Reklama

Młoty straciły moc. Co się dzieje z West Hamem?

Patryk Fabisiak

Autor:Patryk Fabisiak

26 sierpnia 2022, 17:24 • 7 min czytania 3 komentarze

Tego chyba nikt się nie spodziewał. West Ham United zaliczył bolesny falstart na początku nowego sezonu Premier League i może mu być bardzo trudno odmienić sytuację ze względu na trudny kalendarz. Gra w defensywie i ofensywie wygląda równie fatalnie, nowi zawodnicy nie pomagają, albo w ogóle nie grają, atmosfera robi się coraz gęstsza. Czyżby David Moyes znów uginał się pod ciężarem oczekiwań? 

Młoty straciły moc. Co się dzieje z West Hamem?

Trzy kolejki, trzy porażki, pięć straconych bramek i zero strzelonych – oto bilans West Hamu na samym początku kolejnej edycji rozgrywek Premier League. Powiedzieć, że wygląda to tragicznie, to jakby nic nie powiedzieć. Na ten moment Młoty są zdecydowanie najgorszą drużyną w lidze, która jako jedyna nie zdobyła jeszcze nawet punktu. A przecież konkurencja do miana najsłabszego ogniwa jest całkiem spora – Leicester, Everton czy Wolves prezentują się równie słabo, ale przynajmniej zdołali wywalczyć po jednym oczku. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że póki co nie widać nadziei na zmianę.

Kolejny wielki powrót do Premier League? Duńska rewolucja w Blackburn

Antonio? Dajmy już sobie spokój

Patrząc na poczynania West Hamu w tym sezonie nie należy być najbardziej zmartwionym samym brakiem punktów. Gorzej wygląda to, że Młoty wykazują się całkowitą impotencją w ofensywie. W minionym sezonie drużyna Davida Moyesa imponowała swoimi poczynaniami pod bramką rywali. Świetny początek sezonu zaliczył Said Benrahma, dobrze radził sobie Pablo Fornals, ale prawdziwą gwiazdą był Jarrod Bowen. Dla 25-letniego Anglika był to najlepszy moment w całej karierze – 12 bramek i 12 asyst w Premier League, to naprawdę wynik godny pozazdroszczenia. Dzięki temu utalentowany pomocnik wzbudził zainteresowanie gigantów angielskiej piłki, ale nie tylko, bo chętnie widzieliby go u siebie także szefowie klubów z zagranicy.

W obecnym sezonie brakuje jakiejkolwiek wyróżniającej się postaci w ofensywie. Wspomniana trójka występuje regularnie, ale ma problem ze stworzeniem dogodnych sytuacji. Trzeba jednak przyznać, że nie pomaga w tym czołowa postać na samym przodzie układanki Davida Moyesa, czyli Michail Antonio. Jamajczyk jest cieniem samego siebie, a przecież tym razem nie może zgonić słabszej dyspozycji na kontuzję, bo ku zaskoczeniu wszystkich, jeszcze żadnej nie doznał. Jego statystyki na starcie sezonu są katastrofalne. 32-latek zagrał w każdym z trzech dotychczasowych spotkań ligowych i… nie oddał ani jednego celnego strzału.

Reklama

Antonio próbował uderzeń na bramkę rywali zaledwie czterokrotnie, ale wszystkie lądowały poza światłem bramki. Jego expected goals (xG) wynosi na ten moment dokładnie… 0,34, co jest fatalnym wynikiem, jak na człowieka, na którym opierają się działania ofensywne West Hamu. Jamajczyk jest całkowicie bezproduktywny i dlatego może dziwić, że David Moyes wciąż znajduje dla niego miejsce w pierwszej jedenastce. Choć być może już w najbliższy weekend to się zmieni i w meczu z Aston Villą zastąpi go Gianluca Scamacca. Włoch został kupiony przed rozpoczęciem sezonu z Sassuolo za 36 milionów euro i wiązano z nim ogromne nadzieje. Póki co wchodząc tylko z ławki nie dał argumentów, żeby dostać szansę, ale śmiało, można podejrzewać, że gorszy od Antonio nie będzie.

Właściciele czy pijawki? Jak Glazerowie żerują na Manchesterze United

Transfery widmo

Po zaledwie trzech kolejkach trudno oceniać transfery przeprowadzone przez West Ham, ale na razie nie ma z nich absolutnie żadnego pożytku. Wspomniany już Scamacca nie dostał jeszcze prawdziwej szansy, ale pozostaje mieć nadzieję, że taka w końcu nadejdzie. Alphonse Areola na razie nie ma na co liczyć w spotkaniach ligowych, bo pomimo słabej postawy kolegów z defensywy Łukasz Fabiański nie dał powodów do usunięcia go z bramki. Nie mówiąc już o tym, że Francuz dostał już przecież szansę w pierwszej kolejce po tym jak Polak doznał kontuzji. Nie wykorzystał jej jednak odpowiednio, bo sprokurował karnego, którego później nie zdołał obronić.

Dla wielu anonimowy, ale na pewno utalentowany Flynn Downes również nie dostał na razie swojej szansy, bo spędził na boisku zaledwie minutę. Przebić mu się będzie trudno. Konkurencja w środku pola Młotów jest spora, a to akurat nie jest miejsce, gdzie potrzeba jakiegoś większego wstrząsu. Z kolei Maxwell Cornet, który miał być poważnym kandydatem do gry w pierwszym składzie, na razie jest od tego daleko i w dodatku nie wiadomo, w jakiej roli widzi go w ogóle David Moyes. Francuz rozegrał do tej pory zaledwie 15 minut i wyglądał trochę, jakby nie wiedział do końca, co ma robić. Nie wniósł absolutnie niczego, a przecież na tle tak słabo grających kolegów była idealna okazja, żeby się czymś wyróżnić.

Formacja obronna radzi sobie równie słabo, co ta odpowiadająca za strzelanie bramek. Tam również każdy z zawodników jest pod formą. Wzmocnień nie widać, bo Nayef Aguerd wypadł od razu z powodu kontuzji i nie rozegrał jeszcze ani minuty. A miał to być kluczowy zawodnik i jeden z nowych liderów defensywy. Zamiast niego dostaliśmy więc Thilo Kehrera, który – a jakże – od razu w 20. minucie swojego debiutu sprokurował rzut karny. Ten pewnie wykorzystał Alexis Mac Allister i ustawił w ten sposób cały mecz z Brighton, który zakończył się porażką 0:2.

Zamiast Aguerda mamy więc nie do końca rozgarniętego Kehrera i wiecznie spóźnionego Kurta Zoumę, który na długo zapamięta wspomniane spotkanie z Brighton. Francuz spokojnie mógłby konkurować z Kalidou Koulibalym i Virgilem van Dijkiem o miano najgorszego stopera trzeciej kolejki. Przy drugiej bramce dla gości stoper West Hamu został ośmieszony przez Pascala Grossa, który tylko się na nim oparł i zdołał przekazać piłkę Trossardowi.

Reklama

Nie będzie drugiego PSG? Saudyjska rewolucja w Newcastle

David Moyes pod presją

Tak naprawdę, jeżeli mielibyśmy się doszukiwać jakichkolwiek pozytywów w grze West Hamu, to można próbować jedynie w meczu z Nottingham Forest. Oczywiście to zdecydowanie najsłabszy rywal ze wszystkich dotychczasowych, ale Młoty miały w nim sporo pecha. Po pierwsze było to pierwsze spotkanie Premier League rozgrywane na City Ground od 23 lat, więc motywacja gospodarzy była ogromna. Atmosfera na trybunach była niezwykle gorąca i na pewno mogłaby przeszkodzić nawet lepszym drużynom od londyńczyków. Do tego nietrafiony karny Rice’a i mamy przepis na katastrofę. Gdyby tamto spotkanie zakończyło się remisem lub wygraną gości, to nie można by było mieć pretensji, ale stało się zupełnie inaczej.

David Moyes zdaje się niebezpiecznie wpadać w pułapkę, w którą wpadł już kiedyś w Evertonie. Szkot staje się powoli ofiarą własnego sukcesu. West Ham małymi kroczkami wspinał się coraz wyżej, aż w końcu dobrnął do miejsca, w którym są na niego zwrócone oczy całej Anglii. Młoty dołączyły do grona najlepszych drużyn w Premier League, które regularnie występują w europejskich pucharach i to może być zgubne.

Wszyscy pamiętamy okres, miej więcej od 2006 do 2009 roku i wielkich The Toffes, którzy dołączyli do czołówki Premier League utrzymując się w top6. Wtedy okazało się, że wyżej Moyes nie potrafi podskoczyć. Powtarzał te same błędy, co dzisiaj. Usilnie stawia na te same nazwiska, pomimo tego, że nie dawały żadnych argumentów. Do tego sprowadzał nowych zawodników, którzy nie dostawali od niego szans. Zespół wpadał w coraz większy marazm i stawał się bezproduktywny. Dzisiejsza sytuacja bardzo niebezpiecznie przypomina tamtą sprzed lat, więc pojawiają się obawy, że jest to już szczyt możliwości Młotów.

Zdaje się jednak, że na razie nie ma co bić na alarm, ale West Hamowi na pewno potrzebny jest jakiś impuls. Moyes musi sobie zdać sprawę, że nie da się grać ciągle tymi samymi ludźmi i oczekiwać innych rezultatów. Szczególnie że zaraz zacznie się granie co kilka dni. Młoty wywalczyły awans do Ligi Konferencji Europy i wbrew dyskusjom na temat powagi tych rozgrywek, wypadałoby osiągnąć w nich godny wynik. Konkurencja nie jest zbyt mocna, więc londyńczycy na pewno będą wymieniani w gronie faworytów. Najpierw trzeba jednak zadbać o wygrzebanie się z dna w lidze, bo na razie wygląda to bardzo źle, a kalendarz nie jest łatwy. W najbliższy weekend będzie Aston Villa, która również przeżywa kryzys, więc jest idealna okazja na przełamanie. Ale później nadejdą starcia z Tottenhamem, Chelsea i Newcastle. Trudno sobie wyobrazić, co będzie się działo we wschodnim Londynie, jeżeli punkty nadal się nie pojawią.

Czytaj więcej o Premier League:

Fot. Newspix

Urodzony w 1998 roku. Warszawiak z wyboru i zamiłowania, kaliszanin z urodzenia. Wierny kibic potężnego KKS-u Kalisz, który w niedalekiej przyszłości zagra w Ekstraklasie. Brytyjska dusza i fanatyk wyspiarskiego futbolu na każdym poziomie. Nieśmiało spogląda w kierunku polskiej piłki, ale to jednak nie to samo, co chłodny, deszczowy wieczór w Stoke. Nie ogranicza się jednak tylko do futbolu. Charakteryzuje go nieograniczona miłość do boksu i żużla. Sporo podróżuje, a przynajmniej bardzo by chciał. Poza sportem interesuje się w zasadzie wszystkim. Polityka go irytuje, ale i tak wciąż się jej przygląda. Fascynuje go… Polska. Kocha polskie kino, polską literaturę i polską muzykę. Kiedyś napisze powieść – długą, ale nie nudną. I oczywiście z fabułą osadzoną w polskich realiach.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
9
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Anglia

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Komentarze

3 komentarze

Loading...