Bundesliga wraca do gry już 5 sierpnia. W inauguracyjnym spotkaniu Eintracht Frankfurt zmierzy się z Bayernem Monachium. Zabraknie w nim Polaka. Ten najbardziej znany – Robert Lewandowski – odszedł do FC Barcelony. W lidze niemieckiej na grę czeka jednak dziewięciu innych biało-czerwonych.
Spośród wszystkich nacji występujących w Bundeslidze, Polska jest siódmą najbardziej liczną. Przed nami plasują się tylko Francja, Austria, Holandia, Dania, Chorwacja i Szwajcaria. Spośród dziewięciu naszych przedstawicieli, trzech wciąż czeka na debiut w Bundeslidze, natomiast kolejnych dwóch nie grało jeszcze w niemieckiej elicie w swoich aktualnych zespołach. Sprawdziliśmy jak radzili sobie w okresie przygotowawczym, co wydarzyło się u nich w ostatnich tygodniach i jakie mają szanse na grę w Bundeslidze.
Polacy w Bundeslidze
Robert Gumny – Augsburg
Pierwszy sezon dla Roberta Gumnego był brutalnym zderzeniem z nową rzeczywistością. Większa intensywność, praca na całym boisku i konieczność szybszego podejmowania decyzji na boisku stały się elementami trudnymi do przyswojenia dla obrońcy. Długo musiał pracować, by znaleźć się w pierwszym składzie. Gdy w końcu go wywalczył, pojawiał się na nienaturalnej dla siebie pozycji – lewej defensywie. Drugi rok miał być dla niego dużo lepszy i tak też się zaczął. Obecnie czuć jednak niedosyt, bowiem końcówka rundy wiosennej pociągnęła problemy, które są wciąż widoczne.
Gumny był pewniakiem w talii Markusa Weinzierla. Do końca stycznia nie opuścił żadnego spotkania, rozgrywając łącznie 96% wszystkich minut. W lutym zaczęły się jego problemy zdrowotne. Opuścił kilka spotkań z powodu kontuzji stawu skokowego. W kwietniu wrócił do gry, ale kłopoty powracały do niego w najmniej odpowiednich momentach. Tocząc jeden z najlepszych meczów w Bundeslidze – przeciwko Bayernowi Monachium (0:1), został zmuszony do opuszczenia murawy po godzinie. Od tego momentu tylko jeden mecz zdołał rozegrać w pełnym wymiarze.
Z końcem sezonu zakończyła się misja Weinzierla, a do Augsburga przyszedł Enrico Masssen. Stało się jasne, że każdy rozpocznie przygotowania z czystą kartą. Gumny zapisał ją 214 minutami w sparingach. Podsumowaniem letniej pracy na niemieckiej boiskach zwykle jest pierwsza runda Pucharu Niemiec. To ona pokazuje, gdzie w hierarchii znajduje się zawodnik. Dla polskiego obrońcy nie ma dobrych informacji. Przesiedział całe spotkanie z BW Lohne (4:0), a na jego pozycji wystąpił sprowadzony z Greuther Fuerth Maximilian Bauer. Maassen wolał zaufać na prawej stronie defensywy nominalnemu stoperowi niż Gumnemu, Rapahelowi Frambergerowi czy Madsowi Pedersenowi, z którymi Polak do tej pory rywalizował.
Zanosi się zatem, że Gumnego czeka ciężka walka o miejsce w składzie Augsburga. Wychowanek Lecha Poznań zna smak rywalizacji i z pewnością będzie pracował na swoje miejsce. Początek sezonu może jednak rozpocząć na ławce rezerwowych.
Rafał Gikiewicz – Augsburg
Dużo lepszą pozycję w Augsburgu posiada Rafał Gikiewicz. Jest niekwestionowanym numerem jeden. Rywalom o miejsce w bramce nie dał nawet za wiele pograć w sparingach. Przed każdym sezonem stawia sobie możliwe do realizacji cele w postaci zachowanych czystych kont czy wpuszczonych goli. Powoli zaczął je realizować, bowiem już w Pucharze Niemiec wystąpił na zero z tyłu.
Oprócz tego, że jego pozycja jest niepodważalna, to pozostaje czołowym piłkarzem zespołu. Według not Kickera w ostatnim sezonie był najlepszym zawodnikiem Augsburga ze średnią not 3,18. Wciąż marzy o występie w reprezentacji Polski, choć pewnie to czcze nadzieje. Rozsadzająca go energia poza boiskiem sprawiła, że zaczął się spełniać w innych obszarach, m.in. dziennikarskich tworząc nowy program dla Canal+. Oby nie kolidowało to z jego grą, bowiem pozostaje numerem jeden dla Maassena, który liczy na jego dobre występy. Bez nich Augsburg może mieć spore problemy z utrzymaniem.
Jacek Góralski – Bochum
Z przyjściem Jacka Góralskiego do Bundesligi wiązano spore nadzieje. W końcu trafił do ligi, która jest dobrze dostępna do oglądania. Wcześniej z meczami w Bułgarii czy Kazachstanie było różnie. Do tego przeniósł się do Bochum – drużyny, która stylem gry idealnie pasuje do środkowego pomocnika. Nic więc dziwnego, że sporo obiecywano sobie po jego przyjściu. Szczególnie mocno na “Górala” czekał trener Thomas Reis.
– Oczywiście, że chcemy kończyć mecze w jedenastu, ale musimy być bardziej zdecydowani w naszych pojedynkach. Potrzebujemy tego, co Jacek potrafi. Czasami byliśmy zbyt dobrzy, za delikatni. Reprezentacyjne doświadczenie Jacka z pewnością nam pomoże – mówił podekscytowany szkoleniowiec Bochum.
Dni mijały, a Góralskiego na treningach, ani w sparingach nie było widać. Pomocnik musiał poddać się operacji oka. Wykluczyła go ona z jakiejkolwiek aktywności z zespołem, w wyniku czego nie zagrał w żadnym meczu towarzyskim. Do ćwiczeń z drużyna powróci dopiero w tym tygodniu. Zanim jednak odzyska formę i dostosuje się do taktyki zespołu miną kolejne tygodnie. Nie zanosi się zatem, byśmy szybko zobaczyli go na niemieckim boiskach.
– Rozmawiałem z Jackiem przez telefon. Operacja oka poszła dobrze. Wrócił teraz do Bochum i zorganizował kilka rzeczy w Polsce, aby mógł zabrać ze sobą swoją rodzinę. Nie wiem dokładnie, kiedy znów będzie mógł z nami pracować. Będziemy też musieli dać Jackowi czas. Tego może nie wystarczyć do pierwszej kolejki – zdradził na łamach WAZ Reis.
O ile w czasie absencji Góralskiego inny zawodnik nie złapie nadzwyczajnej formy, pomocnik powinien być jednym z pierwszych wyborów trenera. Oczekiwania wobec reprezentanta Polski są spore. Sam charakterologicznie również powinien pasować do Bochum. Zobaczymy, na ile te zapowiedzi okażą się prawdziwe. “Góral” wciąż nie przeszedł realnego testu.
>>Gdzie może trafić Jacek Góralski. Kilka słów o Bochum<<
Marcel Lotka – Borussia Dortmund
Młody polski bramkarz wiosną zrobił jedną z błyskotliwszych karier w Bundeslidze. Nagle z czwartego bramkarza Herthy Berlin stał się pierwszym wyborem trenera Felixa Magatha. Nie był przesadnie pewnym punktem swojego zespołu, ale popisał się kilkoma efektownymi interwencjami. Od dłuższego czasu prowadził natomiast zakulisowe rozmowy z Borussią Dortmund, która zamierzała go sprowadzić za darmo po sezonie do swojej drużyny rezerw występującej w 3. Bundeslidze. Jednocześnie miał naciskać Lucę Unbehauna i Alexandra Meyera w kwestii pozycji bramkarza numer dwa.
Nagle Hertha, zdając sobie sprawę z możliwej straty pierwszego bramkarza, zdecydowała się po cichu przedłużyć umowę z golkiperem, wykorzystując odpowiednie zapisy kontraktowe. Przepychanki między klubami trwały dość długo, ale finalnie Marcel Lotka trafił do Borussii Dortmund. Szczegóły negocjacji owiane są jednak niewiadomą. Mimo kilku prób kontaktu z piłkarzem, jego agencją menadżerską, Herthą Berlin i Borussią Dortmund, za każdym razem blokowano możliwość rozmowy z bramkarzem jakby była to tajemnica poliszynela.
Sam 21-latek, tak jak można było się spodziewać, nie zdołał rzucić wyzwania Gregorowi Kobelowi. W sparingach otrzymał tylko 45 minut w starciu z Antalyasporem. Pozostałe mecze spędził poza składem. Puchar Niemiec pokazał, że drugim bramkarzem będzie prawdopodobnie Meyer. Lotce pozostaną występy w rezerwach Borussii Dortmund.
Krzysztof Piątek – Hertha Berlin
Niewykluczone, że we wrześniu Krzysztof Piątek będzie występował już w koszulce innego zespołu. Hertha Berlin chciałby, czym prędzej pozbyć się polskiego napastnika. Zarabia najwięcej w drużynie, a nie jest brany pod uwagę przy ustalaniu składu przez Sandro Schwarza. W sparingach otrzymał zaledwie 135 minut szans w dwóch meczach. W starciach z Nottingham, Forrest i Halifax popisał się pięknym uderzeniem… w trybuny. Prezentował się bardzo słabo i nic dziwnego, że pozostałe spotkania towarzyskie spędził poza składem, a starcie Pucharu Niemiec przesiedział na ławce.
Piątek jest wypychany z Berlina. Mimo niewielkiej konkurencji w ataku, Stara Dama woli go sprzedać i pomyśleć o realnym następcy. O polskim napastniku zrobiło się ostatnio głośno w kontekście przejścia do Borussii Dortmund. Wobec guza jądra i koniecznej chemioterapii Sebastian Haller będzie pauzował wiele miesięcy. BVB nie stać, by ściągnąć drugiego, równie drogiego snajpera, dlatego pracuje nad doraźnym zastępstwem. Takie działacze z Zagłębia Ruhry widzą w postaci Piątka. Napastnik prowadzi również rozmowy z włoskimi klubami, pokroju Salernitany, dlatego nie zanosi się, by pozostał w stolicy Niemiec. A jeśli tak się stanie, to na wiele minut nie może liczyć.
Marcin Kamiński – Schalke
Schalke 04 Gelsenkirchen po roku powróciło do Bundesligi. Zespół Die Koenigsblauen jest zupełnie odmieniony pod względem organizacyjnym, finansowym i sportowym. Jedną z twarzy tej przemiany jest Marcin Kamiński. Obrońca po przejściach, któremu zawsze czegoś brakowało, by zaistnieć w Bundeslidze. Ma w niej mniej występów niż na zapleczu. Teraz może to zmienić, bowiem obok Gikiewcza i Jakuba Kamińskiego ma za sobą bardzo udany okres przygotowawczy.
Mimo wywalczenia awansu Mike’a Bueskensa zastąpił Frank Kramer. Zmiana szkoleniowca pociągnęła za sobą pewne zmiany. Zasiała również ziarno niepewności nawet u piłkarzy, którzy byli pewnymi punktami zespołu na zapleczu Bundesligi. – Nie deklaruję, że na pewno tak będzie, bo jest wiele zmiennych, które to zdeterminują. Latem dojdzie do wielu wzmocnień w Schalke. Nie wiem też, z jakim szkoleniowcem będę pracował. Wciąż nie wiemy, kto będzie nas prowadził w przyszłym sezonie. Mam cel, by regularnie występować w Bundeslidze – zaznaczył w majowej rozmowie z nami.
Niepewność szybko przerodziła się w pewność. Rozegrał blisko 300 minut we wszystkich sparingach i Pucharze Niemiec. Spotkanie w pierwszej rundzie z Bremer SV (5:0) było szczególnie dobre dla polskiego obrońcy, bowiem oprócz zachowanego czystego konta zdobył bramkę i asystował przy drugiej. W sparingu również zaliczył trafienie. Wszystko składa się na obraz tego, że również w Bundeslidze Kamiński będzie pierwszym wyborem trenera Kramera. Nie może jednak spać spokojnie. Schalke poczyniło spore wzmocnienia w środku obrony i zarówno Malick Thiaw, który grał już w poprzednim sezonie, jak i pozyskani latem Leo Greiml oraz Maya Yoshida mają ambicje na grę w Bundeslidze.
Tymoteusz Puchacz – Union Berlin
Ogromne ambicje, by grać w lidze niemieckiej ma również Tymoteusz Puchacz. W Polsce jest jednak powiedzenie, by mierzyć siły na zamiary, a tego lewemu obrońcy najwidoczniej brakuje. Cenimy jego chęć walki o skład, ale na razie nic nie wskazuje na to, by miał jakiekolwiek szanse na zwycięstwo rywalizacji. Pewny miejsca na pozycji wahadłowego jest Nico Giesselmann. Trener Urs Fischer w roli zmiennika 30-latka widzi natomiast nominalnie występującego po przeciwnej stronie boiska – Juliana Ryersona. Puchacz znajduje się na trzecim miejscu w hierarchii i nawet wobec gry na trzech frontach może nie złapać wielu minut. Minut, które przed mundialem, akurat jemu, mocno by się przydały.
Do tej pory przygoda wychowanka Lecha Poznań z Unionem Berlin to jeden wielki blamaż:
- 29 możliwych meczów
- 17 razy na trybunach
- 5 razy na ławce
- 1 raz wejście z ławki
- 6 razy w podstawowym składzie
- 0 pełnych występów
Wiosnę Puchacz spędził na wypożyczeniu w mistrzu Turcji Trabzonsporze. Wystąpił tam w dziewięciu meczach i powrócił do Unionu. W sparingach otrzymał od Fischera zaledwie 139 minut. Dwa razy znalazł się poza składem. Szkoleniowiec podkreślał, że wciąż obrońca nie spełnia jego oczekiwań taktycznych, a także nie potrafi ustabilizować swojej formy. Prawdziwym gwoździem do trumny byłby kolejny transfer, o którym po cichu mówi się w Berlinie. Żelaźni zagięli parol na Philippa Maxa z PSV Eindhoven. Jeśli doszłoby do jego finalizacji, Puchacz prawdopodobnie będzie musiał spakować walizki i ponownie opuścić stolicę Niemiec. Nawet jeśli Max nie trafi do Unionu, to Polak i tak ma niewielkie szanse na grę, szczególnie w Bundeslidze.
>>Puchacz zostaje w Unionie, klub odrzucił oferty. Jakie ma szanse na grę?<<
Bartosz Białek – VfL Wolfsburg
Od momentu odejścia Wouta Weghorsta z Wolfsburga, sytuacja Bartosza Białka miała się poprawiać. Niestety stała się tylko gorsza. Z powodu zerwanych więzadeł napastnik stracił końcówkę sezonu 2020/21 i pierwszą rundę poprzedniego. Powrócił do zupełnie innej drużyny niż ta, którą pozostawiał. W niej zaczęło się roić od jakościowych napastników jak Luca Waldschmidt, Max Kruse, Lukas Nmecha czy Jonas Wind. Polak nie otrzymał zbyt wielu szans na grę. Nie dał również powodów, by dostać ich więcej.
Podczas letniego zgrupowania miał jednak okazję, by pokazać się przed nowym trenerem – Niko Kovacem. Chorwat pracował już z dobrym polskim snajperem – Robertem Lewandowskim. Chciał dać szanse Białkowi, ale ponownie jego karierę storpedowała kontuzja. Podczas treningu napastnik nabawił się urazu stawu skokowego, który wykluczył go na dwa tygodnie. Wobec tego w sparingach otrzymał tylko pół godziny. Coraz głośniej zaczęło się mówić o wypożyczeniu. Chęć pozyskania Białka wykazywały Schalke, a także występujące na zapleczu Bundesligi – Eintracht Brunszwik, St. Pauli oraz HSV. Na razie pozostaje w Wolfsburgu.
– Nie będę marnował czasu na spekulacje. Jestem szczęśliwy, że mamy go. Lukas wykonuje świetną pracę, ale futbol jest szybki. Zawsze potrzebujemy kogoś, kto będzie mógł go zastąpić, a Bartosz to bardzo dobry zawodnik – wyjaśnił Kovac.
O ile Białek zostanie w Wolfsburgu, to nie może liczyć na wiele minut. Powinien tak jak w pierwszym roku po przyjściu do Bundesligi, otrzymywać nieliczne szanse w końcówkach. Od tego jak je wykorzysta, może zależeć jego dalsza kariera. Kluczowe może okazać się zdrowie.
Jakub Kamiński – VfL Wolfsburg
Za granicę odchodził za 10 mln euro, jako mistrz Polski i reprezentant Polski. Mnóstwo elementów sprzyjało transferowi Jakuba Kamińskiego do Wolfsburga. Jednak nic nie gwarantowało, że skrzydłowy się tam sprawdzi. W zespole Wilków, szczególnie w bocznych sektorach jest spora konkurencja. Tylko na tych dwóch pozycjach mogą występować Ridle Baku, Patrick Wimmer, Jonas Wind, Maximilian Philipp, Omar Marmoush, Renato Steffen, Josip Brekalo czy Kevin Paredes. Przed sezonem Kamiński otrzymał jednak kilka szans od Kovaca, z których skrzętnie korzystał.
Rozegrał co prawda tylko 116 minut, ale Wilki stoczyły przed sezonem tylko cztery sparingi. Do tego doszedł jeden mecz o Puchar Niemiec. 20-latek zdobył w nich jedną bramkę. Tylko jedno spotkanie – z Mechelen – obejrzał w całości z ławki. W pozostałych mógł liczyć na swoje szanse. Kovac stara się go stopniowo wprowadzać, ale widać, że jest zadowolony z adaptacji Polaka w nowym zespole. On i Wimmer – obu niemiecki dziennik “Bild” okrzyknął nazwą “Wimminski” – są jednymi z wygranych letniego zgrupowania. Właśnie dlatego obaj pojawili się starciu z Carl Zeiss Jeną (1:0) w Pucharze Niemiec. Również dlatego będą otrzymać kolejne szanse w Bundeslidze.
Tylko od Kamińskiego będzie zależało, jak okazje do gry będzie wykorzystywał. W krótkim czasie może przejść od roli zmiennika, do zawodnika podstawowego składu. O ile dalej będzie popisywał się efektywną i efektowną grą, może liczyć na kolejne szanse. Kibice lubią takich piłkarzy, bo w Wolfsburgu mają dobre wspomnienia z tymi z polski zawodnikami. Kamiński może kontynuować dobrą tradycję.
WIĘCEJ O BUNDESLIDZE:
- Frywolność w ataku, luki w obronie. Tak będzie grał Bayern
- Ewolucja Freiburga w rytmie Danza Kuduro
- Nowe otwarcie w berlińskiej stajni Augiasza
- Pantofle zamiast korków. Jak Bayer postawił na piłkarza w roli dyrektora
- Borussia Dortmund jest w stanie rzucić mistrzowskie wyzwanie?
Fot. Newspix