Obejrzeliśmy ten mecz, żebyście wy nie musieli tego robić. Jeżeli po trzydziestu minutach pierwszego finału PGE Ekstraligi nie wybraliście słuchania o Ekstraklasie w Lidze Minus, tylko dalej woleliście oglądać jak Moje Bermudy Stal Gorzów Wielkopolski i Motor Lublin jeżdżą sobie gęsiego, popełniliście błąd. Jeżeli o 21:00 wciąż woleliście oglądać żużel i nie przełączyliście na siatkę, to nie widzimy innej opcji – zapewne wcześniej usnęliście. Gospodarze wygrali 51:39. Tym sposobem Bartosz Zmarzlik, który dziś zdobył aż 16 punktów i 1 bonus, być może odejdzie z gorzowskiej Stali, dając jej pierwsze od sześciu mistrzostwo Polski. Dodajmy, że odejdzie do… Motoru Lublin.
MECZ KLUBÓW ZMARZLIKA
Podtekstów w tym spotkaniu nie brakowało, zanim jeszcze zawodnicy ustawili się pod taśmą startową. W końcu prawdopodobnie obejrzeliśmy ostatni mecz Bartosza Zmarzlika w barwach zespołu Moje Bermudy Stal Gorzów Wielkopolski. Bartosz, który zmierza po trzeci tytuł indywidualnego mistrza świata na żużlu, w fantastycznym stylu poprowadził również swoją drużynę do finału PGE Ekstraligi. W pierwszym meczu ćwierćfinałowym wychowanek gorzowskiej Stali wyczyniał cuda na toruńskiej Moto Arenie, gdzie zdobył aż 19 punktów. Stal wprawdzie uległa Nature Solutions Apatorowi Toruń, ale tylko dwoma punktami. Tę stratę Gorzów bez trudu odrobił u siebie, a Zmarzlik ponownie był najlepszym rajderem drużyny.
Gorzowian w półfinale czekało jednak trudniejsze zadanie. W końcu zielona-energia.com Włókniarz Częstochowa zakończył fazę zasadniczą sezonu na drugim miejscu. W dodatku gorzowianie przystępowali do zawodów osłabieni brakiem Andersa Thomsena. Duńczyk tydzień wcześniej jeździł w Grand Prix Challenge w Glasgow, gdzie uczestniczył w strasznym karambolu. W jego wyniku złamał nogę w dziewięciu (!) miejscach, tym samym zakończył sezon.
Wprawdzie trio Bartosz Zmarzlik, Martin Vaculik i Szymon Woźniak robiło co mogło, by uratować wynik pierwszego spotkania w Gorzowie, ale sił wystarczyło im tylko na remis. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że Częstochowa tego nie wypuści. Tymczasem ktoś pod Jasną Górą chyba nie dał na tacę w intencji finału, bo częstochowianie przegrali u siebie 42:48. Bohater meczu? A jakże – Zmarzlik, który przywiózł komplet punktów.
W finale rywalami gorzowian była zdecydowanie najlepsza ekipa tego sezonu – Motor Lublin. Mamy nadzieję, że kibice z Lublina nam wybaczą, ale drogi obecnych wicemistrzów Polski do drugiego z rzędu finału ligi nie ma co opisywać. Byli najlepsi, w sezonie zasadniczym przegrali tylko raz. W ćwierćfinale play offów bez trudu poradzili sobie z Unią Leszno. Wprawdzie mieli nieco kłopotów z Toruniem, który do półfinałów dostał się jako szczęśliwy przegrany. Ale u siebie odrobili straty z nawiązką.
Być może ten mecz ograniczyłby się do starcia drużyny z mocnymi liderami, ale bez drugiej linii, jaką jest Stal Gorzów, do starcia z mocną, wyrównaną ekipą Motoru. Gdyby nie fakt, że Bartosz Zmarzlik w trakcie sezonu ogłosił, że odchodzi z Gorzowa. I to właśnie do drużyny Motoru Lublin. Chociaż Zmarzol od lat jest liderem tego zespołu, a w całej lidze od 2016 roku nie wypadł poza trójkę najlepszych zawodników. Rzecz w tym, że ten 2016 roku był ostatnim, w którym Bartosz cieszył się z Drużynowego Mistrzostwa Polski. Dwukrotny mistrz świata powoli zaczął się dusić w macierzystym klubie, stąd zdecydował się na zmiany.
CIEKAWIE TYLKO NA STARCIE
Pogoda w Gorzowie była niepewna. Na szczęście przez cały dzień nie nastąpiły opady deszczu, ale organizatorzy i tak zapobiegawczo zasłonili tor płachtami. A co działo się na owalu, kiedy zawodnicy już się na nim pojawiali?
Na początku nie uświadczyliśmy wielu akcji, ale już w drugim biegu mieliśmy emocje związane z wykluczeniem. Wówczas na tor wyjechali juniorzy. Po stronie Motoru Lublin byli to Mateusz Cierniak i Wiktor Lampart – najlepsza para młodzieżowców w lidze. Reprezentanci gospodarzy, Oskar Paluch i Mateusz Bartkowiak, zdawali się skazani na pożarcie. W dodatku na pierwszym okrążeniu Paluch został uznany winnym upadku Cierniaka. Kontakt był minimalny i Mateusz pewnie mógłby się utrzymać, lecz wolał wykorzystać fakt kontaktu i się położył.
W powtórce Cierniak przywiózł pewną trójkę, ale nieoczekiwanie Bartkowiak poradził sobie z Lampartem. I to dość pewnie. A jeżeli nieopierzony dziewiętnastolatek wozi za plecami zawodnika, który w tym roku kończy wiek juniora, to znaczyło że gospodarze znakomicie spasowali maszyny z własnym torem. Pierwsza seria startów zakończyła się wynikiem 14:10 dla Stali, a faworyzowani goście mieli nad czym myśleć.
I wymyślili. Widzicie, o ile tor w Gorzowie był dobrze przygotowany, o tyle… cóż, był torem w Gorzowie. Czyli nawierzchnią szalenie nudną, na której dochodzi średnio do ośmiu mijanek… na całe zawody. Założymy się, że większość z nich była autorstwa Zmarzlika, kiedy przegrał z kimś start. Tak też było w tym meczu, kiedy pod taśmą lepszy był Maksym Drabik, ale lider Gorzowa uporał się z nim jeszcze na pierwszym okrążeniu. Reszta zawodników by wyprzedzić, musiała genialnie trafić z ustawieniami. W przeciwnym razie, lepiej było pilnować pozycji.
CO ZA NUDA…
Ale losy spotkania zaczęły się odwracać. Gospodarze, którzy w pierwszej serii oczarowali własnych kibiców, w drugiej zupełnie się pogubili (rzecz jasna, poza Zmarzlikiem). W Motorze błyszczał zwłaszcza Dominik Kubera, który miał małe porachunki z zawodnikiem ORLEN Team. W poniedziałek wychowanek Unii Leszno przegrał z Bartkiem w Rzeszowie walkę o indywidualne mistrzostwo Polski. Dziś mógł sobie powetować to niepowodzenie, wygrywając czempionat w drużynie.
Kubera, choć był mocno eksploatowany, to jechał koncertowo. W ósmym biegu zanotował na swoim koncie już czwarte zwycięstwo. Musiał ono wyjątkowo smakować, bo odniósł je właśnie nad Zmarzlikiem – oczywiście wychodząc lepiej ze startu. Ale wciąż, nie dać połknąć się Bartkowi na jego torze, to spory wyczyn.
Gorzów był w grze, starał się naciskać na zespół gości. Ale cztery punkty przewagi Motoru nie mogły zniknąć z tablicy wyników. Stal doprowadziła do remisu dopiero w 10 biegu, który nie miał prawa skończyć się inaczej, niż 5:1 dla gospodarzy. W końcu na parę juniorów Lampart-Cerniak (choć ten drugi dobrze dziś jeździł) Stanisław Chomski wystawił swój galowy duet Zmarzlik-Vaculik. W 11 biegu Vaculik i Woźniak zamknęli znakomitego Kuberę, a dwie gonitwy później Gorzów dołożył kolejne 5:1. I tak, dosłownie w kilka chwil, z czterech punktów straty zrobiło się prowadzenie 43:35.
Pod koniec meczu Motor Lublin stracił jeszcze Mikkela Michelsena. Może Duńczyk nie jechał wybitnych zawodów, ale na tym torze wystarczyło tylko wyjść dobrze ze startu – raz mu się to udało i tak dowiózł trzy punkty. Czy to wpłynęło na wynik? Nie, ten wciąż zależał wyłącznie od startu. A że w trzeciej części meczu Stal – a w zasadzie jej liderzy – była spasowana znacznie lepiej, to Gorzowianie ostatecznie zakończyli mecz z dwunastoma punktami przewagi.
Chociaż mówimy o finale ligowych zmagań, to zawody same w sobie są do zapomnienia. Dla wszystkich poza Bartoszem Zmarzlikiem, który być może pozbawi przyszłego pracodawcy złotego medalu mistrzostw Polski. Ale ku uciesze swojej i kibiców z Gorzowa – opuści Stal ozłoconą.
Moje Bermudy Stal Gorzów: 51
9. Szymon Woźniak (1,3,1,1*,2*,3) 11+2
10. Patrick Hansen (2,0,0,2,2*,0) 6+1
11. Martin Vaculik (3,1,2*,3,3,2*) 14+2
12. Anders Thomsen – zastępstwo zawodnika
13. Bartosz Zmarzlik (2*,3,2,3,3,3) 16+1
14. Oskar Paluch (W,1*,1) 2+1
15. Mateusz Bartkowiak (2,0,0) 2
16. Wiktor Jasiński () –
Motor Lublin: 39
1. Mikkel Michelsen (0,1*,3,D) 4+1
2. Maksym Drabik (0,2,0,1*) 3+1
3. Jarosław Hampel (2,1,2*,D,1,0) 6+1
4. Fraser Bowes () –
5. Z/Z () –
6. Wiktor Lampart (1,0,1,0) 2
7. Mateusz Cierniak (3,2*,0,2,1*) 8+2
8. Dominik Kubera (3,3,3,3,1,2,1) 16
Fot. Newspix