Reklama

Lech zainfekowany nieskutecznością

Kacper Bagrowski

Autor:Kacper Bagrowski

07 sierpnia 2022, 20:47 • 4 min czytania 38 komentarzy

Ten mecz miał naprawdę dobre tempo. Zwłaszcza druga połowa mogła podobać się fanom polskiej piłki. Działo się dużo, akcja za akcją, strzał za strzałem. To był naprawdę miły dla oka obrazek. Czy podział punktów w tym meczu jest wynikiem sprawiedliwym? Zdaje się, że tak. Choć trudno nie odnieść wrażenia, że to Zagłębie Lubin wyglądało dziś na boisku znacznie lepiej. Lech wciąż jest daleki od choćby przyzwoitej dyspozycji i potwierdził to dziś na Dolnym Śląsku. Nie wróży to dobrze przed rewanżowym starciem z Vikingurem.

Lech zainfekowany nieskutecznością

John van den Brom dopuścił się dwóch istotnych rotacji w ofensywie – mizernego ostatnimi czasy Joao Amarala zastąpił Afonso Sousa, z zamiast Michała Skórasia od pierwszej minuty miał okazję zaprezentować się Citaiszwili. To jednak nie były jedyne zmiany, które pojawiły się w składzie Kolejorza. Kolejne wymusiły kontuzje (Dagerstal boryka się z urazem kostki) i tajemnicze infekcje, na których temat klub milczy jak zaklęty.

Kibice nie wiedzą, co dolega Pedro Rebocho czy Antonio Miliciowi który wypadł ze składu po rewanżu z Karabachem. Niejasna jest też sytuacja zdrowotna Adriela Ba Loui, Artura Rudko i Lubomira Satki w nieskończoność przeciąga się rehabilitacja Bartosza Salamona. Wszystkie te kontuzje i tajemnicze infekcje łączy jedno – brak jasnego komunikatu ze strony klubu, kiedy można spodziewać się powrotu tych wszystkich piłkarzy. Kibice są wściekli, a na to pytanie na konferencji przy okazji meczu eliminacji do Ligi Konferencji Europy nie był w stanie odpowiedzieć nawet John van den Brom.

Łakomy? Potrafi uderzyć z dystansu

Tak naprawdę to Zagłębie może pluć sobie w brodę, że nie udało mu się przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść. Przez znaczną część spotkania na boisku wyglądali zdecydowanie lepiej niż lechici. Dlaczego więc gospodarze nie wygrali? Duża w tym zasługa Martina Dolezala, który musi zdecydowanie poprawić swój celownik. Choć w pierwszej połowie spotkania dobrze radził sobie z Maksymilianem Pingotem, wykorzystując do tego swoje warunki fizyczne, nie był w stanie pokonać Filipa Bednarka. Tak naprawdę poważnie zagroził mu tylko raz i trudno nie odnieść wrażenia, że nieco lepszy napastnik poradziłby sobie w tych sytuacjach znacznie lepiej.

Ale atakowali też inni. Zagłebie oddało w tym meczu siedem celnych strzałów, Lech zaledwie dwa. Swój 200. mecz w barwach Miedziowych bardzo chciał jakimkolwiek konkretem przypieczętować Filip Starzyński. Jego wrzutki były jednak niedokładne, a potężny strzał w sam środek bramki wybronił Bednarek. Generalnie – można powiedzieć, że pierwszy raz od dawna Filip Bednarek wybronił Lechowi mecz. Dwukrotnie zatrzymał naprawdę dobre strzały Kacpra Chodyny i co najważniejsze – był pewny przy dośrodkowaniach. A to w jego przypadku nie zdarzało się zbyt często.

Reklama

Skapitulował tylko raz, ale przy strzale Łakomego nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Dieng znakomicie oszukał Murawskiego, a młodzieżowiec Zagłębia Lubin potwierdził, że faktycznie potrafi uderzyć z dystansu. Pięknie, precyzyjnie, po długim rogu. Przypieczętował tym swój naprawdę dobry występ. Walkę w środku pola zdecydowanie wygrywali w tym meczu lubinianie.

Czy wreszcie powróci stary, dobry Amaral?

Czy największym problemem Lecha była w tym meczu eksperymentalny środek obrony, złożony z Maksymiliana Pingota i Alana Czerwińskiego? Choć było to już siódme (!!!) zestawienie stoperów zastosowane przez Kolejorza, to – choć trudno w to uwierzyć – odpowiedź na zadane wyżej pytanie brzmi „nie”. Największym problemem Lecha była absurdalnie żałosna ofensywa i środek pola, nieistniejące w fazie kreacji przez godzinę meczu. Jedynym jasnym promyczkiem w pierwszych 60 minutach gry był Afonso Sousa, który może zapisać na swoim koncie trzy niezłe zagrania, które mogły zrobić krzywdę gospodarzom. Nie dojeżdżali jednak koledzy – a to Ishak przegrał pojedynek z Ławniczakiem, a to Velde… był po prostu Kristofferem Velde i spowolnił świetnie zapowiadającą się akcję, o co sporo pretensji miał do niego Barry Douglas.

Tradycyjnie Norweg zagrał źle, jakby bez mapy w środku pola biegali Karlstroem z Murawskim. Citaiszwili w niczym nie przypominał piłkarza, który wiosną oczarowywał kibiców Wisły Kraków. Całemu Lechowi brakowało jakiegokolwiek błysku i polotu. Ożywienie wniosło jednak dopiero wejście na boisko Amarala, Skórasia i Kvekve. Zwłaszcza ten pierwszy swoim występem nawiązał do swojej formy z ubiegłego sezonu. Najpierw wywalczył karnego, którego na bramkę wyrównującą zamienił Ishak, a kilka chwil później po naprawdę ładnie rozegranej akcji trafił w słupek. Czy była to piłka meczowa dla Lecha? Być może. O nieskuteczność można obwiniać dziś jednak wielu piłkarzy Lecha. Dwa celne strzały oddane przez cały mecz mówią same za siebie.

Podział punktów – sprawiedliwy. Ale oba zespoły mają w tym sezonie jeszcze wiele do udowodnienia.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Reklama

fot. Newspix

Rodem z Wągrowca, choć nigdy nie pokochał piłki ręcznej. Woli tą kopaną, w wydaniu polskim i chorwackim. Student dziennikarstwa, który lubuje się w felietonach i reportażach. Miłośnik absurdu i Roberta Makłowicza.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami

Bartek Wylęgała
2
Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami
1 liga

Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Piotr Rzepecki
5
Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Media: Ramirezowi nic nie zagraża. Badania nie wykazały żadnych anomalii

Piotr Rzepecki
5
Media: Ramirezowi nic nie zagraża. Badania nie wykazały żadnych anomalii

Komentarze

38 komentarzy

Loading...