. Już za dzieciaka wyraźnie przerastali rówieśników i wróżono im wówczas, że prędzej lub później (ale raczej prędzej) zagrają w pierwszym zespole. Skóraś był niezłym piłkarzem swojego rocznika, ale w akademii nie uważano, że to będzie chłopak, który podzieli los Kędziory, Bednarka, Modera, Kownackiego czy Gumnego. W 2018 roku trafił na wypożyczenie do Bruk-Betu Termaliki Nieciecza, ale szału tam nie zrobił. Rok później udał się na kolejne wypożyczenie – tym razem do Rakowa – ale też trudno mówić o tym, by stał się tam istotną postacią ekipy Marka Papszuna.
Wrócił do Lecha zimą sezonu 2019/20 i był rezerwowym (pięć wejść z ławki). Sezon 2020/21 – łapał swoje minuty, często wchodził z ławki, ale w lidze uzbierał raptem dwa gole i asystę. W Lechu rozważano transfer definitywny, pojawiły się nawet opcje z klubów z Ekstraklasy lub perspektywami na Ekstraklasę, ale Skóraś został. Jesienią u Skorży grał niewiele, bo pewniakiem do gry był Jakub Kamiński i dopiero wiosną zaczął odgrywać istotniejszą rolę w zespole. Tutaj zaczyna się opowieść o robieniu kroku naprzód. Strzelił gola ze Śląskiem Wrocław (1:0), zaliczył kluczową asystę w starciu z Wisłą Płock (1:0) – to były bardzo istotne punkty w kontekście walki o mistrzostwo kraju dla Lecha.
Latem stało się jasne, że Skóraś będzie odgrywał istotną rolę w Kolejorzu. Wydawało się, że to nie on, a Kristoffer Velde wejdzie w buty Jakuba Kamińskiego (po to był przecież ściągany), Adriel Ba Loua doznał urazu, Gio Citaiszwili powoli był wprowadzany do gry. Ciągnąć wózek miał ten, który ugruntował sobie pozycje w zespole w minionej rundzie i który – mówiąc wprost – po prostu został w klubie. Jak wypada Skóraś na początku tego sezonu? Dwa gole z Dinamo Batumi (oba po strzałach z dystansu), asysta z Vikingurem, gol z Wisłą Płock, gol i asysta z Lechią Gdańsk, no i dziś gol oraz asysta z Villarrealem.
Łącznie: pięć bramek i trzy asysty.
O ile Velde też notuje liczby, o tyle o Skórasiu można powiedzieć, że na początku tego sezonu jest bardziej przewidywalny. W tym pozytywnym sensie. Oczywiście miewa problemy z wykończeniem, ale przynajmniej nie popełnia tak wielu prostych błędów technicznych jak Norweg. Ba Loua w rywalizacji o skład, póki co się nie liczy przez zdrowie, Citaiszwili miał tylko nieliczne momenty dobrej gry. Ergo – wychodzi na to, że to 22-letni wychowanek Kolejorza jest dziś najlepszym skrzydłowym zespołu.
Przypominamy: mówimy o chłopaku, który rok temu miał problemy z regularną grą w wyjściowym składzie i który jedyną asystę jesienią zanotował… w Pucharze Polski w starciu z Unią Skierniewice.
Rozmawialiśmy na dniu medialnym przed finałem Pucharu Polski z Maciejem Kędziorkiem, asystentem w sztabie Kolejorza. Już wtedy chwalił Skórasia za jego rozwój: wybiera lepsze decyzje pod bramką, jest spokojniejszy, gra odważniej, lepiej atakuje przestrzeń, poprawił się w aspektach techniczno-taktycznych. Z tego co słyszymy – Skóraś pracuje też indywidualnie z trenerami spoza klubu. I to widać: jego progres przyspieszył, choć rok temu byśmy w taki rozwój nie uwierzyli.
22-latek zaraz dobije do setki meczów w Lechu Poznań, na poziomie seniorskim (Bruk-Bet, Raków, rezerwy, Lech) przekroczył już liczbę 160 spotkań. I na przestrzeni ostatniego roku przesunął się z półki „eee, raczej podzieli los Tomczyka, Chodyny czy Pleśnierowicza” (czyli innych wychowanków Lecha, którzy trafili do słabszych klubów) na półkę „oho, są widoki na coś więcej”.
Wciąż jednak jesteśmy spokojni w kwestii przesądzania, że to chłopak, który za kwadrans będzie gotowy na zagraniczny wyjazd. Kamil Jóźwiak wyjeżdżał po dwóch udanych sezonach i widzimy, że furory na zachodzie nie zrobił, że tak to eufemistycznie ujmiemy. Tymoteusz Puchacz też pewnie inaczej wyobrażał sobie wyjazd na zachód.
Niech Michał spokojnie sobie pracuje i widzi, że nie jest już zdolnym nastolatkiem, a 22-letnim piłkarzem, co do którego można mieć pewne oczekiwania. Jeśli dał radę zrobić taki krok naprzód przez ostatnie miesiące, to wierzymy, że jest w stanie dołożyć do tego jeszcze przynajmniej drugie tyle w obecnym sezonie.
WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ: