Dyrektor sportowy Legii, Jacek Zieliński w długiej rozmowie z Legia.net opowiedział o wszystkich aspektach letniego okna transferowego w stołecznym klubie. Na papierze koniec końców wygląda ono zaskakująco dobrze, bo klub pozbył się wielu niechcianych piłkarzy, a sprowadził potencjalnych liderów, jak Carlitos, Augustyniak czy (kolejny raz) Wszołek.
– Broniłem się przed tym, żeby oddać Mateusza Wieteskę. Uważaliśmy wraz z trenerem Kostą Runjaiciem, że potrzebujemy kilku liderów w zespole. Mateusz jako Polak, o mocnej osobowości, świetnych walorach piłkarskich pasował nam idealnie. Ale po oficjalnej ofercie i dyskusjach z trenerem, zawodnikiem i jego agentem, rozpatrzeniu sytuacji, doszliśmy do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie zgoda na transfer do Clermont – tym bardziej, że na horyzoncie miałem już trzech innych piłkarzy, którzy mogliby go zastąpić. Ostatecznie zdecydowałem się na Polaka, Augustyniaka, co uważam za dobre posunięcie, z kilku powodów. Po pierwsze, to też silna osobowość, nie wiem czy nie silniejsza od Wieteski. Po drugie, trzy lata grał w czołowej lidze, w TOP 10 w Europie. To piłkarz, którego znam i ręczę za jego charakter. Co więcej, może nam obstawić dwie pozycje. Początkowym planem okazało się wzmocnienie defensywy, Rafał miał zacząć występy jako stoper – głównie ze względu na odejście „Wietesa” i brak treningów z zespołem przez dwa miesiące. Wymagania w stosunku do niego na „szóstce” byłyby bardzo wysokie, wszyscy – kibice, dziennikarze – spodziewaliby się po nim perfekcyjnej gry w roli defensywnego pomocnika. Nie wiem czy po dwóch miesiącach pracy indywidualnej byłoby go stać na spełnienie oczekiwań, miałby fazy gry bardzo dobrej i gorszej z powodu braku przygotowania do sezonu z drużyną. Jeśli ćwiczysz z kolegami, przygotowujesz się z nimi, grasz w sparingach, to jesteś gotowy do tego, żeby dobrze podawać, podejmować trafne decyzje, twój układ nerwowy funkcjonuje zupełnie inaczej, to totalna różnica – mówi dla Legia.net Zieliński o odejściu Wieteski i będącym jego następcą Augustyniaku.
Dyrektor broni decyzji o sprowadzeniu Roberta Picha. – Spodziewałem się, że będzie dużo krytyki, ale byłem przekonany, że Robert wypełni swoją rolę w Legii. Gdyby przychodził tutaj jako mój trzeci, czwarty albo piąty transfer, to wtedy byłaby akceptacja, pełne zrozumienie. Tylko że najpierw wzięliśmy Picha, który prawdopodobnie, w zamyśle, był tym zawodnikiem, który stanie się bardzo dobrym zmiennikiem, a potem dokooptowaliśmy piłkarzy przewidywanych do podstawowego składu. Chyba to stało się problemem, jeśli chodzi o zaakceptowanie tej sytuacji przez kibiców, ale potem, po kolejnych ruchach, myślę, że było więcej zrozumienia dla tej decyzji. Robert co trening i mecz udowadnia swą przydatność dla zespołu, to niesamowicie pogodny człowiek – przekonuje.
Zieliński nie ukrywa, że Kosta Runjaic początkowy nie był zadowolony z odejścia Rafaela Lopesa. Między innymi dzięki temu do Legii mógł wrócić Carlitos. – Trener był trochę obrażony, że pozwoliłem odejść Portugalczykowi, bo w ataku zrobiło się krucho. Gdybym tego nie wykonał w tym momencie, to, po pierwsze, tej opcji by za chwilę nie było. Po drugie, zostałbym z zawodnikiem z półrocznym kontraktem, który nie chciał przedłużyć umowy do końca sezonu, bo tam (w AEK-u Larnaka – red.) miał opcję na dwa lata. Zostałbym z piłkarzem, który mógłby być w tej sytuacji sfrustrowany i nie wiadomo jaki byłby z niego pożytek przez najbliższe kilka miesięcy. Mogłoby się okazać, że mielibyśmy snajpera na papierze, który mógłby dać nam niewiele. Po przemyśleniach, rozmowach z graczem, agentem, zdecydowaliśmy, że będzie to najlepszy wybór, chociaż stawiałem się wtedy w bardzo trudnej sytuacji. Miałem już presję z pozyskaniem drugiego napastnika, którą – dając Lopesowi zgodę na odejście – sobie wzmocniłem, nie tylko w stosunku do otoczenia, czyli wymagań kibiców, dziennikarzy, bo sam wiedziałem o tej potrzebie. Ale myślę, że to rozwiązanie okazało się bardzo dobre dla zawodnika, klub też na tym nie stracił. Wręcz przeciwnie, zwolniło się miejsce z pensją dla kolejnego piłkarza, napastnika, który miałby do nas trafić. Także decyzja była efektem pragmatyzmu, a nie presji ze strony piłkarza i jego agenta, jak to się czasami zdarza – tłumaczy dyrektor.
Przyznaje on, że w tym okienku przy pozyskiwaniu nowych zawodników rola skautingu była ograniczona. – Skautingowo wypłynął tylko Blaz Kramer. Pozostałych zawodników znamy, byli sprawdzeni, wiemy na co ich stać, oni znają Ekstraklasę, wiemy jak sobie w naszej lidze radzili. I w tych przypadkach prawdopodobieństwo, że będą to udane transfery jest dużo większe niż normalnie. Nie ukrywam, że poszedłem w tym okienku w taki racjonalizm. Jeśli ktoś chce to krytykować, to niech to robi. Ma do tego prawo. Natomiast moim zdaniem nas obecnie nie było stać na zbyt duże ryzyko biorąc pod uwagę to jaką kadrą dysponowaliśmy, musieliśmy po prostu z transferami trafiać. Chcę mieć bardzo wysoką skuteczność transferów, nie będę się zadowalał tym, że z dziesięciu transferów tylko dwa czy trzy będą udane, a w pozostałych siedmiu przypadkach trzeba będzie myśleć nad tym, jak się ich pozbyć i jakim kosztem oni będą chcieli obowiązujące kontrakty rozwiązać. To nie tędy droga. A pora na ryzyko przyjdzie potem. Będą takie okienka, że jeden czy dwa transfery będą obliczone na takie super strzały. Może obarczone większym ryzykiem, ale jak coś z tego wyjdzie, to będziemy wszyscy zadowoleni – zapowiada.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
Fot. FotoPyK