Reklama

Amerykanie na deskach. Polscy siatkarze wygrali trzeci mecz z rzędu

Szymon Szczepanik

Opracowanie:Szymon Szczepanik

30 sierpnia 2022, 23:07 • 10 min czytania 23 komentarzy

W meczu o pierwsze miejsce grupy C siatkarskich mistrzostw świata spotkały się drużyny, które na papierze uchodzą za największych faworytów do złotego medalu. Przed spotkaniem mogliśmy się zastanawiać, kto będzie górą – Polska, bo gra u siebie i broni tytułu? Czy może jednak Stany Zjednoczone – reprezentacja, która w niedawnym półfinale Ligi Narodów rozgromiła nas 3:0? I cóż – oba zespoły pokazały, że mają swoje problemy. U Polaków szwankowało przyjęcie, a Amerykanie grający bez swojego podstawowego rozgrywającego popełniali masę prostych błędów. Na dodatek ich podstawowy atakujący – Matthew Anderson – zawiódł na całej linii. I to odróżniło lidera Amerykanów od Bartka Kurka, który rozkręcał się z seta na set, dając prawdziwy koncert w ostatniej partii i przyczyniając się do zwycięstwa Biało-Czerwonych w czterech setach.

Amerykanie na deskach. Polscy siatkarze wygrali trzeci mecz z rzędu

Sprawdzian najtrudniejszy z możliwych

Gdybyśmy mieli wymienić trzech największych kandydatów do zdobycia tytułu mistrza świata w siatkówkę, powiedzielibyśmy: Francja, Polska, Stany Zjednoczone. Wymieniona kolejność jest dowolna. Te reprezentacje znajdują się na tak wysokim poziomie, że o wynikach ich bezpośrednich meczów mogą decydować niuanse. Takie jak słynna “dyspozycja dnia” czy też etap przygotowań, w którym się znajdują.

Los akurat tak chciał, że dwie z trzech wymienionych drużyn miały spotkać się już w fazie grupowej. Zarówno Polacy jak i Amerykanie bez większych problemów ograli Bułgarię i Meksyk po 3:0. Jednak obie ekipy mogły potraktować te mecze jak dobrą rozgrzewkę. Prawdziwy test siły miał miejsce dziś, kiedy po jednej stronie siatki stanął obrońca tytułu, w dodatku grający u siebie. A po drugiej drużyna, która tych mistrzów całkiem niedawno pokonała w półfinale Ligi Narodów. I to wyraźnie, bo Amerykanie wygrali 3:0 w setach. Z czego w ostatnim zdeklasowali Polaków, pozwalając ugrać im zaledwie 13 punktów.

Orlen baner

Widzieliśmy ich moc w ostatniej Lidze Narodów, gdzie zdobyli srebrny medal i pokonali nas w meczu półfinałowym. Wiemy jaką siłą dysponują ale postaramy się temu przeciwstawić. Przygotowywaliśmy się długo do tego turnieju właśnie na takie mecze – z trudnymi przeciwnikami. Czujemy respekt do rywala, ale absolutnie nikogo się nie boimy – mówił po meczu z Meksykiem Aleksander Śliwka.– Znamy tych zawodników, wielu z nich gra w Polsce czy w topowych drużynach Europy. Tworzą świetny kolektyw w swojej reprezentacji, to klasowa drużyna. Ale my też posiadamy na tyle jakości, żeby się im przeciwstawić.

Reklama

To rywale zupełnie innej klasy, jeden z faworytów do mistrzostwa. To będzie dla nas bardzo dobry sprawdzian byśmy zobaczyli w jakim miejscu jesteśmy. Widzieliśmy, że to nasz najtrudniejszy rywal w grupie. Rozmawialiśmy o nich, oglądaliśmy ich poszczególne sety z Meksykiem czy Bułgarią. Mają jeszcze lepszą drużynę, niż na Lidze Narodów, bo dołączył do nich Matthew Anderson, jeden z najlepszych siatkarzy na świecie. Będziemy musieli zagrać naszą najlepszą siatkówkę, żeby z nimi wygrać – twierdził Łukasz Kaczmarek, który pokusił się o dokładniejszą analizę atutów dzisiejszego rywala:– To bardzo techniczna drużyna. Mają jednego z najlepszych rozgrywających na świecie [Micah Christenson – dop. red.]. Bardzo ważnym elementem naszej gry będzie zagrywka, którą musimy odrzucić ich od siatki. Dobrze wiemy, jak szybko grają w pierwsze tempo i pajpa.

Mam wrażenie, że gramy dużo lepiej niż podczas finałów Ligi Narodów w Bolonii. Możemy się im bardziej przeciwstawić, niż to miało miejsce we włoskim półfinale. We wtorek okaże się, czy nasze treningi zaprocentują – powiedział Tomasz Fornal, który zdradził też którym elementom Biało-Czerwoni poświęcili najwięcej czasu:– Pracowaliśmy nad detalami, które nie do końca dobrze wyglądały. Wystawa wysokiej piłki, takie szczegóły które są czarną ale precyzyjną robotą dzięki której później gra się lepiej i przyjemniej.

Grać swoje czy kalkulować?

Przypomnijmy, że tym razem na mistrzostwach świata będziemy mieli fazę pucharową. I bardzo dobrze, dość już przechodzenia z jednej fazy grupowej do drugiej, a później na dokładkę z drugiej do trzeciej. Tym razem będzie po ludzku – 16 zespołów zostanie rozstawionych, a o kolejności decydować będą kolejno: miejsca zajęte w grupach, zwycięstwa, punkty i sety. No, prawie…

Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie zarzuty innych reprezentacji o to, że regulamin mocno foruje gospodarzy. Bo powyższa zasada nie dotyczy Polski i Słowenii. Te dwie reprezentacje zostaną rozstawione z numerami 1 i 2, o ile tylko awansują. W przypadku naszych siatkarzy, awans był zaklepany już po dwóch meczach. Dlaczego taki format wzbudza kontrowersje? Ano dlatego, że gdybyśmy mieli podejść do meczu z USA kunktatorsko, to… lepiej byłoby nam go przegrać. Już spieszymy z tłumaczeniem.

W fazie pucharowej zespoły zostaną ze sobą spasowane w ten sposób, że pierwszy zagra z szesnastym, drugi z piętnastym, i tak dalej. To oznacza, że gdybyśmy przegrali z Amerykanami, to trafilibyśmy na nich najwcześniej w półfinale lub finale mistrzostw świata. Wszystko przez to, że wówczas byliby rozstawieni z w pierwszej czwórce.

Reklama

Sami Polacy zdawali się jednak nie przejmować zamieszaniem wynikającym z regulaminu:- Nie mnie oceniać ten przepis, regulamin jest taki, jaki jest. Nas nikt nie pytał o zdanie, więc my się do niego dostosowujemy – stwierdził krótko Grzegorz Łomacz.

Spekulacje na temat potencjalnego podłożenia się naszej kadry ucinał również jej głównodowodzący – Nikola Grbić.

– Trenujesz, by wygrywać. Robisz w tym kierunku wszystko, co się da. Jak mógłbym zwołać moich zawodników i powiedzieć im, że może lepiej będzie jeżeli przegramy? Niestety są trenerzy, którzy tak robili. Może sądzą, że kierowali się najlepszym interesem drużyny. Ja mam inne zdanie. Ci, którzy się tak zachowują, nie mają mojego szacunku. I nigdy nie będą go mieć – powiedział selekcjoner Polaków, pijąc do mistrzostw świata w 2010 roku, podczas których nie brakowało podobnych kombinacji. Do historii przeszedł zwłaszcza mecz Bułgarii z Brazylią, który obie drużyny chciały przegrać. Canarinhos w tym celu wystawili nawet atakującego na pozycji rozgrywającego. Ostatecznie dopięli swego, ponosząc porażkę 0:3. To pozwoliło im w następnej, trzeciej fazie grupowej trafić na zestawienie z Niemcami i Czechami. Koniec końców, zdobyli trzecie z rzędu mistrzostwo świata. Ale niesmak związany z kombinowaniem pozostał,

– Jestem nie tylko trenerem, ale też nauczycielem. Mam większe doświadczenie od moich zawodników. Nie tylko zawodnicze i trenerskie, ale też życiowe. Dlatego staram się uczyć ich życia. Chcesz zostać mistrzem? Musisz być gotowy na wygrywanie ze wszystkimi – powiedział Grbić.

Set przegrany na własne życzenie

Już podczas rozgrzewki widać było, że to mecz o zupełnie innym ciężarze gatunkowym niż dwa poprzednie. Z Bułgarią czy Meksykiem rozruch był przeprowadzany na luzie. Całość przypominała po prostu beztroskie odbijanie piłeczki. Tak jakby grupa ziomków postanowiła sobie popykać gdzieś nad wodą. Tym razem nic takiego nie miało miejsca. Biało-Czerwoni – choć dziś zaprezentowali się w niebieskich strojach – wyglądali na bardzo skupionych. Nasi siatkarze chcieli udowodnić kibicom, dziennikarzom i przede wszystkim rywalom, że to nie oni mają na tych mistrzostwach myśleć nad tym, kogo uniknąć w następnych fazach turnieju. To ich mają się obawiać rywale – nie odwrotnie.

Trener Grbić nie mieszał w składzie i wystawił na mecz swoją sprawdzoną szóstkę: Bartosz Kurek, Aleksander Śliwka, Kamil Semeniuk, Marcin Janusz, Jakub Kochanowski, Mateusz Bieniek. Plus jako siódmy, na pozycji libero, Paweł Zatorski.

Rację w swoich uwagach miał Łukasz Kaczmarek mówiący, że mocna zagrywka to klucz to zwycięstwa nad Amerykanami. Nasi dzisiejsi rywale wprost uwielbiają grać w pierwsze tempo. Stąd kluczowe było to, by rywale mieli jak największy problem z rozegraniem przyjętej piłki. Ale potężnie bity serwis nie był jedynym pomysłem Polaków na dzisiejszy mecz. Bo Biało-Czerwoni skupiali się też na obijaniu bloku rywali.

Dzisiejszy mecz zaczęli znakomicie, długo utrzymując kilka punktów przewagi. Co ważne, Amerykanie długo nie mogli wstrzelić się z własną zagrywką. Jednak jeden aspekt w ich siatkówce mógł nas martwić. Byli cierpliwi, nie podpalali się. Kiedy Kyle Russell czy Matt Anderson mieli niepewne do skończenia piłki, woleli spokojnie obić polski blok i spróbować rozegrać kolejną akcję. A wariantów rozprowadzenia piłek Joshule Tuanidze nie brakowało. Ano właśnie, to pierwsze zaskoczenie. Dosłownie na godzinę przed meczem okazało się, że Micah Christenson wypadł ze składu z powodu urazu. I wspomniany siatkarz wszedł w jego miejsce.

Początkowo radził sobie bardzo dobrze. W dużej mierze dzięki niemu pierwszego set zgarnęli Amerykanie, po tym jak przy stanie po 23 Russell zagrał asa serwisowego, a następnie Polacy popełnili błąd podwójnego odbicia. Co mogło nas martwić? Przede wszystkim marne 37% przyjęcia i słabiutka skuteczność Kurka w ataku (29%). Oj, nie tak zapewne wyobrażał sobie ten wieczór nasz kapitan, który wczoraj obchodził urodziny.

Jak nie teraz to kiedy?

Drugi set rozpoczął się podobnie do pierwszego – Polacy szybko wyszli na kilka punktów przewagi. Jednak trudno było nie odnieść wrażenia, że spora w tym zasługa Amerykanów, którzy popełniali sporo błędów. W dodatku ich kierunki ataków wyglądały tak, jakby gang szkolnych łobuziaków upatrzył sobie ofiary i postanowił nie dać im ani chwili wytchnienia. Bo celowanie – czy to zagrywką czy też po rozegraniu akcji – w strefę przyjęcia Aleksandra Śliwki i Pawła Zatorskiego, stanowiło dla reprezentantów USA prawdziwą kopalnię punktów.

Pod koniec drugiego seta Nikola Grbić najwyraźniej doszedł do podobnego wniosku i zmienił Olka. Ten w ataku dawał radę (przynajmniej na początku), lecz w odbiorze przeszedł ciężką szkołę życia. Śliwkę zastąpił Tomasz Fornal. W dodatku rezultat w końcu przyniosła ulubiona podwójna zmiana selekcjonera, czyli wprowadzenie na boisko Łukasza Kaczmarka i Grzegorza Łomacza, który standardowo miał tendencję do gry przez środek. Być może to było czytelne. Ale chociażby ze względu na grę w Bełchatowie z Mateuszem Bieńkiem, widać było pomiędzy nimi większą chemię w grze. Bieniu pod koniec ugrał kilka ważnych punktów. Seta poprzez nabicie bloku rywali zakończył nie kto inny, jak Tomek Fornal. Zatem czapki z głów panie trenerze, zmiany dały radę.

Można było się spodziewać, że na trzecią partię ponownie wyjdziemy z Kurkiem i Januszem, a Łomacz  i Kaczmarek zejdą do bazy. Tak też się stało. Zaskoczeniem był jednak powrót do ustawienia z Olkiem Śliwką, skoro ten nie grał najlepszego spotkania. Jak spisywali się natomiast inni siatkarze? Pomimo problemów w przyjęciu Kamil Semeniuk wykręcił znakomite 71% skuteczności w ataku. Jakub Kochanowski może nie grał wybitnych zawodów, ale też nie był to mecz, o którym siatkarz Resovii wolałby zapomnieć.

Naprawdę szkoda było nie wykorzystać dziś problemów Amerykanów, którzy popełniali masę błędów. Grali bez podstawowego rozgrywającego. I wreszcie, zawodził ich lider, Anderson, który był dra-ma-tycz-ny. Jednak z tak szwankującym przyjęciem po naszej stronie przeciętna gra Amerykanów wystarczała gościom do toczenia wyrównanej gry.

Aż wszystko zmieniło się, kiedy Fornal ponownie wszedł na parkiet i już na nim pozostał. Z nim Polacy wyglądali lepiej w odbiorze. W dodatku potrafił dołożyć punkty w bloku. W ten sposób obejrzeliśmy seta, w którym Polacy nie stracili kontroli wydarzeń na boisku. Jasne, czasami dopisało szczęście. Jak wtedy, kiedy Semeniuk przebił piłkę, a ta zatrzymała się na linii bocznej. Ale wygrana 25:19 była w pełni zasłużona. I dawała niezłe widoki na partię numer cztery.

Bartek Kurek Show!

A w niej obejrzeliśmy popis gry Bartosza Kurka. To zdumiewające, jaką psychikę musi posiadać ten gość. Przecież pierwszy set w jego wykonaniu był słabiutki. Jeżeli mielibyśmy szukać przyczyn niepowodzeń w inaugurującej partii w personaliach, to wskazalibyśmy między innymi na naszego kapitana. Ale jak wspomnieliśmy, Bartek rozkręcał się z seta na set. W ostatniej partii wychodziło mu właściwie wszystko. Zagrywka? Proszę bardzo. Atak z drugiej linii? Bartosz Kurek wyskakuje w powietrze i posyła piłkę nie do obrony. Rywale próbują zatrzymać go blokiem? Nasz kapitan z siatkarskim IQ da Vinciego albo ich obijał, albo omijał. A ci tylko patrzyli, jak piłka ląduje akurat w pustej strefie ich strony boiska.

Nie mogło zatem być inaczej – czwarta partia też trafiła do Biało-Czerwonych. Polacy odegrali się Amerykanom za porażkę w Lidze Narodów i zapewnili sobie pierwsze miejsce w grupie C. Kolejny mecz, już w fazie finałowej, rozegrają w niedzielę. Kto będzie ich rywalem? Przekonamy się w środę, kiedy pozostałe spotkania grupowe dobiegną końca.

Polska-USA 3:1 (23:25, 25:21, 25:19, 25:21)

Fot. Newspix

Czytaj też:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Siatkówka

Polecane

Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Jakub Radomski
29
Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”
Siatkówka

Ruszyła Liga Mistrzów siatkarzy! Czeka nas sezon sukcesów polskich zespołów?

Kacper Marciniak
1
Ruszyła Liga Mistrzów siatkarzy! Czeka nas sezon sukcesów polskich zespołów?
Polecane

Grał z dziewczynami, oglądał siatkówkę w dziecięcym wózku. Teraz jest rewelacją PlusLigi

Kacper Marciniak
0
Grał z dziewczynami, oglądał siatkówkę w dziecięcym wózku. Teraz jest rewelacją PlusLigi
Polecane

„Miał szklaną psychikę, a dziś to mentalny tytan”. Bartłomiej Bołądź i jego droga po srebro igrzysk

Jakub Radomski
5
„Miał szklaną psychikę, a dziś to mentalny tytan”. Bartłomiej Bołądź i jego droga po srebro igrzysk

Komentarze

23 komentarzy

Loading...