Trwa magiczny czas Realu Madryt. Po zdobyciu mistrzostwa Hiszpanii i wygraniu Ligi Mistrzów Królewscy po raz piąty w historii triumfowali w meczu o Superpuchar Europy. Eintracht Frankfurt musiał zadowolić się samym udziałem w rywalizacji o to trofeum.
Eintracht we wrześniu zadebiutuje w fazie grupowej Ligi Mistrzów, ale Real zadbał, by ekipa znad Menu już kilka tygodni wcześniej poczuła, jak tam jest. Na europejskich salonach musisz być nieludzko uważny pod własną bramką i zabójczo skuteczny pod przeciwną, bo w innym wypadku będziesz oglądał cieszących się rywali. Jak w środę w Helsinkach zawodnicy trenera Olivera Glasnera.
Krótki moment nadziei
Ostatnie miesiące dla Eintrachtu to czas pierwszych razów. Pierwsze europejskie trofeum od 42 lat, dzięki temu pierwszy awans do Champions League i pierwszy udział w spotkaniu o Superpuchar Europy. Die Adler jako triumfatorzy Ligi Europy mierzyli się z Realem, który wystąpił w meczu o ten tytuł ósmy raz. Bez ryzyka można stwierdzić, że Dawid mierzył się z Goliatem, tyle że zwycięstwo odniósł ten drugi, za to poprowadzony ku niemu przez… Davida.
David Alaba strzelił gola na 1:0 w momencie, w którym całkiem śmiało poczynała sobie niemiecka drużyna. Przede wszystkim po odbiorze na połowie Realu doskonałą okazję miał Daichi Kamada, ale uderzył źle, przewidywalnie i zbyt lekko, więc Thibaut Courtois spokojnie obronił.
W tamtej chwili wydawało się, że zespół z Hiszpanii nie odrobił pracy domowej. Przecież doskonale wiadomo, że Eintracht najlepiej czuje się w kontratakach, kiedy przeciwnicy zostawiają przestrzeń między defensywą a golkiperem. Na tę okazję Die Adler z reguły harują, ile sił w mięśniach, co dobrze obrazują statystyki z ubiegłego sezonu. Ekipa z Frankfurtu była w Bundeslidze czwarta pod względem prób odbiorów w ofensywnej tercji (2,76), druga w doskokach pressingowych w ofensywnej tercji (43,7) i wypracowała czwarte najniższe PPDA (11,4). Słowem, nie czeka w okopach, tylko pędzi na ziemię rywali.
Ale strata Ferlanda Mendy’ego okazała się wypadkiem przy pracy i krótkim mgnieniem, podczas którego Eintracht mógł się łudzić, że będzie jak w Lidze Europy, w której nie poniósł porażki we wszystkich 13 spotkaniach. Co prawda Die Adler dostali ostrzeżenie, Tuta wybił zmierzający do pustej bramki strzał Viniciusa Juniora, jednak najwyraźniej nie rozszyfrowali komunikatu i niedługo później Królewscy wykorzystali ich gapiostwo po stałym fragmencie. Casemiro podał do Alaby, ten z bliska pokonał Kevina Trappa i było 1:0.
Znowu Benzema
To był koniec, choć nie można powiedzieć, że nie było już nic. Była kontrola Realu. Od gola Austriaka w 37. minucie Eintracht oddał dwa strzały, przy czym ledwie jeden celny, i zanotował tylko pięć kontaktów z piłką w polu karnym Królewskich. Zespół prowadzony przez Carlo Ancelottiego trzymał rywali na dystans i dodatkowo wyprowadził nokautujący cios, którego autorami byli – a jakże! – Vinicius z Karimem Benzemą. Pierwszy asystował drugiemu, zrobiło się 2:0 i pozamiatane.
Real piąty raz zdobył Superpuchar Europy, po triumfach nad Feyenoordem (2002), dwukrotnie Sevillą (2014 i 2016) oraz Manchesterem United (2017).
Real Madryt – Eintracht Frankfurt 2:0
Alaba 37′, Benzema 65′
WIĘCEJ O HISZPAŃSKIEJ PIŁCE:
- Magiczny debiut Lewandowskiego. Reportaż z Barcelony
- Pięć argumentów, dla których Lewandowski podjął właściwą decyzję
- Lewandowski stał się większy niż największe kluby
foto. Newspix