Reklama

Raków zdemolował Legię

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

11 września 2022, 20:25 • 4 min czytania 173 komentarzy

Ani poprzednie wyniki, ani obecna sytuacja w tabeli nie wskazywały, że możemy zobaczyć aż taką różnicę klas. Nawet w połowie meczu można było odnieść wrażenie, że o ile Legii bardzo trudno będzie coś wskórać z Rakowem, o tyle raczej nie skończy się to dla stołecznego klubu tak tragicznie. A tu proszę – ekipa Marka Papszuna wypunktowała rywali z takim wyrachowaniem, jakby to ona miała kilkanaście mistrzostw Polski na koncie.

Raków zdemolował Legię

Najbardziej w tym spotkaniu mogły zwrócić uwagę zmiany dokonywane przez trenerów. Runjaić posyłał do boju Rosołka, Picha czy Kramera, a Papszun Piaseckiego czy Nowaka, którzy zadecydowali o wysokim zwycięstwie. Bawili się panowie w Częstochowie, rozmontowywali defensywę Legii zdecydowanie za łatwo. Ta różnica w jakości z ławki była kluczowa, acz nawet bez niej Legia raczej nie miałaby czego szukać w tym meczu. To zespół, który na 10 spotkań z „Medalikami” może wygrałby jedno, maksymalnie dwa. W takim miejscu jest warszawski klub na tle wicemistrza Polski, ot, tej gorzkiej w smaku rzeczywistości kibice muszą się uczyć.

Raków Częstochowa – Legia Warszawa 4:0. Zaczęło się zabawnie…

Widać było od początku tego meczu, kto dysponuje większą dojrzałością, kto jest lepiej zorganizowany i posiada bardziej skuteczne indywidualności. Widać też było, kto napastnika ma tylko na papierze…

Marek Papszun twierdzi, że media uprawiają manipulację, że za bardzo oczerniamy jego piłkarzy na tej pozycji. Ale fakty są takie, że jak nie strzelasz na pustą bramkę z dwóch metrów, to nawet my, dziennikarze, nie musimy nic mówić. Boisko mówi samo za siebie.

Reklama

Na szczęście dla Rakowa zdobyczy bramkowej nie trzeba opierać na formie Gutkovskisa, który być może zawalczy o podium w plebiscycie na największe pudło sezonu. Jest bowiem jeszcze taki jegomość jak Ivi Lopez, który i wywalczył rzut karny (podyktowany po analizie VAR), i potem oczywiście sam go wykorzystał. Trochę przydzbanił Johansson, dał się zwieść Hiszpanowi za łatwo. Potem w ogóle jego głowa chyba nie pracowała jak należy, bo jeszcze w pierwszej połowie Szwed powinien był wylecieć za dwie żółte kartki. Sędzia Marciniak był jednak nad wyraz litościwy.

Legia popełniała błędy, Raków się bawił

Do pewnego momentu nie byli litościwi piłkarze obu ekip w drugiej połowie, bo tempo spotkania trochę siadło. Przy piłce była głównie Legia, ale nie wynikało z tego za wiele. Było trochę klepania, prób ciekawych zagrań, ale już pod polem karnym Rakowa brak właściwego wykonania. Legia sprawiała wrażenie bezzębnej ekipy, która na czele z Carlitosem i Wszołkiem z przodu nie wiedziała, co ze sobą uczynić. Podobnie miał chyba Sokołowski, kiedy przed własnym polem karnym minął się z piłką, czym sprokurował akcję bramkową. Pach, pach, Nowak 1 na 1 z bramkarzem i gol.

W ogóle z dzisiejszych baboli piłkarzy Legii można by zrobić niezłą kompilację. Każdy gol Rakowa to konkretny, wyrazisty błąd rywala w tle:

  • bramka na 1:0 – faul Johanssona
  • 2:0 – nieodpowiedzialne zachowanie Sokołowskiego
  • 3:0 – Augustyniak przestawiony jak dziecko przez Piaseckiego
  • 4:0 – niecelne podanie Johanssona

Raków nie stosował dzisiaj wybitnych środków, a i tak zdeklasował Legię. Kluczem była umiejętność przekucia jej błędów w bramki i zmiany, w tym fantastyczne wejście Bartosza Nowaka. A skoro masz przed sobą rywala, który w fazie ofensywnej nie jest w stanie trafiać w duży prostokąt, łatwiej ci go ograć. Właśnie do tego mogą mieć pretensje kibice z Warszawy – że brakowało jakiejś werwy, większej dynamiki z przodu. Piłkarze ze stolicy wyglądali w Częstochowie tak, jakby miało ich przerosnąć wejście na Jasną Górę, a co dopiero wyrwanie punktów Rakowowi, który – wydaje się – nawet nie musiał włączać najwyższych obrotów.

Choć oba kluby są w czołówce i sąsiadują ze sobą tabeli, różnica między nimi z każdym kwadransem meczu stawała się coraz większa. Na koniec wyniosła cztery bramki, a taki rozmiar porażki w Warszawie to niezwykła rzadkość. I idealny dowód na to, jak klub, który w Ekstraklasie jest zaledwie od kilku lat, może przegonić pod względem jakości sportowej takiego giganta na polskie warunki jak Legia. Marek Papszun mógł dzisiaj tylko utwierdzić się w przekonaniu, że warto było odrzucić zakusy większej marki. Większej, ale nie lepszej. To obecnie dwie różne galaktyki.

Reklama

WIĘCEJ O RAKOWIE I LEGII:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

173 komentarzy

Loading...