Co za dzień Polaków w Monachium! A właściwie to Polek, gdyż dzięki fenomenalnej postawie naszych rodaczek zdobyliśmy dziś aż trzy medale. W biegu na 400 metrów znakomicie spisały się Aniołki Matusińskiego. Natalia Kaczmarek i Anna Kiełbasińska zajęły odpowiednio drugie i trzecie miejsce, ulegając jedynie znakomitej Femke Bol. Ale to nie koniec dobrych wieści. Kolejny raz okazało się, że Polska młotem stoi. W finale tej konkurencji kobiet nie zobaczyliśmy ani Anity Włodarczyk ani Malwiny Kopron. Ale nasze najlepsze zawodniczki znakomicie zastąpiła 22-letnia Ewa Różańska, która została wicemistrzynią Europy!
PODIUM BYŁO REALNE, ZŁOTO JUŻ NIE
Przed finałem biegu na 400 metrów mogliśmy liczyć nawet na dwa krążki. W końcu Natalia Kaczmarek w tym roku jest drugą najszybszą Europejką. Polka w biegu na 400 metrów przekroczyła magiczną granicę 50 sekund – podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej pobiegła 49.86.
Niewiele słabsza od Kaczmarek była Anna Kiełbasińska – czwarta najlepsza biegaczka Europy Anno Domini 2022. Obie Polki wykręciły najlepsze czasy w półfinałach. A dodatkowo, do głównego biegu awansowała Iga Baumgart-Witan. Jasne – rywalki były bardzo mocne. Cynthia Bolingo, Rhasidat Adeleke, Victoria Ohuruogu czy Lieke Klaver – to wszystko zawodniczki z tegorocznej europejskiej pierwszej dziesiątki. Ich miejsce w finale nie było dziełem przypadku. Ale Natalia i Anna (medal Igi jednak byłby sporą niespodzianką) miały szansę z nimi powalczyć. I wcale nie stały na starcie na straconej pozycji.
Pomimo tego, że szanse na dwie Polki na podium były realne, to nie liczyliśmy na to, że podobnie jak Justyna Święty-Ersetic cztery lata temu w Belinie, kolejna nasza rodaczka zdobędzie złoto. Powód ku temu był prosty i zawierał się w trzech literach – Bol. Femke Bol. Serio, jej najlepszy czas w sezonie – 49.75 – już pokazywał moc Holenderki. I chociaż ten czas, który podobnie jak Kaczmarek, Bol wykręciła w Chorzowie, to trudno było sądzić, że to sufit 22-letniej biegaczki.
DUBLET!
Nie pomyliliśmy się w ocenie potencjału Holenderki. Femke wręcz rozniosła konkurencję, na metę dobiegając w czasie 49.44.
Ale zostawmy Femke w jej własnej lidze. Dla nas najważniejsze jest to, że za Bol jako druga na metę dobiegła Natalia Kaczmarek, a zaraz za Natalią kolejna z Polek – Anna Kiełbasińska! Natalia startowała z szóstego toru, więc uciekała przed najgroźniejszymi rywalkami. To trudne o tyle, że nie mogła liczyć na to, że któraś z nich pociągnie ją do przodu. Ten komfort miała Kiełbasińska, która biegła na torze numer 4 – za Bol, przedzielającą obie Polki na bieżni.
Ania starała się dotrzymać kroku przyszłej mistrzyni i robiła to tak dobrze, że aż obawialiśmy się o to czy po prostu wystarczy jej sił. Jakaż była nasza radość, kiedy Kiełbasińska na ostatniej prostej mknęła do mety, mijając kolejne rywalki! Ostatecznie zawodniczka Grupy Sportowej ORLEN ukończyła bieg w czasie 50.29 – zaledwie o jedną setną sekundy gorszym od jej najlepszego wyniku sezonu. Z kolei Kaczmarek po raz drugi zeszła poniżej pięćdziesięciu sekund – zegar wskazał 49.94.
– Idąc na start myślałam, że srebro biorę w ciemno. […] Dałam z siebie wszystko, jak na siebie – bardzo mocno zaczęłam bieg. Udało się zdobyć srebrny medal, więc jestem bardzo szczęśliwa – mówiła Kaczmarek na antenie TVP Sport.
– Ten bieg nie potoczył się dla mnie tak, jak powinien. Zamieniłyśmy się dziś rolami z Natalią – ja zaczęłam łagodniej, a ona szybciej. Ale chociaż tyle, że zachowałam siły na końcówkę, bo z tego co mi się wydaje, po wyjściu z wirażu byłam piąta. Ale mówiłam sobie „dasz radę, dasz radę!”. No i się udało – komentowała bieg ze swojej perspektywy Anna Kiełbasińska.
Zatem możemy ogłosić wielki dzień polskich biegaczek! Wycisnęły z tego finału maksimum i należą im się wyłącznie gratulacje za taki występ.
CAŁY DZIEŃ EMOCJI Z MŁOTEM
Bieg na 400 metrów kobiet był dla nas dziś głównym wydarzeniem wieczoru, ale wcześniej także widzieliśmy w akcji Polaków. Pozwólcie, że zaczniemy chronologicznie, od samego rana. Bo tak się składa, że już w pierwszej konkurencji dnia – kwalifikacjach rzutu młotem mężczyzn – zobaczyliśmy Wojciecha Nowickiego. Bezwzględne minimum kwalifikacyjne wynosiło 77,50 m. I co?
I zawodnik Grupy Sportowej ORLEN wyszedł, zakręcił się od niechcenia i posłał młot na 78,78 już w pierwszym rzucie. Realizator mógłby bez pokazywania lecącego młota równie dobrze zrobić stopklatkę i nałożyć Wojtkowi okulary przeciwsłoneczne w rytm muzy Snoop Dogga.
Chwilę później, już w drugiej grupie młociarzy, do koła wszedł Paweł Fajdek. O tym jak bardzo Polak nie lubi porannych sesji, krążą już legendy. W szczególności kwalifikacyjnych, gdzie są tylko trzy próby. I widać było, że w pierwsze podejście Paweł wykonał typowo na zaliczenie. 75,78 dla wielu zawodników byłoby niezłym rzutem, ale w przypadku pięciokrotnego mistrza świata można było mówić tylko o próbie przeciętnej. Z tym że próba ta dała Fajdkowi spokój przy następnym rzucie – i tak huknął aż 79,76. Czy będzie dla was zaskoczeniem jeżeli powiemy, że obaj nasi reprezentanci mieli najlepsze wyniki z całej stawki?
Dodajmy, że blisko awansu do konkursu finałowego był też Marcin Wrotyński, ale jego 71,86 wystarczyło na 13. lokatę w eliminacjach.
Jednak to nie był koniec emocji, które polski młot dostarczył nam tego dnia. W sesji wieczornej rozegrano finał rzutu młotem kobiet. Przypomnijmy, że w Monachium z powodu kontuzji nie wystartowała Anita Włodarczyk. Z kolei Malwina Kopron – będąca mocną kandydatką do podium, a nawet wygranej – nie poradziła sobie w eliminacjach, paląc wszystkie próby.
Za to w finałowym konkursie wystąpiła Ewa Różańska. I młoda Polka nie mogła lepiej rozpocząć zawodów – rzutem na 71,63 m pobiła swój rekord życiowy i znalazła się na drugim miejscu! Lepszy wynik uzyskała tylko Rumunka Bianca Ghelber (72,22 m).
Im dalej w zawody, tym większe emocje przeżywaliśmy. Minęła pierwsza, druga i trzecia seria rzutów, a Różańska ze swoim wynikiem wciąż była na drugim miejscu. Nie oszukujmy się, te zawody nie stały na najwyższym poziomie. Ale niewiele nas to obchodziło, skoro Ewa wciąż dzielnie trzymała się na drugim miejscu. I dotrwała do końca na tej pozycji!
Wprawdzie w ostatniej kolejce Włoszka Sara Fantini nieco ją nastraszyła rzucając 71,58, ale Różańska odpowiedziała w najlepszy możliwy sposób. Kolejny raz pobiła rekord życiowy i posłała młot na 72.12 m! Do złota może to nie wystarczyło, ale jak na zawodniczkę z rocznika 2000, wicemistrzostwo Europy to przecież genialny rezultat. W obliczu problemów i niepowodzeń naszych najlepszych młociarek, to jeden z najbardziej niespodziewanych krążków wywalczonych przez Polaków.
SUŁEK WALCZY Z KONTUZJĄ I RYWALKAMI
Wielkie nadzieje wiązaliśmy z występem Adrianny Sułek w siedmioboju… i już w pierwszej konkurencji, którą był bieg na 100 metrów przez płotki, owe nadzieje mogły zostać pogrzebane. Sułek w swoim biegu zaprezentowała się kiepsko, na metę dobiegając na ostatnim miejscu w czasie 13.94. Płotki nigdy nie były najmocniejszym punktem Polki, ale taki wynik jednak był niemiłym zaskoczeniem.
Prędko okazało się jednak, że przyczyną słabej dyspozycji Adrianny jest kontuzja mięśnia dwugłowego. Tym większy szacunek należy się Polce, która w skoku wzwyż latała nad poprzeczką, jakby zapomniała o całym bólu. Tę konkurencję – jedną ze swoich ulubionych – zakończyła z wynikiem 1,89 na drugim miejscu, za Nafissatou Thiam – mistrzynią olimpijską i mistrzynią świata z Eugene. Oraz oczywiście faworytką do złota w Monachium.
Adrianna miała zdecydować o swoim dalszym udziale w rywalizacji dopiero po biegu na 200 metrów. Tymczasem wcześniej przyszło pchnięcie kulą – a tam poprawiła życiowy rekord, pchając 14.18!
Taki rezultat dawał Polce 2886 punktów, jednak ostatnią dziś konkurencją dla wieloboistek był bieg na 200 metrów. Czy Polkę czekało ciężkie zadanie? Spróbujcie przebiec chociaż kilkadziesiąt metrów z naderwanym mięśniem dwugłowym uda, to się przekonacie. Ada nie mogła biec na wyżyłowanie wyniku, ale na dotrwanie do jutrzejszej rywalizacji. Suchy czas – 24.54 – być może nie robi na nikim wrażenia, ale nas bardziej niepokoiła scena zaraz po biegu.
Sułek po przekroczeniu linii mety natychmiast upadła na bieżnię, trzymając się za obolały mięsień. Nie podeszła również do wywiadu podsumowującego dzień jej zmagań. Ale jednocześnie dała znać, że nie wycofuje się z rywalizacji.
24,54s dałam z siebie wszystko. A jutro walczę dalej. Kolejna decyzja zostanie podjęta przed 800m czy kończymy. Wiecie jaki jest cel. I tylko on jest ważny. Noga nadal na swoim miejscu 😂 Nie martwcie się, znam swój organizm i będę wiedziała kiedy powiedzieć stop. #Munich2022
— Adrianna Sułek (@adriannasulek) August 17, 2022
Doprawdy szkoda by było, gdyby Polka odpadła w wyniku kontuzji. Do trzeciej Anouk Vetter traci zaledwie 9 punktów, więc mamy nadzieję, że w chwili gdy piszemy te słowa, fizjoterapeuci Adrianny stają na głowie, by doprowadzić jej nogę do stanu używalności. Zwłaszcza, że obolała kończyna jutro będzie miała sporo pracy – Sułek czeka rywalizacja w skoku w dal, rzucie oszczepem oraz bieg na 800 metrów.
NASYCENI DANIEM GŁÓWNYM, ALE BEZ DESERU
Naszą polską wisienką na torcie miała być ostatnia konkurencja przewidziana w dzisiejszym programie – finał biegu na 110 metrów przez płotki. W końcu w tej konkurencji mieliśmy Damiana Czykiera. Płotkarz z Białegostoku w tym roku w Suwałkach pobił rekord Polski Artura Nogi. Obecnie najlepszy rezultat polskiego płotkarza wynosi 13.25. Gdyby Damian pobiegł na poziomie 13.30, a nawet 13.40, finał wybiegałby w cuglach.
Niestety, w półfinale zawodów – czyli swoim pierwszym biegu – czwarty płotkarz mistrzostw świata w Eugene zupełnie się pogubił. I to już na początku dystansu, bo zahaczył drugi płotek. Na trzeciej przeszkodzie delikatnie skorygował swój bieg, ale o czwarty płotek zawadził tak mocno, że przeszkoda zupełnie wybiła go z rytmu. W tym momencie – choć Polak dobiegł do mety – nie miał szans na dobry wynik.
– O Jezu, to wygląda strasznie… – komentował Czykier swój start przed kamerą TVP Sport, oglądając powtórkę – Na czwartym płotku był piruet i było dla mnie już po biegu. Pierwszy raz w karierze zdarzyło mi się zrobić taki błąd w biegu eliminacyjnym. Zawsze czułem się pewnie w takich biegach, robiłem swoje. W Eugene mówiłem, że taki start zaliczam jako trening. A tu taki błąd… Pociesza mnie to, że w tym roku była inna impreza docelowa – mistrzostwa świata, więc kończę sezon z sukcesami. Bo gdyby mistrzostwa Europy były jedyną dużą imprezą w tym roku i odpadłbym w półfinale, to miałbym niezłego doła.
Trochę zgadzamy się z Czykierem – w końcu nie co sezon bije się rekord kraju i zostaje czwartym najlepszym płotkarzem na świecie. Ale z drugiej strony, w jego przypadku szansa na namacalny sukces w postaci medalu mistrzostw Europy była naprawdę duża. Z tego względu mamy lekki niedosyt, że błąd przyszedł akurat w takim momencie.
Jednak ogólnie ten dzień nasza reprezentacja może zaliczyć do bardzo udanych. Polacy powiększyli swój dorobek do pięciu krążków i obecnie w klasyfikacji medalowej zajmują siódme miejsce.
Fot. Newspix