Raków już się witał z gąską… a ta mu znów uciekła przed nosem w najmniej oczekiwanym momencie. Częstochowianie mieli na wyciągnięcie ręki mistrzostwo Polski? Uciekło im. W pierwszym sezonie w europejskich pucharach mogli zameldować się w fazie grupowej? Nie wyszedł im jeden mecz. W tej edycji wygrali pięć z sześciu meczów (!) w eliminacjach i odpadają po golu w doliczonym czasie dogrywki… Limit pecha wykorzystany?
Mateuszowi Wdowiakowi przez najbliższe tygodnie będzie się śniła sytuacja z początku drugiej połowy, kiedy nie trafił na pustą bramkę. Gdyby to wpadło… To może byłaby ta wymarzona faza grupowa Ligi Konferencji. Harowali na ten awans. Długimi fragmentami byli w stanie wyłączyć z gry Slavię Praga. Czesi nie potrafili zagrozić Kovaceviciowi. Kibicowskie porzekadło mówi nic nie boli jak stracony gol w 90. minucie. Oj, bardziej boli w 120. minucie…
Raków godnie nas reprezentuje w eliminacjach
Raków Częstochowa drugi raz przystąpił do europejskich pucharów. I nie przyniósł nam wstydu jak inne polskie kluby. Gdy częstochowianie debiutowali w zeszłym roku w el. do Ligi Konferencji liczyliśmy tylko na to, żeby przeszli litewską Suduvę. Męczyli się niemiłosiernie (0:0 na Litwie i 0:0 u siebie), bo potrzebne były rzuty karne do wyłonienia zwycięzcy. Aczkolwiek później było lepiej, bo wyeliminowali po dogrywce faworyzowanego Rubina Kazań, a w ostatniej rundzie postawili się KAA Gent. U siebie wygrali 1:0, ale na wyjeździe Belgowie okazali się po prostu lepsi, wygrywając 3:0.
Jednak był to debiutancki sezon podopiecznych Marka Papszuna w europejskich pucharach tzw. pierwsze koty za płoty. Zebrali doświadczenie i mieli wrócić silniejsi rok później. I wrócili! Bo Raków mimo nie najkorzystniejszych losowań, robił swoje. Nie tylko wygrywał, ale ładnie grał w piłkę. Grzegorz Mielcarski trochę przesadził mówiąc, że: “Raków to najlepszy polski zespół w europejskich pucharach od czasów Wisły”. Poniosła go fantazja, ale faktycznie Raków mógł się podobać w eliminacjach. Tak powinien grać każdy polski klub w pucharach.
Konsekwentnie robili swoje w każdym meczu. Odprawili z kwitkiem Astanę, Spartaka Trnawę i byli o włos, żeby to samo zrobić z Slavią Praga. Czesi w Częstochowie byli bezradni, nie potrafili sobie poradzić ze sposobem gry Rakowa. U siebie podopieczni Papszuna powinni wygrać wyżej… Ten sędzia… Centrostrzał Holesa… Ehh… Z kolei w rewanżu było podobnie. Plan na ten mecz był realizowany w 100% do 60. minuty. “Medaliki” tworzyły stuprocentowe sytuacje do zdobycia gola, powinni zamknąć sprawę awansu do fazy grupowej Ligi Konferencji, ale brakowało… szczęścia? Zimnej krwi?
Raków Częstochowa to najrozsądniej budowany klub w Polsce. Wszystko tam się zgadza. Idą cały czas do przodu. Jeszcze pięć lat temu występowali w… II lidze, a teraz są jednym z najlepszych klubów w Polsce. Brakuje im jeszcze tylko kropki na “i”. W zeszłym sezonie mieli autostradę w drodze po mistrzostwo i wywalili się na ostatniej prostej. Teraz mieli na tacy wyłożony awans do fazy grupowej Ligi Konferencji i… dostali gola w 120. minucie. Biednemu to zawsze wiatr w oczy, c*uj w dupę, nóż w serce i chleb masłem do ziemi…
WIĘCEJ O RAKOWIE CZĘSTOCHOWA:
- Raków, czyli miejsce kontrastów. Relacja z Częstochowy
- Kogo goni Ivi Lopez? Najlepsi zagraniczni strzelcy w europejskich pucharach
- Czeski dziennikarz o Slavii Praga [WYWIAD]
Fot. Newspix