Piotr Małachowski przez lata był najlepszym polskim dyskobolem, a karierę zakończył podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej. Teraz wciąż jest związany z tym mityngiem, ale już w innej roli, jako dyrektor sportowy. Z wybitnym polskim lekkoatletą rozmawiamy tuż przed startem Memoriału, który od tego roku wchodzi w kalendarz Diamentowej Ligi.
KACPER MARCINIAK: Memoriał Kamili Skolimowskiej jest dla pana wyjątkowym wydarzeniem. Przed skończeniem kariery brał pan udział w każdej jego edycji. Teraz jest pan z nim związany w innej roli.
PIOTR MAŁACHOWSKI: Tak, staram się działać, pomagać. Ale też uczę się od innych, bo pracuję z zespołem, który zajmuję się Memoriałem od wielu lat. Próbuję zatem bardziej pomagać, niż przeszkadzać.
Jako dyrektor musi pan pewnie jednak czasami wchodzić w rolę lidera.
Trochę tak to wygląda, ale jeszcze nie do końca komfortowo się w tym czuję. Nie lubię, jak ktoś do mnie mówi „dyrektorze”.
A to się czasami zdarza.
Wiadomo, czasami ktoś sobie zażartuje. Generalnie robię to, za co jestem odpowiedzialny, czyli na przykład kwestie dotyczące zawodników. I to jest okej. Natomiast niektóre rzeczy, jak obserwuję, trochę mnie przerastają.
Na przykład?
Problemy z lotami czy bagażami na lotnisku, na które nie mam wpływu. Kontuzje, choroby. Chciałbym, żeby wszyscy zawodnicy byli obecni na mityngu. Ale czasem człowiek się dowiaduje, że coś się dzieje. To nie jest łatwe. Poza tym organizacyjnie dzieje się bardzo dużo rzeczy. Tu banery, tam wstęgi czy akredytacje. To bardzo szeroki obszar.
Za wami tygodnie ciężkiej pracy. Informacja o włączeniu Memoriału do kalendarza Diamentowej Ligi była pozytywna, ale dla całego zespołu oznaczała początek harówki.
To było fajne, ale faktycznie bardzo ciężkie. Ze strony zawodnika, jak ja to kiedyś widziałem: przychodzę na zawody, wszystko jest zrobione i tyle, można startować. Natomiast – namioty, parasole, ubezpieczenie na wypadek deszczu – takich drobiazgów jest mnóstwo.
Lepiej było być zawodnikiem?
Oczywiście. Robiłem to całe życie.
Parę miesięcy temu zapewniał pan, że na Memoriał uda się zakontraktować największe gwiazdy lekkoatletyki. I faktycznie – obsada robi wrażenie.
Tak, ale trzeba zachować spokój. Wie pan, do piątku, kiedy wszyscy dojadą, lepiej nic nie mówić, szczególnie patrząc na sytuację na świecie, czyli odwoływane loty, problemy z bagażami. Część Polaków, która wróciła z mistrzostw świata w Eugene, do dzisiaj nie ma swoich rzeczy. Ale oczywiście – jak nic się nie wywróci, to będzie kosmos. Najlepsze zawody w historii polskiej lekkoatletyki.
W związku z liczbą zagranicznych zawodników, zabrakło paru miejsc dla polskich lekkoatletów?
Nie, dla polskich zawodników nie brakowało miejsca i nigdy nie będzie brakowało. Jednak my również jesteśmy oceniani przez Diamentową Ligę. Jeśli chcemy ją też zrobić za rok w Chorzowie, to musimy dostarczyć wyników sportowych. Więc pierwszeństwo mają lekkoatleci, którzy już brali udział w mityngach Diamentowej Ligi i zdobywali punkty. Szczególnie że Memoriał jest jedną z ostatnich imprez w jej kalendarzu. Musimy zatem do tego się dostosować. Dobrać polskich zawodników, którzy mają świetne wyniki, a tych ze słabszymi dorzucić do biegów B i tak dalej.
SPONSOREM POLSKIEJ LEKKIEJ ATLETYKI JEST PKN ORLEN
Realia trochę się jednak zmieniły. Memoriał wcześniej służył między innymi jako okazja dla polskich zawodników do pokazania się na tle zagranicznej czołówki.
Tak, ale to Diamentowa Liga. Jeśli chcemy zrobić przyjemność kibicom, rozwijać się, to musimy się dostosować do wymogów. Ktoś oczywiście powie, że wcześniej nie było Diamentowej Ligi, to startowało więcej Polaków. Tak, ale nie było tylu gwiazd, nie było takiego zainteresowania, jeśli chodzi o media oraz kibiców. Zawsze jak to mówią: medal ma dwie strony.
To w związku z obecnością światowych gwiazd: liczy pan, że w Chorzowie padnie rekord świata?
Oczywiście! Widziałem Armanda Duplantisa w Eugene, widziałem, jak skoczył 6.21. Więc mam nadzieję, że w Polsce to jeszcze poprawi. Szczególnie że wtedy miał spory zapas nad poprzeczką.
Będą też Alison Dos Santos, Shericka Jackson. A bieżnia na Stadionie Śląskim pozwala na szybkie bieganie.
Do tego wspomniałbym o Shelly-Ann Fraser-Pryce. Powiem tak: chciałbym, żeby pokusili się o życiówki. Ale też jestem sportowcem i rozumiem, że to nie takie proste. Wiem, że szczególnie po mistrzostwach świata różnie to może wyglądać. Podchodzę do tego z dużym dystansem. Najbardziej realne jest oczywiście to, żeby Duplantis skoczył rekord świata. A co do reszty: zobaczymy. Do tego liczę na polskich zawodników, żeby pokazali, że są w dobrej formie, że są zdrowi. Bo to byłby świetny prognostyk przed mistrzostwami Europy.
Czytaj także:
Fot. Newspix.pl