No i takie otwarcia kolejki lubimy, nawet bardzo. Ekstraklasa w piątek od 18 zafundowała nam nasz ulubiony koktajl, stworzony na bazie emocji, kiksów, przejawów jakości i pięknego gola. Ostatni ze składników pojawił się na samym finiszu, co tylko potęguje zadowolenie ze spożycia.
Był taki moment w tym meczu, że wydawało się, iż w Miedzi w końcu coś zaczęło żreć. Że podopieczni Wojciecha Łobodzińskiego wstali rano i – cytując klasyka – coś im w głowie przeskoczyło. Że zapomnieli o tym, że jakiś czas temu wygrali pierwszą ligę w niezłym stylu i są już gotowi na pokazanie czegoś piętro wyżej, co było o tyle łatwiejsze, że w pierwszym składzie wylądowało tylko czterech piłkarzy, który robili awans (w tym tylko jeden ofensywny). Była niezła gra, były okazje do strzelenia bramek, no i był też gol. Z rzutu karnego podyktowanego po zagraniu ręką Skrzypczaka, ale stanowił on udokumentowanie przewagi, z której wynikały między innymi takie sytuacje.
Kobacki skiksował okrutnie, absurdalnie wręcz, bo gdyby bramka była dwa razy większa, to i tak by w nią nie trafił, a wcześniej mieliśmy między innymi strzał w słupek Domingueza. Wyróżniał się Narsingh, który obsłużył obu panów, a także rozkręcił akcję z karnym. No, było na czym oko zawiesić.
Jagiellonia Białystok – Miedź Legnica 2-1. Kapitalny gol Nene
Sęk w tym, że za jakieś pół godziny gry w piłce punktów się nie przyznaje. Jaga początkowo nieśmiało wyciągała rękę (może nie licząc Skrzypczaka), żeby zgłosić się do odpowiedzi, ale ostatecznie tak się rozpędziła, że nie pozostała Miedzi dłużna. Absolutnie.
Najpierw Imaz odpowiedział na pudło Kobackiego i strzał Domingueza. I to za jednym zamachem, bo w świetnej sytuacji trafił w słupek. Potem na gola z karnego, który został podyktowany za zagranie ręką (konkretni Matyni, który przy okazji obejrzał drugie żółtko). No a w końcu zrobiła coś, co nie udawało się Miedzi i strzeliła gola z akcji.
W poprzedniej kolejce Nene huknął zza pola karnego przeciwko Rakowowi – fajnie, ale Trelowski powinien zachować się lepiej. Tym razem jednak żadnego „ale” być nie może, bo w ostatniej akcji meczu Portugalczyk kapitalnie złożył się do woleja, czego Lenarcik nie obroniłby nawet wtedy, gdyby pożyczył trochę pary w nogach i instynktu od Edouarda Mendy’ego. Warto podkreślić powtarzalność, bo chwilę wcześniej środkowy pomocnik Jagi polował na równie piękną bramkę i pomylił się minimalnie.
W ostatecznym rozrachunku Jaga na to zwycięstwo zasłużyła. Niedawno w ostatniej akcji meczu punkt zabrał jej Maurides, teraz udało się w podobnych okolicznościach wygrać, więc umówmy się, że wychodzi na zero. A Miedź… no cóż. Nie chcemy rzucać frazesów o płaceniu frycowego, ale momentami tak to wygląda. Jeden punkt w pięciu meczach to wynik poniżej oczekiwań, nawet jeśli od czasu do czasu gra się zgadza. Niby początek sezonu, niby potrzeba czasu, żeby te ciekawe nazwiska jakoś poukładać, ale liga wiecznie czekać nie będzie.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE: