Cristiano Ronaldo pewnie wciąż należy do grona najlepszych piłkarzy na świecie, a Russell Westbrook do koszykarskiego topu już nie, ale między nimi jest sporo podobieństw. Starzejące się gwiazdy chciałyby grać w innych zespołach, ale nikt… nie kwapi się, żeby ich zatrudnić. Koszykarz Lakers jest na zakręcie. W ostatnich tygodniach „zadrwił” z niego nawet Jeremy Sochan, jedyny Polak w NBA.
„Zadrwił” to duże słowo, ale trzeba przyznać, że Jeremy przez chwilę znalazł się na celowniku. Wszystko wzięło się z tego, że brał udział w grze organizowanej przez „Bleacher Report” ze swoim kolegą z drużyny Malakim Branhamem. I na zdanie „Russell Westbrook notuje ich dużo”, odpowiedział „cegieł”, czyli niecelnych rzutów.
Niektórych to rozbawiło, niektórych nie. Do drugiej grupy należał Bobby Portis, koszykarz Milwaukee Bucks, który napisał na Twitterze „brak szacunku wymyka się spoza kontroli”. Sochan co prawda szybko zareagował na aferę, odpowiadając, że to wszystko było w ramach żartów. A także pokazał zdjęcie z dzieciństwa, na którym nosi… właśnie koszulkę Westbrooka i podkreślił, że nawet nazwał po nim swojego psa.
Inna sprawa, że to kolejna sytuacja w ostatnim czasie, w której koszykarz Lakers stał się obiektem żartów. Parę miesięcy temu narzekał na ksywkę „Westbrick” (od „bricks”, czyli cegieł), której używali w stosunku do niego złośliwi fani czy dziennikarze. Ba, Magic Johnson, wielka legenda NBA, przypadkowo nazwał tak Westbrooka podczas telewizyjnej transmisji.
Russell Westbrook – jeszcze do niedawno jedna z największych gwiazd koszykówki – znalazł się na zakręcie. Jego reputacja to jedno, ale wszystko zaczyna się od tego, jak prezentuje się na parkiecie.
Mogą sobie podać rękę
Sytuacja Westbrooka jest faktycznie podobna do tej Cristiano Ronaldo. Mówimy o sportowcach, którzy zrobili dla swojej dyscypliny wiele, pobili niebywałe rekordy. Choć oczywiście Portugalczyk ma ich na koncie więcej, Amerykanin w 2017 roku stał się drugim koszykarzem w dziejach, który zakończył sezon NBA ze statystykami na poziomie „triple-double” (uzyskanie wyników dwucyfrowych w trzech statystykach, zazwyczaj punktach, zbiórkach i asystach). A potem dokonał tego po raz drugi. Oraz trzeci, a potem i czwarty.
Niebywałe dokonania z przeszłości nie zmieniają jednak tego, że i Cristiano, i Westbrook mają za sobą nieudane sezony. Pierwszy dołączył do Manchesteru United, który rozczarował na wszystkich możliwych frontach. Drugi miał wzmocnić Los Angeles Lakers, tworząc wielką trójkę z LeBronem Jamesem i Anthonym Davisem, ale projekt „Jeziorowców” również zakończył się fiaskiem.
Lakers szybko zdali sobie sprawę, że z Westbrookiem w składzie nie osiągną tego, co zamierzają. Dlatego zaczęli go z klubu wypychać. U Ronaldo wyglądało to akurat nieco inaczej, bo on sam – napędzany chęcią gry w Lidze Mistrzów – zakomunikował chęć odejścia z United. Choć wygląda na to, że z jego planów nic nie wyjdzie.
Kuriozalnie wysokie kontrakty, a także ego oraz konieczność dostosowania gry całej drużyny pod nich – to wszystko stanowi problem. W obecnych czasach w futbolu trudno tworzyć zespół z zawodnikiem, który nie jest przyzwyczajony do pracy w pressingu, tak samo jak koszykówka przestała się lubić się z graczami słabo rzucającymi za trzy.
Dlatego zarówno na Westbrooka, jak i Cristiano nie ma chętnych na rynku. Nikt nie łasi się, żeby ściągnąć do siebie podstarzałe gwiazdy.
Wieku nie oszukasz
W teorii wszystko miało działać jak w zegarku. Lakers przed rozgrywkami 2021/2022 byli typowani jako faworyci do tytułu. LeBrona i Davisa uważano za najlepszy duet w lidze, a Westbrook miał dostosować się do pierwszego z nich, jak swego czasu Kyrie Irving czy Dwyane Wade. Szybko jednak okazało się, że „dostosowanie się” to ostatnia rzecz, jaka miała miejsce w przypadku Russella.
Nowy koszykarz Lakers po prostu nie potrafił grać z LeBronem. Nie odnajdywał się w sytuacjach, kiedy nie miał piłki w rękach. Zresztą nawet z nią nie robił furory. Trójki rzucał ze skutecznością 29.8%, notował niemal cztery straty na mecz, a jego statystyki punktów czy zbiórek spadły na łeb i szyję (średnio zaledwie 18.5 i 7.4 na mecz).
Na dodatek jego złe zagrania… wyglądały naprawdę źle. Westbrookowi zdarzało się – przy próbie rzutu – obijać tablicę w ten sposób, że piłka nawet nie dotykała obręczy. Niektóre z jego podań lądowały wręcz na trybunach. A w spotkaniu przeciwko Houston Rockets… nie skończył wsadu będąc sam na sam z koszem.
To oczywiście nie tak, że były MVP NBA z rozgrywek 2016/2017 zapomniał, jak się gra w koszykówkę. W tych elementach, których kiedyś był najlepszy, wciąż momentami błyszczał. Inna sprawa, że w wieku 33 lat stał się nieco wolniejszy, nieco mniej dynamiczny, nieco mniej skoczny. Zatem nie potrafił siać takiego spustoszenia w defensywach rywali jak w przeszłości.
I niestety nie dostosował się do zmieniających się czasów, nie miał świadomości, że jego ciało się starzeje. Choć kilka lat temu zapowiedział, że będzie pracował nad rzutem, ten stał się jego najsłabszą bronią (stąd wspomniane „cegły”). Nie poprawił się też w grze w obronie, nie nauczył się „ścinać” pod kosz, wchodząc w rolę zawodnika głównie operującego bez piki.
W 2022 roku Westbrook jest zatem tym samym Westbrookiem co w 2016, tylko słabszym fizycznie. Co ma diametralne znaczenie.
Komu, komu?
Od dłuższego czasu nie jest już tajemnicą, że Lakers nie wyobrażają sobie dalszej współpracy z Westbrookiem (i w drugą stronę). Co prawda według Chrisa Haynesa z „Yahoo” koszykarz miał w rozmowie telefonicznej z LeBronem i Davisem „dojść do porozumienia”, ale władze klubu wciąż próbują znaleźć sposób, jak wytransferować rozgrywającego do innej ekipy. Na początku lipca zresztą wydawało się, że ta sztuka im się uda. Bo mieli prowadzić zaawansowane rozmowy w sprawie wymiany Westbrooka na Kyriego Irvinga.
Ba, amerykańskie media były niemal zdania, że wszystko jest kwestią czasu. I wkrótce Westbrook znajdzie się w Brooklyn Nets, a Irving ponownie połączy siły z LeBronem. Ostatecznie jednak – prawdopodobnie z powodu wysokich wymagań pracodawcy Kyriego – do transakcji nie doszło. I już raczej nie dojdzie.
Lakers próbowali też – według informacji Boba Kravitza z „The Athletic” – wysłać Russella do Indiany Pacers w zamian za Mylesa Turnera oraz Buddy’ego Hielda. Ale rozmowy też stanęły na niczym – bo Pacers chcieli otrzymać jeszcze dwa wybory w pierwszej rundzie draftu, a ekipa z Los Angeles proponowała jeden. W grę podobno wchodziła też wymiana, w której Westbrook miałby wylądować w San Antonio Spurs (co obecnie mogłoby problematyczne ze względu na…. Jeremy’ego Sochana)
Mijają zatem kolejne dni i Westbrook wciąż jest zawodnikiem Los Angeles Lakers. To oni na ten moment mają zapłacić mu… 47 milionów dolarów za występy w sezonie 2022/2023.
Rozbite małżeństwo
Może faktycznie – podobnie jak w przypadku Ronaldo i United – skończy się na tym, że wielka gwiazda nigdzie się nie ruszy. Problem jednak w tym, że stosunki między Westbrookiem oraz Lakers są wyjątkowo napięte. Koszykarz w trakcie ubiegłego sezonu nagrabił sobie u niejednej osoby. Kiedy Frank Vogel, trener Lakers (już były), zostawił go w końcówce meczu na ławce, Westbrook mówił z wyraźnymi pretensjami, że „chciał pomóc kolegom, ale to nie jego decyzja”. Ciekawe było też to, że choć w drugim meczu sezonu postawił LeBronowi osiem zasłon, przez kilka kolejnych miesięcy uzbierał ich łącznie… dwie. To wskazywało na brak chemii między zawodnikami.
Oczywiście – niepowodzenia Lakers nie brały się wyłącznie z jego słabszej gry. Ale sam był ostatnim, który chciał wziąć winę na siebie. Oto co mówił na konferencji prasowej po zakończeniu rozgrywek: – Kiedy tu trafiłem, niestety, ludzie stworzyli fałszywy obraz tego, kim jestem, co robię. Cały czas muszę udowodniać swoje, rok po roku, co według mnie jest bardzo niesprawiedliwe. Nie powinienem być do tego zmuszany. Tak więc, kiedy trafiłem do Lakers, miałem wrażenie, że nigdy nie otrzymałem prawdziwej szansy, żeby być tym, kim muszę być, żeby pomóc zespołowi.
Jeden z dziennikarzy przypomniał wówczas słowa LeBrona i Davisa, którzy zaznaczali „dajmy Russowi być Russem”. Co koszykarz szybko skontrował: – Ta, ale nic z tego nie wyszło. Bądźmy szczerzy.
W innych wypowiedziach zawodnik wypowiadał się w negatywny sposób o sztabie szkoleniowym, który podobno nie wykorzystywał jego umiejętności, mimo, że to on musiał się najbardziej poświęcić, dołączając do Lakers.
Generalnie – cały czas można wracać do braku świadomości, niechęci do zmian. Legenda NBA uważa, że należy mu się więcej niż prawdopodobnie powinno. Potwierdza to nawet fakt, że w w lipcu… zwolnił swojego wieloletniego agenta Thada Fouchera. Być może dlatego, że ten wyraził opinię, iż Westbrook powinien zostać w Lakers i zaakceptować rolę, którą zaproponował mu nowy szkoleniowiec drużyny, Darvin Ham.
O jakiej roli mówimy? Ham kilkukrotnie podkreślał, że chce, aby Westbrook stał się zawodnikiem skupionym przede wszystkim na defensywie. Tak więc: oczekuje od niego pełnej ewolucji. Bycia graczem, którym nigdy wcześniej nie był.
A Westbrook zapewne dalej będzie trwał przy swoim: są ci, którzy noszą fortepian i ci, którzy na nim grają. A on zawsze będzie w drugiej grupie.
CZYTAJ WIĘCEJ O NBA:
- Czwarty pierścień przepustką Curry’ego do TOP10 wszech czasów?
- Polak trafił pod skrzydła legendy. Gregg Popovich zaopiekuje się Sochanem
- Jak Jeremy Sochan spełniał marzenie?
- Najlepsi koszykarze 75-lecia NBA. Kogo pominięto, kogo przeceniono?
- 50 najlepszych zawodników w historii NBA z podziałem na pozycje
- Malone, Barkley, Iverson… Najwięksi, którzy nie zdobyli pierścienia
- „To jest Len Bias… Musisz przywrócić mu życie”
- Wszystkie oblicza Sir Charlesa Barkleya
Fot. Newspix.pl (drugie i trzecie)